Typowe domy polskich chłopów z XVIII czy XIX stulecia miały kilka niemal powszechnych cech. Prawie bez wyjątku stawiono je z drewna, nie zaś murowano. Były kryte strzechą, a tylko z rzadka gontem. Do tego dochodziło trzecie obowiązkowe rozwiązanie, o którym zwykle się nie mówi i nie pamięta. Mianowicie polskie chaty chłopskie właściwie nigdy… nie miały fundamentów.
Uważny gość współczesnych skansenów może zauważyć, że przeniesione do nich domy stoją nieraz na (oczywiście właściwie zakamuflowanych) równych betonowych ławach. Takie rozwiązanie byłoby jednak zupełnie obce naszym przodkom – i to nie tylko z racji niedostępności cementu na XIX-wiecznej wsi.
Reklama
Równy i trwały fundament dało się wykonać choćby z cegły. Po prostu włościanie nie widzieli potrzeby takiego komplikowania sobie życia. Chaty stawiano albo bezpośrednio na ziemi, po jej wyrównaniu i usunięciu pni drzew, albo na kilku względnie poziomo ułożonych głazach lub drewnianych słupkach, wkopanych w doły.
Wiejskie kamienie węgielne
Takie pecki umieszczano zwłaszcza w rogach planowanego budynku. Na przykład na Huculszczyźnie panowała opinia, że otwory poza funkcją praktyczną mają i głębsze znaczenie, niejako duchowe.
„Kopie się cztery doły. Tu chata ma puścić swe korzenie” – notował przed wojną znawca regionu, Stanisław Vincenz. Na pecki trafiała z kolei podwalina nazywana również przyciesiem. To była po prostu pierwsza, najgrubsza belka konstrukcji, dźwigająca całą resztę domu.
Zygmunt Wasilewski opowiadał, że na XIX-wiecznej Lubelszczyźnie kamienie zastępujące fundament „wyważano do poziomu”. Rzetelny cieśla miał do dyspozycji przynajmniej najprostsze przybory geometryczne.
Reklama
Pion, a więc sznurek z przymocowanym ciężarkiem, zapewniał, że ściany nie będą przechylone. Węgielnicą, czyli kątownikiem złożonym z dwóch deseczek połączonych prostopadle, sprawdzano, czy aby na pewno belki ścian nie rozchodzą się lub nie zbiegają.
Pionem do pionu
Te dwa narzędzia dało się wykonać samemu, dość prosto. Na przykład w Muzeum Etnograficznym w Krakowie można zobaczyć ludowy przybór łączący obie funkcje: to kątownik ze wsi Radziszów, z 1884 roku (umieszczono na nim dokładną datę!), zawierający otwór z blaszaną zasuwką, w którym pierwotnie znajdował się ciężarek.
Podobny obciążnik, przymocowany do drewnianego trójkąta z wyrytą podziałką, pozwalał określić nie tylko pion, ale i poziom.
Kolejnym bezcennym przedmiotem w rękach cieśli była wasserwaga, to jest poziomica, z komorą wypełnioną płynem i pęcherzykiem powietrza wskazującym odchylenie. Ona stanowiła już jednak produkt fabryczny, wymagający kupienia. Wiejscy budowniczowie nawet po drugiej wojnie światowej raczej nie sięgali po takie nowinki.
Reklama
Wykrzywione chaty polskich chłopów
Nie brakowało zresztą cieślów, którzy zdawali się głównie na własne oko i intuicję, przez co dom już na starcie mógł być krzywy, zapadać się do jednego czy dwóch rogów. Po paru, a tym bardziej parunastu latach nierówne były już zresztą wszystkie domostwa.
„A że chaty drewniane i ściany najczęściej na pniakach w ziemię wkopanych w błocie toną, więc przyciesia, choć nieraz dębowe, gniją, chata osadza się, pochyla, na spojeniach powstają szczeliny i wiatr dmucha nimi jak na polu” – wyjaśniał Maciej Moraczewski na kartach broszury O budowie zagród włościańskich wydanej w 1885 roku.
***
Powyższy tekst powstał na podstawie najnowszej książki Kamila Janickiego. Życie w chłopskiej chacie już teraz możecie zamówić na Empik.com.