28 sierpnia walki na warszawskim Starym Mieście zbliżały się już do ponurego finału. Coraz bardziej oczywista stawała się konieczność ewakuacji pozostałych sił. Zanim objęła ona oddział, w którym służył 13-letni łącznik Bohdan Hryniewicz, jego samego wysłano pod ziemię, by przeszedł do Śródmieścia i przekazał pilne wieści dowództwu.
„Zaczęliśmy schodzić po metalowej drabince włazu najpierw kanalarz, za nim ja, a na końcu »Czajka«” – opowiadał Bohdan Hryniewicz na kartach swoich wspomnień, opublikowanych niedawno pod tytułem Chłopięca wojna.
Reklama
Wspomnianym kanalarzem był pracownik miejskiej oczyszczalni, dobrze obeznany z podziemną siecią odprowadzania ścieków. „Czajka” to zaś ranny podchorąży, który otrzymał, w ramach asekuracji, drugą kopię raportu wręczonego młodemu Hryniewiczowi. Gdyby któryś nie dotarł na miejsce, drugi miał samodzielnie wypełnić misję.
Instrukcja kanalarza
Z drabiny mężczyźni trafili do „niewielkie, słabo oświetlonej komory”. Tam kanalarz przekazał żołnierzom instrukcję:
Tylko on będzie używał latarki, my mamy nie zapalać swoich; kiedy się zatrzyma i zgasi latarkę, mam złapać go za pas, a „Czajka” – mnie; mamy iść wtedy, kiedy on idzie, i zatrzymywać się zawsze, kiedy on się zatrzymuje; nie wolno nic mówić, będziemy szli w absolutnej ciszy.
Łącznie mamy do przejścia półtora kilometra, co zajmie nam około dwóch godzin; pierwszy odcinek będzie łatwy, kanał jest szeroki i będziemy szli prawie normalnie; najtrudniejsza będzie ostatnia część drogi, będziemy musieli się czołgać, używając patyków.
Na te ostatnie słowa kanalarz wręczył towarzyszom odłamane kawałki kijów od szczotki, długie na jakieś 40 centymetrów.
Jedyny łatwy odcinek
Z komory droga prowadziła już bezpośrednio do kanału. Ten, zgodnie z zapowiedzią, początkowo łatwo było pokonać, trasa biegła bowiem głównym kolektorem, obmurowanym cegłami, wysokim na dwa i pół metra i szerokim na półtora.
Reklama
„Po obu stronach znajdowały się wąskie chodniki, pośrodku był kanał. Płynęła nim niewielka ilość stosunkowo czystych ścieków. Nie przypominam sobie szczególnego zapachu” – relacjonował Bohdan Hryniewicz na kartach Chłopięcej wojny.
Pod terenem zajętym przez wroga
Wędrówka tym kanałem trwała jakiś kwadrans. Potem, na końcu ulicy Miodowej, trzeba było przejść w inny, położony pod obszarem kontrolowanym przez Niemców. Tutaj włazy były otwarte, a wróg czujny, należało więc zachować maksymalną ostrożność. „Kanalarz uprzedził nas, że jeśli Niemcy usłyszą cokolwiek, będą wrzucali granaty” – zapamiętał Hryniewicz.
Po krótkiej chwili dotarliśmy do rozgałęzienia i skręciliśmy w kanał wiodący lekko na prawo. Miał tylko półtora metra wysokości, był też odpowiednio węższy. Nie było tu chodników, tylko wklęsłe dno. Brodziliśmy w ściekach o głębokości od 7 do 15 centymetrów.
Na tym etapie atutem okazał się młody wiek łącznika. Jako trzynastolatek był jeszcze na tyle niski, że mógł iść w pozycji wyprostowanej, nawet bez ściągania hełmu. Pozostali dwaj mężczyźni byli z kolei zmuszeni się zginać.
Reklama
„Ten odcinek, długości około kilometra, zajął nam dużo więcej czasu. Co jakiś czas latarka gasła; stawaliśmy, chwytaliśmy się za paski i ostrożnie przechodziliśmy przez studzienkę z otwartym włazem” – czytamy dalej na kartach Chłopięcej wojny.
Patrząc w górę, widzieliśmy rozgwieżdżone niebo. W kilku miejscach słyszeliśmy głosy Niemców. Raz przejechał nad nami czołg; kanalarz szepnął, że przechodzimy obok uniwersytetu. Po mniej więcej półtorej godziny stanęliśmy pod włazem.
Znajdowaliśmy się na polskim terytorium, pod zbiegiem Nowego Światu z ulicą Warecką. Nie mogliśmy tędy wyjść ulica znajdowała się pod ostrzałem z pobliskich pozycji niemieckich. Musieliśmy przeczołgać się najwęższym kanałem. Kanalarz oświetlił latarką wejście do jajowatej rury wpuszczonej w mur studzienki.
„Wziął patyk i pokazał nam, jak mamy się czołgać”
Teraz właśnie konieczne stały się patyki. Rura miała tylko jakiś metr wysokości, była zaś szeroka może na pół metra. Na dnie płynął „śliski szlam o paskudnym wyglądzie i zapachu (kanalizacja burzowa i sanitarna były ze sobą połączone)”. Kanalarz:
(…) wziął patyk i pokazał nam, jak mamy się czołgać: chwycić go dłońmi, wepchnąć jak najgłębiej w najszerszą część rury; zaklinować o ścianki i podciągnąć się do przodu. Ten sam ruch mieliśmy powtarzać do najbliższego włazu.
Ja miałem iść pierwszy, za mną „Czajka”, on sam na końcu. Od czasu do czasu świecił nad naszymi głowami latarką; przez większość czasu pełzaliśmy jednak w ciemnościach.
Ruszyłem, co okazało się dosyć proste. Szło to następująco: raz, patyk do przodu; dwa, zaklinować; trzy, podciągnąć się do przodu. Chwilami dobiegały mnie bolesne stęknięcia „Czajki” – jego rany jeszcze się do końca nie wygoiły. (…)
Najbardziej nieprzyjemne były momenty, kiedy musiałem pochylać twarz nisko nad śmierdzącym szlamem, podciągając się. Powtarzałem kolejne ruchy: raz, dwa, trzy… Niebawem zobaczyłem nad sobą słabe światło.
Dosięgnąłem włazu i zacząłem wspinać się po metalowych szczeblach drabinki. – Starówka! – krzyknąłem.
Bibliografia
Artykuł powstał na podstawie książki Bohdana Hryniewicza pt. Chłopięca wojna. Pamiętnik z Powstania Warszawskiego (Bellona 2024).