Druga bitwa o Seul. Tak siły ONZ wyzwoliły stolicę Korei Południowej z rąk wojsk Kim Ir Sena

Strona główna » Historia najnowsza » Druga bitwa o Seul. Tak siły ONZ wyzwoliły stolicę Korei Południowej z rąk wojsk Kim Ir Sena

Rozpoczęta 25 czerwca 1950 roku inwazja armii Kim Ir Sena całkowicie zaskoczyła władze Korei Południowej oraz Amerykanów. Najeźdźcy niemal z marszu zdobyli Seul i parli dalej na południe. Koreańskiej Armii Ludowej udało się zająć niemal cały półwysep. W rękach obrońców pozostawał tylko niewielki obszar w rejonie miasta Pusan. Wszystko zmienił rozpoczęty 15 września 1950 roku desant wojsk ONZ pod Inczhon. O przebiegu drugiej bitwy o Seul pisze Max Hastings na kartach książki pt. Wojna koreańska. Wielki konflikt 1950-1953.

O brzasku 16 września na nabrzeżu pojawili się koreańscy cywile, przemykający wśród ruin, między zwalonymi przewodami wysokiego napięcia, dogasającymi pożarami i roztrzaskanymi murami. [Jak pisał James Cameron:]


Reklama


Wiele budynków Inczhonu jeszcze się uchowało. Ciekawe, jakim cudem. Sporo ludzi przeżyło. Chwiejnym krokiem wyłaniali się z ruin — często w stanie kompletnego otępienia.

Po nocy zniszczeń biegali wokół jak szaleni albo snuli się z tępym wyrazem oczu, automatycznie podnosząc ręce w geście poddania się. Gdy ich mijaliśmy, niektórzy, niczym hasło, wykrzykiwali jedyny znany im angielski zwrot: „Dzięki!”, „Dzięki”, a ironia tej sytuacji przemieniała groteskę w makabrę.

Miejsce desantu pod Inczhon (domena publiczna).
Miejsce desantu pod Inczhon (domena publiczna).

Marines ruszają na Seul

1. i 5. pułk marines połączyły się na brzegu rankiem 16 września. Natychmiast ruszyły na wschód, ku stolicy, pozostawiając piechotę morską Republiki Koreańskiej, by zdusiła resztki oporu w Inczhonie w charakterystyczny, bezwzględny sposób. Pojawiła się spóźniona kolumna północnokoreańskich wojsk pancernych i piechoty, którą zmiótł ostrzał z ziemi i z powietrza. 5. pułk marines prowadził teraz natarcie po północnej stronie drogi Inczhon–Seul, 1. pułk zaś po południowej.

Miażdżąc sporadyczne gniazda komunistycznego oporu, nocą 17 września zajęli większość terenów dużego lotniska Kimpo. Do wieczora 19 września 5. pułk zdążył już oczyścić po swojej stronie frontu cały południowy brzeg rzeki Han, 1. pułk marines tymczasem stoczył ciężką walkę w trudniejszych warunkach, spotkawszy na swojej drodze pułk 18. dywizji północnokoreańskiej. Ale tego dnia byli już na obrzeżach Jongdungpo, przedmieściach Seulu na południowym brzegu rzeki Han.

Szorstkie stosunki między armią i marines stały się wyraźnie widoczne na drodze do Seulu. Ludzie Smitha byli głęboko rozgoryczeni, gdyż Almond ciągle ich poganiał, obsesyjnie pragnąc spełnić złożoną [głównodowodzącemu generałowi] MacArthurowi obietnicę, że do 25 września wyzwoli stolicę. Wypadłoby to dokładnie w trzy miesiące od rozpoczęcia inwazji komunistycznej. „Pragnął wydać taki komunikat — oświadczył z niesmakiem Smith. — Powiedziałem, że nie mogę niczego zagwarantować — to zależy od nieprzyjaciela”.

Odwaga ponad zręczność taktyczną

Lecz niektórzy oficerowie armii wyrazili z kolei zaniepokojenie brawurową taktyką piechoty morskiej. „Marines są zbyt skłonni do ataków frontalnych” — utrzymywał pułkownik John Michaelis z 27. brygady piechoty. [Zgodnie z tym co stwierdził pułkownik Ellis Williamson:]


Reklama


Marines są wytworem swojej historii. Szkoli się ich, wbija się im do głowy, by przedostali się ze statku na brzeg, a potem parli naprzód, aż zmiotą wszelki opór z przyczółka. Myśl o okrążeniu pozycji takiego na przykład „Cherlaka” przyprawiłaby o palpitacje.

Marines zwykliśmy nazywać „przedszkolnym wojskiem”, bo ich motto brzmi: „oj diri dodek, lećmy w sam środek!”. Podczas tego marszu do Seulu marines wyczyniali rzeczy, które żadnej jednostce wojskowej nie przyszłyby do głowy. Widziałem, jak szli po tej wielkiej, otwartej przestrzeni przed lotniskiem Kimpo — setki młodych mężczyzn waliły po płaskim terenie, nie kryjąc się. Mieli niedopuszczalne straty.

Książka Maxa Hastingsa pt. Wojna koreańska. Wielki konflikt 1950-1953 już w sprzedaży.
Tekst stanowi fragment książki Maxa Hastingsa pt. Wojna koreańska. Wielki konflikt 1950-1953 (Wydawnictwo Literackie 2024).

Co ciekawe, podobną opinię jak Williamson na temat amerykańskich marines wyraża wielu oficerów na całym świecie. Zapewne prawdą jest, że korpus piechoty morskiej wyżej ceni nieustraszoną odwagę niż zręczność taktyczną. Nawet ich własny generał Shepherd skrytykował ospałość, z jaką O.P. Smith posuwał się do Seulu: „Jeśli dowódca pościgu chce, by jego ludzie przez cały czas poruszali się w szyku, niech lepiej zrezygnuje z pościgu”.

Błyskawiczne postępy

Większość wyższych stopniem marines przyznała, że „Cherlak” Puller dowódcą pułku został mianowany mocno na wyrost, a od popełnienia katastrofalnych błędów uchroniły go tylko zawodowe umiejętności majora Roberta Lorigana, jego oficera operacyjnego.

Naczelny dowódca sił ONZ, generał Douglas MacArthur (w środku). Zdjęcie wykonane 15 września 1950 roku (domena publiczna).
Naczelny dowódca sił ONZ, generał Douglas MacArthur (w środku). Zdjęcie wykonane 15 września 1950 roku (domena publiczna).

Ale w Korei nikt przez trzy lata nie podał w wątpliwość odwagi i determinacji piechoty morskiej, podczas gdy u wielu jednostek wojskowych stwierdzono niskie morale i brak profesjonalizmu. I choć wyższych oficerów 1. dywizji piechoty morskiej nie można było uznać za tytanów intelektu, pomiędzy Inczhonem i Panmundżomem O.P. Smith i jego ludzie wielce zasłużyli się ojczyźnie.

Dla dwudziestoletniego kaprala Selwyna Handlera z kompanii uzbrojenia 2. batalionu 1. pułku marines marsz z Inczhonu do Seulu było oszałamiającym przeżyciem. Długie kolumny ludzi sunęły naprzód zrywami, dżipy przewoziły ciężki sprzęt, z przodu dochodziły urywane salwy artylerii i broni ręcznej, w miarę jak przednie kompanie oczyszczały drogę.


Reklama


Miejscowi koreańscy cywile witali ich radośnie. Przemykali przez pole bitwy, rabując zapasy ryżu i porzucony sprzęt, pospiesznie zabierając rodziny i dobytek z najbliższego sąsiedztwa linii ognia. Raz znaleźli paru północnokoreańskich maruderów, ukrywających się w jaskini. Wyznaczono dwóch ludzi, by odprowadzili ich na tyły, ale eskorta zaraz wróciła.

„Nie będziemy teraz zawracać sobie głowy jeńcami” — oznajmili. Jak większość uczestników większości walk Handler zachował w pamięci migawki z tamtych dni: skok do okopu, by schronić się przed ogniem artylerii (gdzie sklął go facet, który już tam siedział, a którego ostatnio widział w szkole średniej w Kalifornii); dziecko, uginające się pod ciężarem worka ryżu większego od siebie; marines, pijący piwo w browarze, który właśnie zajęli w Jongdungpo; corsair trafiony w powietrzu, który zanurkował i wybuchnął.

Północnokoreański T-34 zniszczony przez marines podczas natarcia na Seulu we wrześniu 1950 roku (domena publiczna).
Północnokoreański T-34 zniszczony przez marines podczas natarcia na Seulu we wrześniu 1950 roku (domena publiczna).

Obawy MacArthura

Koreańskie dzieci roiły się wokół nich nawet w czasie bitwy. Jedno powtarzało bez przerwy: „Północny Koreańczyk! Północny Koreańczyk!”, ciągnąc Amerykanina za nogę i pokazując palcem. Handler rzucił tam granat. Nic się nie poruszyło, ale dziecko nadal gestykulowało zawzięcie. Amerykanie rzucili jeszcze dwa granaty i w nagrodę zobaczyli ciała dwóch komunistycznych żołnierzy.

Gdy 16 września w ulewnym deszczu X Korpus Almonda odjechał na wschód, 8. Armia Walkera rozpoczęła długo oczekiwane wyjście z okrążenia. Zaczęło się niemrawo — znaczne siły amerykańskie przekroczyły Naktong dopiero 19 września. MacArthur niepokoił się, że nawet teraz północni Koreańczycy mogą utrzymać się na południowym wschodzie.


Reklama


Przez cztery dni z powodu złych warunków atmosferycznych lotnictwo wspierało natarcie wojsk Narodów Zjednoczonych jedynie w bardzo ograniczonym stopniu. Ale gdy pogoda poprawiła się na tyle, by bombowce mogły ruszyć do akcji, front komunistyczny został przerwany i załamał się błyskawicznie.

Opór wroga się załamuje

Kontyngent brytyjski przeżył małą, ale straszną tragedię, świadczącą o ówczesnej złej łączności ziemia–powietrze. 23 września batalion Argyll & Sutherland Highlanders wdarł się na wzgórze 282, z lewej flanki uderzenia przez Naktong. Wezwali wsparcie lotnictwa i rozłożyli swoje znaki rozpoznawcze. Eskadra mustangów zakręciła, by zaatakować z działek pokładowych i zrzucić napalm, niezwykle precyzyjnie trafiając w pozycje Szkotów.

Północnokoreańscy jeńcy na zdjęciu wykonanym 18 września 1950 roku (domena publiczna).
Północnokoreańscy jeńcy na zdjęciu wykonanym 18 września 1950 roku (domena publiczna).

Niedobitki w zamieszaniu wycofały się ze wzgórza. Ale zastępca dowódcy, major Kenneth Muir, uznał, że muszą je odbić. Ruszył na grań z 30 żołnierzami i dotarł do celu z 14. „Żółtki nigdy nie wyprą Argyllów z tego wzgórza” — powiedział, padając śmiertelnie ranny od strzału z broni automatycznej. Muir został pośmiertnie odznaczony Victoria Cross. Straty batalionu Argyll wyniosły 17 zabitych i 76 rannych.

Ale był to tylko straszliwy epizod. Cały front się załamywał. Jednostki północnokoreańskie zaczęły topnieć, tysiące dezerterów porzucało broń, wyposażenie, odzież. 26 września w Osanie 1. pułk kawalerii, podążający na północ z „worka pusańskiego”, napotkał 7. pułk piechoty, zmierzający na południe z Inczhonu. Jednostki Armii Republiki Korei nacierały wzdłuż wschodniego wybrzeża, napotykając nieznaczny opór. Wszędzie północni Koreańczycy uciekali, poddając się setkami albo zbiegając w góry, by prowadzić wojnę partyzancką.


Reklama


Dalej na północy 1. pułk piechoty morskiej po zaciętych trzydniowych bojach zdobył Jongdungpo. Tymczasem, po pierwszej nieudanej próbie w nocy 19 września, następnego dnia 5. pułkowi Pullera udało się przekroczyć rzekę Han. 25 września oba pułki piechoty morskiej przez trzy dni toczyły zaciekłe walki uliczne o Seul, burząc wielkie obszary miasta. Nawet gdy w wyniku rozpoznania lotniczego stwierdzono, że główne siły Kim Ir Sena uciekają na północ, komunistyczne straże tylne walczyły nadal, by opóźnić natarcie pułków Smitha. Walczono o każdą piędź ziemi, o każdą barykadę ułożoną z worków ryżu.

Huraganowy ostrzał

Bitwa o Seul stała się źródłem wiecznych sporów, a także głębokiej odrazy niektórych jej świadków. Stanowiła przykład rzezi, która pokolenie później w Indochinach zostanie powielona ze wszystkimi straszliwymi skutkami — zniszczenia rzekomo niezbędnego dla sprawy wolności.

Część korespondentów i niemała liczba żołnierzy przekonywała żarliwie, że strat ludności cywilnej i całkowitego zburzenia miasta można było uniknąć przy zastosowaniu skutecznego manewru okrążającego, zamiast atakować bezpośrednio z użyciem miażdżącego wsparcia lotnictwa i artylerii. Ale MacArthur i Almond chcieli zdobyć Seul bezzwłocznie. Na ich drodze stało wówczas jakieś 20 tysięcy zdeterminowanych jeszcze wtedy żołnierzy komunistycznych.

„Najmniejsza oznaka oporu wywoływała huraganowy ostrzał, zmiatający z powierzchni ziemi wszelki ślad życia w okolicy” — pisał naoczny świadek R.W. Thompson z „Daily Telegraph”. Jak ujął to historyk David Rees, „u podstaw wojskowej myśli Zachodu leży przekonanie, że maszyn należy używać, by ocalić życie żołnierzy; Korea z czasem stała się straszliwą ilustracją skutków wojny ograniczonej, w której jedna strona dysponuje siłą ognia, a druga przewagą liczebną wojska”.

Amerykańskie czołgi M26 Pershing podczas walk na przedmieściach Sulu (domena publiczna).
Amerykańskie czołgi M26 Pershing podczas walk na przedmieściach Sulu (domena publiczna).

Marines wkroczyli do stolicy od północy, południa i zachodu, a pułk 7. dywizji i 187. powietrznodesantowa Pułkowa Grupa Bojowa osłaniały ich flanki. Ich oczom ukazał się widok przerażających okrucieństw. Selwyn Handler z towarzyszami wkroczyli na teren więzienia, gdzie ujrzeli kilka ciał pozbawionych głów oraz miecz, najwyraźniej użyty do egzekucji.

Ed Simmons z 3. batalionu 1. pułku spostrzegł grupę marines skupioną wokół rowu. Porucznik gestem przywołał go do siebie. Rów wypełniały zwłoki Koreańczyków — setek mężczyzn, kobiet i dzieci. „To był upiorny widok. Bił stamtąd potworny smród. Całymi dniami przychodzili cywile z centrum Seulu, by zidentyfikować ciała”.


Reklama


Rozkaz natychmiastowego natarcia

Pułkownika Tapletta, dowódcę 3. batalionu 5. pułku, dowody komunistycznej okupacji nie wytrąciły tak bardzo z równowagi. „Tak ci ludzie nawzajem się traktują” — rzekł, wzruszając ramionami, co w przyszłości miało powtarzać wielu żołnierzy zagranicznych kontyngentów Narodów Zjednoczonych.

Pogrążone w mroku ulice, nadal kryjące wiele niebezpieczeństw, wymagały czujności i napiętej uwagi od marines na wysuniętych pozycjach. O drugiej w nocy 25 września zaskoczony 5. pułk otrzymał rozkaz natychmiastowego natarcia. Żołnierzom dano wyraźnie do zrozumienia, że był to skutek determinacji generała Almonda, który za wszelką cenę pragnął opanować Seul w nieprzekraczalnym terminie przyobiecanym MacArthurowi.

Marines podczas walk w Seulu (domena publiczna).
Marines podczas walk w Seulu (domena publiczna).

Tymczasowe dowodzenie kompanią strzelców przejął major Simmons w zastępstwie dowódcy, który schował się w piwnicy. „Nie mogę tego zrobić! Nie mogę tego zrobić! — krzyczał oficer, wyczerpany nerwowo bitewnym napięciem. — Zerwijcie mi odznaki!” Simmons z przerażeniem stwierdził, że wspierający ich ostrzał artyleryjski będzie skierowany tam, dokąd właśnie wysłał ośmioosobowy patrol. Ale atak amerykański został udaremniony.

Wyzwolenie Seulu

Na długo przed godziną „zero” marines usłyszeli chrzęst opancerzonego pojazdu sunącego ku ich pozycjom. Północni Koreańczycy sami przypuścili natarcie. Przez całą noc artyleria bluzgała ogniem przed ludźmi Pullera, czyniąc wyłomy w skoncentrowanych oddziałach piechoty. Unieruchomiony komunistyczny czołg stał ze zgaszonym silnikiem przed pozycjami kompanii Simmonsa.


Reklama


Major obawiał się ostrzału z jego armaty, gdy nadejdzie świt. Kazał przynieść działo bezodrzutowe kalibru 75 mm i polecił obsługującemu strzelać, gdy tylko zrobi się dość jasno. Wreszcie, o pierwszym brzasku, strzelec zawołał: „Widzę go!”, i wypalił. Marines byli tak pochłonięci walką, że zapomnieli o strumieniu gazów wylotowych z ich własnej broni, który odbił się od domu z tyłu, przewracając ich na ziemię i zasypując błotem i gruzem.

Ale komuniści stracili już impet. Amerykańskie czołgi ruszyły, podejmując natarcie. Patrol marines nie ucierpiał, żołnierze schronili się w przepuście, gdzie spędzili noc, ukrywając mundury pod cywilnymi ubraniami, które znaleźli schnące na sznurze.

Książka Maxa Hastingsa pt. Wojna koreańska. Wielki konflikt 1950-1953 już w sprzedaży.
Tekst stanowi fragment książki Maxa Hastingsa pt. Wojna koreańska. Wielki konflikt 1950-1953 (Wydawnictwo Literackie 2024).

5. pułk piechoty morskiej dotarł do budynku parlamentu dopiero 27 września. Tokio ogłosiło wyzwolenie miasta dwa dni wcześniej, w bezwzględnej zgodzie z harmonogramem ustalonym przez głównodowodzącego. Ku rozczarowaniu wojska tuż po wciągnięciu gwiaździstego sztandaru dyplomatycznie nakazano im opuścić flagę narodową i wywiesić błękitną flagę Narodów Zjednoczonych.

Przemowa MacArthura

Dwa dni później MacArthur osobiście przewodniczył uroczystości w zniszczonym budynku parlamentu z okazji wyzwolenia Seulu i powrotu rządu Li Syng Mana. Kolegium szefów sztabu na próżno starało się nie dopuścić do tej uroczystości, nie chcąc, by Stany Zjednoczone utożsamiano tak ściśle z kontrowersyjnym prezydentem Korei Południowej.


Reklama


Nie udało się. MacArthur chciał napawać się tą chwilą swej świetności, nie bacząc na cyniczną postawę swoich żołnierzy, którzy tę fetę przygotowali. „Gdyby lądowanie w Inczhonie rozplanowano tak precyzyjnie jak tę galę, byłaby to mistrzowska operacja” — zauważył cierpko Ed Simmons. Zebrano olbrzymie siły i środki, by zbudować most pontonowy przez Han, po którym MacArthur ze swą świtą miał przejechać z lotniska Kimpo wprost do Seulu.

W zrujnowanym Kapitolu głównodowodzący jak zwykle wygłosił kwiecistą mowę do tłumu żołnierzy, oficerów marynarki i korespondentów skupionych wokół niego i Li: „Z łaski miłosiernej Opatrzności nasze siły, walczące pod sztandarem tej największej nadziei i inspiracji ludzkości, Narodów Zjednoczonych, oswobodziły starodawną stolicę Korei”. Modlitwę Pańską przerwał trzask szkła i kamieniarki uszkodzonej kopuły, znajdującej się 30 m nad głowami obecnych.

Żołnierz piechoty morskiej wznosi amerykańską flagę nad konsulatem USA w Seulu. 27 września 1950 roku (domena publiczna).
Żołnierz piechoty morskiej wznosi amerykańską flagę nad konsulatem USA w Seulu. 27 września 1950 roku (domena publiczna).

MacArthur najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi. Powiedział do Li: „Panie prezydencie, wraz z moimi oficerami wracam teraz do swoich obowiązków wojskowych, odpowiedzialność za sprawy cywilne pozostawiając panu i pańskiemu rządowi”. Obaj dostojnicy uścisnęli sobie dłonie. Wzruszenie podniosłością tej chwili ogarnęło Li: „Podziwiamy pana — wyszeptał do generała. — Kochamy pana jako zbawcę naszej rasy”.

Głównodowodzący odleciał do Tokio w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, otoczony aurą niezwyciężonego wodza, która wzbudzała uznanie nawet przywódców jego narodu. Był pewien, że wojna koreańska została wygrana, a jego wojska zwyciężyły. Teraz trzeba tylko posprzątać ten bałagan.

Źródło

Tekst stanowi fragment książki Maxa Hastingsa pt. Wojna koreańska. Wielki konflikt 1950-1953. Jej polskie wydanie ukazało się w 2024 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego. Przekład: Barbara Cendrowska.

Historia wielkiego konfliktu z lat 1950-1953

Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.

WIDEO: Nazwa Słowian i jej zagadkowe pochodzenie

Autor
Max Hastings

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.