Na galicyjskiej wsi głód był codziennością. W sytuacji, gdy blisko połowa gospodarstw miała mniej niż dwa hektary ziemi uprawnej miliony chłopów stale niedojadały. Dla wielu ubogich włościan jedyną okazją, aby najeść się do syta była praca u bogatszych gospodarzy. Oto na jaką strawę mogli liczyć żniwiarze pod Krakowem 130 lat temu.
W drugiej połowie XIX wieku dla ogromnych mas galicyjskich chłopów nawet chleb był rarytasem. W wielu chatach przez większość roku musiano zadowalać się owsianymi lub żytnimi przaśnymi plackami pieczonymi na blasze.
Reklama
Chłopi jedli chleb tylko na zarobku
Profesor Napoleon Cybulski na kartach wydanej w 1894 roku pracy Próba badań nad żywieniem się ludu wiejskiego w Galicji pisał z goryczą, że „najuboższa klasa ludności ma wtedy tylko używać chleba, gdy jest na zarobku, lub gdy dostanie chleba od bogatszych na odrobek”.
Jedną z najlepszych okazji do najedzenia się do syta na galicyjskiej wsi stanowiły żniwa. Bogatsi gospodarze potrzebowali bowiem licznych rąk do pracy, aby skosić a następnie zwieść zboże do stodoły, gdzie później młócono je przy pomocy cepów.
Trzy posiłki dziennie
Powszechny w Galicji obyczaj nakazywał, aby dobrze karmić żniwiarzy. Jak bowiem wyjaśniał Jan Świętek w książce Lud nadrabski, od Gdowa po Bochnię zamożni kmiecie potrzebowali „tych najemników nie tylko podczas żniw, ale i do kopania ziemniaków, do młocki itd.” Następnie zaś chłopski syn i etnograf amator wymieniał czym w jego rodzinny stronach karmiono ludzi pracujących w polu:
Pokazują się więc na stole gospodarskim pełne donice ziemniaków dobrze omaszczonych, misy klusek ze serem i kaszy jaglanej z mlekiem.
Reklama
Każdy żniwiarz czuje się wtedy tym, czym był kosiarz podczas sianobrania, chociaż ten ostatni prócz dobrego i obfitego jedzenia dostaje i flaszkę wódki dla pokrzepienia swych sił. W Stanisławicach każdemu kosiarzowi prócz innej strawy należy się na obiad dziewięć pierogów ze serem.
Podczas żniw gospodyni daje tak śniadanie, południe, jak i wieczerzę świeżo zgotowane, w innym zaś czasie gotuje tylko śniadanie i wieczerzę, na obiad zaś zostawia zwykle od rana kapustę, groch, nawet i ziemniaki w piecykach.
Podwieczorek na galicyjskiej wsi
Poza trzema głównymi posiłkami w czasie żniw najemni robotnicy rolni mogli liczyć również na jużynę czyli podwieczorek. We wsiach oddalonych kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Krakowa były to „wielkie kawałki chleba po większej części z twardym suchym serem, rzadziej z masłem”.
Jeżeli zaś mowa o miejscu spożywania posiłków to według słów Świętka „żniwiarze śniadanie gotowane jedzą na polu, dokąd im je w wielkich garnkach wynosi gospodyni lub gospodarz. Na obiad przybywają oni już do domu gospodarskiego”.
Reklama
W tym czasie obowiązywał jeszcze zwyczaj, że zarówno rodzina gospodarza, jak i pracujący u niego parobkowie oraz najemni robotnicy jedli ze wspólnej miski. Jak wyjaśniał znany galicyjski chłopski pamiętnikarz Jan Słomka w trakcie jedzenia:
Miska stała na ławie, stołku lub pniaku na środku izby, a wszyscy otaczali ją dokoła, przy czym starsi zwyczajnie siedzieli, a młodsi stali. Jeżeli zaś rodzina była liczniejsza, to jedni przez drugich z daleka do miski sięgali. Przed jedzeniem uwijano się, żeby złapać jak największą łyżkę.
W rodzinnych stronach Świętka żniwiarze najchętniej jedli kluski lub pierogi z serem. Były to bowiem potrawy wyraźnie smaczniejsze i bardziej sycące niż spożywane na co dzień przez ubogich chłopów żur, kapusta czy jałowe ziemniaki. Skuteczną zachętą do wydajniejszej pracy w polu była obietnica podania na obiad właśnie jednej z tych potraw.
Bibliografia
- Napoleon Cybulski, Próba badań nad żywieniem się ludu wiejskiego w Galicji, Nakładem Towarzystwa Opieki Zdrowia 1894.
- Jan Słomka, Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych, Nakładem Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie 1929.
- Jan Świętek, Lud nadrabski, od Gdowa po Bochnię, Akademia Umiejętności 1893.
Ilustracja tytułowa: Żniwa w podkarpackiej wsi Kalembina. 1905 rok (Seweryn Udziela/domena publiczna). Koloryzacja WielkaHistoria.