W tragicznych warunkach wojny, gdy miało się nieszczęście należeć do społeczności skazanej na śmierć przez okupanta, nie dało się przetrwać, jeśli wciąż myślało się i postępowało tak samo, jak w dniach pokoju. Polscy Żydzi musieli, jak pisze Arkadiusz Lorenc na kartach książki Ukryci. Głosy z kryjówek przed Zagładą, nauczyć się „żyć tak, żeby nikt nie wiedział, że żyją”.
„Niezależnie od tego, czy wybrali strategię przetrwania w bunkrze, w fizycznej kryjówce, czy na fałszywych papierach, udając Polaków, zawsze żyli w strachu, że ktoś ich wyda” – przypomina tragedię polskich Żydów, walczących o życie podczas II wojny światowej, Arkadiusz Lorenc.
Reklama
Musieli nauczyć się tego do perfekcji
Egzystencja w takich realiach wymagała przyswojenia lekcji, których dzisiaj zupełnie sobie nie uświadamiamy. Wspominali o tym różni rozmówcy autora książki Ukryci. Oto kilka dramatycznych przykładów.
Marcel Goldman musiał „nauczyć się do perfekcji, że jest kimś, kim nie jest”. Wymknął się z krakowskiego getta i pociągiem ruszył do Radomia. Odtąd musiał mówić o swoim ojcu, że nazywa się nie Goldman, lecz Galas. Niczym nie wolno mu było zdradzić – żadnym słowem, gestem – że sam nie jest rodowitym Polakiem.
„Lea Balint nauczyła się” – pisze Arkadiusz Lorenc – „że kiedy przechodzi koło Niemca (a przechodziła codziennie, na parterze szkoły, do której chodziła, mieścił się niemiecki posterunek), powinna podnieść teczkę i zasłonić głowę. Tak żeby nie zwracać uwagi”.
Co oczywiście niosło ze sobą własne ryzyko. Bo człowiek, który usilnie starał się, by nikt nie przyglądał się jego twarzy, rysom, często właśnie tym sposobem ściągał na siebie podejrzliwe spojrzenia.
Reklama
Życie bez światła, życie bez dźwięku
Autor książki Ukryci opowiada poza tym o Krystynie Budnickiej, która jako dziecko „musiała się nauczyć, jak żyć bez światła dziennego, zamieniając dzień w noc, noc w dzień”.
Przetrwała powstanie w getcie warszawskim w bunkrze wybudowanym przez jej braci. Życie w bunkrze, w którym mieszkała cała jej rodzina i jeszcze kilka innych rodzin, musiało toczyć się w nocy, kiedy getto spało. Inaczej ktoś mógłby się zorientować, donieść.
Była też Chava Nissimov, która z lat wojny szczególnie zapamiętała, że ukrywając się za szafą w domu przychylnej polskiej rodziny, musiała nauczyć się (jako małe dziecko!), że załatwiając potrzeby do wiaderka, nie można było robić tego na dno, bo wtedy przytłumiony, lecz dudniący dźwięk niósł się poza kryjówkę.
A co, jeśli w mieszkaniu są właśnie goście? Jeśli akurat sąsiadka albo kuzynka wpadła z niezapowiedzianą wizytą? Co, gdy zapyta, co to za hałas w tej szafie? Co odpowie wtedy gospodyni?
Reklama
Podobnie nie wolno było też na przykład kichać, absolutnie nigdy, pod żadnym pozorem.
„Kiedy idę na koncert do filharmonii i akurat zachciewa mi się kichnąć, pocieram czubek nosa od dołu palcami” – opowiedziała Chava Nissimov autorowi Ukrytych – „Tak samo robiłam wtedy, w kryjówce”.
Bibliografia
Artykuł powstał na podstawie książki Arkadiusza Lorenca pt. Ukryci. Głosy z kryjówek przed Zagładą (Prószyński i S-ka 2025).