Przez całe średniowiecze niemal w ogóle nie używano takich map, jakie znamy dzisiaj – wskazujących dokładne położenie miejscowości, trasy między nimi, granice państw. No i przede wszystkim: praktycznych, przeznaczonych do codziennego zastosowania w podróży i życiu.
Poniższy materiał, w znacznie dłuższej wersji, ukazał się pierwotnie w formie wideo na moim kanale na Youtube.
Na przykład pierwsza względnie precyzyjna mapa Polski to dopiero XVI stulecie i w żadnym razie nie byliśmy w tej dziedzinie zapóźnieni. W starszych, średniowiecznych realiach nanoszenie kropek i linii na arkusz pergaminu albo papieru wydałoby się pomysłem dziwnym i przede wszystkim zbędnym.
Reklama
W ogóle interpretowanie rzeczywistości przez pryzmat oddzielnych i jasno wyznaczonych plam na mapie to rozwiązanie nowożytne. Da się je wygodnie odnieść do realiów XVIII, XIX czy XXI wieku. Do pewnego stopnia też do sytuacji z czasów starożytnego Rzymu. Ale już jako sposób opisu świata średniowiecza po prostu zupełnie ono zawodzi.
Wtedy nikt nie rysował dokładnych granic, bo też w ogóle nie tak rozumiano władzę i zwierzchność. To dość zawiły temat, o którym znacznie szerzej opowiadam w książce Średniowiecze w liczbach. W każdym razie nawet „państwa” w dzisiejszym sensie w średniowieczu właściwie nie istniały.
Jak rozumiano granice przed wiekami?
Dla różnych królów czy książąt liczyło się nie to gdzie przebiegają i ile mil mają granice ich włości, albo nawet nie ilu żyje na nich ludzi, ale to jacy możnowładcy o pośledniej randze im podlegają i jakie grody albo miasta uznają ich zwierzchność. Dopiero na niższych szczeblach tej drabiny władzy lepiej zdawano sobie sprawę z lokalnych stosunków i rozgraniczeń, ale nawet wtedy nie dążono do obsesyjnej precyzji i wyliczenia wszystkiego, jak to robimy w XXI wieku.
Zresztą sytuacja stale się zmieniała, jakiś pan umierał, a jego następca odmawiał hołdu, dane miasto cieszyło się raz mniejszą raz większą niezależnością, zależnie od tego jak wpływowy był monarcha, który uważał je za swoje. Często też dochodziło do konfliktu interesów i przez dekady nie było jasne komu podlegają całe księstwa, hrabstwa czy ziemie. Tak było też w Polsce, nawet jeśli szkolne podręczniki pomijają cały problem milczeniem.
Reklama
To i tak nie jest jednak rzecz najbardziej fundamentalna. Dokładnym przebiegiem granic nie interesowano się przesadnie, ale przede wszystkim… te granice, w naszym rozumieniu, często w ogóle nie istniały.
Niekiedy za rubież między włościami służyło koryto rzeki. O wiele częściej jednak średniowieczna granica nie była linią, lecz strefą. Organizm polityczny kończył się nie w jasno określonym punkcie, ale w regionie wpływów ostatniego miasta, albo warowni.
Precyzja była potrzebna tam, gdzie ośrodki podlegające różnym panom sąsiadowały ze sobą bezpośrednio i konkurowały o te same zasoby. Na luźno zaludnionych obszarach granicą mogła być jednak cała puszcza, ciągnąca się nawet przez dziesiątki kilometrów, albo nieprzystępny łańcuch górski.
Przekraczanie granic w średniowieczu
Poza tym ani w średniowieczu, ani nawet w kolejnych stuleciach, nie było żadnych rogatek, zasieków granicznych, kontroli paszportowych.
Reklama
Czasem tylko, w newralgicznym regionie, stawiano strażnicę, ale raczej po to, by jej obsada wypatrywała bandytów i wrogich armii, a nie, żeby tamować ruch kupców i pielgrzymów. Kontrole odbywały się, jak już, w miastach, ale głównie w związku z prawem składu. Tak by przybysze z obcych stron nie naruszali gospodarczych interesów miejscowego patrycjatu.
To wszystko, co wydaje się dzisiaj normą i co z taką radością likwidowano w Europie po wprowadzeniu strefy Schengen, jakby chodziło o rozwiązanie odwieczne, w rzeczywistości pojawiło się na kontynencie bardzo niedawno. Ścisłe kontrole graniczne to wynalazek dziewiętnasto-, a na powszechną skalę właściwie XX-wieczny. Zupełnie charakterystyczny dopiero dla czasów po pierwszej wojnie światowej.
***
Powyższy tekst to fragment scenariusza materiału wideo, który ukazał się na moim kanale na Youtube. Tam znajdziesz bibliografię i dodatkowe szczegóły.