8 września 1904 roku do rezydencji cara Rosji wezwano renomowanego petersburskiego chirurga, Siergieja Fiodorowa. Powodem były objawy, jakie dostrzeżono u niespełna sześciotygodniowego następcy tronu, Aleksego Romanowa. Koronowani rodzice nie kryli obaw. Nikt jednak jeszcze nie przewidywał, że u księcia zostanie rozpoznana jedna z najgroźniejszych chorób trapiących dystyngowane rody Europy.
Poniższy tekst pochodzi z książki Jürgena Thorwalda pt. Krew królów. Dramatyczne dzieje hemofilii w europejskich rodach książęcych. Powstał, zgodnie z tym co podaje autor, na podstawie „pośmiertnych papierów petersburskiego chirurga, prof. dra med. Siergieja Piotrowicza Fiodorowa”.
Reklama
8 września 1904 roku po raz pierwszy wezwano mnie do cesarskiego pałacu w Carskim Siole. Było to późnym popołudniem, około godziny szóstej; cesarski adiutant, który czekał przed domem z mało jeszcze wówczas rozpowszechnionym automobilem, zdawał się mocno podenerwowany.
– O kogo chodzi? – spytałem.
– O jego cesarską wysokość, carewicza – odparł.
„Chodziło o dziecko, które nie miało jeszcze sześciu tygodni”
Nie można go było skłonić do dalszych wyjaśnień. Spakowałem swoją torbę, po czym pojechaliśmy z dużą jak na owe czasy szybkością do Carskiego Sioła, gdzie od momentu wstąpienia na tron w roku 1896 car Mikołaj II zwykł był spędzać większą część roku w tak ścisłej izolacji od świata, że niekiedy podejrzewałem go o chorobliwe skłonności.
Siedząc w automobilu, miałem czas na przemyślenie kilku spraw. Jeśli w takim pośpiechu sprowadzano mnie do carewicza, następcy tronu, to chodziło o dziecko, które nie miało jeszcze sześciu tygodni. Aleksy Mikołajewicz urodził się 30 lipca (12 sierpnia wg nowego kalendarza), a 11 sierpnia (3 września) z wielką pompą został ochrzczony.
W owych dniach nieco rozproszyły się chmury gromadzące się nad carską rodziną. ponieważ jednym (choć tylko jednym) z powodów, które doprowadziły do tego, że car Mikołaj i carowa Aleksandra nie cieszyli się prawdziwą sympatią warstw wyższych ani ludu, był brak syna i następcy tronu. (…)
Reklama
Po chwili wahania spytałem:
– Czy chodzi o jakiś wypadek? Twarz adiutanta pozostała niewzruszona.
– Nie wiem – odparł.
– Przecież może się okazać, że będę potrzebował specjalnego instrumentarium – stwierdziłem.
– Jeśli to będzie konieczne, wszystko zostanie natychmiast dostarczone. Ja mogę jedynie wykonywać rozkazy, jakie zostały mi wydane. (…)
„Podał mi drżącą dłoń”
Dotarliśmy do Carskiego Sioła i wjechaliśmy na podjazd. Oczekiwał tam na mnie komendant pałacowy Wojejkow, o którym krążyły tysiące pogłosek. Natychmiast zaprowadził mnie do komnat rodziny carskiej. Minęło zaledwie kilka minut.
W jednym z urządzonych z niezwykłym przepychem pokojów, zamieszkiwanych przez pięcioro carskich dzieci, stanąłem naprzeciw ciemnookiego mężczyzny, który z bardzo poważną miną podał mi drżącą dłoń. Rozpoznałem go, zanim zdążył mruknąć pod nosem: „doktor Korowin”. Był to lekarz nadworny czy też, jak kto woli, jeden z lekarzy nadwornych, których potrzebowała już wówczas często niedomagająca carowa.
Pomijając rozmaitych szarlatanów i uzdrawiaczy, Korowin z pewnością był najbardziej znany wśród prawdziwych lekarzy na dworze.
„A zatem wie pan, jak należy się zachować”
– Chodzi o małego carewicza – powiedział dziwnie niepewnym głosem. – Nie jestem chirurgiem, tylko internistą. Dlatego zaproponowałem, żeby poproszono pana o konsultację.
Popatrzył takim wzrokiem, jakby oczekiwał uznania za to, że zaszczycono mnie wezwaniem do Carskiego Sioła.
Reklama
– Dziękuję – rzekłem. – Ale o co właściwie chodzi?
– Hm, trudna sprawa – odparł, przy czym w jego głosie i spojrzeniu znów zauważyłem wielką niepewność. – Chodzi o dziwne krwawienie w okolicy pępka, które zaczęło się dziś rano.
– Cóż, to często się zdarza – powiedziałem, czując niemal ulgę, a równocześnie rozczarowanie, że wezwano mnie z powodu takiej drobnostki.
– Tak – stwierdził. – To prawda. Ale krwawienie trwa od dzisiejszego poranka. Przyzna pan chyba, że to nie jest całkiem normalne…
– Proszę mi zatem pokazać małego pacjenta.
– Naturalnie… naturalnie – odrzekł z wahaniem.
– Myślę, że nie powinniśmy tracić czasu – powiedziałem zdumiony.
– Z pewnością, z pewnością – odparł. – Zaprowadzę pana do jego cesarskiej wysokości, małego carewicza. Najpierw jednak muszę zwrócić panu uwagę na jedną okoliczność: przy łóżku jego wysokości zastanie pan cara i carową. Carowa znajduje się w stanie krańcowego lęku i podniecenia. Zmuszony jestem prosić, aby w razie stwierdzenia czegoś niepokojącego zachował pan milczenie i nie powiedział o tym ani carowi, ani carowej.
Reklama
– Jak pan sobie życzy – odpowiedziałem, nie ukrywając zniecierpliwienia.
Spostrzegł moją reakcję, ale, jakby chcąc uzyskać całkowitą pewność, dodał: – A zatem wie pan, jak należy się zachować.
„Mała, w zasadzie niewinna ranka”
Dopiero wtedy zaprowadził mnie do pokoju na piętrze, gdzie leżał carewicz. Wchodząc, ujrzałem klęczącą przy łóżku kobietę z rękami złożonymi do modlitwy. Była to carowa Aleksandra. W nogach łóżka rysowała się stosunkowo niewysoka, szczupła postać cara o brodatym obliczu. (…)
Prezentacja odbyła się niemal bez słów. Carowa nie ruszyła się z miejsca, tak więc musiałem zbadać małego carewicza z przeciwległego boku łóżeczka. Korowin ostrożnie odsunął bogato zdobioną haftami kołderkę. (…)
Mały carewicz o dużych, jasnoniebieskich oczach, leżał trzymając na piersi zaciśnięte piąstki. W jego spojrzeniu nie było wówczas jeszcze tego całego bólu, lęku i dziecięcej rezygnacji, jakie widywałem później. Miał kędzierzawe, jasne włosy, a cerę zdrową i zaróżowioną. (…)
Korowin odsłonił pępek carewicza i zacząłem oglądać niewielką rankę. Trudno dziś opisać, co wtedy czułem. Byłoby nieprawdą, gdybym powiedział, że już w owej chwili jasno przeczuwałem całą doniosłość przyszłych zdarzeń. Nie – widziałem tylko małą, w zasadzie niewinną rankę w miejscu przecięcia pępowiny. Ale wewnątrz niej dostrzegłem ślady świeżej jasnej krwi.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Początkowo sądziłem, że przy zdejmowaniu opatrunku pękł strupek, który powinien był się do tej pory utworzyć. Nie odkryłem jednak ani śladu strupka, żadnych oznak krzepnięcia krwi – zupełnie nic.
„Jak brzmi pańska diagnoza?”
Kiedy mój wzrok padł na opatrunek, który Korowin odłożył na bok, stwierdziłem, że wewnętrzne warstwy przesiąknięte są krwią. Wyprostowałem się powoli, patrząc przy tym w oczy carowej, które zdawał się przepełniać ogromny lęk.
Reklama
– Jak brzmi pańska diagnoza? – spytała spokojnie, jednakże ton jej głosu wyraźnie zdradzał, ile wysiłku kosztowało ją to opanowanie. – Co to jest…?
Na ramieniu poczułem ostrzegawczy uścisk ręki Korowina i usłyszałem jego głos:
– Doktor Fiodorow potwierdzi to, co już powiedziałem: mamy tu do czynienia z częstym przypadkiem drobnego krwawienia powtórnego…
– Tak – powiedziałem wbrew własnemu przekonaniu. Ale moje „tak” widocznie nie zabrzmiało zbyt przekonująco, gdyż carowa powtórzyła pytanie, po czym dodała:
– Co pan teraz zrobi?
– Nic szczególnego – odrzekłem tonem kłamliwego pocieszenia, które prędzej czy później wchodzi do repertuaru każdego lekarza – założymy opatrunek uciskowy. Do jutra wszystko minie…
Reklama
– Czy jest pan tego zupełnie pewien? – nalegała.
– Myślę, że tak… – powiedziałem, Korowin zaś wtrącił skwapliwie:
– Doktor Fiodorow znany jest w całym Petersburgu ze swej nadmiernej ostrożności. Jeśli mówi „może”, wówczas oznacza to „tak”!
Wszystko, co powiedział, było kłamstwem.
Od redakcji
W rzeczywistości Aleksy Romanow cierpiał na hemofilię: chorobę nie tylko nieuleczalną, ale na samym początku XX wieku też całkowicie niezrozumianą i dającą tragiczne rokowania.
Rozwój przypadłości syna wpędził parę carską w desperację i sprawił, że ogromne wpływy na dworze zyskał szarlatan Grigorij Rasputin. Skutki dla rosyjskiej polityki i losów dynastii były więcej niż tragiczne.
O chorobie Aleksego Romanowa i jej konsekwencjach, a także o innych przypadkach hemofilii na szczytach europejskiej socjety szeroko pisze Jürgen Thorwald w książce pt. Krew królów. Dramatyczne dzieje hemofilii w europejskich rodach książęcych. Powyższy tekst stanowi fragment tej właśnie publikacji.
Dramatyczne dzieje „choroby królów”
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.