Dlaczego przedwojenna Polska miała tak silną marynarkę wojenną? Wcale nie chodziło o obronę przed Niemcami

Strona główna » Międzywojnie » Dlaczego przedwojenna Polska miała tak silną marynarkę wojenną? Wcale nie chodziło o obronę przed Niemcami

Marynarka wojenna w przededniu II wojny światowej była najnowocześniejszym rodzajem polskich sił zbrojnych. Jej modernizacja w latach 30. XX wieku pochłonęła dziesiątki milionów złotych. W starciu z Niemcami we wrześniu 1939 roku nie odegrała jednak niemal żadnej roli. Dlaczego zatem sanacyjne władze zainwestowały w nią tak ogromne środki?

Polskie Wybrzeże wbijało się klinem pomiędzy ziemie Rzeszy Niemieckiej. Zdawano sobie sprawę, że – w razie wojny z Niemcami – do jego utrzymania będą potrzebne bardzo duże siły. Dla samego utrzymania Gdyni konieczne były siły dwóch dywizji piechoty oraz… zajęcie części terenu Wolnego Miasta Gdańska, przynajmniej na taką głębokość, żeby polska baza morska nie znajdowała się w zasięgu ognia artylerii polowej.


Reklama


Utrzymanie komunikacji z krajem tego garnizonu wymagało jeszcze większych sił, zdecydowano zatem, że w razie wojny z Niemcami należy pogodzić się z utratą Wybrzeża. Wojna polsko-niemiecka miała rozstrzygnąć się przede wszystkim na lądzie, a sojusznicze dostawy miały być kierowane przez porty rumuńskie (Czechosłowacja nie chciała z Polską podpisać umowy tranzytowej, mimo że oba państwa były sojusznikami Francji).

Wcale nie chodziło o Niemców

O wiele większe znaczenie miało polskie Wybrzeże i polska Flota w razie wojny z Sowietami. Chociaż tę wojnę Rzeczpospolita toczyłaby wraz z sojuszniczą Rumunią, czarnomorskie porty nie mogłyby zostać wykorzystane do zaopatrywania Polski i wszelka komunikacja musiałaby iść przez Bałtyk, byłaby więc zagrożona przez sowieckie okręty Floty Bałtyckiej.

Kontrtorpedowce ORP "Burza" i ORP "Wicher" podczas wizyty w Niemczech. Zdjęcie z 1935 roku (domena publiczna).
Kontrtorpedowce ORP „Burza” i ORP „Wicher” podczas wizyty w Niemczech. Zdjęcie z 1935 roku (domena publiczna).

Mimo że była to flota zniszczona – zarówno przez Niemców w latach 1914–1917, przez Brytyjczyków w 1919, a przede wszystkim samych bolszewików – to jednak w Warszawie zakładano, że „na wschód od Gdyni może przebywać sowiecka eskadra w sile pancernika i kilku innych okrętów”.

Dowództwo MW miało plan zneutralizowania tych sił. Flota Bałtycka mogła wówczas korzystać z jedynego sowieckiego portu bałtyckiego – Leningradu (czy też dokładniej: bazy w Kronsztadzie).

Była ona znacznie oddalona od polskich szlaków komunikacyjnych, a w drodze do nich okręty wroga miały się natknąć na zapory minowe, następnie miały być śledzone przez samoloty i niszczone przez polskie okręty podwodne. Ostatnią linią oporu miały być zaś kontrtorpedowce. Plan ten miał wszelkie szanse, żeby był skuteczny.

W początku lat 30. zaczęto rozważać istotne wzmocnienie sił PMW. Miało to związek z sytuacją międzynarodową: z faktycznym zbrojeniem się Związku Sowieckiego na skalę niespotykaną dotychczas w dziejach świata oraz z przewidywanym zbrojeniem się Europy – głównie Niemców – związanym z fiaskiem konferencji rozbrojeniowej w Genewie.


Reklama


Okręty podwodne na pierwszym miejscu

Na potrzeby tej konferencji Rzeczpospolita przygotowała i zaprezentowała – zarówno oficjalnymi, jak i nieoficjalnymi kanałami – plany rozbudowy floty, zakładające budowę licznych i potężnych okrętów. Nie było to jednak świadectwo gigantomanii – jak chcą niektórzy niezorientowani, a nadmiernie krytyczni badacze – ale manewr dyplomatyczny, mający wykazać, że zbrojenie Niemiec doprowadzi również do zbrojeń ich sąsiadów. W praktyce plany rozbudowy polskiej MW były dużo skromniejsze i bardziej racjonalne.

Najważniejszymi jednostkami Marynarki Wojennej miały być okręty podwodne. Należałoby opatrzyć je określeniami takimi jak: nowoczesne, potężnie uzbrojone, szybkie. Równie powszechnie, co błędnie, używa się określenia „oceaniczny”. Jest to jednak jedynie pokłosie nagonki propagandowej na II Rzeczpospolitą – ze szczególną zajadłością prowadzoną w czasach PRL.

Artykuł stanowi fragment książki Tymoteusza Pawłowskiego pod tytułem Sowieci nie wchodzą. Polacy mogli wygrać w 1939 roku (Wydawnictwo Fronda 2020).
Artykuł stanowi fragment książki Tymoteusza Pawłowskiego pod tytułem Sowieci nie wchodzą. Polacy mogli wygrać w 1939 roku (Wydawnictwo Fronda 2020).

Większe znaczy lepsze

Rzekomo „zamówienie tak dużych okrętów oceanicznych było nie w pełni przemyślaną decyzją, w sytuacji gdy ich przewidywanym akwenem operacyjnym miał być stosunkowo płytki Bałtyk, a za porównywalną kwotę można było wybudować więcej mniejszych jednostek o wystarczających parametrach”.

Faktycznie „oceaniczność” nowych polskich okrętów podwodnych jest jedynie wymysłem ignorantów, natomiast ich wielkość była w pełni przemyślana. Spośród koncepcji rozbudowy sił podwodnych najistotniejsze były dwie: budowy większej liczby mniejszych okrętów 750-tonowych – podobnych do posiadanych już trzech „francuzów” – lub mniejszej liczby okrętów 1100-tonowych.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Okręty mniejsze, choć były tańsze, to dysponowały mniejszą prędkością i mniejszą liczbą wyrzutni torpedowych. Badania i studia teoretyczne dowiodły, że mniejsza liczba szybszych i ciężej uzbrojonych okrętów 1100-tonowych, będzie najefektywniejszym rozwiązaniem.

Podstawowym zadaniem tych okrętów było bowiem nie zwalczanie żeglugi handlowej wroga, ale niszczenie próbujących się przedrzeć na południowy Bałtyk sowieckich okrętów liniowych – zarówno starszych, typu „Gangut”, jak i nowo projektowanych. Zakładano, że do bitwy takiej miałoby dojść pomiędzy Gotlandią a wybrzeżem Łotwy.


Reklama


Taktyka walki z Sowietami

W uproszczeniu, miałaby ona polegać na skupieniu się patrolujących okrętów podwodnych wokół sowieckiego zespołu, wystrzeleniu przez każdy z nich salwy 10 torped, oddaleniu się w celu przeładowania, pościgu za oddalającym się przeciwnikiem i powtórzeniu salwy. Pościg za przeciwnikiem miał odbywać się na powierzchni, z prędkością 20 węzłów.

Z tych właśnie względów polskie okręty podwodne były jednymi z najszybszych okrętów podwodnych świata, miały też dość rozbudowane nadbudówki – m.in. osłonięte działa – aby sztormowe warunki atmosferyczne nie spowolniły pościgu. Szacowano, że zespół 1100-tonowych polskich okrętów podwodnych będzie w stanie wystrzelić w takiej bitwie wystarczającą liczbę torped, aby zmieść z powierzchni wody zespół sowieckich okrętów.

Wizyta sowieckiego pancernika "Marat" w Gdyni. Zdjęcie z 1934 roku (domena publiczna).
Wizyta sowieckiego pancernika „Marat” w Gdyni. Zdjęcie z 1934 roku (domena publiczna).

Jeśli nawet założenia polskich sztabowców były nieco przesadzone, to drugowojenne statystyki wskazują, że spośród wystrzelonych 100 torped przynajmniej kilkanaście trafiłoby w cel, a była to liczba wystarczająca do wyeliminowania nawet największego okrętu liniowego. (Pancerniki tonęły z reguły po trafieniu kilkoma torpedami, chociaż zdarzały się wyjątki zarówno w jedną, jak i drugą stronę.)

Polski sukces w starciu z Flotą Bałtycką jest o tyle prawdopodobny, że marynarze sowieccy nie wykazali się szczególnymi umiejętnościami w żadnej z prowadzonych przez siebie wojen – nie tylko przeciwko Brytyjczykom czy Niemcom, lecz także przeciwko słabiutkiej marynarce fińskiej oraz – równie słabej i w dodatku odizolowanej – marynarce rumuńskiej.

Zaminować Zatokę Fińską

W drugiej połowie lat 30. do służby wprowadzono stawiacz min ORP „Gryf”, kontrtorpedowce ORP „Grom” i ORP „Błyskawica” oraz dwa 1100-tonowe okręty podwodne: ORP „Orzeł” i ORP „Sęp”. Jednocześnie wycofano ze służby bojowej stare torpedowce, a poniemieckie trałowce zastąpiono sześcioma – wybudowanymi w kraju – jednostkami typu „Jaskółka”.

Siłę bojową floty stanowił Dywizjon Kontrtorpedowców, Dywizjon Okrętów Podwodnych, Dywizjon Minowców oraz Morski Dywizjon Lotniczy. Największym okrętem był ORP „Gryf”– zbudowany w stoczni francuskiej stawiacz min i artyleryjski okręt szkolny. W czasach PRL – gdy przyjaźń polsko-rosyjska była niepodważalna i bezdyskusyjna – krytykowano jego budowę jako bezsensowną i nadmiernie kosztowną.


Reklama


Tymczasem sensem istnienia ORP „Gryf” było zakorkowanie wąskiego wyjścia z Zatoki Fińskiej kilkuset minami i utrudnienie – lub uniemożliwienie – agresywnych działań stronie sowieckiej. (Paradoksalnie był też tani, bowiem budowano go za kredyt francuski, który został umorzony w związku z II wojną światową.)

Uderz i uciekaj

Wszystkie kontrtorpedowce były okrętami dużymi – ale nie ze względu na gigantomanię – tylko dlatego, że skoro nie można było pokonać Rosjan liczbą, trzeba było zainwestować w jakość. Bardzo specyficzne – zbudowane specjalnie według polskich wymagań – były najnowsze polskie kontrtorpedowce: ORP „Grom” i ORP „Błyskawica”.

Dzięki licznym działom były w stanie pokonać sowieckie odpowiedniki, a dzięki bardzo dużej prędkości – uciec przed sowieckimi krążownikami. Dla odparcia zaś ataku okrętów liniowych wyposażone były w sześć wyrzutni torpedowych.

ORP "Błyskawica" na zdjęciu wykonanym w czasie obchodów Święta Morza w 1938 roku (domena publiczna).
ORP „Błyskawica” na zdjęciu wykonanym w czasie obchodów Święta Morza w 1938 roku (domena publiczna).

Cały ten arsenał doskonale sprawdziłby się w wojnie przeciwko Związkowi Sowieckiemu, w wojnie przeciwko Niemcom miał jednak ograniczoną skuteczność. (Nawet dość wiekowe samoloty Morskiego Dywizjonu Lotniczego mogłyby latać bezpiecznie nad Środkowym Bałtykiem, wypatrując rosyjskich okrętów z dala od sowieckich samolotów, ale w akcji przeciwniemieckiej zostałyby szybko zniszczone.)

Narzędzie utrzymania pokoju

Chociaż planowano użycie polskiej Floty do niszczenia konwojów płynących z Rzeszy do Królewca, to zdawano sobie sprawę, że przez pewien czas – dopóki nie wyczerpią się istotne zapasy w Prusach Wschodnich – konwoje wcale nie muszą kursować.

Najważniejszym zatem zadaniem była obrona polskiego Wybrzeża przed niespodziewaną akcją Kriegsmarine, a to mogło być realizowane przez artylerię nabrzeżną, wspieraną bronią minową i okrętami podwodnymi. Zdecydowano zatem jeszcze przed wybuchem wojny odesłać trzy z czterech okrętów dywizjonu kontrtorpedowców do Wielkiej Brytanii. Na wodach krajowych miał pozostać jedynie ORP „Wicher”. Zadaniem ORP „Gryf” zaś było zaminowanie wód Zatoki Gdańskiej i podejście do Królewca (Piławy).

Polacy doskonale rozumieli znaczenie operacji desantowych, a także wpływu floty na politykę międzynarodową. Wiedzieli, że flota może być narzędziem nie tylko do prowadzenia wojny, lecz także do utrzymania pokoju. (…)

Defilada okrętów Marynarki Wojennej w Gdyni. Zdjęcie z końca lat 30. XX wieku (domena publiczna).
Defilada okrętów Marynarki Wojennej w Gdyni. Zdjęcie z końca lat 30. XX wieku (domena publiczna).

Gwarant suwerenności

Polska Marynarka Wojenna nie miała większego wpływu na przebieg działań wojennych we wrześniu 1939 roku i w ich opisie można ją pominąć bez szkody dla narracji. Miała jednak olbrzymie znaczenie dla utrzymania polskiej suwerenności.

Gdyby nie polskie okręty, to Niemcy mogliby rozwiązać konflikt o Pomorze zaskakującą operacją desantową. Operacją podobną do przeprowadzonej wiosną 1939 roku wobec Litwy i Albanii, a wiosną 1940 roku – wobec Danii i Norwegii. A wówczas Polska oraz jej sojusznicy stanęliby przed faktami dokonanymi i musieliby ulec dyktatowi III Rzeszy.

Przeczytaj również o obozie w którym Władysław Sikorski zamykał swoich przeciwników politycznych. Zapewniał, że to nie Gułag

Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Tymoteusza Pawłowskiego pod tytułem Sowieci nie wchodzą. Polacy mogli wygrać w 1939 roku. Ukazała się ona w 2020 nakładem Wydawnictwa Fronda.

Fakty a nie historia alternatywna

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.

Autor
Tymoteusz Pawłowski
9 komentarzy

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka to Życie w chłopskiej chacie (2024). Strona autora: KamilJanicki.pl.

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.