Dlaczego Niemcy nie skonstruowali bomby atomowej? Ta akcja przekreśliła ich marzenia o nowej broni

Strona główna » II wojna światowa » Dlaczego Niemcy nie skonstruowali bomby atomowej? Ta akcja przekreśliła ich marzenia o nowej broni

Niemcy już od 1939 roku prowadzili prace nad bronią atomową. W ich trakcie niezbędne były dostawy dużych ilości ciężkiej wody, którą wytwarzały norweskie zakładach Norsk Hydro. W lutym 1943 roku grupie alianckich komandosów udało się przeprowadzić sabotaż fabryki. Niemcy jednak szybko wznowili produkcję. Anglicy, zdając sobie sprawę z zagrożenia, naciskali, aby rozwiązać problem raz na zawsze.

Gdy [duński laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki] Niels Bohr uciekał 4 października 1943 roku ze Sztokholmu do Szkocji, wziął ze sobą rysunek doświadczalnego stosu na ciężką wodę Wernera Heisenberga [umożliwiającego wytwarzanie izotopów promieniotwórczych]. Jesienią parokrotnie spotkał się w Londynie z [odpowiadającym za brytyjski program atomowy] sir Johnem Andersonem.


Reklama


Bombardowanie zakładów Norsk Hydro

Anderson skonfrontował informacje Bohra z analizą wojny promieniotwórczej opracowaną przez podkomitet Conanta i doniesieniami norweskiego podziemia o wznowieniu produkcji w Vemork i doszedł do wniosku, że należy znowu przypuścić atak na zakłady, i to jak najszybciej.

Naziści tak wzmocnili ochronę zakładu, że o kolejnym ataku komandosów nie było mowy. Anglicy i Amerykanie omówili tę sprawę w Waszyngtonie i w rezultacie George Marshall wyraził zgodę na zbombardowanie zakładów w Vemork.

Zakłady chemiczne Norsk Hydro na zdjęciu z połowy lat 30. XX wieku (Anders Beer Wilse/domena publiczna).
Zakłady chemiczne Norsk Hydro na zdjęciu z połowy lat 30. XX wieku (Anders Beer Wilse/domena publiczna).

16 listopada przed świtem wystartowały samoloty B-17 8. Floty Powietrznej i skierowały się na północny wschód. Aby ograniczyć liczbę ofiar wśród norweskich pracowników zakładu, postanowiono zrzucić bomby w porze posiłku, między 11.30 a 12.00. Ani jeden niemiecki myśliwiec nie nadleciał z lotnisk norweskich i nie opóźnił lotu bombowców.

Samoloty krążyły nad Morzem Północnym. Zaalarmowana tymi manewrami niemiecka artyleria przeciwlotnicza zadała nadlatującej flocie niewielkie straty. Sto czterdzieści samolotów przedarło się nad Vemork i zrzuciło przeszło siedemset 225-kilogramowych bomb. Żadna nie trafiła w cel, ale cztery zburzyły elektrownię, a dwie uszkodziły oddział elektrolityczny dostarczający wodór do Zakładu Wysokiego Stężenia, co spowodowało przerwanie produkcji ciężkiej wody.

Niemcy wywożą ciężką wodę

Abraham Esau z Rady Rzeszy ds. Badań postanowił odbudować zakład w Niemczech. W celu przyspieszenia prac rada zamierzała zdemontować zakłady w Vemork i przenieść wyposażenie do Niemiec. Norweskie podziemie zawiadomiło Londyn o tych planach.

Anderson mniej obawiał się samego planu odbudowy instalacji – do prowadzenia produkcji Niemcom brakowało energii elektrycznej z hydroelektrowni – znacznie bardziej niepokoiły go zapasy ciężkiej wody, która pozostała w kaskadzie. Wywiad brytyjski poprosił Norwegów o obserwację zakładów.


Reklama


9 lutego 1944 roku Anglicy otrzymali wiadomość, przekazaną za pomocą krótkofalowej radiostacji z okolic Rjukan, że w ciągu tygodnia lub dwóch ciężka woda zostanie pod konwojem przetransportowana do Niemiec. Termin był zbyt krótki, by można było przygotować i zrzucić grupę sabotażową.

Knut Haukelid, który od roku mieszkał w Norwegii i organizował operacje wojskowe, był obok radiooperatora jedynym wyszkolonym komandosem na tym terenie. Teraz musiał zniszczyć transport ciężkiej wody sam, korzystając najwyżej z pomocy amatorów, których zdoła zwerbować.

Artykuł stanowi fragment książki Richarda Rhodesa pt. Jak powstała bomba atomowa (Marginesy 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Richarda Rhodesa pt. Jak powstała bomba atomowa (Marginesy 2021).

Haukelid przekradł się do Rjukan nocą i spotkał potajemnie z nowym inżynierem naczelnym z Vemork Alfem Larsenem. Larsen obiecał pomoc i omówili szczegóły możliwych działań. Różne partie ciężkiej wody zawierały od 97,6 do 1,1 procenta D₂O; woda miała być przesłana w trzydziestu dziewięciu metalowych beczkach, opatrzonych nalepką z napisem „potaż”.

„Uważałem, że atak w pojedynkę na Vemork nie wchodzi w rachubę. […] Jedyną zatem realną możliwością była próba przeprowadzenia w jakiś sposób ataku w czasie transportu” – wspomina Haukelid.


Reklama


Czy ryzyko nie jest zbyt wysokie?

Z Larsenem oraz z inżynierem od transportu w Vemork, który się do nich przyłączył, zastanawiali się nad różnymi etapami transportu. Beczki z ciężką wodą miały być przewiezione pociągiem z Rjukan nad jezioro Tinnsjå. Tam miały być załadowane na prom kolejowy, który płynął na drugą stronę jeziora. Następnie miano je ponownie załadować do pociągu, przewieźć do portu i przesłać statkiem do Niemiec.

Wysadzenie pociągu byłoby trudne i spowodowałoby dużo ofiar, ponieważ koleją podróżowały tłumy Norwegów. Ostatecznie Haukelid postanowił zatopić prom, chociaż na nim również byli pasażerowie. Jezioro miało około 400 metrów głębokości. Inżynier od transportu przyrzekł, że zorganizuje załadunek ciężkiej wody w niedzielę rano, ponieważ o tej porze zwykle było najmniej podróżnych.

Knut Haukelid (pierwszy z lewej) na zdjęciu wykonanym w lutym 1948 roku (Leif Ørnelund/CC BY-SA 4.0).
Knut Haukelid (pierwszy z lewej) na zdjęciu wykonanym w lutym 1948 roku (Leif Ørnelund/CC BY-SA 4.0).

Zatopienie promu prawie na pewno spowodowałoby śmierć kilku niemieckich strażników, co wywołałoby ostrą akcję odwetową przeciw Norwegom mieszkającym w okolicy Tinnsjå. Haukelid przez radio poprosił Londyn o zgodę, podkreślając, że współpracujący z nim inżynierowie zastanawiają się, czy wyniki warte są odwetu:

Otwarcie zastanawialiśmy się nad faktem, że Niemcy stosują ciężką wodę do doświadczeń atomowych i nad możliwością wywołania wybuchu atomowego. W Rjukan bardzo wątpią, czy Niemcy zbliżyli się do jakiegoś rozwiązania. Wątpią także, czy w ogóle można by spowodować tego rodzaju wybuch.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Ciężka woda nie może dotrzeć do Niemiec

Anglicy wyrazili odmienną opinię. Odpowiedź z Londynu nadeszła tego samego dnia:

Sprawę rozpatrywano. Zniszczenie ciężkiej wody uważa się za bardzo ważne. Mamy nadzieję, że uda się to zrobić bez katastrofalnych skutków. Przesyłamy nasze najlepsze życzenia powodzenia w pracy. Pozdrowienia.

Knut Haukelid rozpoczął przygotowania do akcji. Włożył ubranie robocze, zapakował swojego stena do pudła na skrzypce, dowiedział się, który prom ma rejs w wyznaczonym dniu, w niedzielę 20 lutego 1944 roku, i popłynął nim, zwracając pilnie uwagę na zegarek.


Reklama


Prom „Hydro” był płaski jak barka, miał dwa bliźniacze kominy wystające ponad nadbudówkę. Najgłębszą część jeziora osiągał po około trzydziestu minutach żeglugi, a po dalszych dwudziestu wpływał na płytsze wody. „Mieliśmy zatem dwadzieścia minut, podczas których musiał nastąpić wybuch.

Nawet przy tak dużej swobodzie wyboru momentu wybuchu Haukelid potrzebował czegoś lepszego niż zapalnik czasowy; musiał mieć detonatory elektryczne i mechanizm zegarowy. Poszedł wieczorem po detonatory do właściciela sklepu z materiałami technicznymi, ale wzbudził podejrzenie i niczego nie dostał. Jeden z jego ziomków miał więcej szczęścia. Emerytowany majster, który kiedyś pracował w Norsk Hydro, ofiarował im jeden budzik, Alf Larsen dostarczył zapasowy.

Współczesne zdjęcie zakładów w których produkowano cięzką wodę (Egil Farestveit/CC BY-SA 3.0).
Współczesne zdjęcie zakładów w których produkowano ciężką wodę (Egil Farestveit/CC BY-SA 3.0).

„Prom musiał zatonąć w ciągu niespełna pięciu minut”

Haukelid przerobił je tak, aby młoteczek nie uderzał w dzwonek, lecz w płytkę stykową, która zamykała zasilany baterią obwód elektryczny, powodując zapłon detonatora. Kilka miesięcy wcześniej norweski komandos odebrał brytyjski zrzut, w którym znajdowały się także laski wybuchowego plastiku. Haukelid powiązał je w zamkniętą pętlę; wybuch miał rozerwać dno promu.

Tinnsjå jest wąskie, prom musiał zatonąć w ciągu niespełna pięciu minut, gdyż w innym razie załoga zdążyłaby osadzić go na mieliźnie. Przesiedziałem wiele godzin nad obliczeniem, jak duża musi być dziura, aby prom zatonął dostatecznie szybko.

Po całonocnej pracy w chacie w górach nad Rjukan Haukelid postanowił wypróbować mechanizm zegarowy. Podłączył kilka zapasowych detonatorów, nastawił mechanizm na wieczór i położył się spać. Detonatory zadziałały w nastawionym czasie. Zaskoczony Haukelid zerwał się z łóżka, chwycił najbliżej leżącą broń i odruchowo skierował w stronę drzwi. „Mechanizm zegarowy chyba działał właściwie”.

Czas ruszać

W sobotę Haukelid wraz z Rolfem Sørlie, towarzyszem pochodzącym z tej okolicy, ukradkiem weszli do Rjukan, w którym pełno było niemieckich żołnierzy i esesmanów. Godzinę przed północą „przeszliśmy z Rolfem przez most nad rzeką Måna i popatrzyliśmy na nasz cel”. Wózki transportowe, „ustawione pod paroma latarniami, były strzeżone. […] Pociąg miał odjechać o ósmej rano, a prom odpłynąć […] o dziesiątej”.


Reklama


Z mostu obaj przekradli się na tylną uliczkę, gdzie czekał na nich samochód z kierowcą. Haukelid umówił się z właścicielem auta, że ukradną go w imieniu króla i zwrócą w niedzielę rano. Samochód przystosowany był do spalania metanu. Długo się męczyli, żeby zapalić silnik. Później zabrali Larsena, który był przygotowany do ucieczki z Norwegii, by uniknąć aresztowania po wykonaniu zadania.

Miał ze sobą walizkę z najcenniejszymi rzeczami. Wracał prosto z przyjęcia, na którym usłyszał od skrzypka występującego z koncertem, że zamierza następnego dnia rano odpłynąć promem. Starał się przekonać go, by pozostał jeszcze jeden dzień i skorzystał z wyśmienitych warunków narciarskich. Niestety, bez powodzenia.

Jezioro Tinnsjå na współczesnym zdjęciu (Grzegorz Wysocki/CC BY 3.0).
Jezioro Tinnsjå na współczesnym zdjęciu (Grzegorz Wysocki/CC BY 3.0).

„Narobiliśmy tyle hałasu co cała kompania”

Do Haukelida i Larsena dołączył jeszcze jeden mieszkaniec Rjukan. Dojechali do jeziora dobrze po północy:

Uzbrojeni w steny, pistolety i ręczne granaty skradaliśmy się […] w dół, w kierunku promu. W ostrym mrozie nocą wszystko skrzypiało i trzeszczało; lód na drodze łamał się z trzaskiem pod naszymi stopami. Gdy wyszliśmy na most przy nabrzeżu promu, narobiliśmy tyle hałasu co cała kompania w marszu.


Reklama


Rolf i człowiek z Rjukan mieli mnie ubezpieczać. Ja wszedłem na pokład promu, by rozpoznać sytuację. Panował tam zupełny spokój. Czy możliwe było, by Niemcy nie umieścili posterunku w najniebezpieczniejszym miejscu na całej trasie transportu?

Gdy usłyszałem głosy dochodzące z pomieszczeń załogi, zakradłem się na schodki prowadzące w dół i przez chwilę nasłuchiwałem. Na dole musiało odbywać się przyjęcie, grano także w pokera. Dwaj pozostali weszli teraz na pokład promu. Zeszliśmy w dół do pomieszczeń trzeciej klasy i znaleźliśmy luk wiodący do zęzy. Nim jednak otworzyliśmy luk, usłyszeliśmy kroki i schowaliśmy się za najbliższy stół czy krzesła. W drzwiach stanął strażnik promu.

Artykuł stanowi fragment książki Richarda Rhodesa pt. Jak powstała bomba atomowa (Marginesy 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Richarda Rhodesa pt. Jak powstała bomba atomowa (Marginesy 2021).

Pęto wybuchowej kiełbasy

Haukelid szybko ocenił położenie. „Sytuacja była niezręczna, ale chyba niegroźna”. Powiedział strażnikowi, że uciekają przed Gestapo i szukają kryjówki:

Strażnik natychmiast pokazał nam luk w pokładzie i powiedział, że kilkakrotnie przewozili tam nielegalne rzeczy. Człowiek z Rjukan okazał się nieoceniony. Rozmawiał i rozmawiał ze strażnikiem, a w tym czasie razem z Rolfem wrzuciliśmy worki pod pokład i zabraliśmy się do roboty. Praca była nerwowa i zajęła sporo czasu.


Reklama


Haukelid i Sørlie stali na dnie statku po kostki w zimnej wodzie. Musieli przymocować dwa mechanizmy zegarowe do jednej ze stalowych belek, które usztywniały kadłub promu, przyczepić do mechanizmów cztery detonatory, a do pętli plastiku szybko działające zapalniki, ułożyć ładunek wybuchowy na płytach dna, potem zaś wykonać najniebezpieczniejszą część pracy – połączyć baterie z detonatorami, a detonatory z zapalnikami.

Ładunek leżał ukryty w wodzie. Składał się z 19 funtów [8,6 kg] materiału wybuchowego ułożonego tak, że przypominał pęto kiełbasy. Położyliśmy go blisko dziobu, tak by ster i śruba uniosły się nad powierzchnię, gdy woda zacznie się wdzierać do środka [w celu uniemożliwienia wyprowadzenia statku na płytszą wodę]. […] Wybuch ładunku powinien spowodować powstanie dziury o powierzchni około 11 stóp kwadratowych [ok. 1 m²].

Kiełbasa miała około 3,7 metra długości.

Prom "Hydro". To właśnie na jego pokładzie Niemcy transportowali ciężką wodę (Anders Beer Wilse/domena publiczna).
Prom „Hydro”. To właśnie na jego pokładzie Niemcy transportowali ciężką wodę (Anders Beer Wilse/domena publiczna).

Prom „Hydro” idzie na dno

Sørlie wyszedł na pokład. Haukelid nastawił budziki na 10.45 rano. „Ostatnie podłączenia były niebezpieczne, ponieważ budzik nie jest precyzyjnym instrumentem, młoteczek od styku dzieli nie więcej niż jedna trzecia cala [8 mm]. Tak więc od katastrofy dzieliła nas tylko jedna trzecia cala”. Wszystko działało; pracę zakończyli o 4 rano.

Do tego czasu człowiek z Rjukan przekonał strażnika, że uciekinierzy, którym udzielił schronienia, muszą jeszcze wrócić do Rjukan i zabrać swoje rzeczy. Haukelid zastanawiał się, czy nie ostrzec ich dobroczyńcy, pomyślał jednak, że może to zagrozić powodzeniu zadania, więc jedynie podziękował mu i uścisnął rękę.


Reklama


Po dziesięciu minutach jazdy Haukelid i Larsen wysiedli z samochodu i ruszyli na nartach wokół jeziora do Kongsbergu, odległego o 65 kilometrów, gdzie mieli złapać pociąg i przejechać pierwszy odcinek trasy ucieczki do Szwecji. Sørlie wysłał radiowy meldunek do Londynu. Kierowca zwrócił skradziony samochód i razem z mieszkańcem Rjukan poszli do domu. Stosownie do sugestii Haukelida inżynier transportu z Norsk Hydro zapewnił sobie absolutnie pewne alibi: w czasie weekendu lekarze z miejscowego szpitala usunęli mu wyrostek robaczkowy, nie zadając przy tym żadnych pytań.

Prom „Hydro” wypłynął punktualnie z pięćdziesięcioma trzema osobami na pokładzie. Po czterdziestu pięciu minutach żeglugi plastikowy ładunek wybuchowy Haukelida rozerwał kadłub. Kapitan raczej wyczuł wybuch, niż usłyszał, i choć Tinnsjå jest jeziorem śródlądowym, pomyślał, że statek został storpedowany.

Koniec wyścigu

Dziób zanurzył się najpierw, tak jak chciał Haukelid; gdy pasażerowie i załoga borykali się ze spuszczeniem łodzi ratunkowych, wózki z trzydziestoma dziewięcioma beczkami zawierającymi 613 litrów ciężkiej wody oraz 3030 litrów produktów z pośrednich stadiów wzbogacania zerwały się z uwięzi, przetoczyły przez burtę i zatonęły niczym kamienie.

Utonęło dwadzieścia sześć osób, pasażerów i członków załogi. Skrzypek znalazł się cały i suchy w łodzi ratunkowej, ktoś nawet wyłowił mu z wody futerał ze skrzypcami.

Kurt Diebner nie miał wątpliwości, że zniszczenie zasobów ciężkiej wody było ciosem dla niemieckiego programu atomowego. Na zdjęciu z końca kwietnia 1945 roku alianccy żołnierze w trakcie inspekcji eksperymentalnego niemieckiego reaktora jądrowego (Malcolm Thurgood/domena publiczna).
Kurt Diebner nie miał wątpliwości, że zniszczenie zasobów ciężkiej wody było ciosem dla niemieckiego programu atomowego. Na zdjęciu z końca kwietnia 1945 roku alianccy żołnierze w trakcie inspekcji eksperymentalnego niemieckiego reaktora jądrowego (Malcolm Thurgood/domena publiczna).

W powojennym wywiadzie Kurt Diebner z niemieckiego urzędu uzbrojenia armii tak ocenił wpływ bombardowania zakładów w Vemork i zatopienia „Hydro” na niemiecki program jądrowy:

Kiedy się zważy, że aż do końca wojny w 1945 roku nasz zasób ciężkiej wody praktycznie nie powiększył się […] widać, że przerwanie produkcji ciężkiej wody w Norwegii było główną przyczyną, która spowodowała, że nie udało się nam zbudować krytycznego stosu przed końcem wojny.


Reklama


Wyścig do bomby skończył się dla Niemiec w Norwegii, w górskim jeziorze, w zimny niedzielny poranek w lutym 1944 roku.

Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Richarda Rhodesa pt. Jak powstała bomba atomowa. Jej nowe polskie wydanie ukazało się w przekładzie Piotra Amsterdamskiego nakładem wydawnictwa Marginesy.

Saga o fizyce, polityce i psychologii człowieka

Tytuł, lead, tekst w nawiasie kwadratowym oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.

Autor
Richard Rhodes
3 komentarze

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka to Życie w chłopskiej chacie (2024). Strona autora: KamilJanicki.pl.

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.