W przeprowadzonym rankiem 7 grudnia 1941 roku japońskim ataku na bazę US Navy w Pearl Harbor wzięło udział ponad 350 samolotów. W wyniku nalotów na dno poszło osiem amerykańskich okrętów, a ponad 3500 ludzi zginęło lub zostało rannych. Straty mogły być jednak znacznie większe. Japońskie dowództwo miało pierwotnie inny plan działania.
0 7.55 setki japońskich bombowców, bombowców nurkujących i samolotów torpedowych przystąpiło do ataku na amerykańską Flotę Pacyfiku. Wystartowały z sześciu lotniskowców znajdujących się niecałe 400 kilometrów na północ od Hawajów.
Reklama
Japońskie cele ataku
Ten atak z powietrza miał być jednak tylko przygrywką przed głównym uderzeniem. Dowódcy floty japońskiej sądzili bowiem, że nalot, chociaż gwałtowny i destrukcyjny, będzie zbyt krótki, żeby dokonać zniszczeń o decydującym znaczeniu. Uważali, że więcej szkody wyrządzą przeciwnikowi okręty podwodne.
Pięć z 24 okrętów podwodnych typu I zajmujących pozycje w pobliżu Pearl Harbor odgrywało rolę okrętów-matek miniaturowych okrętów podwodnych, które miały się przedostać do portu. Duże, silnie uzbrojone okręty typu I zostały doskonale rozmieszczone.
Początkowo ich zadaniem było tylko obserwowanie wejść do amerykańskich baz i podążanie śladem okrętów wojennych, gdyby te wyszły w morze. Nie miały podejmować ataków, dopóki na Pearl Harbor nie spadną pierwsze bomby. Następnie miały się zasadzić na ocalałe okręty wroga — zwłaszcza uszkodzone pancerniki i lotniskowce — gdy te będą próbowały przebijać się ku portom amerykańskim na kontynencie.
Głównym celem japońskiego uderzenia na Pearl Harbor, zarówno tego z powietrza, jak i spod wody, było sparaliżowanie amerykańskiej Floty Pacyfiku na co najmniej sześć miesięcy. W ten sposób Japończycy zamierzali usunąć najpoważniejszą przeszkodę dla planowanej kampanii podbojów, która miała zapewnić zasoby ropy naftowej, minerałów oraz przymusowej siły roboczej dla ich gospodarki oraz machiny wojennej.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Na kolizyjnym kursie
Większość potrzebnej jej ropy naftowej, złomu i cyny Japonia importowała ze Stanów Zjednoczonych. Waszyngton nałożył jednak na ten kraj embargo handlowe w proteście przeciwko agresji japońskiej w Azji, a zwłaszcza brutalnej i długotrwałej kampanii podbojów w Mandżurii oraz Chinach. Restrykcje handlowe zostały jeszcze bardziej zaostrzone po tym, jak Japonia we wrześniu 1940 roku przystąpiła do wojskowej okupacji francuskich Indochin.
Oba kraje znalazły się więc na kursie kolizyjnym, jednak Amerykanie — mimo posiadania dobrze przećwiczonych planów na wypadek wojny i znajomości japońskich szyfrów morskich — nie zareagowali odpowiednio do sytuacji. Wszystkie elementy układanki były już na swoim miejscu — zidentyfikowane dzięki przechwyconym wiadomościom radiowym – ale składano je w jedną całość powoli, nie chcąc uwierzyć, że Japończycy rzeczywiście zamierzają uderzyć na terytorium Stanów Zjednoczonych.
Reklama
Niemniej Amerykanie doszli ostatecznie do wniosku, że atak w jakiejś formie nastąpi 7 grudnia o pierwszej po południu czasu waszyngtońskiego (czyli około 7.50 rano w Pearl Harbor), chociaż sądzili, że jego celem najprawdopodobniej będą Filipiny. Japończycy zamierzali formalnie wypowiedzieć wojnę jeszcze przed zadaniem ciosu, ale odszyfrowywanie poleceń w tej sprawie w ambasadzie japońskiej w Waszyngtonie tak się przeciągnęło, że deklaracja została przekazana Amerykanom już po tym, jak zaczęły spadać bomby.
Mocne i szybkie uderzenie
We wrześniu 1940 roku Japonia dołączyła do państw Osi. W połowie 1941 roku sprzymierzeni z nią Niemcy i Włosi zaatakowali Związek Radziecki, a także zamierzali podbić Egipt. Jednocześnie największe nasilenie osiągnęła bitwa o Atlantyk. Jeśli Japonia miała im pomóc — i skorzystać na tym, że Rosjanie i Brytyjczycy mieli związane ręce – musiała uderzyć mocno i szybko.
Wyżsi stopniem oficerowie japońscy martwili się, że jeśli ich kraj wkrótce nie zacznie działać, jego machina wojenna zostanie sparaliżowana, gdyż rezerwy ropy naftowej, jakimi dysponowała Cesarska Marynarka Wojenna, kurczyły się.
Poza tym Amerykanom nie można było dać czasu potrzebnego do ukończenia ich rozległego programu budowy okrętów wojennych. Kampania podbojów miała doprowadzić do zabezpieczenia źródeł wszystkich surowców, jakich potrzebowała Japonia, zanim Tokio wynegocjuje pokój z pozycji siły.
Reklama
Gdyby się jednak okazało, że Amerykanie mają ochotę walczyć, Japończycy zamierzali wciągnąć główne siły ich floty do ostatecznej, rozstrzygającej bitwy. Japońskie siły zbrojne miały zabezpieczyć sobie wysunięte bazy na Pacyfiku i ustanowić silną linię obrony chroniącą posiadłości imperium. Do czasu decydującego starcia z Amerykanami kraj dysponowałby już gotową do akcji nową potężną flotą.
Dlaczego się nie udało?
Straż przednią lotniskowców mających uderzyć na Pearl Harbor stanowiły dwa tuziny okrętów podwodnych typu I, które wypłynęły z Japonii między 11 i 21 listopada 1941 roku. Ich wyjście w morze nie uszło uwagi Amerykanów, ale sądzili oni, że jednostki te mają wesprzeć jakąś operację przeciwko Indiom Wschodnim.
Do 6 grudnia wszystkie przydzielone do tej misji japońskie okręty podwodne zgromadziły się u wybrzeży Hawajów. Mogło się wydawać, że plan Japończyków musiał przynieść im sukces, ale wcale tak się nie stało. Nie wynikało to z jakości okrętów czy wyszkolenia załóg, ale raczej było skutkiem błędów taktycznych.
Obszerna korespondencja radiowa między naczelnym dowódcą floty japońskiej przebywającym w bazie na atolu Kwajalein na Wyspach Marshalla oraz okrętami podwodnymi ułatwiła amerykańskim radionamiernikom ustalenie pozycji jednostek japońskich i oszacowanie, ile z nich przypuszczalnie znajduje się w pobliżu Hawajów.
Reklama
W tej sytuacji okręty US Navy skierowano na inne trasy, a wartościowe jednostki pozostawiono w portach lub przydzielono im silną eskortę. Japończycy mieli najszybszą, najpotężniejszą i dysponującą największym zasięgiem torpedę, jaka wówczas istniała, tak zwany Typ 95, ale wobec braku celów nie mogła ona pokazać swoich możliwości.
Starcie z USS Monaghan
Japońskie okręty podwodne zatopiły kilka statków handlowych, ale ani jednego okrętu US Navy. Poza tym Japończycy nie koordynowali swoich działań i gdy jakiś ich okręt popędził za celem, zdarzało się, że jego sektor bojowy dłuższy czas był pozostawiony pusty. Żadnemu z miniaturowych okrętów podwodnych nie udało się osiągnąć celu, chociaż co najmniej jeden z nich przedostał się na kotwicowisko amerykańskiej floty.
W czasie ataku lotniczego na Pearl Harbor kilka amerykańskich okrętów zauważyło peryskop i otworzyło do niego ogień. Pocisk z działa 127 mm trafił dowódcę japońskiego okrętu podwodnego i rozerwał go na strzępy. Mimo to pojazd zdołał jeszcze odpalić torpedę, ale nie trafiła ona w żaden z okrętów wojennych i eksplodowała po uderzeniu w brzeg.
Niszczyciel USS Monaghan zamierzał dołączyć do Warda na patrolu przeciw okrętom podwodnym, gdy wachta dostrzegła coś pod wodą przed nimi – dziwny, podłużny, jakby wygięty obiekt. Dowódca niszczyciela komandor podporucznik William Burford przyznał, że nie wie, co to jest, „ale nie powinno tego tam być”.
Chociaż miniaturowy okręt podwodny był uszkodzony, jego dowódca próbował jeszcze, bez powodzenia, trafić Monaghana drugą torpedą. W odpowiedzi niszczyciel dokończył dzieła zniszczenia japońskiej jednostki. Przepływając nad nią, Monaghan zrzucił bomby głębinowe ustawione na głębokość zaledwie 9 metrów. Ich eksplozje gwałtownie wstrząsnęły rufą niszczyciela.
Pierwszej nocy po ataku lotniczym na Pearl Harbor, o godzinie 22.41, dowódca miniaturowego okrętu podwodnego transportowanego przez I-16 nadał przez radio sygnał: „Tora! Tora! Tora!” („Tygrys! Tygrys! Tygrys!”).
Reklama
Był to kryptonim udanego ataku z zaskoczenia, ale poza tym nie było żadnych dowodów na to, że do jakiegokolwiek ataku w ogóle doszło. Okręty-matki czekały na powrót miniaturowych jednostek aż do 11 grudnia, ale straciwszy wszelka nadzieję na ich ponowne ujrzenie, ruszyły w drogę powrotną do bazy.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Iaina Ballantyne’a pt. Zabójcze rzemiosło. Historia wojny podwodnej. Jej polskie wydanie ukazało się nakładem Domu Wydawniczego Rebis.
Wszystko co musisz wiedzieć o historii okrętów podwodnych
Tytuł, lead, teksty w nawiasie kwadratowym oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej.