W czasach renesansu w skład zamku na Wawelu wchodził budynek, który dzisiaj już nie istnieje. Na bocznym, ukrytym dziedzińcu Batorego (oczywiście nazwanym tak dopiero później) stała murowana łaźnia, przeznaczona dla królowych i dwórek. Gmach przylegał bezpośrednio do wnętrz, w których mieszkała najjaśniejsza pani. Jego skromna skala zupełnie jednak nie wystarczała Bonie Sforzy.
Renesansowa przebudowa zamku na Wawelu, podjęta na początku XVI wieku, zaczęła się od skrzydła zachodniego, gdzie swoje pokoje miały królowe. Prace w rezydencji dopiero później nabrały prawdziwie spektakularnego rozmachu. W efekcie apartamenty monarchini i jej fraucymeru były o wiele ciaśniejsze, mniej nowoczesne i wygodne niż pokoje króla. Dla ambitnej Bony Sforzy był to stan trudny do zaakceptowania.
Reklama
Królowa rodem z Włoch nie miała nawet w swoich pokojach prawdziwie prywatnego „miejsca sekretnego”. Brakowało jej też przestrzeni dla dwórek, gości, dla własnego wypoczynku. Postanowiła więc rozbudować zajmowaną przez siebie część zamku na Wawelu, wykorzystując sąsiedni dziedziniec Batorego – oddzielający siedzibę monarszą od katedry.
Niechciany gmach zamku na Wawelu
Jeden z pomysłów władczyni zakładał dobudowanie dodatkowej kondygnacji ponad parterową łaźnią, ustawioną na dziedzińcu i przylegającą do pałacu. Na piętrze budynku miała znaleźć się infirmeria, a więc przestrzeń dla członkiń fraucymeru, wymagających leczenia lub potrzebujących odpoczynku od dworskiego zgiełku.
Wczesną wiosną 1534 roku na dziedzińczyk za katedrą zaczęto zwozić potrzebne materiały. Zanim jednak budowa ruszyła na dobre, ze stanowczym protestem wystąpił biskup krakowski Piotr Tomicki.
Hierarcha, wspierany przez członków kapituły, grzmiał, że nadbudówka zasłoni okna sąsiadującej z nią kaplicy Świętej Małgorzaty, będzie utrudniać sprawowanie liturgii, a nawet – z racji swojej funkcji – sprofanuje świętą przestrzeń najważniejszego kościoła na wzgórzu.
Reklama
To nie mogło skończyć się inaczej
Zamiast prosić królową o przemyślenie sprawy, Tomicki zgłosił się do wielkorządcy Seweryna Bonera i wymógł na nim przerwanie budowy. Następnie uderzył listownie do króla, Zygmunta Starego, przebywającego akurat na Litwie. Przekazał wszystkie swoje argumenty i załączył do nich szczegółowy projekt podwyższonego gmachu. Nie mógł chyba postąpić w mniej rozsądny sposób.
W połowie lat trzydziestych XVI wieku majątek i pozycja polityczna Bony Sforzy sięgnęły zenitu. Najjaśniejsza pani wywierała przemożny wpływ na męża, współdecydowała o obsadzie najważniejszych stanowisk w kraju, częstokroć rozstrzygała o kierunku poczynań wewnętrznych i zagranicznych.
Była osobą numer dwa, a w chwilach słabości króla wręcz numer jeden nad Wisłą. I na pewno nie zamierzała pozwolić, aby ktokolwiek kwestionował jej plany i narażał na szwank reputację. Zwłaszcza że nie chodziło o wojnę, pokój czy losy dynastii, ale o jedną izbę nad łaźnią – początkowo planowaną nawet nie jako budowla murowana, ale łatwy do demontażu dodatek z drewna.
Czy gdyby królowa ugięła się w tej sprawie, ktokolwiek traktowałby poważnie jej przyszłe, prawdziwie wielkie przedsięwzięcia?
„Choćby miało się niebo zapaść”
Bona nakazała kontynuować budowę, „choćby miało się niebo i wszystko zapaść”. Zygmunt Stary nie odważył się jej przeciwstawić, Boner też nie słuchał dalszych obiekcji, a nad łaźnią koniec końców stanęła nie jedna izba, ale… trzy dodatkowe murowane kondygnacje. Tak aby nikt nie musiał pytać, kto zwyciężył w sporze.
Reklama
Budynek z łaźnią, teraz pnący się w niebo niczym wielka kamienica mieszczańska, zasłonił część okien pałacowych. Budowla miała nawet więcej kondygnacji od rezydencji, z tym że były one niższe. Poziomy się mijały, co wymagało zastosowania dodatkowych schodków i przerobienia okrągłej klatki, prowadzącej do pokojów kąpielowych.
Na pierwszym piętrze pawilonu znalazł się dość ciasny, ale pełny, trzyosobowy apartament z sionką, izbą i komnatką. Razem liczył niespełna 70 metrów kwadratowych. Na podłogach ułożono glazurowane płytki ceglane, a kasetonowe stropy, jak w samym pałacu, ozdobiono złoconymi rozetami.
Piętro drugie zajęły dwa pokoje. Wśród wyposażenia wszystkich tych wnętrz można wymienić między innymi miedziane lustro, złote gałki okien, fornirowany stół, ale też dziesięć obrazów z kolekcji królowej i piękne świeczniki.
Co stało się z łaźnia królowych w zamku na Wawelu?
Nie były to na pewno wnętrza drugorzędne, gospodarcze. Na co dzień mogły służyć dwórkom, a przy szczególnych okazjach także gościom królowej albo jej żeńskiemu potomstwu. Poza tym w jednym z pomieszczeń stanęła kuchenka, służąca podgrzewaniu potraw przynoszonych na stół królowej. Nie było tam natomiast planowanej początkowo infirmerii.
Reklama
Na najwyższym poziomie królowa kazała zbudować jeszcze zadaszony taras, na wzór tych, które dobrze znała z Włoch. Rozciągał się z niego piękny widok na Kraków. Poza tym kondygnacja zawierała sionkę i dodatkową toaletę, jak można podejrzewać do wyłącznego użytku najjaśniejszej pani.
Dzisiaj po całej tej konstrukcji nie ma już niemal żadnego śladu. Została rozebrana, zresztą decyzją polskich konserwatorów, na początku XX wieku.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.