Procesy o czary w XVI i XVII wieku kosztowały życie dziesiątek tysięcy mieszkańców Europy Zachodniej. Głównymi ofiarami prześladowań były kobiety wywodzące się z uboższych warstw społeczeństwa. Bardzo rzadko zdarzało się, aby na stos trafiali przedstawiciele elity. Tak jednak stało się w przypadku doktora Dietricha Fladego z Trewiru. Oto czym naraził się łowcom czarownic.
Spory o liczbę ofiar polowań na czarownice w nowożytnej Europie trwają już od dziesiątek lat. Zdecydowanie przesadzone szacunki mówiły nawet o milionach ludzi spalonych na stosach.
Reklama
Klęska nieurodzaju nawiedza Trewir
Obecnie historycy uważają, że masowa histeria, która ogarnęła Stary Kontynent kosztowała życie od 40 do 50 tysięcy ludzi. Najwięcej z nich, bo około połowa zginęła na terenie Niemiec. Jak podaje Nigel Cawthorne w książce pt. Wiedźmy i czarownice:
W Niemczech procesy o czary na wielką skalę rozpoczęły się w arcybiskupstwie Treves (Trewir), pozornie rozszerzając się z zagranicy, z Alzacji, Lotaryngii i Luksemburga, możliwe, że pod auspicjami Alberta Brandenburga – protestanckiego władcy Trewiru w połowie XVI wieku.
Jednak wtedy prześladowania nie miały takiego rozpędu, aż do czasów księcia-arcybiskupa Johanna von Schönenburga, rządcy Johanna Zandta i biskupa sufragana Petera Binsfelda.
Schönenburg został arcybiskupem Trewiru w 1581 roku. Początkowo nic nie zapowiadało, że jakoś szczególnie zapisze się w historii, jednak w połowie lat 80. XVI wieku na arcybiskupstwo Trewiru spadła trwająca kilka lat klęska nieurodzaju i głodu.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Zdesperowana ludność szybko zaczęła obwiniać o swoje nieszczęścia siły nieczyste. Pewien chłopiec zeznał, że był nawet świadkiem sabatu czarownic. Co prawda książę-arcybiskup jako człowiek dobrotliwy nie kwapił się do rozpalania stosów, ale za to Binsfeld oraz Zandt pałali rządzą krwi.
Przeciwnik polowań na czarownice
Wkrótce rozpoczęły się zakrojone na szeroką skalę polowania na czarownice. Jak pisał później kanonik katedry w Trewirze:
Reklama
Ten ruch popierało wielu urzędujących, którzy spodziewali się znaleźć bogactwa w popiołach swoich ofiar. Tak też, z jednego sądu do innego, z miasteczek i wsi wszystkich diecezji, pędzili instygatorzy specjalni, sędziowie, asesorzy, notariusze, pachołki sądowe, siepacze, wlokąc na procesy i torturując istoty ludzkie obu płci i paląc je w wielkich ilościach.
Nie wszyscy jednak dali się ponieść histerii oraz chęci dorobienia się na nieszczęściu innych. W opozycji do Binsfelda i Zandta znalazł się doktor Dietrich Flade. Szanowany prawnik stał na czele sądu elektorskiego, wcześniej pełnił zaś funkcję rektora miejscowego uniwersytetu oraz doradzał arcybiskupowi.
Zgodnie z tym, co podaje w swojej książce Nigel Cawthorne, Flade:
Nie tylko nie przejawiał entuzjazmu dla prześladowań czarownic, ale według opinii Zandta i Binsfelda wydawał się wręcz sceptyczny wobec tego, czy w ogóle istniało takie zjawisko jak czarownice.
Jeśli wierzyć relacji z procesu jezuickiego łowcy czarownic Martina del Rio, Flade przyjął linię podobną do stanowiska Johanna Weyera, a mianowicie, że tak zwane czarownice były po prostu rozhisteryzowanymi, naiwnymi kobietami, które dały się zwieść (Flade, podobnie jak Weyer, miał, jak się zdaje, dość niską opinię o kobietach w ogóle) i które potrzebowały „zdrowego pouczenia w kwestii doktryny chrześcijańskiej”, a nie kary.
Reklama
Śmierć w płomieniach
Postawa sędziego sprawiła, że szybko sam znalazł się na celowniku łowców czarownic. Ale jako że był jedną z najważniejszych osób w mieście nie można było go ot tak aresztować. Zandt nie zamierzał jednak dać za wygraną.
W następnych miesiącach wiele domniemanych „czarownic” i „czarowników” – w nawet sam burmistrz Trewiru! – na torturach zaczęło wskazywać Fladego, jako swego przywódcę. W tej sytuacji powołano specjalną komisję, która miała zbadać konszachty sędziego z „siłami nieczystymi”.
Były rektor rzecz jasna wszystkiemu zaprzeczał, jednak nie na wiele się to zdało. Widząc, że jego los jest przesądzony, latem 1588 roku Flade podjął próbę ucieczki z miasta. Szybko został schwytany i osadzony w areszcie domowym. Arcybiskup Schönenburg przez wiele miesięcy nie wiedział, co począć ze swym dawnym doradcą.
Ostatecznie po blisko roku Flade trafił w ręce kata, który torturami wymusił na nim przyznanie się do winy. Złamany mężczyzna wskazał również kolejnych „sprzymierzeńców diabła”. Teraz jego skazanie było już tylko formalnością. Na początku 1589 roku były sędzia został spalony w specjalnie zbudowanej na tę okazję „słomianej szopie ustawionej przed budynkiem trewirskiego sądu”.
Reklama
Setki ofiar
Polowania na czarownice trwały w arcybiskupstwie Trewiru jeszcze przez kilka lat i zakończyły się dopiero w 1594 roku. Jak czytamy w książce Wiedźmy i czarownice:
Jedną z ocalałych pamiątek po prześladowaniach jest rejestr czarownic z benedyktyńskiego opactwa św. Maximina. Obejmuje on okres od 1587 do 1594 roku i podaje szczegóły postępowania sądowego wobec 306 czarownic, które z kolei oskarżyły 1500 innych osób.
Według zachowanych tam danych przez siedem lat zamordowano w okolicy Trewiru przynajmniej 368 osób. Większość z nich stanowiły kobiety, ale wśród ofiar było również 108 mężczyzn. Polowania na czarownice w końcu jednak ustały, ponieważ – jak tłumaczył cytowany już wcześniej kanonik:
(…) ludzie popadali w coraz większą biedę, koszty przesłuchań i zyski inkwizytorów zostały ograniczone. Wtedy nagle, podobnie do wojny, na którą zaczyna brakować funduszy, gorliwość prześladowców znikła.
Historia polowań na czarownice
Bibliografia
- Kurt Baschwitz, Czarownice. Dzieje procesów o czary, Wydawnictwo Cyklady 1999.
- Charlie Campbell, Scapegoat. A History of Blaming Other People, Abrams Press 2012.
- Nigel Cawthorne, Wiedźmy i czarownice, Bellona 2023.
- Witchcraft in Europe, 400-1700. A Documentary History, pod edycją Alana Charlesa Korsa i Edwarda Petersa, University of Pensylvania 2000.