Niemieccy zbrodniarze znajdywali najbardziej brutalne i wymyślne sposoby znęcania się nad nieszczęśnikami zesłanymi do Auschwitz-Birkenau. Zdaniem rotmistrza Witolda Pileckiego – przebywającego w obozie od 1940 do 1943 roku – cztery formy tortur i kar powtarzały jednak wyjątkowo często, a strach przed nimi stale towarzyszył więźniom.
Poniższa relacja Witolda Pileckiego z obozu Auschwitz-Birkenau pochodzi z właśnie wydanego kompendium wiedzy i materiałów związanych z bohaterskim żołnierzem podziemia: książki „Rotmistrz” autorstwa Jarosława Wróblewskiego.
Reklama
Bicie na stołku
Kary w Oświęcimiu stopniowano w ten sposób: najlżejszą karą było bicie na stołku. Odbywało się to publicznie, wobec stojących na apelu wszystkich bloków.
Przygotowany był „mebel egzekucyjny” – stołek z uchwytem na nogi i ręce, po obu stronach. Stawało dwóch drabów ss-mannów (…) i bito w obnażoną część ciała, by nie niszczyć ubrania.
Bito bykowcami lub po prostu ciężką laską. Po kilkunastu uderzeniach przeżynano ciało. Tryskała krew i dalsze razy uderzały już tak jak w siekany kotlet. Byłem świadkiem tego nieraz.
Bunkier
Za otworem czworokątnym w ścianie, przez który zgarbionemu tylko wejść można było, mieściła się niby-szafa, o przecięciu poziomym kwadratu 80 cm na 80 cm. Wysokości – 2 metry, tak że stać tam wyprostowanym można było swobodnie.
Reklama
Do takiej „szafy” jednak wciskano, pomagając kijem czterech więźniów skazanych na karę „stehebunkra” i zamykając sztabami pozostawiano do rana (od godziny 7-ej wieczór do 6-ej rano).
Zdawało by się niemożliwe, lecz są świadkowie tego i żyją dziś jeszcze, którzy odbywali karę „stehebunkra” w towarzystwie kolegów, wciśnięci do takiej jednej „szafy” w ilości ośmiu ludzi. Rano wypuszczano i brano do pracy, a na noc znowu uciskano jak śledzi, sztabami żelaznymi zamykając do rana.
Wymiar kary zazwyczaj sięgał 5-ciu nocy, lecz bywał również i znacznie większy.
Słupek
Trzecią karą był to zwyczajny „słupek” z austryjackich zapożyczony metod karnych. Z tym, że wiszących za ręce uwiązane z tyłu, od czasu do czasu bujał ss-mann dozorujący, dla zabawy. Wtedy stawy trzeszczały, w ciało wrzynały się sznury. Dobrze było gdy nie zjawiał się tu „Perełka” [NN] ze swym wilkiem.
Reklama
W ten sposób prowadzono czasami dochodzenia, pojąc wiszącego sokiem z sałatki – marynaty, krótko mówiąc – octem, by nie zemdlał przedwcześnie.
Rozstrzelanie
No i czwartą, najwyższą karą było – rozstrzelanie – śmierć szybko zadana, o ileż więcej humanitarna – jak bardzo przez męczonych długo – naprawdę pożądana. „Rozstrzelanie” – nie jest to określenie właściwe, właściwym by było słowo: zastrzelenie lub nawet – zabicie.
Odbywało się to również na bloku 13 (stara numeracja). Był tam dziedziniec, ograniczony blokami (pomiędzy 12–ym i 13-ym). Od wschodu zamknięty murem – ścianą łączącą bloki, a „ścianą płaczu” 126 nazywaną.
Od zachodu też mur, w którym była brama, przeważnie zawarta – zasłaniająca od wglądu. Otwierająca swe podwoje przed ofiarą żywą lub dla wyrzucenia okrwawionych trupów. Przechodząc tamtędy bardzo często się czuło zapach jaki się czuje wewnątrz rzeźni. Rynsztoczkiem struga czerwona płynęła.
Bielono rynsztoczek, lecz codziennie prawie wśród białych brzegów czerwona rzeczka na nowo się wiła…Ach! gdyby nie była to krew… nie krew ludzka… nie krew polska… i to ta najlepsza… wtedy… kto wie… możnaby było nawet w samym zestawieniu barw się lubować…
Tyle na zewnątrz. Wewnątrz natomiast działy się rzeczy zbyt ciężkie i straszne.
Reklama
„Nago stawali kolejno przy ścianie płaczu”
Tam kat Palit[z]sch – przystojny chłopak, który na lagrze nikogo nie bił – to nie było w jego stylu – tam wewnątrz zamkniętego dziedzińca, autorem był głównym scen makabrycznych.
Skazani – rzędem, rozebrani, nago stawali kolejno przy „ścianie płaczu”, on im przykładał karabinek małokalibrowy pod czaszkę głowy z tyłu i – kończył im życie.
Czasami do tegoż celu używał zwyczajnego bolca, do zabijania bydła. Sprężynowy bolec wrzynał się w mózg, pod czaszkę i – życie kończył, oszczędzając kuli. Czasami grupkę cywili wprowadzano, którą dręczono w podziemiach zeznaniami, potym Palit[z]sch’owi oddając na zabawkę.
Dziewczętom kazał się Palit[z]sch rozbierać i biegać w koło po zamkniętym dziedzińcu. Sam stojąc w środku wybierał długo, potym mierzył, strzelał, zabijał – kolejno wszystkie. Żadna nie wiedziała, która zginie teraz, a która jeszcze parę chwil pożyje, czy może znowu wezmą na badania… On – zaprawiał się w celnym mierzeniu.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Rozbił główkę o ścianę”
Sceny te widziane z 12-go bloku przez kilku „sztubowych”, stojących na straży, by w tym momencie żaden z häftlingów nie podchodził do okien. Okna zabezpieczone były „koszami”, lecz nie dość szczelnie – więc widziano dokładnie.
Innym razem widziano z 12-go bloku przywiezioną jakąś rodzinę, stojącą na dziedzińcu, przed „ścianą płaczu”. Palit[z]sch strzelił najprzód w ojca rodziny i zabił go na oczach żony i dwojga dzieci. Potym zabił dziewczynkę małą, trzymającą się kurczowo ręki bladej matki.
Reklama
Po tym wyrwał dziecko małe, które nieszczęśliwa kobieta tuliła mocno do piersi. Chwycił za nogi – rozbił główkę o ścianę. Wreszcie zabił matkę, wpółprzytomną z bólu.
Przeczytaj też o tym, jak Witold Pilecki wydostał się z obozu Auschwitz-Birkenau.
Źródło
Powyższa relacja Witolda Pileckiego została zamieszczona w książce Rotmistrz autorstwa Jarosława Wróblewskiego. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Zona Zero w 2020 roku.
4 komentarze