Bitwa nad Trebią. Pierwsze wielkie zwycięstwo Hannibala nad starożytnym Rzymem

Strona główna » Starożytność » Bitwa nad Trebią. Pierwsze wielkie zwycięstwo Hannibala nad starożytnym Rzymem

Jesienią 218 roku p.n.e. kartagiński generał Hannibal przekroczył Alpy i uderzył bezpośrednio na Italię, zupełnie zaskakując tym Rzymian. Do pierwszego starcia podczas II wojny punickiej doszło już w listopadzie nad rzeką Ticinus. Skala batalii były jednak niewielka. Dopiero 18 grudnia nad Trebią oddziały Kartagińczyka zmierzyły się z blisko 40-tysięczną armią konsula Semproniusza Longusa. Mimo że rzymski wódz był całkowicie przekonany o swej przewadze, to genialny Kartagińczyk odniósł tego dnia swój pierwszy wielki triumf nad wojskami Republiki.

Wieść o wtargnięciu Kartagińczyków do Italii zaszokowała senatorów. Niezwłocznie odwołali z Sycylii armię drugiego konsula, Semproniusza Longusa. Longus przeprowadził w tamtym regionie kilka niezbyt ważnych operacji, głównie zajmował się jednak przygotowaniami do inwazji na Afrykę z bazy w Lilibeum.


Reklama


Przemarsz wojsk Longusa

Zazwyczaj przyjmuje się, że w mieście lub w okolicy stacjonowała też większość jego sił, zarówno legionowych, jak i pomocniczych, lecz w materiałach źródłowych znajdujemy na ten temat tylko mgliste wzmianki. Wątpliwości nie pozostawia natomiast szybkość, z jaką zdołał przerzucić wojsko do północnej Italii.

Wytłumaczenia nieco się różnią, bardzo prawdopodobne jest jednak, że znaczną część drogi przebyto morzem. Według Polibiusza Longus rozwiązał armię i pod przysięgą zobowiązał żołnierzy, by stawili się w określonym dniu w mieście Ariminum, co znaczyłoby, że podróżowali indywidualnie bądź w niewielkich grupach.

Przeprawa Hannibala przez Alpy. Rycina Heinricha Leutemanna.
Przeprawa Hannibala przez Alpy. Rycina Heinricha Leutemanna.

Dziejopis twierdzi jednak również, że konsul przeszedł przez Rzym, lub raczej wokół niego, na zewnątrz pomerium (uświęconej granicy miasta, którą zbrojni mieli prawo przekroczyć wyłącznie podczas triumfu), stosunkowo krótko po nadejściu wiadomości o klęsce nad Ticunusem – to świadczyłoby zaś, że co najmniej część armii przemieszczała się jako zwarta grupa.

Widok maszerujących legionistów podbudował morale mieszkańców i utwierdził ich w przekonaniu, że na północy pobita została tylko konnica, i to przypuszczalnie za sprawą zdradzieckich Galów, Hannibal nie posmakował więc jeszcze, co to znaczy zetrzeć się ze słynną rzymską piechotą. Polibiusz utrzymywał, że cały przerzut z Lilibeum do Ariminum zajął raptem czterdzieści dni – niewiele, lecz w granicach możliwości. Krótko potem Longus pociągnął na spotkanie z kolegą.

Kartagińczycy tymczasem nie niepokoili Scypiona, co raz jeszcze potwierdza, że ówcześni wodzowie niezbyt chętnie podejmowali bitwy z przeciwnikiem zajmującym silną pozycję, choć w tym wypadku Hannibalowi bardziej mogło zależeć na kaptowaniu galijskich sojuszników.

Pierwsza potyczka

Kolejnym ciosem dla sprawy rzymskiej była utrata magazynów zbożowych w Clastidium (dzisiejsze Casteggio), które wpadły w ręce punickie wskutek zdrady. Dowódca tamtejszego garnizonu, pochodzący z Brundyzjum (Brundisium, obecnie Brindisi) niejaki Dazjusz, dał się przekupić stosunkowo małą sumą czterystu złotych monet.


Reklama


Jego oddział, najprawdopodobniej złożony z latyńskich sprzymierzeńców (na ogół nie powierzano oficerom bez obywatelstwa komendy nad rodowitymi Rzymianami), został ciepło przyjęty przez Hannibala, który usilnie starał się otaczać aurą łagodności. Nie znaczy to jednak, że jego armia pozostawała całkowicie nieaktywna i tylko obserwowała nieprzyjaciela.

Krótko po przybyciu Longusa Kartagińczyk nabrał podejrzeń, że galijskie plemię z zachodniego brzegu Trebii, które początkowo stanęło po jego stronie, teraz w tajemnicy paktuje z Rzymianami. Możliwe, że tubylcy rzeczywiście okazywali się dwulicowi, lecz przy ich dość luźnej strukturze politycznej mogło po prostu być tak, że poszczególni wodzowie na własną rękę decydowali się negocjować z jedną lub drugą stroną.

Tekst stanowi fragment książki Adriana Goldsworthy’ego pt. Upadek Kartaginy. Historia wojen punickich (Rebis 2021).

Z rozkazu Hannibala dwa tysiące pieszych i tysiąc galijskich i numidyjskich jeźdźców opuściło obóz i zaczęło plądrować okolicę, zdobywając bogate łupy. Część miejscowych zwróciła się wtedy do Rzymian o pomoc i Longus wysłał za rzekę silny oddział jazdy z tysiącem velites, by zaatakował grabieżców. Kartagińczycy działali w rozproszeniu i byli obciążeni zdobyczą, operacja zakończyła się więc szybkim sukcesem i pościgiem za umykającym przeciwnikiem aż pod sam główny obóz.

Rzymianie ogłaszają sukces

Zewnętrzne pikiety ruszyły swoim w sukurs i ścigających wkrótce odparto. Bój szybko eskalował, gdy obie strony rzucały do ataku coraz to nowe siły, aż w końcu w polu znalazła się cała rzymska konnica i wszyscy velites. Walka toczyła się płynnie, rozciągnięta na sporej części równiny, i żaden z wodzów nie miał nad nią kontroli. Hannibal uznał, że lepiej nie angażować kolejnych oddziałów, mogłoby się to bowiem rozwinąć w walną bitwę, której nie zaplanował i nie zdołałby wpłynąć na jej przebieg.

Marmurowe popiersie identyfikowane jako podobizna Hannibala
Marmurowe popiersie identyfikowane jako podobizna Hannibala

Osobiście zebrał uciekających i sformował front tuż pod własnym obozem, najprawdopodobniej położonym na wyższym terenie po zachodniej stronie rzeki. Nie dopuścił, by ktokolwiek ruszył do kontrataku; Rzymianie też nie kwapili się nacierać pod górę na wroga osłanianego przez strzelców z obozu, skąd w każdej chwili do boju mogły się włączyć odwody. Na tym więc bitwa się zakończyła.

Rzymianie zadali nieprzyjacielowi większe straty i ogłosili zwycięstwo. Polibiusz chwali jednak punickiego wodza za ścisłe panowanie nad swymi żołnierzami i roztropną decyzję, by nie dać się przez przypadek wciągnąć w pełną konfrontację – co według autora świadczyło o strategicznej mądrości.


Reklama


Dla Longusa, którego kronikarze opisywali jako człowieka krewkiego i agresywnego, sukces ten stanowił dowód, że dążenie do jak najszybszego starcia to słuszna taktyka. Jego ranny kolega konsul miał toczyć z nim spór, przewidując, że skutek będzie katastrofalny – i to się urzeczywistniło. Powinniśmy traktować ten wątek bardzo ostrożnie; mogła go przecież rozpowszechniać rodzina Scypionów, i to od razu po bitwie. Podtrzymuje ją jednak Polibiusz, najbardziej miarodajne źródło z tego okresu. (…)

Longus dąży do walnej bitwy

Uparte dążenie Longusa do maksymalnego przyspieszenia walnej rozprawy z wrogiem jest odbiciem głęboko zakorzenionego przekonania Rzymian z wszystkich warstw społecznych w kwestii ich sprawności militarnej, które bardzo się przyczyniło do wysokiego morale rzymskich legionów. Połączone armie rzymskie liczebnością przewyższały nieprzyjaciela, nawet gdy przyłączyli się niego nowi galijscy sojusznicy, no i miała się bić w obronie własnego terytorium.

Tyberiusz Semproniusz Longus za wszelką cenę dążył do walnej bitwy z Hannibalem. Kadr z filmu Hannibal - Rome's Worst Nightmare.
Tyberiusz Semproniusz Longus za wszelką cenę dążył do walnej bitwy z Hannibalem. Kadr z filmu Hannibal – Rome’s Worst Nightmare.

Legionistom może brakowało porządnego wyszkolenia i doświadczenia, lecz również najlepsi wojownicy kartagińscy byli wciąż zmęczeni długim i ekstremalnie trudnym marszem do Italii. Unikanie starcia, kiedy najeźdźca jest tak blisko, to przyznanie się do słabości; poza tym trudno byłoby obie armie konsularne utrzymać całą zimę skoncentrowane na tak wysuniętej pozycji.

Zdecydowane rozbicie Hannibala tak szybko po jego pojawieniu się na południe od Alp sprawiłoby też, że jego miejscowi sprzymierzeńcy opuściliby go o wiele szybciej niż w wypadku bezczynnego zimowania, i mogłoby nawet obrócić wniwecz wszelkie jego nadzieje. Gdy wziąć to wszystko pod uwagę, rzymskie pragnienie jak najszybszego rozstrzygnięcia zaczyna się jawić jako najzupełniej uzasadnione.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Nie inaczej to wyglądało także z punktu widzenia Kartagińczyków. Oni też potrzebowali błyskawicznego zwycięstwa w walnej bitwie, jeżeli inwazja miała nabrać impetu. Obaj wodzowie słusznie chcieli podjąć ryzyko starcia o niepewnym wyniku, potencjalny zysk był bowiem ogromny. Różniło ich tylko jedno: Hannibal potrafił sobie zapewnić, by do konfrontacji doszło na jego warunkach.

Hannibal przygotowuje pułapkę

W dniach poprzedzających bitwę wraz ze swymi dowódcami przemierzył całą równinę na zachód od Trebii, badając teren, na którym spodziewał się zetrzeć z nieprzyjacielem. (…). Równina nad Trebią jest rozległa i tak płaska, jak tylko to możliwe w naturze, i dopiero na południowym i południowo-zachodnim skraju raptownie się wznosi. Kartagińczycy odkryli przecinający ją jar o stromych, gęsto zarośniętych stokach, którym płynęła rzeczka. Hannibal postanowił urządzić tam zasadzkę i powierzył to zadanie swemu bratu Magonowi.


Reklama


Wieczorem w przeddzień starcia specjalnie dobrany oddział – po tysiącu piechoty i jazdy, przypuszczalnie numidyjskiej – cichaczem zajął tam pozycję w ukryciu. Strumień ów, jak się wydaje, znajdował się na tyłach obszaru, gdzie według oczekiwań wodza powinni ustawić się Rzymianie, lecz bardziej na południe – na tyle daleko od ich linii podejścia, by nie doszło do przypadkowego wykrycia zasadzki. Polibiusz odnotował, że legioniści podejrzliwie traktowali tereny lesiste, w przeszłości nieraz bowiem wpadali w takie pułapki zastawiane przez Galów, natomiast nie sądzili, by mogło ich to spotkać na otwartej równinie.

O brzasku – według Polibiusza było to w okolicy przesilenia zimowego – Hannibal wysłał numidyjską konnicę na drugi brzeg Trebii, by zaatakowała wysunięte placówki na przedpolu rzymskiego obozu i wciągnęła je w wymianę pocisków. Rozkaz brzmiał: związać przeciwnika walką, po czym systematycznie się cofać, by zwabić go za rzekę.

Ustawienie kartagińskich (oznaczone na niembiesko) i rzymskich (na czerwono) sił w czasie bitwy pod Trebią (Sémhur/domena publiczna).
Ustawienie kartagińskich (oznaczone na niembiesko) i rzymskich (na czerwono) sił w czasie bitwy pod Trebią (Sémhur/domena publiczna).

Przez ten czas wódz zwołał starszych oficerów na naradę, wyłożył im swój plan, po czym odprawił ich, by przygotowali wojsko do boju. Kartagińczycy mieli wejść na pole bitwy dobrze nakarmieni oraz fizycznie i psychicznie gotowi.

Rzymianie ruszają do ataku

Longus zareagował tak, jak przewidział Hannibal: pchnął całą jazdę przeciwko Numidyjczykom, a tuż za nią sześć tysięcy velites. Następnie rozkazał, by reszta armii stanęła w szyku i ruszyła do natarcia. Punicka konnica kontynuowała potyczkę, ale bez silniejszego angażowania się, i stopniowo zaczęła oddawać pole. Rzymianie bez wahania rzucili się w pościg.


Reklama


Ciężka piechota następowała wolniej, lecz z równym zapałem, niemal na pewno uformowana w trzy kolumny, przypuszczalnie co najmniej dwuipółmilowej długości. W takim szyku przeszła w bród Trebię – normalnie płytką, lecz podówczas wezbraną po niedawnym deszczu – i wychynęła na równinę. W wybranym punkcie kolumny skręciły w prawo i pomaszerowały wzdłuż przyszłej linii frontu.

Pierwsza z nich zajęła pozycję na prawym skrzydle. Trwało to długo; każdy taki oddział zatrzymywał się, trybuni ustalali dyslokację kolejnych manipułów i przegrupowywali je z szyku marszowego na bitewny. Ostatecznie rzymska i sprzymierzona piechota utworzyły front o szerokości około dwóch mil. Była to żmudna, procedura, wymagająca dużej aktywności wszystkich oficerów – tym bardziej że armia była nadzwyczaj duża i stosunkowo niedoświadczona, a składające się na nią dwa elementy nie miały czasu na wspólne przećwiczenie manewrów.

XIX-wieczne wyobrażenie kawalerzysty z armii Hannibala (Theodore Ayrault Dodge/domena publiczna).
XIX-wieczne wyobrażenie kawalerzysty z armii Hannibala (Theodore Ayrault Dodge/domena publiczna).

W tych okolicznościach otwarty teren nad Trebią był właściwie idealny dla kierowania takimi siłami – choć bardziej sprzyjał konnicy punickiej. Sam pięciomilowy przemarsz z obozu na pole bitwy musiał zająć kilka godzin, do tego doszło potem formowanie szyku. Po zakończeniu legioniści byli zmęczeni, zmarznięci i wciąż mokrzy po rzecznej przeprawie i od przelotnego deszczu ze śniegiem. Większość była także głodna, poderwano ich bowiem do wymarszu bez ostrzeżenia i nie mieli czasu uwarzyć posiłku.

Sytuacja na polu bitwy

Mimo to Longus mógł być zadowolony: jego konnica zdawała się wygrywać kolejne starcie, jego silna armia stała w szyku, gotowa zmierzyć się z nieprzyjacielem. Albo więc będzie miał swoją upragnioną bitwę, albo przeciwnik znowu do niej nie dopuści, a w takim razie konsul będzie mógł przekonać swoich ludzi, że budzą strach w Kartagińczykach – co doda im animuszu, kiedy już wreszcie do niej dojdzie.

Hannibal kontynuował staranne przygotowania. Kiedy ciężka piechota rzymska zaczęła przeprawę przez rzekę i wiadomo było, że nie ma już odwrotu, wysłał w sukurs Numidyjczykom osiem tysięcy lekkiej piechoty i utworzył w ten sposób parawan, za którym mógł przegrupować armię. Dopiero wtedy jej trzon wyszedł z obozu i milę dalej ustawił się w szyku bitewnym.

Środek zajęła pojedyncza linia zwartej piechoty w sile dwudziestu tysięcy; jak się wydaje, w jej centrum znalazł się ośmiotysięczny kontyngent galijskich sojuszników, Iberowie i Libijczycy zaś po bokach. Na skrzydłach stanęła galijska i hiszpańska jazda; wkrótce dołączyli do niej wracający z pierwszego starcia Numidyjczycy, w sumie na każdej flance zebrało się więc po pięć tysięcy jeźdźców. Hannibal podzielił też słonie na dwie grupy; przypuszczalnie umieścił je na skrajach formacji ciężkiej piechoty, choć w źródłach nie ma co do tego zgodności i sprawa jest raczej mglista.


Reklama


Na tym etapie Longus wycofał konnicę i włączył ją do głównej linii. I ludzie, i wierzchowce byli już zmęczeni po bezowocnym uganianiu się za zwinnymi Numidyjczykami, którzy ani razu nie dali się wciągnąć w walkę frontalną; umykali przed każdą szarżą, by zaraz wrócić i nękać przeciwnika kolejnymi salwami oszczepów. Armia rzymska ustawiła się w typowym szyku: legiony pośrodku, sprzymierzeńcy po obu ich stronach i jazda na flankach.

Siły walczących stron

Według Polibiusza samych legionistów było szesnaście tysięcy, według Liwiusza o dwa tysiące więcej. Obaj najwyraźniej przyjęli standardową średnią liczebność jednostki i pomnożyli przez cztery – w najlepszym razie mamy zatem tylko ogólne pojęcie o łącznej sile w dyspozycji konsula. Jeżeli wśród legionów był ten, który wcześniej tego roku pod dowództwem pretora Wulsona wpadł w zasadzkę Bojów, to prawdopodobnie wciąż sporo brakowało mu do pełnego stanu.

Przedstawienie iberyjskiego wojownika z około 200 roku p.n.e. (domena publiczna).
Przedstawienie iberyjskiego wojownika z około 200 roku p.n.e. (domena publiczna).

Rzymską piechotę wspierało dwadzieścia tysięcy sprzymierzonej, w tym – jak podaje Liwiusz – kontyngent z ostatniego wciąż lojalnego galijskiego plemienia Cenomanów. Nie jest jasne, czy w tej łącznej liczbie trzydziestu ośmiu tysięcy żołnierzy mieścili się także harcownicy, czy chodzi o samych ciężkozbrojnych. Zazwyczaj przyjmuje się, że wcześniej wymienione sześć tysięcy piechoty lekkiej stanowiło cały element zaczepny armii Longusa, lecz w źródłach nie jest to wyraźnie powiedziane.

Nie ulega jednak wątpliwości, że w tym zakresie Rzymianie mieli znaczącą przewagę liczebną. Z drugiej strony Longus dysponował jedynie czterema tysiącami jazdy, które musiał rozdzielić na obie flanki – a to nawet nie połowa tego, co mógł rzucić do boju nieprzyjaciel.


Reklama


Konsul był całkowicie pewny siebie. Ruszył naprzód wszystkimi siłami, jak przystało na rzymskiego wodza: powoli i w nieskazitelnym porządku. Hannibal prawdopodobnie trzymał się na pozycji i pozwolił mu podejść, być może po to, by się upewnić, że wroga armia minie zaczajony oddział Magona. Wkrótce na malejącej przestrzeni między obu wojskami starli się harcownicy.

Długa i ciężka walka

Rzymianom w tym spotkaniu nie wiodło się dobrze: byli zmęczeni i większość oszczepów wykorzystali, wspierając jazdę w boju z Numidyjczykami. Jeżeli było ich tylko sześć tysięcy, to nieprzyjaciel miał przewagę; na dodatek brakowało im tak dobrego wyszkolenia i doświadczenia, jakim dysponowali ludzie Hannibala, wśród których znajdowali się sławni balearscy procarze.

Współczesne wyobrażenie iberyjskiego procarza (domena publiczna).
Współczesne wyobrażenie iberyjskiego procarza (Johnny Shumate/domena publiczna).

Połączenie tej dość dalekosiężnej broni z używanymi na krótszy dystans włóczniami formacji lonchoforoi (oszczepników) przypuszczalnie zapewniało Kartagińczykom większą elastyczność działania. Gdy odległość między głównymi liniami się skróciła, harcownicy wycofali się na tyły przez luki w szyku zwartych oddziałów piechoty. (Liwiusz twierdzi jednak, że to napór rzymskich hastati zmusił punicką lekką piechotę do rejterady; po przegrupowaniu ustawiła się na flankach, by osłaniać własną konnicę).

Jak się wydaje, kiedy Hannibal wreszcie rzucił swoich konnych do szarży, jazda rzymska, znużona i liczebnie słabsza, stawiła tylko symboliczny opór. Według Liwiusza dodatkowo osłabił ją nękający ostrzał Balearczyków, na dobitkę zaś jej wierzchowce wystraszyły się słoni – jego opis ich roli w tej bitwie jest jednak beznadziejnie zagmatwany.


Reklama


Gdy linia rzymska pękła, Numidyjczycy i lekka piechota rzucili się do ataku, by oskrzydlić flanki głównego frontu. Polibiusz odnotował, że prześcignęli własną konnicę, co może świadczyć o rzeczywiście kiepskiej kondycji zwierząt, chociaż do boju weszły świeższe niż rzymskie. Mimo tego wsparcia walka głównych formacji ciężkiej piechoty była długa i ciężka, a jej wynik niepewny. Sami hastati i principes mieli dużą przewagę liczebną nad Kartagińczykami i byli lepiej uzbrojeni.

Rzymska klęska stała się nieunikniona

Należy też pamiętać, że front rzymski był szeroki i długo trwało, nim zmiana sytuacji na skrzydłach odbiła się na jego części środkowej. Nawet kiedy oddział Magona wyłonił się z zasadzki i zaatakował Rzymian od tyłu, co wprowadziło spore zamieszanie, legioniści nieustępliwie bili się dalej. Osaczeni od czoła przez słonie i punicką piechotę, od flanek przez harcowników i Numidyjczyków, w końcu ulegli na lewej i prawej – w centrum jednak udało się im rozbić Galów i Libijczyków i przedrzeć się przez front nieprzyjaciela.

Tekst stanowi fragment książki Adriana Goldsworthy’ego pt. Upadek Kartaginy. Historia wojen punickich (Rebis 2021).

Hannibal nie miał odwodów, by stawić im czoło, gdyż jego piechota tworzyła pojedynczą linię. Na szczęście w tej chwili było już oczywiste, że klęska Rzymian jest nieunikniona, a ich armia obraca się w hordę uciekinierów. Dziesięć tysięcy żołnierzy, którzy przełamali linię wroga, nawet nie próbowało ponownie włączyć się do walki, tylko pomaszerowało na północ, obchodząc punicką armię, wróciło na wschodni brzeg Trebii na wysokości Placentii i tam się schroniło. Hannibal z kolei nie zrobił nic, aby w tym przeszkodzić. Jego wojownicy byli tak samo zmęczeni, a zwycięstwo miał już zapewnione.

Reszta armii rzymskiej mocno ucierpiała w bitwie, lecz części udało się – pojedynczo bądź w małych grupach – przedostać z powrotem do obozu lub dołączyć do oddziału w kolonii. Nie wiemy dokładnie, jakie poniosła straty, musiały jednak być znaczne. Źródła równie mgliście podają liczbę ofiar po stronie kartagińskiej; u Polibiusza czytamy tylko, że najwięcej zginęło Celtów zajmujących środek linii. Inna rzecz, że z powodu raptownego ochłodzenia w następnych dniach zmarło wielu żołnierzy, padło też wiele wierzchowców, ze słoni zaś został tylko jeden.


Reklama


Skutki bitwy nad Trebią

Longus z początku starał się przedstawić bitwę jako nierozstrzygniętą, w której zwycięstwa pozbawiła go tylko fatalna pogoda, i trochę czasu upłynęło, nim senat zdał sobie sprawę z rozmiaru katastrofy. Cios zadany rzymskiej dumie był chyba dotkliwszy niż rzeczywiste straty, wygrana Hannibala przekonała bowiem wahające się jeszcze plemiona galijskie do opowiedzenia się po stronie najeźdźcy. Tak czy owak, winę za porażkę przypisano błędom Longusa – udana akcja piechoty ośrodku frontu zdawała się bowiem potwierdzać, że to nie odwaga żołnierzy zawiodła.

Zwycięstwo Hannibala nadało jego kampanii wystarczający impet, by mogła przetrzymać miesiące praktycznej bezczynności wymuszonej przez zimową pogodę. Jego wojsko wiedziało już, że potrafi pokonać nieprzyjaciela w polu, co wzmogło ich zaufanie do wodza, który okazał się lepszy od obu rzymskich konsulów, utrzymywał armię w ścisłej dyscyplinie i potrafił tak pokierować kampanią, że bitwy toczył tylko w miejscu i czasie przez siebie wybranych.

Pomnik upamiętniający miejsce bitwy nad Trebią (Florival fr/CC BY-SA 4.0).
Pomnik upamiętniający miejsce bitwy nad Trebią (Florival fr/CC BY-SA 4.0).

Wiedział, jak wykorzystać przewagę liczebną swojej konnicy i wynikającą z kombinacji lekkich i ciężkich formacji jej elastyczność w działaniu. Nad Trebią armia punicka walczyła jak dobrze skoordynowana jednostka, koncentrując całą siłę na flankach nieprzyjaciela.

Aby jeszcze powiększyć spodziewany sukces jazdy w starciu z mniej liczną rzymską, Hannibal na jej skrzydłach ulokował najlepszą piechotę libijską i iberyjską, wzmocnioną dodatkowo przez słonie. Zasadzka Magona pogłębiła zamieszanie w szeregach Rzymian i choć to wprowadzenie trzeciej linii przypuszczalnie wpłynęło na zmniejszenie impetu natarcia, bitwa praktycznie była już jednak wygrana dzięki udanej akcji na skrzydłach.

Niefortunnie udało się uciec dużemu oddziałowi rzymskiej piechoty w zwartym szyku, gdy już się jednak raz przedarli przez punicki front, Hannibal niewiele mógł zrobić, by ich zatrzymać – sama jednak skwapliwość, z jaką legioniści porzucili pole bitwy, świadczy, że uznali się za pokonanych.

Źródło

Powyższy tekst stanowi fragment książki Adriana Goldsworthy’ego pt. Upadek Kartaginy. Historia wojen punickich. Ukazała się ona nakładem Domu Wydawniczego Rebis w 2021 roku.

Barwna historia wojen punickich

Autor
Adrian Goldsworthy

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka to Życie w chłopskiej chacie (2024). Strona autora: KamilJanicki.pl.

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.