Anna Jachnina. Autorka najsłynniejszej piosenki okupowanej Warszawy przez dekady pozostawała anonimowa

Strona główna » II wojna światowa » Anna Jachnina. Autorka najsłynniejszej piosenki okupowanej Warszawy przez dekady pozostawała anonimowa

Piosenka Siekiera, motyka stała się jednym z symboli okupowanej Warszawy. Przez całe dziesięciolecia uważano, że to utwór anonimowy. Dopiero 64 lata po zakończeniu II wojny światowej wyszło na jaw, że autorką szlagieru była Anna Jachnina. O jej dramatycznych losach pisze Agnieszka Lewandowska-Kąkol w książce pt. Tytani Wojny.

Anna Jachnina nie chwaliła się tym, ale i nie ukrywała, choć wojenna przeszłość niektórych traktowana była przez władze PRL-u w kategoriach przestępczych. Nie rozgłaszała tego prawdopodobnie jednak nie z obawy przed restrykcjami – nie mogła wówczas wiedzieć, że żadnego śledztwa w jej sprawie nie wszczęto, co może dziwić – ale w zgodzie ze swym charakterem.


Reklama


„Ołówek wypadał ze zgrabiałych rąk”

„Nie uważała bowiem, by robiła coś nadzwyczajnego, a wręcz przeciwnie, swój udział w walce z okupantem umniejszała. Nigdy nie przyszło też jej do głowy, żeby ze względów finansowych ubiegać się o uznanie jej praw autorskich, bo walkę z wrogiem traktowała jako swój obowiązek, a robiła to piórem, czyli bronią, którą posługiwać się umiała najlepiej. W jednej z rozmów z nią opublikowanych w prasie („Czas”, 16 lutego 1975) podała nawet przybliżony czas i warunki, w jakich jej najpopularniejszy utwór powstał.

(…) Mieszkałam wówczas na ulicy Francuskiej w Warszawie. Była zima, mróz w mieszkaniu i we mnie – w środku. Straszliwy głód. Otrzymałam właśnie polecenie napisania tekstów – wierszyków, piosenek dla naszych ulicznych sojuszników-gazeciarzy, kwiaciarek, muzykantów.

Tablica pamiętkowa przy ulicy Francuskiej 15 na warszawskiej Saskiej Kępie (Tadeusz Rudzki/CC BY-SA 4.0).
Tablica pamiętkowa przy ulicy Francuskiej 15 na warszawskiej Saskiej Kępie (Tadeusz Rudzki/CC BY-SA 4.0).

Ołówek wypadał ze zgrabiałych rąk, mózg zamarzał. Nie było światła. Tylko jakiś knocik, lampeczka… To była noc tworzenia w stanie zamrożonym. Chyba właśnie wtedy – już dokładnie nie pamiętam – powstała ta piosenka….

„Siekiera, motyka, bimber, szklanka”

Mimo to jeszcze wiele lat po publikacji tych słów wojenny przebój Warszawy napisany w 1942 roku na zlecenie Aleksandra Kamińskiego – ps. Hubert, Kaźmierczak, Fabrykant – szefa Biura Informacji i Propagandy AK, wciąż uważany był za utwór anonimowy, często określany artystycznym osiągnięciem stołecznej ulicy.

Dopiero w nowym wieku, w 2009 roku, ponad wszelką wątpliwość okazało się, że autorką słów:

Siekiera, motyka, bimber, szklanka,
W nocy nalot, w dzień łapanka,
Siekiera, motyka, gaz i prąd,
Kiedy oni pójdą stąd

śpiewanych codziennie przez wszystkie pokolenia i grupy społeczne okupowanej Warszawy jest Anna Jachnina. Aż chce się napisać, że udowodniła to sama, ale przecież jej wtedy już od 13 lat nie było wśród żywych.

Sama jednak zebrała na tyle szczegółową dokumentację, że większość faktów dotyczących jej działalności podczas II wojny światowej jest niepodważalna. Pozostawiła ją w swym bydgoskim mieszkaniu, do którego wprowadził się jej wnuk, Wojciech Jachna, ze swą partnerką Justyną Górską.


Reklama


„Justyna zeszła do piwnicy i długo nie mogła”

Pamiątki po babci najpierw powędrowały do piwnicy, ale którejś niedzieli, wolny czas sprzyja często niekonwencjonalnym zachowaniom, Justyna zeszła do piwnicy i długo nie mogła z niej wyjść. Kartony wypełnione dokumentami, rzeźby, meble, ludowe drobiazgi… [Później opowiadała:]

Była tego taka ilość, że trudno było przejrzeć to wszystko w kilka godzin. To, co odnalazłam w tych zbiorach, przerosło jednak moje najśmielsze oczekiwania. Siedziałam tam, ryczałam i nie wiedziałam, co robić. Gdy otwierałam teczki, zauważyłam, że ona miała w tych notatkach wszystko podpisane, jakby chciała, aby ktoś kiedyś to zobaczył. Dawała wskazówki, co z tym zrobić i jak….

Nowa książka Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol pt. Tytani Wojny (Wydawnictwo Fronda) już w przedsprzedaży. Premiera 15 września.
Artykuł stanowi fragment książki Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol pt. Tytani Wojny (Wydawnictwo Fronda).

Dla całej rodziny był to szok, gdyż Jachnina bardzo niechętnie opowiadała o swych wojennych przeżyciach, wydawało się, że nie chce do nich wracać, że jest to dla niej zbyt trudne, a równocześnie unika obciążania nimi bliskich. A to piwniczne odkrycie okazało się materiałem niejako przygotowanym do druku.

Troskliwie uporządkowane zapiski uznać można było za świadectwo chęci podzielenia się jednak swą przeszłością z innymi, dlatego znalazczyni skarbu, nieco chyba speszona jego wagą, wyrażała nadzieję, że pisarka chciała, żeby ktoś go kiedyś odkrył.


Reklama


Z gęsto zapisanych kartek odręcznym, drobnym pismem wyłania się historia niepospolitego życia, choć Jachnina uważała, iż wielu ludzi doznało znacznie więcej krzywd i to, co było jej udziałem, nie dorasta do ich dramatów.

Osobista tragedia

Narodowy kataklizm, który rozpoczął się 1 września 1939 roku w tym samym dniu zbiegł się z jej osobistą tragedią. Dwuletnia córeczka Lala, z powodu powikłań sercowych po zapaleniu płuc, odeszła od niej na zawsze. Lekarze pocieszali, że dziecko wyzdrowieje, ale w tym szczególnym czasie o pomoc było trudno.

Niemieckie zdjęcie lotnicze z września przedstawiające płonącą Warszawę (domena publiczna).

„Nadzieje zawodzą – dziecko umiera. Coś ciężkiego zwala się na mnie. W głowie pustka. Poruszam się jak automat” – zanotowała. W dodatku była sama, gdyż mąż Julian Jachna, kapitan 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej, wyjechał na front. Bombardowanie za bombardowaniem. W tych warunkach zorganizowanie pogrzebu urastało do gigantycznego problemu. Gdy dotarła z siostrą na Powązki, na niebie znów pojawiły się niemieckie samoloty. [Tak Anna Jachnina opisała to pamiętniku:]

Część cmentarza przedstawia makabryczny widok, nasuwając swym wyglądem na kliszę wyobraźni piekło Dantego z jego okropnościami. Chwilami przerasta nawet najbujniejszą wyobraźnię. Połamane krzyże, porozrywane grobowce, wyrwy w alejach. Słychać jęk. Podchodzimy szybko. Przed oczami straszny widok.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Pracownik cmentarza schował się przed nalotem do betonowego grobowca. Ale i tu dosięgło go przeznaczenie, bomba rozbiła grobowiec. Czaszki, szkielety pomieszane z resztkami pogruchotanych trumien tworzą stos, z którego wystaje część tułowia nieszczęśliwego rannego. Idziemy dalej. Przed nami lej.

Z leja wystaje metalowa trumna z całym kościotrupem, który ma czaszkę przykrytą ręką urwaną żywemu człowiekowi. Na sąsiednim drzewie wiszą szczątki do niedawna żywego człowieka. Po korze drzewa płynie krew. Już dłużej wytrzymać nie mogę, wracamy do administracji. Po południu pogrzeb córeczki. Moja pierwsza wielka ofiara, jaką złożyłam wojnie.


Reklama


Sanitariuszka w Szpitalu Mokotowskim

Nie wiadomo, czy zrobiła to zaraz po przeżyciach, czy po jakimś czasie, ale trudno o bardziej plastyczny, a równocześnie drastyczny opis sytuacji, w której się znalazła. Już w tych osobistych zapiskach ujawnia się talent, który będzie później jej orężem.

Bo ten zwycięży, który się śmieje,
rozpacz to dzisiaj ogromny grzech
dla tych, co zawsze mieli nadzieję,
brzmi twój przekorny, zwycięski śmiech.

Tylko niewielki odsetek polskich ofiar II wojny światowej zginęło w wyniku działań zbrojnych. Na zdjęciu grób żołnierza, poległego podczas obrony Warszawy (domena publiczna).
rób żołnierza, poległego podczas obrony Warszawy (domena publiczna).

Trudno powiedzieć, czy Jachnina znała wiersz Tadeusza Hollendra Uśmiech Warszawy, z którego ta zwrotka pochodzi. Pewnie tak, bo poeta, tak jak ona, działał w BIP AK, ale zadziwiająco szybko pokonała swą rozpacz po stracie dziecka i dołączyła do społecznej grupy obrońców Warszawy, mimo że otrzymała w koszarach, gdzie mieszkała z mężem, propozycję w miarę bezpiecznego opuszczenia stolicy.

A może właśnie ta aktywność pomogła jej wyjść z obezwładniającej żałoby? Najpierw była sanitariuszką w Szpitalu Okręgowym zwanym Mokotowskim, a gdy ten został ewakuowany, uczestniczyła w tworzeniu Szpitala Czerwonego Krzyża, który już po trzech dniach został zbombardowany i znów trzeba było organizować miejsce, gdzie można by opatrywać rannych i leczyć chorych, co robiła z wielką ofiarnością.


Reklama


Ta urodziwa, elegancka kobieta, która przed wojną jako żona oficera wysokiej rangi prowadziła dostatnie, urozmaicone, beztroskie życie, nie bacząc na z dnia na dzień pogarszające się warunki pracy w szpitalu, gdzie brakowało narzędzi, lekarstw, opatrunków i żywności, walczyła o życie każdego pacjenta. W pamiętniku zapisała: „Obecna praca w szpitalu nie różni się wcale od pracy w okopach”. (…)

„Ten ohydny czyn budzi obrzydzenie i lęk” – tak odniosła się do wkroczenia wojsk ZSRR na teren Polski.

Krótki, dramatyczny wpis z 28 września: „Warszawa padła. Cios jest tak nagły i silny, że chwilowo nie wywołuje nawet reakcji”. (…)

Niemieccy żołnierze wkraczają do Warszawy 1 października 1939 roku (domena publiczna).
Niemieccy żołnierze wkraczają do Warszawy 1 października 1939 roku (domena publiczna).

W szeregach konspiracji

Ona walczyła dalej, coraz bardziej przybliżając się do formy walki, która odpowiadała jej najbardziej. Pewnie doba wydawała jej się zbyt krótka. Będąc urzędniczką Wydziału Opieki Społecznej, sporo czasu przebywała też na dworcu Warszawa-Praga, gdzie pomagała w przyjmowaniu transportów z repatriantami.

Przez jakiś czas łączyła działalność w nowo powstałym Kole Czerwonego Krzyża z dyżurami w Szpitalu Ujazdowskim, gdzie najprawdopodobniej zetknęła się – nie zostało to udowodnione, a jej zapiski na ten temat milczą – z przedstawicielami Polskiego Państwa Podziemnego.


Reklama


Czas podjęcia przez nią systematycznej współpracy z konspiracją (przyjęła pseudonimy Hanna, Hanka) koresponduje z objęciem przez Aleksandra Kamińskiego, autora słynnej powieści Kamienie na szaniec z 1943 roku, kierownictwa w warszawskim oddziale Biura Informacji i Propagandy i powołaniem nowej komórki o kryptonimie „Sztuka”.

Jej podstawowym zadaniem było skupienie artystów reprezentujących różne dziedziny sztuki. Ich twórczość najrozmaitszymi środkami propagandowymi miała trafiać na ulice, by dodawać ducha mieszkańcom. To była aktywność, w której Jachnina odnalazła się fantastycznie.

„Bez satyry pełnia życia nie istnieje”

Dar wnikliwej obserwacji, wsłuchiwania się w ludzi i wewnętrznego imperatywu, by utrwalać to na piśmie, przyniosła chyba ze sobą na świat. A teraz właśnie taki cel przed nią postawiono. Miała redagować różne formy literackie, od wspomnień czy opowiadań, przez odezwy, apele, zawiadomienia, po piosenki i wiersze, wśród których szczególne miejsce zajmowały utwory satyryczne. Wiele lat po wojnie w jednym z wywiadów powiedziała:

Satyra w czasie wojny odegrała ogromną rolę. To była broń, skuteczna broń polityczna. Niemcy stale byli w napięciu, dowcip podważał ich pewność siebie, poczucie wyższości. To była po prostu dywersja, działalność patriotyczna, budująca poczucie narodowej wspólnoty, broniąca ogólnonarodowego morale. Zresztą celna, dobra propaganda to wielka sprawa w każdej epoce historycznej. Dowcip pomaga, posuwa pewne sprawy naprzód. Bez satyry pełnia życia nie istnieje.

Anna Jachnina.
Anna Jachnina (materiały prasowe).

Twórczość tę rozprowadzano po mieście według tzw. metody Kazimierza Wagnera, która polegała na tym, że teksty napisane w „Sztuce” przekazywano gazeciarzom, sprzedawcom papierosów, kwiaciarkom, a oni podśpiewując je, dzielili się nimi z klientami i w taki naturalny sposób stawały się ogólnie dostępne i znane.

Poza wydawniczą działalnością podejmowano także inne formy artystyczne, między innymi karykatury, fotografie i teksty do przedstawień. Ogromnym osiągnięciem w tej dziedzinie był teatr kukiełkowy Krystyny Artyniewicz.


Reklama


Piosenka szybko się przyjęła

Jachnina nie tylko redagowała cudze teksty, ale była również autorką własnych, oryginalnych. Najsłynniejszy z nich, którego autorstwo tak późno zostało odkryte, Siekiera, motyka, po raz pierwszy ukazał się w zbiorku 14 piosenek zatytułowanym Posłuchajcie ludzie wydanym w lutym 1943 roku.

Warszawska ulica bardzo szybko go przejęła, bo jego żartobliwy, kpiarski, prześmiewczy ton wprawiał znękanych okupacją ludzi w lepszy nastrój, dawał nadzieję na pokonanie okupantów. Co więcej, jego prostota, zarówno dotycząca tekstu, jak i muzyki wziętej ze starej piosenki Co użyjem to dla nas, bo za sto lat nie będzie nas, pozwalała na liczne przekształcenia i dopisywanie coraz to nowych zwrotek przez ludzi ją wykonujących, a nawet tylko podśpiewujących.

Uliczna orkiestra grająca przed kamienicą przy ul. Złotej w Warszawie. Zdjęcie z czasów okupacji (domena publiczna).
Uliczna orkiestra grająca przed kamienicą przy ul. Złotej w Warszawie. Zdjęcie z czasów okupacji (domena publiczna).

Przerabiana i modyfikowana rozrosła się z czasem do kilkunastu zwrotek, zajmując wciąż na liście przebojów okupacyjnych, gdyby taką prowadzono, czołowe miejsce. To wielka sztuka, by napisać coś w taki sposób, aby trafiało do tak wielu i uznawane było przez nich za własną wypowiedź.

Jachnina potrafiła to znakomicie i właściwie do dziś nie wiadomo, które jeszcze z ówczesnych przebojów wyszły spod jej pióra. Jak wynika bowiem z badań specjalistów, tylko niewielka część repertuaru ulicznych muzykantów, tak zwanego warszawskiego folkloru okupacyjnego, powstała spontanicznie.


Reklama


Większość dostarczali ulicy profesjonaliści, między innymi skupieni w komórce BIP „Sztuka”, a mieszkańcy z chęcią je albo przyjmowali jako swoje, albo naśladowali. „Hanka, ze względu na łatwość pióra, wielostronność uzdolnień była główną podporą komórki” – zaświadczyła już po wojnie Halszka Buczyńska, szefowa komórki „Sztuka”.

Pamiętnik z oblężonej Warszawy

Kolejny oryginalny tekst Jachniny świadczy o tym, że znakomicie wypowiadała się w różnych gatunkach literackich. Trzecia rocznica walk wrześniowych była dobrą okazją dla prasy konspiracyjnej, by przypominając ich przebieg, podtrzymać na duchu zmęczoną już długotrwałą okupacją ludność Warszawy.

Donosicielstwo było tak dużym problemem w okupowanej Polsce, że władze Polskiego Państwa Podziemnego musiały na łamach "Biuletyny Informacyjnego" definiować kim jest donosiciel. Ilustracja poglądowa (domena publiczna).
„Biuletyn Informacyjny”. Ilustracja poglądowa (domena publiczna).

W tym celu „Biuletyn Informacyjny”, pismo BIP AK, ogłosił konkurs literacki na „Pamiętnik z oblężonej Warszawy”. Prace miały być opatrzone godłami i pseudonimami. Pierwszą nagrodę przyznano ex aequo dwom utworom, z których jedną otrzymała osoba podpisana pseudonimem XY, a była nią Anna Jachnina.

Do dziś w archiwach zachował się, niestety w kiepskim stanie, maszynopis tekstu opatrzonego pseudonimem XY, który został wydany łącznie z innymi pracami konkursowymi jako drukowana broszura zatytułowana Pamiętniki z obrony Warszawy we wrześniu 1942 roku.


Reklama


Zaraz potem Anna rozpoczęła pracę nad kolejnym autorskim i ważnym w obliczu zadań stawianych sobie przez „Sztukę” wydawnictwem Anegdota i dowcip wojenny. Był to 43-stronicowy zbiór anegdot i dowcipów warszawskich, lwowskich, żydowskich, a nawet antyniemieckich, krążących po mieście. Zapytana, jak zdobywała materiał do publikacji, stwierdziła, że wystarczy chodzić po ulicach i słuchać ludzi, tyle że nie każdy, tak jak ona, obdarzony jest taką umiejętnością słuchania i słyszenia.

„Jechałam kiedyś tramwajem – wspominała Jachnina. – Jeden z pasażerów pyta konduktora: »Daleko jeszcze do Niepodległości?«. Na co tamten odpowiada: »Jakieś pół roku, panie, byle do wiosny«”.

Okupowana Warszawa. Zdjęcie poglądowe (domena publiczna).
Okupowana Warszawa. Zdjęcie poglądowe (domena publiczna).

Aresztowanie

Tak właśnie książka powstawała. Gdy była już niemal gotowa, z ostatnimi poprawkami redaktorskimi i ilustracjami, 3 listopada 1942 roku Anna została aresztowana. Cały ten materiał miała przy sobie, kiedy weszła do mieszkania konspiracyjnego przy Wilczej 54.

Na marginesie trzeba dodać, że już po wojnie zaskoczona Jachnina zobaczyła, że nie była jedyną autorką tej książki. No cóż, być może ktoś, kogo nazwisko widniało obok jej, musiał zawieźć tekst do drukarni, kiedy jej zabrakło… Ona machnęła na to ręką, była ponad takimi szczegółami, ale chyba do dziś ta sprawa nie została wyjaśniona.


Reklama


Przy Wilczej 54 gestapo na skutek załamania się w śledztwie i zdrady jednego z wcześniej zatrzymanych ważnych działaczy konspiracji urządziło „kocioł”. Anna nie miała szans, tym bardziej z tak obciążającymi dowodami podziemnej działalności. Z pewnością większość twórców aktywnie biorących udział w tych bitwach na słowa, składających się na ostrą wojnę psychologiczną, zdawała sobie sprawę, iż nie jest ona mniej niebezpieczna niż działania na froncie.

Te bezkrwawe pociski – niemiażdżące kości, nierozrywające tkanek – budziły w okupantach nie mniejszy lęk niż akcje sabotażu polegające na wysadzaniu w powietrze pociągów. A o tym, że Niemcy traktowali je z całą powagą, „doceniali” taką formę walki, świadczy surowość kar stosowanych przez nich wobec tych, którzy ją uprawiali.

Wnętrze jeden z cel Pawiaka. Muzeum Więzienia Pawiak (Adrian Grycuk/CC BY-SA 3.0 pl).
Wnętrze jeden z cel Pawiaka. Muzeum Więzienia Pawiak (Adrian Grycuk/CC BY-SA 3.0 pl).

Auschwitz zamiast egzekucji

Już w trakcie aresztowania Annę tak bito po głowie, że straciła przytomność i zalała się krwią. Trzy tygodnie przebywała na Pawiaku, skąd dowożono ją na brutalnie prowadzone śledztwo na Szucha, po czym skazano na karę śmierci przez rozstrzelanie. Kary jednak nie wykonano. Już po wojnie pisarka mówiła: „Zostałam skazana na rozstrzelanie, omyłkowo przydzielono mnie do transportu do Oświęcimia… Mimo czarnych horoskopów przeżyłam”.

Tymczasem okazało się, że nie była to cudowna pomyłka, tylko akurat to śledztwo prowadzono szybko i chaotycznie, bowiem gestapowiec stojący na jego czele awansował na wyższe stanowisko na froncie wschodnim i chciał wszystkie swoje sprawy zakończyć przed wyjazdem. 26 listopada wraz ze 115 więźniami Jachnina została przewieziona do obozu Auschwitz, gdzie na ramieniu wytatuowano jej numer 25 990. To aż niewiarygodne, ale od początku, od pierwszego dnia rozpoczęła pisanie kroniki pobytu w obozie. (…)


Reklama


Annę kierowano do najcięższych prac, jakie były przewidziane dla więźniarek. Kilofem musiała rozbijać zamarzniętą ziemię, a potem ją przewozić, budowała szosę, wyburzała domy i kopała rowy. Prace nadzorowali ausweiserki (niemieckie kryminalistki), miejscowi folksdojcze z radością wyżywający się na inteligentkach i specjalnie szkolone psy.

Organizm Jachniny tego nie wytrzymał. Po przeszło miesiącu poddał się. Zachorowała na dwie choroby, praktycznie w takich warunkach nieuleczalne. Zapalenie płuc i tyfus. Trafiła do obozowego szpitala zwanego tam „rewirem”. Po miesiącu wypisano ją, ale niebawem z 40-stopniową gorączką wróciła do szpitala, a potem, słaniając się jeszcze na nogach, zaczęła tam pracować, by w końcu zostać na stałe w charakterze pielęgniarki. Cały czas notuje, pisze i aż dziwne, że ma na czym. Wie, że to, co robi, kwalifikuje ją wprost do krematorium. (…)

Nowa książka Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol pt. Tytani Wojny (Wydawnictwo Fronda) już w przedsprzedaży. Premiera 15 września.
Artykuł stanowi fragment książki Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol pt. Tytani Wojny (Wydawnictwo Fronda).

Obozowe piekło

Po blisko dwuletnim pobycie w Auschwitz, 29 października 1944 roku przewieziono Jachninę do budzącego powszechny strach – ze względu na przeprowadzane tam eksperymenty medyczne na kobietach – obozu koncentracyjnego Ravensbrück w Niemczech, gdzie zarejestrowano ją pod numerem 80 267.

Nie wiadomo, czy tam również prowadziła swoją kronikę. W archiwum jej rodziny zachowało się na ten temat niewiele materiałów. Trochę faktów odnaleźć można w korespondencji Anny z mężem, który został ranny we wrześniu 1939 roku, dostał się do niewoli niemieckiej i najpierw przebywał w Oflagu II D Gross Born-Westfalenhof na Pomorzu, a potem w obozie w Lubece.


Reklama


Z listów tych wynika, że w lutym 1945 roku przewieziono Annę do pracy w fabryce znajdującej się w okolicach Hanoweru, która została zbombardowana po kilku dniach od jej przyjazdu. Cała grupa nowo przybyłych więźniów, nękana nalotami i ostrzeliwaniem artyleryjskim, uciekała przed zbliżającym się frontem. Ci, którym udało się przeżyć, a była wśród nich Anna, wrócili do Ravensbrück, gdyż mijane po drodze inne obozy nie chciały ich przyjąć. (…)

Po powrocie do obozu Anna przebywała w nim jeszcze, na tak zwanym bloku transportowym, blisko dwa miesiące. Nocą z 20 na 21 kwietnia 1945 roku odbyło się tajemne spotkanie Heinricha Himmlera, prawej ręki Hitlera, z przedstawicielem Światowego Kongresu Żydów Norbertem Masurem. To już nie chichot historii, ale cyniczny rechot dziejów, tym bardziej że inicjatorem rozmowy był Himmler.

Obóz KL Ravensbrück na zdjęciu z 1940 roku (domena publiczna).
Obóz KL Ravensbrück na zdjęciu z 1940 roku (domena publiczna).

Uwierzyła, że będzie żyć.

W obliczu pewnej już klęski III Rzeszy Reichsführer SS dla ratowania własnej skóry był gotów spotkać się z samym diabłem i zaoferować dusze wszystkich, oprócz swojej. Jego pertraktacje z aliantami nie przyniosły pozytywnego efektu, ale dzięki nim udało się uratować z obozów koncentracyjnych około 15 tysięcy więźniów.

Negocjacji z nim podjął się wnuk króla Szwecji, Oskara II, hrabia Folke Bernadotte, który był wówczas wiceprezesem szwedzkiego Czerwonego Krzyża. Mniej więcej połowę z oswobodzonych stanowili obywatele szwedzcy, a reszta pochodziła z innych krajów. Znalazła się wśród nich Anna Jachnina, dzięki czemu uniknęła tragicznych okoliczności wyzwalania obozu przez czerwonoarmistów.

28 kwietnia cała grupa uratowanych polskich więźniów dotarła do portu w Lubece, a po kilku dniach zeszła na ziemię skandynawską. W jednym z listów do męża Anna pisała, że dopiero kiedy zobaczyła szwedzkie sanitarki, nosze, chleb i mleko, uwierzyła, że będzie żyć.

Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol pt. Tytani Wojny. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Fronda.

Walczyli nie karabinem, ale swoimi talentami

WIDEO: Największy mit na temat polskiej szlachty

Autor
Agnieszka Lewandowska-Kąkol

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.