Chłopska dziewczynka płacze nad przewróconą maselnicą spodziewając się skarcenia

Dzieciństwo na dawnej polskiej wsi. Ponury obraz pierwszych lat życia polskich chłopów i chłopek

Strona główna » XIX wiek » Dzieciństwo na dawnej polskiej wsi. Ponury obraz pierwszych lat życia polskich chłopów i chłopek

W sielankowych wizjach dawnej polskiej wsi lata dzieciństwa są często przedstawiane niezwykle pogodnie, jako okres niemal zupełnej beztroski. Takim wyobrażeniom dają się ponieść nawet naukowcy. Jak jednak naprawdę wyglądała młodość polskich chłopów i chłopek sprzed 120 albo 150 lat?

Poniższy tekst powstał na podstawie najnowszej książki Kamila Janickiego. Życie w chłopskiej chacie już jest dostępne w przedsprzedaży.

Aby uświadomić sobie jakie jest najpopularniejsze wyobrażenie na temat chłopskiego dzieciństwa z dawnych czasów, można przytoczyć chociażby słowa historyka Włodzimierza Mędrzeckiego. Temu badaczowi zdarzyło się stwierdzić, że najmłodsi mieszkańcy chat byli „niejako maskotkami rodzinnymi, wolnymi od obowiązków”.


Reklama


Obojętność i ulga chłopskich rodziców

Maskotka przywodzi na myśl troskliwość, rozczulenie, realia nieustannej zabawy. W rzeczywistości jednak w chłopskiej rodzinie całkiem małe dzieci rzadko mogły liczyć choćby na krztynę tkliwości i minimum uwagi.

Ogromna śmiertelność, zwłaszcza niemowląt, prowadziła do daleko posuniętego zobojętnienia na ich los. Wiedziano, że co drugi szkrab albo nawet nie nauczy się mówić, albo zgaśnie niedługo po opanowaniu tej umiejętności.

Niezależnie więc od wszelkich podejmowanych zabiegów magicznych, w które bardzo wówczas wierzono, zgony małych córek i synów przyjmowano jako może i ponadnaturalną (bo sprowokowaną przez demony i zabiegi złych ludzi), lecz nieuniknioną kolej rzeczy.

Kołyska, a na prawo od niej tak zwany stojaczek.
Kołyska, a na prawo od niej tak zwany stojaczek. Chata chłopska w skansenie w Białymstoku.

„Śmiercią dzieci nikt za bardzo się nie przejmował. Śmierć dziecka chorowitego przynosiła wręcz ulgę dla rodziny” – wyjaśnia pedagożka Elżbieta Dolata. – „Mówiono, że dobrze się stało, bo »Pan Bóg zabrał je do chwały swojej« lub »Bóg dał, Bóg wziął!«”.

Czas do przeczekania

O ile pierwsze tygodnie życia dziecka były czasem zaklęć i przesądów, mających na celu zabezpieczenie jego startu w życie, o tyle kolejne miesiące oraz lata traktowano na dobrą sprawę jak okres… do przeczekania.

Potomstwo, po odstawieniu od piersi, było karmione tym samym marnym jadłem, co reszta członków rodziny. Poza tym zaś głównie zostawiano je samemu sobie. Niekiedy matka wychodząca do pracy w polu zabierała niemowlę w wiklinowym koszu. Przynajmniej równie typowa musiała być jednak sytuacja opisywana przez Wincentego Witosa.


Reklama


Jak opowiadał ludowiec, nagminnie zdarzało się, że dziecko, porzucone w izbie bez jakiejkolwiek opieki, „krzyczało, póki mogło, zmęczone zasnęło albo płakało dalej, wydając słaby, ledwo dosłyszalny, miauczący głos”.

Chłopskie dziecko w „stojaczku”

Wrzaski nie wynikały tylko z samotności i głodu, ale też z braku swobody ruchu. Na przykład na Kujawach, zgodnie z relacją Oskara Kolberga, dziecko na czas nieobecności gospodyni pozostawiano w „stojaczku”, który miał nie tyle pomagać w nauce chodzenia, co przede wszystkim „chronić je od szkody”, matkę zaś od konieczności sprawowania „ciągłego nad nim dozoru”.

Tekst, który czytasz pochodzi z najnowszej książki Kamila Janickiego. Życie w chłopskiej chacie już teraz możesz zamówić w przedsprzedaży.

Stojaczek był zaś na dobrą sprawę po prostu ciasnym kojcem, „zbitym z deseczek i kijków”, zwykle pozwalającym tylko, zgodnie z nazwą, stać lub przysiąść, ale zbyt ciasnym, by dziecko mogło się położyć.

W czasach pańszczyźnianej nędzy brzdące, stale trzymane w dusznej i ciemnej chacie, często nie otrzymywały nawet jakiejkolwiek odzieży, póki nieco nie podrosły. Ulrich von Werdum opowiadał w drugiej połowie XVII wieku, że potomstwo polskich wieśniaków „biegało albo zupełnie nago, albo tylko w koszuli”.


Reklama


Jedyna koszulina

Dopiero gdy malcy osiągnęli wiek pozwalający wysłać ich do roboty w zagrodzie lub poza nią, otrzymywali „za całe ubranie sukmanę i parę butów”. Te drugie zresztą, o czym fryzyjski pamiętnikarz chyba nie wiedział, wcale nie były rzeczą na wsi częstą, a typowe dziecko mogło o nich co najwyżej marzyć.

W każdym razie przed odebraniem sukmany gołe lub niemal gołe szkraby stale „skakały przy piecu”, który był „niejako ich zamkiem swobody”. „A wcale zręcznie wdrapują się na niego i z niego, choć są jeszcze bardzo małe i nie potykając się, choć prawie jeszcze chodzić nie umieją po równej ziemi” – dopowiadał podróżnik.

W XIX wieku sytuacja wyglądała lepiej, ale zmiany trudno nazwać rewolucyjnymi. Teraz po prostu było już normą, że małe dziecko miało jakąś jedną koszulinę. Dopiero gdy uznawano je za zdolne do pracy, tę prostą dziecięcą „sukienkę” w przypadku chłopców zamieniano na „porządne męskie spodnie”.

Kto nie pracuje, ten nie je

Okres bezczynności i płaczu nie był długi, bo też w wiejskiej rodzinie nie tolerowano jakiegokolwiek darmozjadztwa. Nikt nie miał prawa napychać gęby bez odrobku, a dziecko, które zdołało przetrwać najniebezpieczniejsze pierwsze lata, było dla rodziców przede wszystkim dodatkową parą rąk potrzebnych do pracy.

Chłopska dziewczynka płacze nad przewróconą maselnicą spodziewając się skarcenia
Chłopska dziewczynka płacze nad przewróconą maselnicą spodziewając się skarcenia. Obraz XIX-wieczny.

Już trzylatek mógł opiekować się młodszym bratem lub siostrą – czy też przynajmniej go uciszać – a poza tym nosić ziemniaki, drewno, rzucać resztki kurom. Czteroletni malec strugał ziemniaki, szedł z jedzeniem do prosiąt, czy nawet rozpalał ogień i pilnował paleniska lub łuczywa.

„Z każdego domu musiał być pastuch”

Wtedy, albo niewiele później, zaczynała się też praca poza zagrodą. Dzieci wykorzystywano przede wszystkim do pilnowania wypasanych zwierząt.

Najpierw najmniejszych i najprostszych do nagonienia, jak gęsi, potem stopniowo większych, wymagających rosnącej uwagi i siły. Jan Słomka wspominał, że sam pasał od małego „trzodę, krowy i konie”:


Reklama


Wówczas było to w zwyczaju, że z każdego domu musiał być pastuch, chłopak lub dziewczyna. Jeśli ktoś nie miał własnego dziecka, zdolnego do pasania, trzymał służącego – pastucha. Żadnego dziecka wsiowego pasanie nie minęło, każde musiało to przeterminować.

Ten akurat wiejski pamiętnikarz został pastuszkiem jako sześciolatek. Dość późno, bo jak wyjaśniał historyk Bohdan Baranowski, w ubogich, wielodzietnych rodzinach nieraz zdarzało się, że już czteroletnie berbecie „wynajmowano do domów bogatszych gospodarzy do pasienia gęsi”.

***

Jak chłopscy rodzice wychowywali swoje dzieci? Jak na dawnej wsi traktowano kobiety? I czym kierowano się przy wyborze małżonka?

O tym wszystkim i nie tylko Kamil Janicki opowiada w swojej najnowszej książce. Życie w chłopskiej chacie już teraz możecie zamówić w przedsprzedaży.

Jak naprawdę wyglądało życie w chłopskiej chacie?

WIDEO: Dlaczego polscy chłopi NIE używali łóżek?

Autor
Kamil Janicki

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka toŚredniowiecze w liczbach (2024).

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.