Starzejący się Nikola Tesla co roku urządzał konferencje dla dziennikarzy z okazji swoich urodzin. Jego niesamowite pomysły i nieprawdopodobne twierdzenia budziły coraz mniejsze zainteresowanie. W 1934 roku 78-letni emerytowany wynalazca zaproponował jednak rzecz, nad którą nie dało się przejść do porządku dziennego: najpotężniejszą broń w dziejach świata.
Tesla ogłosił, że pracuje nad bronią wykorzystującą strumień cząsteczek. Jak wyjaśniał „New York Times”, Tesla twierdził, że potrafi „wysyłać skupione strumienie cząsteczek przez powietrze z tak ogromną energią, że zmiotą z nieba flotę dziesięciu tysięcy samolotów na dystansie 400 kilometrów od granicy bronionego kraju lub zabiją na miejscu milionowe armie”. (…)
Reklama
Tesla zapowiadał, że jego nowy wynalazek położy kres wojnom, ponieważ promienie śmierci „otoczą każdy kraj niczym niewidzialnym murem chińskim, tylko milion razy trudniejszym do przebycia. Uczyni każdy kraj bezpiecznym przed atakiem samolotów czy wielkich wrogich armii”.
Czy Nikola Tesla naprawdę opracował broń cząsteczkową?
Czy Tesla rzeczywiście opracował taką broń? Przez wiele lat inżynierowie i miłośnicy Tesli nie byli tego pewni, aż w 1984 roku pojawił się tekst, który krążył wśród badaczy Tesli, a jego autentyczność potwierdziło później Muzeum Tesli w Belgradzie.
Artykuł zatytułowany The New Art of Projecting Concentrated Non-dispersive Energy through Natural Media (Nowa sztuka emitowania skupionej i nierozpraszającej się energii poprzez naturalne media) opisywał system przyspieszania drobnych cząstek wolframu lub rtęci do bardzo dużych prędkości.
Wciąż nieprzekonany o skuteczności fal Hertza Tesla postanowił używać nie promieni, ale cząsteczek. „Chcę stwierdzić wprost, że ten mój wynalazek nie bierze pod uwagę używania żadnych tak zwanych »promieni śmierci«. Promienie nie mają zastosowania, ponieważ nie można ich wytworzyć w odpowiednich ilościach i szybko rozpraszają się wraz ze wzrostem odległości”.
Reklama
Ponadto Tesla bez wątpienia pragnął zdystansować się od dziwacznych postaci takich jak Harry Grindell Matthews, który w roku 1924 powiedział angielskim gazetom, że opracował promień śmierci zdolny niszczyć samoloty, którego jednak nie chciał zademonstrować sceptycznie nastawionym przedstawicielom brytyjskich władz.
Szczególnie Ministerstwo Lotnictwa pragnęło, by Grindell Matthews udowodnił, że jego promień może przenosić dość energii, by zabić pilota nieprzyjacielskiego samolotu poprzez zagotowanie jego krwi.
To nie były „promienie śmierci”
Zamiast używać promieni Tesla zamierzał przyspieszać maleńkie cząstki rtęci do prędkości czterdzieści osiem razy większej od prędkości dźwięku. By nadać im energię, Tesla proponował użycie generatora elektrostatycznego podobnego do konstrukcji Roberta Van de Graaffa, jednak w miejsce pasa transmisyjnego ładunków proponował użycie strumienia osuszonego powietrza napędzanego pompą Tesli poprzez hermetycznie zamknięte przewody.
Ten strumień powietrza miał przechodzić przez dwa miejsca rozładowania, gdzie ulegałby jonizacji przez prąd stały wysokiego napięcia. Jony byłyby niesione strumieniem powietrza i gromadzone w dużej sferycznej elektrodzie (…). By zwiększyć pojemność elektryczną elektrody, miała być zaopatrzona w szklane próżniowe bańki zawierające elektrodę w kształcie parasola.
Reklama
„Jestem przekonany” — pisał Tesla — „że urządzenie osiągnie nawet 100 milionów woltów, dając narzędzie bezcennej wartości zarówno dla celów praktycznych, jak i dla badań naukowych”.
Wewnątrz sfery Tesla planował utrzymywać wysoką próżnię, w którą wprowadzałby miliony drobnych cząstek rtęci. Choć Tesla nie opisał, jak miałoby do tego dojść, cząstki te otrzymałyby ten sam ładunek co cała sfera, po czym zostały z niej wyrzucone z dużą prędkością poprzez specjalnie skonstruowany projektor.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Projektor miał wyrzucać jeden rząd wysoce naładowanych cząstek zdolnych dostarczać duże ilości energii na wielką odległość. Tesla nie zamieścił wyjaśnienia, jak zamierzał zapobiec rozpraszaniu się cząstek po opuszczeniu projektora.
„Najnowsze zdobycze inżynierii”
Projekt Tesli pod wieloma względami odzwierciedlał najnowsze zdobycze inżynierii wysokiego napięcia.
W 1943 roku John Trump, który zrobił doktorat na MIT u van de Graaffa, oceniał:
Proponowany projekt posiada nieco odniesień do obecnych sposobów produkowania wysokoenergetycznych promieni katodowych za pomocą współdziałania wysokonapięciowego generatora elektrostatycznego i próżniowej rury przyspieszania elektronów.
Reklama
Choć podstawowa zasada używania sił elektrostatycznych do przyspieszania cząstek jest słuszna — stosuje się ją w wielu urządzeniach, począwszy od kineskopów starych telewizorów po gigantyczne przyspieszacze cząsteczek stosowane w fizyce nuklearnej — opis Tesli nie jest wystarczająco szczegółowy, by wnioskować, że wynalazca rzeczywiście był w stanie zbudować taką broń. Ponownie cytując Trumpa:
Stwierdzenia Tesli (…) nie pozwalają na skonstruowanie działających połączeń generatora i rury nawet o ograniczonej sile, choć ogólne elementy takiego połączenia zostały zwięźle wyjaśnione.
To NIE mogło działać
Współczesne akceleratory cząstek używają gigantycznych energii do nadawania wielkich prędkości cząsteczek subatomowych, takich jak protony i elektrony.
Przyspieszenie makroskopijnych cząstek, o których myślał Tesla, tak by przebyły jakąkolwiek znaczącą odległość, wymagałoby jeszcze większych energii. Jak konkludował Trump: „Dobrze wiadomo (…), że takie urządzenia, choć interesujące z punktu widzenia naukowego i medycznego, nie są w stanie przenieść dużych ilości energii w nierozpraszalnych strumieniach na większe odległości”.
Paul Nahin twierdzi, że by strumień cząstek Tesli wypełnił wymóg brytyjskiego Ministerstwa Lotnictwa i był w stanie zagotować krew nieprzyjacielskiego pilota, strumień musiałby przenosić co najmniej 36960 watów energii.
By zniszczyć armię złożoną z miliona żołnierzy — co, jak twierdził Tesla, mogła uczynić jego broń — potrzeba byłoby 7,4 reaktora atomowego o mocy 5 tysięcy megawatów każdy.
Reklama
Wymogi energetyczne w sposób jasny kwestionują możliwość zbudowania tej broni. Mimo to broń strumieniowa Tesli zyskała po jej opisaniu w 1934 roku spory rozgłos.
„Gdybym dysponował obecnie dwudziestoma tysiącami dolarów…”
Wyczuwając okazję, Tesla skontaktował się z kilkoma rządami i pozwolił szemranej postaci, Titusowi de Bobuli, sporządzić plany nowej wieży. (…) Tesla zaoferował [też] broń strumieniową Jackowi Morganowi, który niegdyś pożyczył mu pieniądze na rozwój turbiny.
Jak wyjaśnił mu Tesla w listopadzie 1934 roku:
Maszyna latająca całkowicie zdemoralizowała świat, tak że w niektórych miastach, jak w Londynie i Paryżu, ludzie śmiertelnie boją się bombardowania z powietrza. Nowe metody, jakie udoskonaliłem, oferują absolutne zabezpieczenie przed tą i innymi formami ataku.
Wie Pan, że Pański ojciec wspierał mnie w rozwoju mojego systemu bezprzewodowego. Nie otrzymał żadnego zwrotu z inwestycji, jestem jednak przekonany, że gdyby żył, byłby zadowolony ze świadomości, że moje wynalazki są powszechnie stosowane. Wciąż z wdzięcznością wspominam Pańskie własne wsparcie, choć wojna pozbawiła mnie osiągniętego sukcesu.
Reklama
Te nowe odkrycia, które przeprowadziłem eksperymentalnie na ograniczoną skalę, wywarły wielkie wrażenie. Jednym z najbardziej palących problemów zdaje się być zabezpieczenie Londynu, więc piszę do pewnych wpływowych przyjaciół w Anglii w nadziei, że mój plan zostanie przyjęty bez zwłoki.
Rosjanie bardzo chcą zabezpieczyć swe granice przed japońską inwazją i złożyłem im propozycję, która jest poważnie rozważana. Mam tam wielu wielbicieli, zwłaszcza z racji wprowadzenia mego systemu prądu przemiennego na bezprecedensową skalę. Szereg lat temu Lenin dwukrotnie złożył mi bardzo kuszącą propozycję przybycia do Rosji, jednak nie mogłem się oderwać od mej pracy laboratoryjnej.
Słowa nie mogą wyrazić, jak bardzo tęsknie do podobnych urządzeń, jakie miałem do dyspozycji, oraz do możliwości wyrównania rachunków z firmą Pańskiego ojca i Panem. Nie jestem już marzycielem, ale człowiekiem praktycznym z wielkim doświadczeniem zdobytym z gorzkim trudem.
Gdybym dysponował obecnie dwudziestoma tysiącami dolarów na zabezpieczenie mojej własności i zorganizowanie przekonujących demonstracji, mógłbym w krótkim czasie zdobyć ogromne bogactwo. Czy byłby Pan skłonny przyznać mi tę sumę, gdybym przekazał Panu te wynalazki?
Model może wybuchnąć
Jack Morgan nie zgodził się wesprzeć prac Tesli nad bronią cząsteczkową, Tesla jednak nie wahał się używać jej w trwających potyczkach finansowych z kierownictwami nowojorskich hoteli [gdzie zajmował pokoje nie uiszczał za nie opłat].
Gdy dyrektorzy Governor Clinton Hotel zażądali zapłacenia 400 dolarów rachunku, Tesla zaoferował w zamian działający model swej broni. Jako że model ten rzekomo wart był dziesięć tysięcy dolarów, dyrektorzy się zgodzili, a starszy pan podpisał stosowny weksel.
Reklama
Gdy jednak Tesla dostarczył model do hotelu, ze śmiertelną powagą oznajmił, że zawartość skrzynki może eksplodować, jeśli otworzy je nieupoważniona osoba. Przerażeni pracownicy schowali model w sejfie na zapleczu.
Dla kogo magiczna broń?
Tymczasem szereg innych krajów wyraził obawy przed bronią cząsteczkową i zainteresowanie nią. Usłyszawszy, że Tesla może zaoferować broń Lidze Narodów, amerykański ambasador we Włoszech Breckinridge Long ostrzegł:
Jeśli Tesla da ten sekret Genewie, znajdzie się ona w rękach pół tuzina europejskich rządów i będą oni wykorzystywali cząsteczki zamiast dział do walk pomiędzy sobą. Jeśli kontrolę nad nią uzyska rząd Stanów Zjednoczonych, wówczas nie otrzyma jej żaden inny rząd, a rząd amerykański będzie mógł pełnić funkcję jej strażnika.
Long, zawodowy dyplomata, pracował z Woodrowem Wilsonem przy utworzeniu Ligi, jednak Departament Stanu jego radę zignorował i przejął odpowiedzialność za broń Tesli.
Układ Tesli ze Stalinem
Tesla negocjował następnie z Sowietami. W kwietniu 1935 roku podpisał umowę z korporacją handlową Amtorg. Założona w 1924 roku przez Armanda Hammera korporacja Amtorg oficjalnie koordynowała handel pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a ZSRR, jednocześnie gromadząc informacje na temat amerykańskich zdobyczy nauki i techniki dla radzieckiego wojska.
Reklama
W zamian za 25 tysięcy dolarów Tesla zgadzał się:
(…) dostarczyć plany, specyfikacje oraz wszystkie informacje na temat metody i aparatury niezbędnej do uzyskania napięć do 50 milionów woltów w celu produkowania bardzo małych cząstek w rurze powietrznej, zwiększania ładunku cząstek aż do napięcia równego temu w elektrodzie wysokiego napięcia i wyrzucania cząstek na odległość stu sześćdziesięciu kilometrów i większą. Maksymalna prędkość cząstek została określona na nie mniejszą niż 563 kilometry na sekundę.
Brytyjskie oczekiwania
Radzieccy naukowcy i inżynierowie badali plany Tesli i korespondowali z nim, nie wiemy jednak, czy Sowieci testowali takie urządzenie w latach 30. Tesla zawarł umowę z Sowietami, jednak zaoferował swoją broń rządowi brytyjskiemu Neville’a Chamberlaina za 30 milionów dolarów.
W połowie lat 30. Chamberlain usiłował utrzymać stabilność w Europie, przyjmując pojednawczą postawę wobec Adolfa Hitlera i Niemiec. Zapewne miał nadzieję, że poprzez pozyskanie (a choćby i stworzenie wrażenia pozyskania) broni Tesli może zniechęcić Hitlera do agresywnych działań. Dlatego Tesla w latach 1936 i 1937 korespondował z rządem brytyjskim, jednak w styczniu 1938 roku Brytyjczycy uprzejmie odmówili kontynuowania rozmów.
W czasie prowadzenia tych globalnych negocjacji Tesla twierdził, że szpiedzy starali się wykraść mu plany broni cząsteczkowej. Włamano się do jego pokoju i przerzucono jego papiery, jednak złodzieje odeszli z pustymi rękoma. Przyczyną tego, wyjaśnił staruszek O’Neillowi, był fakt, że nie powierzył on kluczowych szczegółów papierowi, lecz nosił je bezpieczne w swojej głowie.
„Promień stopi każdy silnik”
Po wybuchu drugiej wojny światowej w 1939 roku Tesla starał się ponownie zainteresować rząd amerykański finansowaniem swojej broni cząsteczkowej.
W swe osiemdziesiąte czwarte urodziny w roku 1940 ogłosił, że gotów jest pracować z Waszyngtonem nad stworzeniem nowej broni, „telemocy”, która nie była oparta na jego wynalazkach bezprzewodowych, ale na zupełnie nowej zasadzie. Jak pisał „Baltimore Sun”:
Reklama
Promień będzie miał średnicę ledwie stumilionowej części centymetra kwadratowego i można będzie go wygenerować w specjalnej stacji, która będzie kosztować nie więcej niż 2 miliony dolarów i której budowa zajmie zaledwie około trzech miesięcy.
Tuzin takich stacji, rozmieszczonych w strategicznych punktach na wybrzeżu, wystarczy dla obrony kraju przed jakimkolwiek atakiem z powietrza.
Jak mówił Tesla, promień stopi każdy silnik — dieslowski czy benzynowy — zdetonuje też wszelkie materiały wybuchowe na pokładzie [samolotu]. Nie sposób opracować obrony przed nim, jako że będzie on przenikał wszystkie materiały.
„Będą musieli mi zaufać”
Tesla powiadomił reporterów, że jest gotów pracować z rządem od zaraz i że jest w dobrym zdrowiu. Ostrzegł jednak, że gdyby rząd przyjął jego ofertę, będzie musiał „nalegać na jeden warunek — nie zniosę mieszania się jakichkolwiek ekspertów, będą musieli mi zaufać”.
Reklama
Nie dziwi więc, że władze nie z Teslą się skontaktowały. Choć J. Edgar Hoover z FBI otrzymał informacje o najnowszym planie Tesli, traktował, jak się zdawało, najnowsze rewelacje starego Czarodzieja obojętnie.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki W. Bernarda Carlsona pt. Tesla. Geniusz na skraju szaleństwa, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Kliknij tutaj, by dowiedzieć się o niej więcej.