Kiedy w latach 60. XVII wieku Ludwik XIV rozpoczął przebudowę niewielkiego dworku myśliwskiego w Wersalu, powiedział architektowi Louisowi Le Vau, że projektowany gmach ma być „bardzo, bardzo duży”. Efekt końcowy prac okazał się imponujący. Nowa siedziba Króla Słońce liczyła aż 1300 pokoi, stając się tym samym największym pałacem w Europie. Wzniesienie tak ogromnej budowli miało pokazać potęgę Francji. Nie był to jednak jedyny cel popychający monarchę do działania. O kulisach powstania Wersalu pisze Stephen Clarke w książce pt. Rewolucja francuska…i co poszło nie tak.
Ludwik XIV obejmował tron w 1643 roku, w wieku zaledwie czterech lat. Jego ojciec zmarł młodo, po części na skutek choroby Leśniowskiego-Crohna, a częściowo za sprawą 1200 lewatyw i 250 płukanek przeczyszczających, które zaordynowali mu na nią lekarze. (…)
Reklama
Burzliwe początki panowania Ludwika XIV
Ludwik XIV miał dwanaście lat, a władzę w jego imieniu cały czas jeszcze sprawowała matka, Anna Austriaczka, gdy rozegrały się wydarzenia, które z całą pewnością uzasadniają określenie jego dzieciństwa jako dysfunkcyjnego.
Najpierw przeciwko koronie wystąpił parlament. Zbuntowana armia wzniosła w mieście barykady, zmuszając dwór do ucieczki do położonego 20 kilometrów na zachód od Luwru Saint-Germain-en-Laye. Potem dwóch kuzynków króla (a zarazem potencjalnych pretendentów do tronu), książęta de Condé i de Conti, zwróciło się przeciwko niemu, na skutek czego przez kolejne trzy lata raz po raz wybuchały zbrojne konflikty wewnętrzne.
W pewnym momencie, zwanym przez historyków la Fronde (jak „proca”, co miało w kpiący sposób ustawić buntowników na równi z dziećmi miotającymi kamiennymi pociskami), Ludwik XIV wraz z matką zostali pojmani przez paryski tłum i uwięzieni w Palais-Royal. Na szczęście dla królewskich więźniów siedemnastowieczny motłoch nie parł do linczów i nie domagał się głów, jak to czynili ich potomkowie nieco ponad sto lat później.
Rebelii udało się w końcu położyć kres, gdy de Conti został uwięziony, a mieszkańcy wsi wycierpieli swoje z rąk plądrujących ich dobytek buntowników z armii Kondeusza. Tym samym dopiero od 1653 roku Ludwik XIV mógł w spokoju przeistaczać się w tyrana i monarchę absolutnego.
Chęć okiełznania buntowników
Król się usamodzielnił – uwolnił spod regencji matki – w wieku piętnastu lat. W obliczu zaistniałych zdarzeń trudno się dziwić, że od początku starał się podporządkować sobie parlament, paryżan i szlachtę. Aż za dobrze wiedział, że w ówczesnej sytuacji każdy szlachcic, któremu przyjdzie do głowy siać zamęt, bez problemu podburzy lud Paryża.
Ludwik XIV zdawał sobie sprawę, że musi sobie wychować dwór i mocą swojej władzy stłumić wszelkie zapędy rewolucyjne czy choćby nawet niezadowolenie. Miał stać się Roi Solei, Królem Słońce – ponieważ nikt nie waży się kwestionować poczynań słońca.
Reklama
Stopniowo dopracowywał genialny plan zakładający trwałe zabezpieczenie się przed zakusami buntowniczego tłumu i jednocześnie zamknięcie arystokratów – dość licznie zasiadających w parlamencie – w złotej klatce. Pomysł zakładał narzucenie im obowiązkowej obecności na dworze, a co najmniej zrównanie nieobecności na dworze z wypchnięciem na margines społeczny.
Zapędziwszy szlachtę w kozi róg, król mógł jej następnie narzucić ścisłą etykietę, która pozwoliłaby ją skutecznie kontrolować, a także normy dotyczące strojów tak wyśrubowane, że stanowiące nadmierne obciążenie nawet dla kieszeni najbogatszych aristos.
Zamierzał doprowadzić do tego, że to szlachetnie urodzeni będą go karmić, ubierać, a nawet podcierać – i jeszcze będą zabiegać o to, żeby to robić, a być może nawet za to płacić. Ten szatański plan sprowadził ostatecznie tragiczny koniec zarówno na szlachtę, jak i na monarchię, ale przez ponad sto lat sprawdzał się nader dobrze.
„Ma być bardzo, bardzo duży”
Ludwik XIV przystąpił do realizacji pierwszej części swojego planu, twierdząc, że nowy pałac zamierza wznieść dla uczczenia rodu Burbonów, z którego się wywodził. Choć Luwr, Fontainebleau, Saint-Germain-en-Laye, Blois, Amboise i cała reszta nadal olśniewały, Ludwik XIV chciał sobie zbudować własny dom.
Reklama
Rzekomo czuł się zobowiązany udowodnić Francji, że jest najpotężniejszym państwem w Europie, a uczynić to zamierzał poprzez wzniesienie najwspanialszego pałacu, jaki kiedykolwiek stał na kontynencie – sam zaś miał zostać najwspanialszym władcą, jaki na nim kiedykolwiek rządził.
Młody król wiedział już wówczas o istnieniu dworku myśliwskiego ojca [w Wersalu] i zapraszał do niego kochanki. W wieku dwudziestu dwóch lat wdał się w romans z dwórką usługującą jego bratu. Szczęśliwa wybranka królewskiego serca, Louise de la Vallière, była wtedy jeszcze nastolatką. (…)
Król znudził się Louise po tym, jak w ciągu pięciu lat wydała na świat czworo dzieci. Nie znudził mu się natomiast Wersal i to właśnie tam organizował z wielką pompą różne rozrywki, między innymi przedstawienia teatralne. Najwybitniejszy francuski komediopisarz tamtej epoki, Molière, zaprezentował tam światu jedno ze swoich najsłynniejszych dzieł, czyli Świętoszka.
W latach sześćdziesiątych XVII wieku Ludwik XIV postanowił na stałe zamieszkać tam, gdzie wcześniej odbywał schadzki. Zamierzał też ściągnąć na miejsce na stałe swoich dworzan. Prace budowlane powierzył mistrzowi francuskiego klasycyzmu, architektowi Louisowi Le Vau, a instrukcje wydał mu mocno zdawkowe: „Ma być BARDZO, BARDZO DUŻY”.
Reklama
2300 pokoi Wersalu
Le Vau przedłożył królowi dwa projekty. Pierwszy zakładał zburzenie starego dworku i wzniesienie czegoś nowego zupełnie od podstaw. Drugi zaś przewidywał rozbudowę dotychczasowych pomieszczeń w stronę ogrodów znajdujących się na tyłach.
Podobnie jak wielu innych właścicieli nieruchomości, Ludwik XIV wolał rozbudowywać, niż burzyć, więc w 1668 roku robotnicy pod kierownictwem Le Vau przystąpili do przeistaczania dworku myśliwskiego w największy pałac w Europie, złożony z 2300 pokoi.
W części centralnej, otaczającej pierwotną budowlę wzniesioną przez Ludwika XIII, mieściły się przede wszystkim pomieszczenia pozostające w dyspozycji króla i królowej. Ich apartamenty otaczały dziedziniec, na którym powozy mogli zatrzymywać tylko najdostojniejsi arystokraci i członkowie rodziny królewskiej.
Znajdowała się tam również kaplica (jakkolwiek brzmi to skromnie, była to sporych rozmiarów świątynia ozdobiona marmurem i złotem). W przedniej części były pomieszczenia dla ministrów, zaś w skrzydłach północnym i południowym ulokowano ciasne kwatery dla tych, którzy mieli dostąpić zaszczytu rezydowania w pałacu – a był to zaszczyt niebagatelny, zważywszy, że dworzanie musieli przebierać się po kilka razy dziennie, aby dopasować ubiór do kolejnych elementów ceremoniału.
Reklama
Srebrny tron Króla Słońce
Najważniejszym punktem całego projektu był apartament króla, składający się z siedmiu sporych rozmiarów salons. Największy luksus panował w salon Apollon, czyli Sali Apollińskiej, w której sufi t zdobiło malowidło przedstawiające Ludwika XIV jako boga słońca w powozie. Wokół niego krążyły cztery pory roku i godziny (reprezentowane przez same kobiety, zgodnie z upodobaniami króla), a także reszta wszechświata.
Król z całą pewnością nie grzeszył umiarkowaniem. Pierwotnie w Sali Apollińskiej znajdował się srebrny tron o wysokości 2,6 metra, w końcu jednak sam Ludwik XIV uznał, że to nadmiar ekstrawagancji, i w 1689 roku kazał przetopić zarówno siedzisko, jak i inne srebrne meble, żeby z uzyskanych w ten sposób środków opłacić działania wojenne przeciwko Lidze Augsburskiej.
Do ulubionych pomieszczeń króla zaliczała się sala bilardowa, czyli salon de Diane (poświęcona bogini łowów). Król wprawnie władał kijem bilardowym i kazał zbudować specjalną galeryjkę, z której panie mogłyby patrzeć na stół z góry i oklaskiwać jego udane uderzenia. Łatwo się zatem domyślić, dlaczego Sala Diany zyskała sobie miano Sali Oklasków.
Prywatne apartamenty Ludwika XIV
Apartamenty królewskie nie były oczywiście przestrzenią prywatną. Ludwik XIV większą część dorosłego życia przeżył jako gwiazda królewskiego teatrzyku i wszystkie swoje funkcje życiowe – poza tymi seksualnymi – realizował na oczach publiczności. W ciągu dnia w jego salons roiło się więc od dworzan, gości, doradców i służby. To samo dotyczyło apartamentu królowej, który stanowił lustrzane odbicie pomieszczeń przeznaczonych dla króla.
Reklama
Ludwik XIV i jego żona jadali wieczorny posiłek w przedpokoju królowej, na oczach starannie dobranego grona obserwatorów, i nawet sześcioro jej dzieci przyszło na świat w obecności dworzan.
Galeria Luster w Wersalu
Najsławniejszym z pałacowych pomieszczeń była Grande Galerie, później nazwana Galerią Luster. Ta imponująca, bo mierząca 73 metry sala recepcyjna ciągnęła się niemal przez całą długość nowo wybudowanego pałacu, a jej okna wychodziły na ogród, który odbijał się w 357 lustrach rozmieszczonych na przeciwległej ścianie.
To tutaj dworzanie i publika wyczekiwali, żeby choć zerknąć na króla. To tędy musieli przejść dyplomaci, którzy zabiegali o audiencję. Z tego właśnie powodu dekoracje zostały pomyślane tak, aby sławić geniusz Ludwika XIV i prestiż Francji. Sufi t tworzył swego rodzaju arc de triomphe, łuk triumfalny, ku chwale Króla Słońce.
Pokrywały go obrazy ilustrujące jego zwycięstwa wojskowe (choćby osobiste dowództwo nad oddziałami, które w 1673 roku zajęły Maastricht) oraz alegorie ukazujące jego osiągnięcia polityczne: „Przywrócenie porządku w finansach, 1662”, „Zapewnienie ochrony sztuce, 1663” (to tylko przykładowe szumne tytuły).
Reklama
Lustra również miały stanowić czytelny sygnał dla całego świata, że oto Francja przebiła Wenecję w kunszcie szklarskim. W XVII wieku duże lustra bez skazy stanowiły szczyt osiągnięć technologicznych. Dziś ich odpowiednikiem mogłaby być galeria gigantycznych ekranów 3D, na których można podziwiać dokonania francuskiej kuchni, winnic i elektrowni atomowych, dodatkowo emitujące cząstki zapachowe charakterystyczne dla rozpoznawalnych dań czy promieniowania radioaktywnego.
Miejsce przyjmowania gości
Jeszcze w 1919 roku Galeria Luster, zdobiona pozłacanymi posągami i kryształowymi żyrandolami, robiła tak duże wrażenie, że to właśnie w tej sali zorganizowano podpisanie traktatu wersalskiego, czyli porozumienia mającego w założeniu na zawsze zniechęcić Niemcy do wszczynania wojen.
Do dziś francuscy prezydenci podejmują tu oficjalnych gości, tym samym dowodząc, że w jakimś stopniu przejęli właściwą Ludwikowi XIV potrzebę podbijania bębenka.
W 1682 roku budowa Wersalu była na tyle zaawansowana, że Ludwik XIV mógł się tu przenieść z Paryża wraz z całym dworem i rządem. Wcześniej odwiedzał plac budowy regularnie, ponieważ jak każdy inwestor dobrze wiedział, że wykonawców nie można pozostawiać na zbyt długi czas bez nadzoru.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Stephena Clarke’a pt. Rewolucja francuska…i co poszło nie tak. Jej polska edycja ukazała się w 2024 roku nakładem wydawnictwa Prószyński Media. Przekład: Magda Witkowska.