Przełom pierwszego i drugiego tysiąclecia uważa się dziś za wielki i ważny przełom w historii Europy. Lata około roku 1000 zdają się swego rodzaju punktem zero, czasem, gdy wieki stagnacji powoli przechodziły w rozwój kiełkującej cywilizacji zachodniej. Pisze o tym Tore Skeie na kartach książki Era wilka. Wikingowie, Anglosasi i imperium Morza Północnego.
Wikingowie na Północy przyjmowali chrześcijaństwo. Ekspansywni Maurowie z Południa nie odbywali już łupieżczych wypraw przez Pireneje. Madziarzy, lud węgierski, prowadzący nomadyczne życie na końskim grzbiecie i wywołujący dawniej chaos we wschodniej Europie, osiedlili się i zostali chłopami.
Reklama
Ludność Europy, uwolniona od obcych inwazji, które od późnej starożytności hamowały i cofały rozwój społeczny, w nadchodzących stuleciach była z każdym pokoleniem coraz liczniejsza. Miasta rozkwitały. Ten wzrost był ciągły, z wyjątkiem kilku większych załamań i recesji, a z czasem uczynił Europę najbogatszym kontynentem, domem wiodących potęg, centrum świata.
Ludzie żyjący w czasach Olafa [Haraldssona, bohatera cytowanej książki Era wilka] nie byli jednak w stanie dostrzec zapowiedzi zmian. Na początku tysiąclecia duże części europejskiego kontynentu pokrywały las i dzika przyroda.
Świat bogatych klasztorów i biednych chłopów
Europa liczyła zaledwie odrobinę więcej mieszkańców niż dziesiąta część tego co dziś i znacznie mniej niż tysiąc lat wcześniej.
W porównaniu z Bizancjum czy Kordobą świat zachodnich chrześcijan, który rabowali [król Norwegii] Olaf i jego ludzie, jawi się jako ubogi, wiejski i ogromnie prymitywny. Był to świat bogatych klasztorów i biednych chłopów, chudych kobiet i mężczyzn, którzy machali motyką i łopatą, dźwigali i nosili, wołów ciągnących ciężkie brzemię po krętych ścieżkach, wędrujących pasterzy i stad owiec.
Gdzieniegdzie stały jakaś osada, kościół lub murowany zamek, wokół spłachetki ziemi, ogródki i kolczaste żywopłoty, kilkadziesiąt chat, w których swój dom mieli tkaczki, kowale, niewolnicy i rzemieślnicy.
Reklama
Ruiny starego porządku
Pozostałości po imperium rzymskim, które dawno odeszło w przeszłość, lecz nie zostało zapomniane, widoczne były w kamiennych konstrukcjach przeobrażonych w kościoły i fortyfikacje, kuźni pod łukiem starej bramy w jednym miejscu, schronieniu pasterza pod mostem w innym.
Dawną sieć scalającą imperium wciąż można było dostrzec w zarośniętych pozostałościach kamiennych dróg łączących miasta, a jego struktura żyła nadal w postaci najbardziej rozległej i wyrafinowanej organizacji Europy: papieskiej siatki biskupstw stanowiącej łącznik między zachodnim chrześcijaństwem a jego łacińską nauką i ceremoniami religijnymi.
Ruiny okazałych rzymskich budowli potwierdzały naukę Kościoła głoszącą, że szczytowy punkt historii przeminął, a dzieło stworzenia zbliża się do końca.
Nieustanne zmagania zwyczajnych ludzi
Prawie całą ludność stanowili chłopi zmagający się z życiem, które z perspektywy naszych czasów wydaje się ciężkie i beznadziejne. Pługi były prymitywnymi drewnianymi konstrukcjami ciągniętymi przez wychudzone woły.
Wyskrobywały jedynie płytkie bruzdy w twardej powierzchni ziemi, tak że nikt, kto posiał ziarenko pszenicy, nie mógł liczyć, że otrzyma z niego więcej niż dwa, trzy nowe kłosy, niewielki ułamek tego, co daje nam ziarno siewne dzisiaj. Ziemia musiała często leżeć odłogiem przez dwa, trzy, cztery lata lub dłużej, aby gleba mogła odpocząć i w naturalny sposób odzyskać żyzność.
Reklama
Nieurodzaj był wielkim lękiem średniowiecznych ludzi, bo za nim postępowała zawsze śmiercionośna fala głodu, porywająca ze sobą starych i młodych, tak że „padali jak zboże pod sierpem”.
Praktycznie wszyscy anglosascy kronikarze opisywali takie klęski głodu nie bez pewnej makabrycznej satysfakcji. „Ludzie ścigali się nawzajem, aby się pożerać, wielu podrzynało innym gardła i żywiło się ich ciałami, dokładnie tak jak wilki”.

Głód zawsze o sobie przypominał
Beda Czcigodny, anglosaski mnich i historiograf z VII/VIII wieku, opowiada o anglosaskich chłopach z dawniejszych czasów, którzy zawierali pakty samobójcze, aby uniknąć śmierci z głodu. „Czterdziestu lub pięćdziesięciu biednych, wygłodzonych ludzi szło na klif i skakało z niego, aby zginąć przy upadku lub utonąć”.
Mimo że klęski takie jak ta w 1005 roku dzieliło zazwyczaj wiele lat, głód zawsze czaił się w pobliżu. Dostęp do wystarczającej ilości pożywienia przez cały rok był fantastycznym przywilejem, zarezerwowanym dla bogatych.
Reklama
Żywność zgromadzona podczas miesięcy uprawnych starczała w dość dobrych latach mniej więcej do Wielkanocy. Potem większość musiała się obywać czymś pośledniejszym: ziołami, korzonkami, prowizorycznym pokarmem, który dało się zebrać w leśnym poszyciu i na brzegu rzeki.
Anglosaskie i kontynentalne relacje opisują chłopów, którzy z braku mąki mełli szyszki i korę, jedli trawę, wykonywali ciężkie prace letnie o na wpół pustym żołądku i pozbawieni sił oczekiwali na żniwa.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Tore Skeie pt. Era wilka. Wikingowie, Anglosasi i imperium Morza Północnego (Rebis 2025).