W 1766 roku zmarła Małgorzata Hanczugowa – nie całkiem zwykła, ale też na pewno nie bardzo bogata wdowa z wioski pod Poznaniem. Jak na realia polskiej, nawet wielkopolskiej wsi, kobieta ta żyła całkiem dostatnio i wygodnie. Przede wszystkim zaś zostawiła po sobie pewien dobytek, sporządzono więc spis tego co posiadała i o co teraz mieli bić się między sobą jej spadkobiercy.
Członkowie wiejskiej starszyzny obeszli chatę zmarłej i przejrzeli wszystkie znajdujące się w niej przedmioty. Następnie kazali wynotować to, co przedstawiało ich zdaniem jakąkolwiek wartość. Przy każdej części składowej majątku w dokumencie dodano przybliżoną cenę, za jaką ewentualnie spodziewano się go sprzedać. Nie będę wam czytać całości, ograniczmy się do samego szczytu listy.
Reklama
Co zostało po wdowie… i ile było warte
Na trzeciej pozycji, pod względem ceny, znalazł się zbiór mebli, obejmujący między innymi stół, skrzynię z zamkiem i szafę. Miał być wart 11 złotych polskich. W dzisiejszych pieniądzach, tych z 2025 roku, byłoby to mniej więcej 880 złotych.
Na drugim miejscu był zbiór świętych obrazów, w ramach z bardzo cennym wówczas szkłem. Hanczugowa miała ich siedem, zapewne wisiały jeden obok drugiego w izbie, nad jej posłaniem. Łącznie wyceniono je na 14 złotych polskich, czyli jakieś 1100 złotych w naszych pieniądzach.
Inne sprzęty, narzędzia czy ozdoby znajdowały się jeszcze niżej w rankingu. To zaś rodzi oczywiste pytanie – co było w takim razie najdroższą rzeczą w domu wdowy Hanczugowej? Nie był to żaden mebel ani dzieło sztuki ludowej.
Pierwszą pozycję w inwentarzu zajmował komplet pościeli złożony z dwóch pierzyn i czterech poduszek. Wyceniono go na 24 ówczesne złote polskie, czy też ponad 1900 naszych złotych. Pierzyny i poduszki były więc warte trzy i pół razy więcej niż wszystkie meble w domu.
Reklama
Niedoceniany chłopski skarb
Pościel w nowoczesnym rozumieniu, podobnie jak meble, dotarła na wieś dopiero w XIX wieku. Wtedy upowszechniły się sienniki, duże płócienne worki, które wypełniano słomą i to na nich się kładziono, a nie jak wcześniej w stercie słomy, co najwyżej przykrytej prześcieradłem.
Na wierzch siennika trafiały poduszki, poduszeczki i pierzyny, w dzień układane tak, by pięły się jak najwyżej pod pułap. Zbiór czystych, równych, a często też umieszczonych w zdobnych poszwach poduszek stanowił dumę gospodyni.
Pierzyna, zwykle wypełniona zgodnie z nazwą gęsim pierzem, była z kolei prawdziwym skarbem. I to dosłownie. W wieku XVIII i XIX nierzadko właśnie ona, w pojedynkę, stanowiła najkosztowniejszy przedmiot w całym domu.
Na pewno zaś ogół pościeli uchodził za podstawowy element majątku, możliwy do sprzedania w chwili potrzeby, ale najchętniej gromadzony przez lata i przekazywany dzieciom, zwłaszcza zaś córkom w ramach wyprawy ślubnej.
Reklama
Pokazać się i poszczycić
Pierzyny i poduszki hołubiono i bardzo o nie dbano. Za dnia były ściągane z łóżka tylko w jednym celu. Gospodyni mogła wynieść je przed chatę dla przewietrzenia. Z pozoru po to, by uczynić pościel przyjemniejszą w użyciu. Ale zdaniem wiejskiego pamiętnikarza Jana Słomki, w rzeczywistości raczej w celu „pokazania i poszczycenia się” majątkiem przed sąsiadkami.
Marzenia o miękkim i ciepłym przykryciu były tak silne, że nieraz mogły nawet przesądzić o wyborze narzeczonej. Ludoznawca Oskar Kolberg opowiadał, że zwłaszcza na terenach bezleśnych, gdzie trudno było o właściwe ogrzanie chaty, ubogim chłopom czy parobczakom zdarzało się „żenić dla pierzyny”.
Wartość pierzyn była tak wielka, że za czasów pańszczyźnianych dziedzice nieraz siłą odbierali chłopom te cenne przedmioty, by w ten sposób zmusić ich do uległości.
Kazimierz Deczyński w swoim Żywocie chłopa polskiego na początku XIX stulecia opowiadał o przypadkach zabierania pierzyn włościanom, którzy nie zgadzali się wykonywać nadmiarowych prac i którzy okazywali się oporni na bicie oraz pogróżki.
Reklama
Zrelacjonował też historię gospodarza, któremu ludzie dziedzica zarekwirowali pierzynę, by w ten sposób zmusić go do wysłania najstarszej córki do darmowej służby we dworze.
Pościel stanowiła poza tym rzecz, o którą zawsze starano się usilnie w ramach pośmiertnego rozdziału majątku. O czym dobrze świadczy przypadek wdowy Hanczugowej.
***
Powyższy tekst powstał na podstawie najnowszej książki Kamila Janickiego. Życie w chłopskiej chacie możecie zamówić na Empik.com.