Eksperymenty medyczne przeprowadzane na Polakach w KL Ravensbrück mrożą krew w żyłach. Niemieccy lekarze okaleczyli dziesiątki więźniarek. Najmłodsza z ofiar miała zaledwie 16 lat. Te, które przeżyły wojnę wspominały później, że ból podczas zabiegów był wprost niewyobrażalny.
Na przełomie lipca i sierpnia [1941 roku] na sale operacyjne w Ravensbrück wprowadzono młode Polki, pojmane żołnierki Armii Krajowej, wysłane do obozu na śmierć. Ich selekcji po przybyciu do obozu dokonała doktor Herta Oberheuser.
Kobieta o kociej twarzy
Pochodziła z Kolonii i podobnie jak [obozowy lekarz Fritz Ernst] Fischer niedawno skończyła trzydziestkę. Specjalizowała się w dermatologii, przez kilka lat w Bonn prowadziła eksperymenty na zwierzętach, sekcje na żywych organizmach były dla niej rutynowym zajęciem. W 1940 roku odpowiedziała na ogłoszenie w jednym z pism medycznych, w którym poszukiwano lekarki do obozu reedukacyjnego dla kobiet.
Po kilku miesiącach dostała rozkaz stawienia się w KL Ravensbrück. Warunki, w jakich żyły więźniarki, nie robiły na niej wrażenia. Patrzyła na nie obojętnie, jedynie jej usta wykrzywiał pogardliwy grymas. To w związku z tym zyskała przydomek kobiety o kociej twarzy.
Z taką samą obojętnością, z jaką uśmiercała zwierzęta, zabijała zastrzykami z benzyny urodzone w obozowych barakach dzieci. Kobiet, które poddawała eksperymentom, nie traktowała jak ludzi. Mówiła o nich: „króliki doświadczalne”.
Żeby wybrać kobiety do nowego eksperymentu, szła z Fischerem wzdłuż szeregów więźniarek, nie patrząc im w twarze. Przyglądała się nogom. Wskazywała kobiety, które następnie wysyłano do łaźni.
Potem nagie stawały przed lekarką. Oberheuser znowu oglądała tylko ich kończyny. Do eksperymentów z sulfonamidami potrzebowała zdrowych kobiet, bez żylaków i zmian skórnych.
„To mają być frontowe rany?”
Te zakwalifikowane usypiano. Gdy budziły się z narkozy, czuły potworny ból podudzi. W wykonane skalpelem rany Fischer i Oberheuser – pomni wcześniejszych niepowodzeń – wkładali trociny, ziemię, szkło, nasączoną zakażoną ropą watę. Części więźniarek podawano sulfonamidy, reszcie, traktowanej jako grupa kontrolna, nie.
– To mają być frontowe rany? – pytał rozdrażniony [główny lekarz SS Obergruppenführer] Ernst-Robert Grawitz podczas wizytacji w obozowym lazarecie. Patrzył na prostą ciemnoczerwoną kreskę na spuchniętym podudziu więźniarki. Długie na 15 centymetrów cięcie skalpelem było głębokie, ropiało. To, że w ranie rozwija się infekcja, było oczywiste. Ale rana w żaden sposób nie przypominała obrażeń, na jakie byli narażeni żołnierze na pierwszej linii.
– To wygląda tak, jakby ją pchły pogryzły – wypominał Grawitz [nadzorującemu eksperymenty profesorowi Karlowi] Gebhardtowi i jego asystentowi Fischerowi. Zażądał, by „króliki doświadczalne” kaleczyć w wojskowy sposób, czyli by do ich ud przykładać pistolet i dziurawić je pociskami. Albo detonować w pobliżu granaty, tak by nogi cięły odłamki. Tylko wtedy eksperyment odda wojenną rzeczywistość. Gebhardt musiał się podporządkować takim rozkazom.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Latem 1942 roku Blitzkrieg się skończył. Niemcy mozolnie parli na Kaukaz i Stalingrad, ponosząc przy tym coraz większe straty. Lekarze nie byli w stanie roztoczyć właściwej opieki nadrannymi ani ewakuować ich na tyły. Wojna toczyła się w głębi ZSRR, na niezurbanizowanych, często wręcz niezamieszkanych obszarach południowej Rosji.
Zgorzel gazowa i tężec
W lazaretach na froncie wschodnim różnego rodzaju zakażenia dziesiątkowały rannych, zwłaszcza tych, którzy doznali poważniejszych obrażeń i mieli głębokie, zabrudzone rany, z których zawczasu nie usunięto odłamków. W Niemczech infekcje laseczką zgorzeli gazowej były rzadkie.
Bakteria występuje w końskim układzie pokarmowym, jej przetrwalniki trafiają do gleby wraz z ich kałem. W czasach pokoju trudno sobie wyobrazić sytuację, że do głębokiej rany dostaje się skażona ziemia. Podczas walk na wschodzie była to codzienność.
Laseczka zgorzeli gazowej wytwarza aż 14 toksyn. Pierwsze objawy zakażenia pojawiają się już po kilkunastu godzinach: wysięk, obrzęki, pęcherze z brunatnym płynem, błyskawicznie posuwająca się martwica zaatakowanej tkanki. Z kolei laseczka tężca, której przetrwalniki również dostawały się do ran z ziemią, produkuje toksyny porażające układ nerwowy, a zwłaszcza jego komórki odpowiedzialne za pracę mięśni. Może to prowadzić do problemów z oddychaniem i uduszenia.
Frontowi lekarze wobec tych chorób byli bezsilni, a sulfonamidy mogłyby im pomóc. Badania w Ravensbrück miały więc duże znaczenie, ale Gebhardt nie zgodził się na przestrzeliwanie więźniarkom kończyn. Mimo to eksperymenty przybrały brutalniejszą formę. Oprócz głębokiego cięcia kończyn, aż do kości, więźniarkom usuwano część mięśni.
„Jestem ciekawa, jak to się zrośnie”
Podlegli Gebhardtowi chirurdzy nie wytrzymywali widoku cierpiących kobiet, u których mieli wywoływać zakażenia. Gebhardt przekazał więc nadzór nad eksperymentami doktor Oberheuser. Lekarka z Kolonii nie poprzestała na zakażaniu ran. Rozcinała więźniarkom nogi i miażdżyła kości. Czasem usuwała małe ich fragmenty, czasami bardzo duże.
– Jestem ciekawa, jak to się zrośnie – tak odpowiadała na pytanie, dlaczego wycięła więźniarce całą piszczel.
Bestialskie eksperymenty miały przy okazji posłużyć do zbadania zdolności ludzkiego organizmu do regeneracji szkieletu. Usunięte kości Oberheuser próbowała przeszczepiać innym więźniarkom. Ofiary traktowała jak przedmioty. Zdzierała opatrunki z ich ran, nie zważając na ból, jaki wywoływała. Nieprzytomne kobiety wybudzała, bijąc je z całej siły po twarzy.
Taka praca jej odpowiadała. Przecież eksperymentując w obozowym lazarecie na „królikach doświadczalnych”, rozwijała się jako chirurg. A w cywilnych szpitalach kobietom z reguły nie dawano skalpeli do rąk.
Dziesiątki ofiar
Oprócz kości „królikom doświadczalnym” usuwano mięśnie i nerwy, a następnie obserwowano zrastanie się ran. Ból towarzyszący zabiegom ofiary opisywały jako niewyobrażalny. W obozie eksperymentom poddano łącznie 86 kobiet, najmłodsza miała 16 lat. 74 z nich były żołnierkami polskiego ruchu oporu, Pięć zmarło, sześć rozstrzelano po zakończeniu badań, większość przypłaciła eksperymenty kalectwem. (…)
„Królikom” z Ravensbrück udało się zaalarmować o prowadzonych na nich eksperymentach żyjące w Polsce rodziny. Informacje o bestialstwie lekarzy zapisywały moczem, który działał jak atrament sympatyczny, na wysyłanych co miesiąc kartkach. Rodziny przekazały informacje podziemiu, a z okupowanej Polski raporty dotarły do emigracyjnego rządu w Londynie.
Działające w Wielkiej Brytanii polskie radio w specjalnym komunikacie poinformowało o medycznych zbrodniach i zapowiedziało rozliczenie winnych. Podległy Himmlerowi kontrwywiad SD (Służba Bezpieczeństwa) przestrzegał Gebhardta, że polskie podziemie wydało na niego wyrok śmierci. Lekarz kontynuował jednak swoją pracę.
Przeczytaj również czy Magda Goebbels naprawdę sama zabiła szóstkę swoich dzieci?
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Bartosza T. Wielińskiego pt. Wojna lekarzy Hitlera. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Agora
Lekarze, którzy zostali zbrodniarzami
Tytuł, lead, tekst w nawiasach kwadratowych i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.