Odwiedzając różne polskie skanseny można odnieść wrażenie, że dawni chłopi żyli na ogół w bardzo przestronnych, wielopokojowych chatach, zapewniających bez porównania więcej przestrzeni niż typowe mieszkania w bloku w XXI wieku. To jednak osąd zupełnie błędny. Najbardziej typowe domy wiejskie z czasów schyłkowej pańszczyzny, albo i z pierwszych dekad po jej zniesieniu, wcale tak nie wyglądały.
W XIX stuleciu nie istniał, a w gruncie rzeczy nawet nie mógł istnieć, jeden powszechnie przyjęty układ wnętrza chłopskiej chaty, właściwy dla całej ludności wiejskiej z ziem polskich. Pewne rozwiązania były jednak nieodzowne, a inne przynajmniej bardzo popularne.
Reklama
Poza tym różnice, nawet pomiędzy odległymi regionami i między domostwami zupełnych biedaków oraz najbogatszych kmieci, członków wiejskiej elity, tylko z pozoru zdawały się kolosalne. W rzeczywistości podział każdego włościańskiego domostwa wynikał z tych samych odgórnych reguł.
Najważniejszy punkt każdego chłopskiego domu
Sercem siedliska zawsze było pomieszczenie, w którym znajdowało się źródło ciepła. W klimacie Europy Środkowej do przetrwania nie mogły wystarczyć dach, osłaniający przed deszczem, i ściany, chroniące przed wiatrem. W obliczu jesiennej słoty, a zwłaszcza zimowych mrozów, konieczne było palenisko. Właśnie jego obecność odróżniała szałas czy szopę od chaty. Czyniła dom domem.
Ona determinowała układ wnętrza, zwłaszcza że na ogół ten sam piec czy też – aby pozostać precyzyjnym – zbiór urządzeń grzewczych służył do ogrzewania oraz do przygotowywania posiłków. Pozwalał więc spełnić dwie podstawowe życiowe potrzeby.
Nic dziwnego, że życie chłopów koncentrowało się przez stulecia właśnie wokół pieca. A ponieważ układ grzewczy był jeden, to też gotowano, jedzono, spędzano wieczory i spano, przynajmniej zimą, tylko w jednym pomieszczeniu.
Izba czyli pomieszczenie nieodzowne
Ten główny pokój każdej chaty był nazywany izbą. Wyraz ma do dzisiaj nierozwikłane pochodzenie. Część specjalistów sądzi w każdym razie, że określenie izba brało się – bo jakżeby inaczej – od umieszczonego tam pieca. Pierwotnie, we wczesnym średniowieczu, miało oznaczać konkretnie… łaźnię parową, opalaną piecem. Potem, zapewne z racji użycia w domach podobnych pieców, przeszło na wnętrza mieszkalne.
Reklama
Najnędzniejsza, najbardziej uboga chata chłopska składała się z samej tylko izby, do której wchodzono bezpośrednio z podwórza. W takim skromnym do skrajności domostwie całe życie należało zmieścić na powierzchni podobnej do współczesnej kawalerki.
Pod koniec XIX wieku sporo klaustrofobicznych jednownętrznych chatynek można było jeszcze spotkać chociażby na Kaszubach. Jedna z najstarszych i najpóźniej wyburzonych znajdowała się w Przewozie nieopodal Bytowa. Miała 6 metrów długości i nieco ponad 4 metry szerokości, co dawało jej powierzchnię 25 metrów kwadratowych.
Dom z sienią… na 21 metrach?
U schyłku czasów pańszczyźnianych chałupy poza izbą miały na ogół poprzedzającą ją sień. Taka forma zwiększała wygodę, ale niekoniecznie rozmiar domu.
Na przykład w Solcu pod Środą Wielkopolską jeszcze w 1960 roku stała stara, niemal stuletnia, chałupa o dwóch pomieszczeniach, której łączna – i to zewnętrzna! – powierzchnia wynosiła niespełna 21 metrów kwadratowych.
Najbardziej typowe chłopskie domostwo
Kmiecie gospodarujący na większym areale ziemi, a przez to zmuszeni mieścić w domu ogrom różnych narzędzi i zbiorów, zajmowali chaty z łącznie trzema pomieszczeniami. Najczęściej, choć nie zawsze, układano je w linii.
Do domu wchodziło się przez sień, umieszczoną w wąskiej ścianie, dalej była izba, na końcu zaś komora: rzecz jasna nieogrzewany, ciemny, a poza tym też niedostępny z zewnątrz (a więc najbardziej bezpieczny od intruzów) pokoik, służący w pierwszej kolejności za magazyn.
Reklama
To właśnie był klasyczny, przez wieki najbardziej oczekiwany, układ chłopskiego domu. Takie trójwnętrzne chaty – czasem też na przykład z sienią pośrodku, a izbą i komorą po bokach – są znane już z dokumentów pochodzących z późnego średniowiecza. Budowano je na polskiej wsi zarówno około roku 1400, jak i pół tysiąclecia później.
Włościan najzamożniejszych dało się odróżnić od tych tylko nieźle sytuowanych nie po odmiennej liczbie pokojów w domu albo po ich rozplanowaniu, lecz przede wszystkim po gabarytach budynku. Im chałupa była większa, a zwłaszcza im obszerniejszą miała izbę, tym trudniej i drożej było ją ogrzać zimą. Kto szedł w rozmiar, musiał się liczyć z tym, że przez lata będzie za to płacić – albo pracą konieczną do zwiezienia dodatkowego chrustu, albo wprost pieniądzem.
Jak duże faktycznie były chaty chłopskie?
Ciekawe dane zebrano w Wielkopolsce niedługo po drugiej wojnie światowej, gdy w regionie stały jeszcze, oczywiście bardzo nieliczne, chaty z pierwszej połowy XIX stulecia.
Tadeusz Wróblewski, etnograf, który brał udział w ich oględzinach, notował, że domy te rzadko miały wymiary większe niż 6 na 10 metrów. We wnętrzu, po odliczeniu grubości ścian, zapewniały więc tylko pięćdziesiąt kilka metrów kwadratowych przestrzeni, z których mniej niż połowa była ogrzewana.
Reklama
Dla porównania bardziej okazała – a zdaniem Wróblewskiego z wyglądu niemalże „monumentalna” – chata średniorolnego kmiecia ze wsi Zagórna pod Kaliszem była długa na 14 metrów i szeroka na 6. Łącznie miała więc 84 metry kwadratowe. Wyraźnie większych w czasach pańszczyzny raczej się nie spotykało. Potem zaś, gdy stary system upadł, chłopi… zaczęli mnożyć to, co już znali.
Chaty jednoizbowe zamieniano na takie z dwiema izbami. Powielano także pozostałe pomieszczenia. Jak pisał chociażby wybitny historyk dawnej wsi Bohdan Baranowski, w chałupach zamożnych chłopów można było w drugiej połowie XIX wieku napotkać: „sień, dwie izby i komorę, sień dwie izby i dwie komory lub nawet dwie sienie, dwie izby i dwie komory”.
***
Powyższy tekst powstał na podstawie najnowszej książki Kamila Janickiego. Życie w chłopskiej chacie już teraz możecie zamówić na Empik.com.