Po wybuchu powstania styczniowego na łamach należącej do braci Dostojewskich rosyjskiej gazety „Wriemia” ukazał się artykuł Fatalna kwestia (ros. Rokowoj wopros) Nikołaja Strachowa. Autor zastanawiał się nad przyczynami polskiego buntu przeciwko carskiej władzy. Doszedł do wniosku, że w tym konkretnym wypadku naród podbity ma prawo czuć swoją wyższość nad swoim ciemiężcą.
„Polska od początku kroczyła w równym szeregu z resztą Europy. Razem z innymi narodami zachodnimi przyjęła katolicyzm, razem z innymi rozwijała się duchowo. W nauce, sztuce, literaturze, we wszystkich przejawach cywilizacji stale bratała się i współzawodniczyła z innymi członkami rodziny europejskiej i nigdy nie była w niej członkiem opóźnionym w rozwoju czy też obcym. Tak więc Polacy mogą uważać siebie za naród w pełni europejski” – pisał Strachow.
Reklama
Komentując powstanie styczniowe, stwierdził gorzko, że naród wykształcony wystąpił przeciwko narodowi mniej wykształconemu, cywilizacja zbuntowała się przeciwko barbarii. Dodał też, że Europejczycy nie traktują Rosjan jak swoich. „Nasza obecna cywilizacja, nasza nauka, literatura itp. – wszystko to prawie nie ma swojej historii, jest niedawne i blade, niczym zapóźnione i usilne naśladownictwo” – pisał.
Zdaniem Strachowa jedynym rzeczywistym osiągnięciem Rosji było stworzenie potężnego, niezależnego państwa. Jednak to udawało się też dzikim ludom pierwotnym. Można mieć silne państwo, ale mimo to barbarzyńskie. Dokładnie odwrotna jest sytuacja Polaków. Są oni narodem cywilizowanym, ale pozbawionym państwowości.
Przy tym jednak bardzo ekspansywnym kulturowo. Jednak polonizacja, pomimo swojej niewątpliwej wartości cywilizacyjnej, natrafiła na zdecydowany opór ze strony Ukraińców czy Białorusinów. W tym Strachow dostrzegł nadzieję dla Rosji. Na polu walki o to, kto jest bardziej ucywilizowany, lepiej rozwinięty i bardziej europejski, Rosja z Polską szans nie miała.
Zbyt zapóźniona była w stosunku do swojego rywala. Dlatego, zamiast udawać bardziej europejską niż jest w rzeczywistości, powinna postawić na to, co jest jej prawdziwą siłą – czyli na lud i jego kulturę.
Reklama
Strachow reprezentował konserwatywny nurt poczwienictwa (ros. poczwa – gleba), postulujący zbliżenie inteligencji z ludem właśnie. Na tym polu proporcje szans były dokładnie odwrotne. Oderwana od ludowych korzeni, szlachecka, przesiąknięta poczuciem wyższości polska cywilizacja przegrywała na starcie z chłopską cywilizacją rosyjską.
Strachow nie zamierzał chwalić wroga. Postawił jedynie diagnozę, proponując jednocześnie konkretne wyjście z sytuacji. Jednak władze carskie mylnie zinterpretowały jego artykuł jako propolską propagandę i w odpowiedzi zamknęły czasopismo „Wriemia”.
To pokazuje, jak silny był rosyjski kompleks na punkcie Polski, jak bardzo rosyjskie elity bały się przyznać, że „dufny Lach” czuje się lepszy od „wiernego Rossa”, a co gorsza – ma ku temu mocne podstawy.
Z jednej strony Strachow wymieniał liczne zalety kultury podbitego narodu. Z drugiej strony dawał do zrozumienia, że nie ma szans na polsko-rosyjskie porozumienie. Warunkiem niezbędnym takiego porozumienia musiałoby być ukorzenie się narodu podbitego przed zaborcą. Polacy musieliby zrezygnować ze swojej dumnej postawy, ze swojego poczucia własnej wyższości nad Rosjanami. To zaś jest niemożliwe.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Macieja Pieczyńskiego pt. Nie ma innej Rosji (Zona Zero 2024).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.