Europejska instytucja małżeństwa, opisywana często jako ostoja tradycji, nie odwołuje się wcale do wzorców tak odległych i trwałych, jak niektórzy sądzą. Przez większość średniowiecza małżeństwo było zupełnie czym innym niż dzisiaj. Nie było też powszechne. Przeważająca część Europejczyków w ogóle nie brała ślubu. W każdym razie nie w formie, jaką dałoby się dzisiaj rozpoznać.
Z perspektywy religii katolickiej małżeństwo jest sakramentem. Z punktu widzenia państwa to z kolei związek usankcjonowany i potwierdzony urzędowo, z którym wiążą się konkretne uprawnienia oraz obowiązki. Żadnego z tych wyjaśnień nie da się odnieść do realiów wczesnego średniowiecza.
Reklama
Wzorzec małżeństwa odziedziczony po Cesarstwie Rzymskim
Łacińska część Europy odziedziczyła rozumienie instytucji małżeństwa po zachodnim Cesarstwie Rzymskim. W Imperium Romanum ślub stanowił zaś, jak tłumaczy historyczka Ruth Karras, „sprawę prywatną”. Było to porozumienie między rodzinami, do którego zawarcia nie potrzebowano ani jakiegokolwiek urzędnika ani kapłana.
Oficjalne małżeństwa miały znaczenie polityczne i majątkowe. Choć władza ich nie regulowała, to niosły też z sobą prawne konsekwencje: przede wszystkim określały legalność pochodzenia. Tylko potomków z takiego związku państwo uważało za dziedziców majątku. Jeśli ktoś nie miał jednak żadnego bogactwa ani wpływów politycznych, to też nie miał potrzeby zawierać ślubu.
Jak dopowiada Karras, „małżeństw oczekiwano od wiodących familii jako probierzy sojuszy. Po przedstawicielach nizin nie spodziewano się jednak, że będą brać ślub. Po prawdzie taka ścieżka nie była dla nich nawet dostępna”.
Co zmieniło wprowadzenie nowej religii?
Religia chrześcijańska nie wprowadziła do opisanego rozumienia sprawy żadnej nagłej rewolucji. Kościelni moraliści nawoływali oczywiście do seksualnej wstrzemięźliwości i chętnie podkreślali moralne aspekty małżeństwa, ale na prywatne umowy ślubne nie mieli przez wiele stuleci żadnego wyraźnego wpływu.
Reklama
We wczesnym średniowieczu nadal było normą, że związki zawierano bez udziału i pośrednictwa księdza. Duchowni zalecali wprawdzie, by na ceremonię ślubną zapraszać plebana i prosić go o błogosławieństwo, ale długo nie był to wymóg. Dopiero po roku 800 hierarchia zaczęła utrzymywać, że ksiądz jest konieczny do zawarcia ślubu. Minęło jednak jeszcze kilkaset lat, zanim ten postulat faktycznie został szeroko przyjęty.
Ślub tylko dla wybranych
Co być może najważniejsze, Kościół z wczesnego średniowiecza wcale nie uważał małżeństwa za jedyną, obowiązkową czy nawet podstawową formę związku, w jaki wolno było wchodzić wiernym. Na ogół biskupi opowiadali się niezmiennie za rzymskim podejściem, zgodnie z którym ślub stanowił przejaw wysokiego statusu społecznego i przywilej ludzi majętnych.
Jeszcze za czasów Karola Wielkiego na synodach żywo dyskutowano nad tym, czy niewolnicy i chłopi żyjący w poddaństwie w ogóle mogą zawierać małżeństwa; czy jest to wykonalne w świetle prawa i wiary. Wielu wysokich dostojników Kościoła odpowiadało przecząco. Utrzymywało się też przekonanie, jasno wyrażone w połowie V wieku przez papieża Leona I, że małżeństwo może być zawierane tylko między ludźmi „równymi sobie”: czyli należącymi do tej samej warstwy społecznej.
Żaden mezalians nie był, w oczach wczesnośredniowiecznego Kościoła, związkiem małżeńskim. Nierówne relacje uważano za konkubinaty. Tak też ogółem były określane wszystkie związki, które nie miały charakteru w pełni oficjalnego, nie urastały do rangi małżeństwa.
Reklama
Granica między małżeństwem a konkubinatem przez stulecia pozostawała mało czytelna i zmienna. Jak komentują badacze tematu, kościelne synody sprzed roku 1000 poświęcały niezwykle mało uwagi tematowi tego, co czyni małżeństwo małżeństwem, co świadczy o jego prawdziwości i pełnoprawności.
Może zresztą nie ma się czemu dziwić, jeśli z góry zakładano, że sprawa ślubu nie dotyczy zwyczajnych ludzi i że publicznie ogłoszony oraz oficjalnie znany związek między nobilami z natury rzeczy jest małżeństwem. Ogółem można stwierdzić, że właśnie jawność i oficjalność miały znaczenie.
Poza tym przykładano wagę do przekazania wiana czy ogółem do tego, by przy okazji zawarcia związku jakiś majątek przeszedł z rąk do rąk, między mężem a rodziną panny młodej. Wreszcie niekiedy wspominano o wymianie pierścionków ślubnych. Wzmianka o takim rytuale pada chociażby w liście papieża Mikołaja I z połowy IX stulecia. To był jednak tylko zwyczaj, nawet wspomniany ojciec święty nie uważał go – ani jakiegokolwiek innego czynnika – za formalny wymóg.
Epoka konkubinatów
Im ranga małżonków (lub tylko ranga jednego małżonka) była niższa, a ich związek mniej oficjalny, zawarty bez głośnych oznajmień i bez wzięcia księdza na świadka, tym prędzej był on traktowany przez Kościół jako konkubinat. Bardzo trudno natomiast stwierdzić, jak taką relację postrzegali sami ludzie wczesnego średniowiecza.
Wbrew dawnym wyobrażeniom w nowoczesnej nauce coraz szerzej przyjmuje się, że nie istniał jakiś jeden tradycyjny przedchrześcijański model małżeństwa u Germanów, u Słowian, u Skandynawów. Każda kultura znała raczej całą gamę związków o różnym charakterze, zawieranych na odmiennych zasadach.
Niektórym towarzyszyła wymiana majątku, innym nie. Część wynikała z woli rodzin, część tylko z decyzji pary. Niektóre były na wyłączność i na zawsze, od innych nie oczekiwano takich kryteriów. Samo twierdzenie, że poza kręgiem wpływów Rzymu i Kościoła musiała zawsze istnieć jedna konkretna instytucja, którą dałoby się zamknąć w prostym terminie „małżeństwo”, wydaje się dzisiaj raczej anachronizmem.
Reklama
„Nie każda kobieta złączona z mężczyzną jest jego żoną”
Kościół z wczesnego średniowiecza akceptował konkubinaty i uważał je za rzecz naturalną; fakt życia w takim związku nie uchodził za grzech. Także posiadanie przez mężczyzn więcej niż jednej partnerki nie budziło wcale tak wyraźnego sprzeciwu, jak można by się spodziewać, znając późniejszą doktrynę Kościoła.
Hierarchowie na ogół przyjmowali, że konkubinat nie zasługuje na szczególną ochronę, że nie jest to związek, od którego trzeba wymagać trwałości lub wyłączności. Ogółem biskupi mniejsze znaczenie przywiązywali do faktycznej monogamii niż do starej zasady, zgodnie z którą jeden i tylko jeden związek danej osoby mógł przynosić legalne potomstwo, uprawnione do dziedziczenia.
Warto przytoczyć raz jeszcze słowa papieża Leona I. Około 456 roku odpowiedział on listownie na zapytanie pewnego dostojnika kościelnego, który wahał się czy księdzu (tak, księdzu) wolno wydać córkę za mąż za człowieka, który już ma konkubinę.
Leon uspokajał, że to żaden problem. „Nie każda kobieta złączona z mężczyzną jest jego żoną. Żona jest jednym, konkubina czym innym, tak jak niewolnica jest czym innym niż kobieta wolna” – pisał. Także w kolejnych wiekach wysuwano opinie, że konkubinę wolno odprawić i że mężczyzna nie ma wobec niej dalszych zobowiązań, a taki związek nie stoi na przeszkodzie do zawarcia ślubu.
Reklama
Ilu ludzi w średniowieczu zawierało małżeństwa?
Nie da się precyzyjnie stwierdzić, ilu ludzi zawierało w średniowieczu śluby, a ilu żyło w związkach nie w pełni oficjalnych i formalnych, przynajmniej z perspektywy Kościoła. Przewaga konkubinatów była na pewno bardzo wyraźna w pierwszych kilku stuleciach epoki. Ale i w pełnym średniowieczu większość ludzi wciąż chyba nie zawierała małżeństw.
Jak wyjaśnia historyczka Martha Howell, instytucja ta niezmiennie służyła przede wszystkim zabezpieczeniu majątku i praw dziedziczenia, „mieli więc do niej dostęp tylko ludzie dysponujący materialnymi dobrami”.
Ślubów często unikali chociażby młodsi synowie szlachciców, jako że nie posiadali bogactwa, które wystarczałoby do zorganizowania osobnego domostwa na odpowiedniej stopie. A tym samym: które uzasadniałoby formalizowanie relacji z jakąkolwiek partnerką.
Historia średniowiecza, jakiej jeszcze nie było
Powyższy artykuł powstał na podstawie najnowszej książki Kamila Janickiego pt. Średniowiecze w liczbach. Pozycja już dostępna w księgarniach. Dowiedz się więcej na Empik.com.