Aby zostać członkiem duchowieństwa, należało w pierwszej kolejności dać sobie obciąć pięć kępek włosów, a następnie zacząć golić na szczycie głowy okrągłą dziurę. I tak było od wczesnego średniowiecza aż do roku 1972.
Zgodnie z dawnym prawodawstwem kościelnym o wstąpieniu w szeregi kleru nie decydowało przyjęcie jakichkolwiek święceń, lecz organizowany wcześniej rytuał tonsury, „postrzyżyn”. Kandydaci na przyszłych księży klękali przed biskupem, trzymając w prawych dłoniach zapalone świece.
Reklama
Przy śpiewie psalmu Ty mi przywrócisz dziedzictwo moje hierarcha pochylał się nad każdym z nich i nożyczkami obcinał końcówki włosów kolejno przy czole, na tyle głowy, pośrodku oraz przy uszach, z obu stron. W ten sposób tak zwani tonsuranci dołączali do kleru, a zarazem byli inkardynowani – a więc podporządkowywani rządcy konkretnej diecezji.
Odtąd byli ludźmi biskupa. I odtąd mieli obowiązek sami dbać, by na ich głowie zawsze widoczne było wycięcie, też nazywane tonsurą.
Tajemnicza geneza tonsury
Korzenie zwyczaju nie są całkiem czytelne. W Rzymie tonsurę formalnie wprowadził papież Grzegorz Wielki w 595 roku, ale minęło wiele dekad, zanim upowszechniła się ona w całym Kościele zachodnim i przyjęła względnie spójną formę.
Różnie ją uzasadniano, szukając odniesień czy to do Dziejów Apostolskich, czy do apokryficznych opowieści, na przykład o tym, jak poganie mieli schwytać świętego Piotra i w celu poniżenia go obciąć mu włosy. On zaś taką zamierzoną hańbę przyjął za symbol oddania Bogu. Pisano też, że tonsura stanowi odwzorowanie korony cierniowej Jezusa albo wyraz zaparcia się świata.
Wreszcie, że ustanowiono ją na pamiątkę wczesnych chrześcijan, którzy, gdy w Rzymie wyłapywano ich i zsyłano na katorgę do kopalń, mieli ponoć golone głowy. Dzisiaj księżom historykom zdarza się zresztą twierdzić, że faktycznie tonsury wzięły się przede wszystkim ze „zwyczajów panujących w królestwach Germanów, gdzie sposób układania włosów był zewnętrzną oznaką przynależności do danej grupy społecznej”.
Reklama
Korzyści z tonsury
Poza stroną symboliczną była też ta całkowicie praktyczna. Od księży już w średniowieczu oczekiwano, że będą wyróżniać się w widomy sposób od ludzi świeckich. Temu służyły szaty, ale je przecież można było zdjąć lub zakryć. Tonsury natomiast nie dało się skutecznie usunąć z chwili na chwilę, musiała samoczynnie, powoli zarosnąć.
W efekcie żaden duchowny nie mógł stwierdzić, że w danym dniu lub miejscu woli uchodzić za członka laikatu. Tak samo żaden świecki nie był w stanie argumentować, że na przykład znieważył lub napadł księdza, ponieważ nie był świadomy jego statusu. Aby pełnić rolę wyróżnika, tonsura musiała oczywiście być duża, wyraźna. I to przez stulecia stanowiło zarzewie sporu.
Raz w tygodniu czy miesiącu?
Na niektórych synodach zalecano, że włosy należy golić, a więc „odnawiać tonsurę”, raz w tygodniu. Na innych mniej rygorystycznie – że starczy się za to zabierać co miesiąc. W każdym razie surowo zakazane było całkowite zaniedbanie obowiązku.
Jeśli kandydat na księdza nie strzygł sumiennie tonsury i zignorował napomnienia, miał być usuwany ze stanu duchownego. Do czasu chwycenia za nożyczki nie wolno mu było zresztą służyć przy ołtarzu (a konkretnie: mógł stać przy mszale i przewracać jego strony, ale już przynoszenie przez niego kielicha było niedopuszczalne).
Reklama
Jeśli z kolei tej samej przewiny dopuszczał się kapłan niby groziła mu suspensa, zawieszenie, ale tak naprawdę głównie upomnienia. Trudno było przecież, jak wiemy, skutecznie dyscyplinować człowieka, który już miał patrona i beneficjum.
Długa wojna o rozmiar tonsury
Przez wieki zawzięcie kłócono się o rozmiar tonsury. Synody z wczesnego średniowiecza ordynowały, że ta ma być bardzo duża, ma oznaczać faktyczne golenie większości głowy. Samym księżom taki rozmach był jednak zdecydowanie nie w smak. Trudno orzec, co konkretnie było naczelnym źródłem oporu: czy chodziło o kłopotliwość ciągłego strzyżenia, o wygodę, czy może o kwestie mody.
W każdym razie tonsury nieuchronnie się kurczyły. W późnym średniowieczu, na przykład na soborze zwołanym do Walencji niedługo po pierwszym uderzeniu czarnej śmierci, wprowadzono zasadę, że tonsura ma być „na cztery palce”. Ale i to nie pomogło. Stopniowo, jak można wyczytać w tomie polskiej Encyklopedii Kościelnej z początku XX wieku, tonsura „zeszła do małego stosunkowo krążka na wierzchołku głowy”.
W dobie nowożytnej próbowano wymuszać, by rozmiar tonsury odzwierciedlał przynajmniej rangę zajmowaną w Kościele: im ta była wyższa, tym więcej włosów powinien usuwać duchowny. To też było jednak nie do przeprowadzenia, bo właśnie kler średni i wysoki był najmniej chętny do intensywnego strzyżenia.
Reklama
Wreszcie stanęło na tym, że wszystkie tonsury księży świeckich, poza tą noszoną przez samego papieża, były małe. Została tylko kwestia jak małe.
W XVIII wieku przyjęto ostatecznie, że klerycy mieli strzyc kółko rozmiaru komunikantów, opłatków udzielanych wiernym. Księża rozmiaru hostii, którą sami spożywali w czasie Eucharystii. I tak to mniej więcej działało aż do lat 70. XX stulecia.
****
To tylko jeden z bardzo wielu osobliwych rytuałów dawnego Kościoła. Jeśli chcecie poznać też inne, polecam moją nową książkę: Dziesięcina. Prawdziwa historia kleru w dawnej Polsce (Wydawnictwo Poznańskie 2025).