Trwające od połowy listopada 1891 do końca kwietnia 1892 roku pierwsze amerykańskie tournée Ignacego Paderewskiego okazało się niekwestionowanym sukcesem. Pianista, który już wcześniej zdobył uznanie na Starym Kontynencie zrobił prawdziwą furorę za oceanem. Zarobił również ogromne pieniądze.
Amerykański debiut polskiego wirtuoza odbył się 17 listopada 1891 roku w sali New Music Hall (obecnie Carnegie Hall), otwartej zaledwie pół roku wcześniej i mieszczącej 2700 miejsc siedzących i tysiąc stojących.
Reklama
Nieszczęsny artysta był bardzo stremowany, co zauważyli obecni na występie krytycy. Jeden z nich relacjonował później, iż na estradę wszedł „malowniczy młody człowiek, bardzo szczupły, bardzo nerwowy i skrępowany, z bladą twarzą, uwieńczoną grzywą brązowoczerwonawych włosów”.
„Nie jest jeszcze pianistą idealnym”
Wbrew pesymistycznym przewidywaniom [amerykańskiego agenta Charlesa F.] Tretbara miejsca zostały wyprzedane i sala była zatłoczona. Paderewski wykonał nie tylko pięć utworów Chopina, ale także IV Koncert Saint-Saënsa oraz swoją kompozycję: Koncert a-moll. Uznał, że miejscowa publiczność przyjęła go dobrze, choć obyło się bez owacji, do których zdążył się przyzwyczaić, występując w Londynie i Paryżu.
Miejscowa prasa relacjonowała nazajutrz, że nowojorscy melomani przyjęli przybysza zza oceanu wyjątkowo dobrze, a uznany amerykański krytyk muzyczny, James Huneker, wręcz uznał występ za olbrzymi sukces. Gorzej było z recenzjami samej gry wirtuoza, w których zachwyty i pochwały mieszały się z zarzutami. W „New York Times” można było przeczytać nazajutrz:
Nazywa się Paderewski. Nie jest to przyjemne nazwisko i nie jest on przystojnym mężczyzną, ale może grać na fortepianie. Więcej: on gra na fortepianie i igra z fortepianem (he can play upon the piano and with the piano).
Nie jest jeszcze pianistą idealnym. Jeśliby miał siłę Rosenthala, kolosalną muzyczną siłę d’Alberta, intelektualizm Rummla i niebiański kolor tonu Pachmana, wtedy byłby pianistą idealnym. Jest w nim coś z każdego z nich, lecz nie wszystko. Ma też własne zalety i dzięki nim wyróżnia się w pełni i rozkoszuje się własną indywidualnością.
Egoistyczny „mistrz o najwyższej technice”
Bardzo negatywnie do występu Polaka odniósł się krytyk piszący w „The Morning Adviser”, który co prawda przyznał, iż Paderewski jest „mistrzem o najwyższej technice”, by jednocześnie dodać:
Reklama
Jako zręczny i wysoce „utalentowany” muzyk [grający] na banalnym instrumencie, ten niechlujnie uczesany wirtuoz może stać się bohaterem w oczach muzycznego „wybrańca”, ale jeśli wytrwa w egoizmie wykazanym wczoraj wieczorem, gdy zmonopolizował trzy piąte programu, to musi z konieczności stać się nudziarzem .
Sam bohater wieczoru nie miał nawet czasu, by zajrzeć do gazet. Ponieważ następnego ranka czekała go próba z orkiestrą przed wieczornym koncertem, a przed próbą chciał jeszcze poćwiczyć, spędził całą noc przy klawiaturze. Niestety, nie mógł ćwiczyć w hotelu, dlatego przeniósł się do składu Steinwaya [z którym przed tournée podpisał kontrakt na wyłączność], by grać na jednym ze znajdujących się tam instrumentów.
„Bezustanne i ciągłe ćwiczenie”
Towarzyszący mu [Hugo] Görlitz w tym czasie spał na ławce, a na sąsiedniej drzemał nocny stróż. Choć wirtuoz był wyczerpany całonocnymi ćwiczeniami, następnego dnia nie tylko przebrnął przez poranną próbę, ale nawet zagrał wieczorny koncert na tyle dobrze, że prasa pisała o nim jako o największym współczesnym pianiście dorównującym Rubinsteinowi. Sam Paderewski o tym nie wiedział, bo zamiast czytać gazety, przygotowywał się do kolejnych występów.
Między drugim a trzecim koncertem miał tylko dzień przerwy, więc wirtuoz ćwiczył bez przerwy przez siedemnaście godzin! Zdawał sobie sprawę, że: „Gdy rozpoczyna się karierę, wykonanie każdego koncertu musi być bezwzględnie poprawne.
Reklama
Ale za tą poprawność trzeba drogo płacić. Oznacza ona bezustanne i ciągłe ćwiczenie”. Kiedy wchodził na estradę, dosłownie padał ze zmęczenia, ale nagły przypływ adrenaliny pozwalał mu zapomnieć o wycieńczeniu oraz obolałych palcach i po raz kolejny zachwycał zarówno publiczność, jak i wybrednych krytyków.
Po trzech koncertach miał zagrać sześć recitali z orkiestrą w niewielkiej sali Madison Square Garden, a ponieważ taka forma występów nie była wówczas popularna w USA, nikt nie spodziewał się tłumów, ale liczba chętnych była tak duża, że po pierwszych dwóch recitalach przeniesiono występy Paderewskiego do znacznie większej sali Carnegie Hall, gdzie wyprzedano wszystkie miejsca, zarówno siedzące, jak i stojące.
„Idźcie i posłuchajcie go!”
Pod koniec jednego z nich publiczność, głównie kobiety, wtargnęła na scenę, otaczając artystę i składając mu wyrazy uwielbienia. Co więcej, doceniali go także koledzy po fachu. Jeden z najwybitniejszych ówczesnych pianistów, uczeń Tausiga i Liszta, Rafael Joseffy twierdził wręcz, iż Paderewski jest najlepszym wykonawcą utworów Liszta, a inni muzycy porównywali go bez przerwy do Antoniego Rubinsteina.
Z sukcesów rodaka cieszyła się też miejscowa Polonia, a polonijna prasa z dumą informowała o każdym jego występie. W Nowym Jorku Paderewski miał też okazję spotkać się z kobietą, bez której jego kariera nie byłaby możliwa, odwiedził bowiem w hotelu Helenę Modrzejewską, która oczywiście z wielkim zaciekawieniem i niekłamaną satysfakcją śledziła karierę swego protegowanego. (…)
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Po występach w Nowym Jorku przyszła kolej na Boston, gdzie pianista wystąpił w tamtejszym Music Hall z towarzyszeniem Bostońskiej Orkiestry Symfonicznej cieszącej się zasłużoną opinią najlepszej w kraju. Występ okazał się bardzo udany, recenzje były bardzo dobre, a jeden z recenzentów napisał po prostu: „Idźcie i posłuchajcie go!”.
Kontakty na przyszłość
Dodatkowym bonusem występów w Bostonie okazało się spotkanie z przyjaciółmi z kraju: Tymoteuszem i Józefem Adamowskimi, skrzypkiem i wiolonczelistą grającymi w miejscowej orkiestrze. Bracia wprowadzili muzyka do wpływowego Tavern Club, skupiającego miejscową elitę polityczną. Zawarte wówczas znajomości okazały się bardzo przydatne w późniejszej działalności politycznej Paderewskiego.
Reklama
Miłym akcentem na zakończenie koncertów bostońskich było otrzymanie od nieznanego wielbiciela wieńca z szarfą w narodowych barwach polskich, co odnotowała miejscowa prasa. 17 grudnia Paderewski znów wystąpił w Madison Square Garden, gdzie, jak pisała prasa, zagrał utwory Schuberta i Chopina „w najbardziej romantyczny i subtelny sposób”.
Po tym sukcesie firma Steinway zorganizowała recital w Carnegie Hall, który odbył się 20 grudnia. Takie tempo występów, które poprzedzały próby i wyczerpujące wielogodzinne ćwiczenia, bardzo męczyło artystę. Po latach wspominał: „Trudy i wysiłki nie poszły na marne – dzięki nim zdobyłem ten wielki sukces. Czułem się jednak tak przepracowany i tak bardzo wyczerpany, że każdy występ stanowił dla mnie mękę”.
Wielki sukces w Chicago
Pomimo przepracowania Paderewski znajdował czas na komponowanie, tworząc specjalnie dla „New York Heralda” utwór pt. Moment musical. Wówczas, zarówno w prasie amerykańskiej, jak i kanadyjskiej, pojawiły się „sensacyjne” informacje na temat pochodzenia artysty. Pisano, iż wywodzi się on ze „znakomitej pruskiej szlachty”, „a jego ojciec był wybitną osobistością na dworze, lecz w ostatnim polskim powstaniu stracił majątek, pozycję i rangę”. Zapewne pan Jan Paderewski byłby mocno zdziwiony, czytając te słowa.
W pierwszych dniach 1892 roku wirtuoz wystąpił w Chicago w ogromnej, mogącej pomieścić jedenaście tysięcy osób sali Audytorium przy Michigan Avenue. Paderewskiemu towarzyszyła Chicagowska Orkiestra Symfoniczna pod batutą Theodore’a Thomasa. I tym razem koncert okazał się wielkim sukcesem.
Reklama
„Rosyjski Polak jest liryczny, rozsądny i spokojny, jak długa błękitna i głęboka noc polarna” – rozpływał się w zachwytach pewien recenzent. Recenzje były wyłącznie entuzjastyczne, jedynie pierwszy skrzypek miejscowej orkiestry Fred Hess nie podzielał powszechnych zachwytów, uznając, że „setki grają tak jak on, Steinwayowie zrobili błąd”.
2400 osób w Buffalo
Chicagowskiego sukcesu nie udało się niestety powtórzyć w St. Louis, gdzie zawinił marketing i reklama. Mr Tretbar zbyt słabo zareklamował występy polskiego pianisty, a poza tym ustalił zbyt wysokie ceny biletów. W rezultacie koncertu Paderewskiego słuchała zaledwie garstka, a miejscowa prasa zamieściła zdawkową informację o występie wirtuoza „z fenomenalną grzywą włosów i również ekscentryczną grą na fortepianie”.
Niepowodzenia w St. Louis wynagrodził artyście występ w Buffalo, gdzie słuchało go 2400 osób. Co więcej, miejscowi krytycy muzyczni ocenili jego interpretację utworów Chopina znacznie wyżej niż tę w wykonaniu Vladimira Pachmana, pianisty, który występował w Buffalo zaledwie kilka dni wcześniej i cieszył się renomą najlepszego odtwórcy dzieł polskiego kompozytora.
Po każdej z podróży Paderewski wracał do Nowego Jorku, by kolejnym koncertem „przypomnieć się” miejscowej publiczności. Nie miał więc czasu na odpoczynek i wytchnienie. Kolejnym amerykańskim miastem, gdzie odniósł triumf, była Filadelfia, skąd powrócił do Nowego Jorku, by 23 stycznia 1892 roku wystąpić po raz kolejny w wypełnionej widzami po brzegi Carnegie Hall.
Bajeczne honoraria
Za ten koncert otrzymał bardzo wysokie, oczywiście na ówczesne czasy, wynagrodzenie w wysokości trzech tysięcy dolarów [równowartość około 98 tysięcy w 2022 roku]. 3 lutego koncertował w Waszyngtonie w Luther Memorial Church, zbierając entuzjastyczne recenzje. Po triumfach w Stanach Zjednoczonych przyszedł czas na Kanadę. (…)
Paderewski 10 lutego 1892 roku zadebiutował w Kanadzie, występując w Windsor Hall w Montrealu, przed 1500 osobami, a dwa dni później wystąpił w Toronto na koncercie zorganizowanym przez firmę Sucklin and Sons. Oba występy były niezwykle miło przyjęte przez publiczność, ale podczas drugiego koncertu pianista nadwyrężył sobie mięśnie i zranił jeden z palców prawej ręki.
Reklama
Problemy ze zdrowiem
Tak poważna kontuzja powinna skłonić artystę do odpoczynku, ale Paderewski postanowił dotrzymać warunków umowy. Kolejny jego koncert w Chicago doczekał się bardzo dobrych recenzji. Niestety, gra na fortepianie oznaczała dla artysty ciąg cierpień: przed każdym występem musiał iść do lekarza, by ten opatrzył mu palec, który był tak obolały, że nie można było nim poruszać. Pomimo starań medyków palec bolał coraz bardziej. Po latach wspominał:
Z biegiem czasu zdołałem się przyzwyczaić do stałego przykrego bólu w ramieniu, a także nauczyłem się grać czterema tylko palcami prawej ręki. Cały wysiłek woli i nerwów skierowałem ku temu, by przetrwać – jakże ciężkie w moich warunkach – codzienne występy; sytuację osładzała świadomość, że każdy z koncertów przybliża wyzwolenie.
Pomimo owych cierpień krytycy i publiczność nie dostrzegli w jego grze żadnych mankamentów, a seria kolejnych koncertów okazała się wielkim sukcesem. Gazety w Milwaukee, pisały, iż:
Jego [Paderewskiego] użycie pedałów jest swobodne i nieprzerwane, stwarza cudowne efekty. Z ich pomocą śpiewa on na fortepianie, opłakuje nieszczęsny los swego kraju, swego narodu. A potem znów wybucha polska rycerskość, domaga się uznania.
Reklama
Kto słuchał Paderewskiego?
W ten sposób po raz pierwszy połączono grę Paderewskiego z jego narodowością, a co za tym idzie, ze sprawą polską. Podczas kolejnego występu w Chicago dziennikarz miejscowej gazety „Chicago Times” podjął się próby odpowiedzi na pytanie, kim są słuchacze masowo chodzący na koncerty Paderewskiego.
„Wśród jego słuchaczy są różni ludzie: młodzi i starzy, bogaci i biedni, muzycy po studiach i ci, którzy nie odróżniają sonaty od giga, a muzyka nie obchodzi ich za grosz. Olbrzymią większość stanowią kobiety” – odnotował autor artykułu. Paderewski podbijał serca publiczności także zupełnie nietypowym zachowaniem, kiedy np. po koncercie w Portland uścisnął dłoń każdemu z obecnych.
Popularność polskiego muzyka znacząco wzrosła po wywiadzie, jakiego udzieliła Helena Modrzejewska ciesząca się w Stanach statusem niekłamanej gwiazdy. Aktorka powiedziała wówczas: „Nie ma większych muzyków niż nasi. Pianistą, który wywołał największe wrażenie w Ameryce, jest Polak Paderewski, jego muzyka jest dogłębnie polska, polski w niej duch i polska to szkoła”.
Niebagatelne znaczenie miała też publikacja szkicu biograficznego Paderewskiego, autorstwa Fanny Moris Smith, oraz studium krytycznego opracowanego przez pianistę i kompozytora doktora Wiliama Masona, które ukazały się w piśmie „Century”. Wszystkie te publikacje były przedrukowywane w prasie wydawanej w mniejszych miejscowościach i w prowincjonalnych miasteczkach, w których koncertował Paderewski.
Reklama
Niemal 200 tysięcy dolarów za koncert
Dzięki nim każdy wiedział, że ów genialny wirtuoz fortepianu jest Polakiem. Ukoronowaniem jego pierwszego tournée po Stanach był koncert w Carnegie Hall, który odbył się 26 marca 1896 roku, za który artysta otrzymał zawrotne honorarium wynoszące sześć tysięcy dolarów [równowartość 196 tysięcy USD w 2022 roku]. Było to najwyższe honorarium, jakie kiedykolwiek zapłacono za koncert jakiemukolwiek pianiście, o czym nie omieszkała poinformować amerykańska prasa.
Paderewski, chcąc odwdzięczyć się Amerykanom za miłe przyjęcie serii jego koncertów, zaproponował zakończenie trasy koncertowej występem, z którego dochód miał być przeznaczony na fundusz budowy Łuku Triumfalnego Waszyngtona. Koncert, który odbył się 28 marca 1892 roku, miał zupełnie wyjątkową oprawę: sala była udekorowana sztandarami USA i Polski. Artysta wraz z Bostońską Orkiestrą Symfoniczną zagrał Koncert a-moll Schumana oraz swój własny Koncert a-moll, a później jako solista wykonał Rapsodię węgierską Liszta.
Na zakończenie pianista otrzymał wieniec udekorowany wstęgami w barwach Polski i Stanów Zjednoczonych, a występujący na scenie mówcy mówili o ojczyźnie pianisty, wyrażając jednocześnie nadzieję, że pewnego dnia Polska zrzuci okowy niewoli.
Hojność Paderewskiego
Również Polonia amerykańska miała powody, by ciepło wspominać pierwsze tournée artysty po Stanach, bowiem Paderewski ofiarował pięćset dolarów na budowę pomnika Tadeusza Kościuszki w Chicago, zobowiązując się jednocześnie zjednać wszystkich swoich przyjaciół i znajomych w całej Europie dla wsparcia tego zacnego dzieła.
Poza tym Paderewski ofiarował Komitetowi Polaków z Chicago czterysta dolarów, które zostały przeznaczone na sfinansowanie wydania czasopisma w języku angielskim „Freedom and Art”, którego celem było zapoznanie mieszkańców USA z polską kulturą i sztuką. Pomimo wielu przygotowań pismo nigdy nie ukazało się na rynku.
Pierwsze tournée Paderewskiego zakończyło się 29 kwietnia 1892 roku, kiedy wsiadł na statek w nowojorskim porcie, by wrócić do Europy. Jak skrupulatnie obliczył biograf artysty Andrzej Piber, polski pianista przebywał w Stanach sto trzydzieści dni. W tym czasie wystąpił:
Reklama
(…) sto siedem razy, o dwadzieścia razy więcej niż przewidziano w kontrakcie. Grał na trzydziestu dwu koncertach w Nowym Jorku, dziewiętnastu w Bostonie, siedemnastu w Chicago i pięciu w Filadelfii. Przebył koleją ponad 19 tysięcy mil, to jest 30 400 kilometrów.
Słuchało go ponad 200 tysięcy ludzi. Dochód netto z tournée wyniósł 72 tysiące dolarów, brutto nawet 109 316 dolarów [ponad 3,5 miliona USD w 2022]; za każdy z około trzydziestu koncertów prywatnych otrzymywał przynajmniej tysiąc dolarów.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Iwony Kienzler pt. Ignacy Paderewski. Ulubieniec kobiet. Jej limitowana edycja ukazała się w 2022 roku nakładem wydawnictwa Bellona.
Edycja limitowana
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.