„Na Ziemi jedni się modlą, inni walczą, inni z kolei pracują. Wszyscy są jednak złączeni i nie można ich rozerwać. Na funkcji każdych, zasadza się praca pozostałych” – pisał na początku XI stulecia Adalberon, biskup francuskiego Laon. Panuje opinia, że to on jako jeden z pierwszych na kontynencie wyraził najważniejszy podział cechujący średniowieczne społeczeństwo. Rzecz nie jest jednak wcale tak oczywista. A sam Adalberon miał na myśli zupełnie co innego, niż sądzą dzisiejsi komentatorzy.
Laboratores, oratores i bellatores, a więc odpowiednio: pracujący, modlący się i walczący. Niemal każda publikacja poświęcona społeczeństwu średniowiecznej Europy i każdy podręcznik choćby marginalnie dotykający tej kwestii podkreślają, że przed tysiącem lat właśnie w taki sposób rozumiano najważniejszy podział decydujący o porządku życia i strukturze władzy.
Reklama
Miało się w nim wyrażać powszechne niegdyś przekonanie, że każdy człowiek ma swoje niezmienne miejsce na drabinie społecznej i przyrodzoną funkcję. Poza tym takie roztrojenie uchodzi za dowód ogromnego znaczenia, jakie w średniowieczu przykładano do zadań pełnionych przez kler i zbrojnych.
Oba komentarze zasadniczo nie budzą kontrowersji. Należy jednak mieć świadomość, że sam frazes o trzech grupach nie był ani tak popularny, ani tak ważny, jak zwykle się sądzi.
„Ci, którzy się modlą, ci, którzy walczą, i ci, którzy pracują”
Wbrew twierdzeniom wielu dawnych naukowców nie wyrażał on raczej pierwotnego, prehistorycznego sposobu organizowania się Europejczyków. O wymienionych trzech stanach nigdy nie pisali antyczni Grecy czy Rzymianie. Dopiero w średniowieczu, i to nawet nie najwcześniejszym, pojawiły się teksty, w których ludność zaczęto szeregować na modlących się, walczących i pracujących.
Nie jest całkiem jasne, kto najwcześniej zaproponował taką wizję społeczeństwa. Wiele wskazuje na to, że prekursorem był dzisiaj niemal zupełnie zapomniany mnich z frankijskiego klasztoru w Auxerre imieniem Hajmon, tworzący w połowie IX stulecia. Na kartach jednego ze swoich komentarzy biblijnych stwierdził on, że „pogański” podział na senatorów, żołnierzy i plebejów został zastąpiony przez chrześcijan nowym: na duchownych, wojowników i rolników.
Reklama
Niedługo później, i chyba pod mniej lub bardziej bezpośrednim wpływem Hajmona, taką samą listę przytoczył uczony król Anglii Alfred Wielki. W rozmyślaniach na temat charakteru własnej, monarszej władzy odnotował on, że król „potrzebuje, by jego kraj był w pełni obsadzony ludźmi. Do tego konieczni są mu ci, którzy się modlą, ci, którzy walczą, i ci, którzy pracują”.
Słowa padły w drugiej połowie IX wieku. Ze stulecia X trudno wskazać podobne komentarze. Zaczęły się one jednak mnożyć po roku 1000, zarówno w Anglii, jak i we Francji. To wówczas Adalberon z Laon przekonywał, że „na Ziemi jedni się modlą, inni walczą, inni z kolei pracują”.
Trzy grupy średniowiecznego społeczeństwa i ich (rzekome) zadania
Ælfric z Eynsham, znany przede wszystkim jako niezwykle płodny autor żywotów świętych, opisał z kolei dokładne zadania każdej z tych grup i podkreślił, że wspólnie tworzą one swoisty trójnóg, podtrzymujący tron króla:
Oratores. To ci, którzy pośredniczą na naszą rzecz w kontaktach z Bogiem, którzy pobudzają chrześcijańskiego ducha w wiernych i którzy służą Bogu poprzez pracę duchową, poświęcając się jej całkowicie dla korzyści ogółu.
Bellatores. To ci, którzy strzegą naszych twierdz i naszej ziemi, angażując się w zbrojny bój z każdym wrogiem, który by je napadł.
Reklama
Laboratores. To ci, którzy zapewniają nam to, co potrzebne do przetrwania. Oracze i hodowcy poświęcają się w pełni temu zadaniu.
Po co naprawdę powstał ten podział?
Podobne cytaty można mnożyć. I łatwo wyciągnąć z nich błędny wniosek. Wbrew temu, co się zwykle sądzi i podaje, podział na modlących się, walczących i pracujących wcale nie był decydujący dla średniowiecznej wyobraźni, nie przenikał on całej rzeczywistości i nie miał większego znaczenia na co dzień, zwłaszcza dla ludzi nieuczonych.
Jak podkreśla słoweński historyk Tomislav Vignjević, nawet w wąskim gronie intelektualistów istniały inne, popularniejsze schematy. O nich jednak raczej się nie pisze, ponieważ nie cechuje ich ta sama kusząca prostota i oczywistość.
Poza tym wypada dopowiedzieć, że niemal żaden średniowieczny autor wspominający o sławnym dzisiaj trójpodziale nie robił tego z niewinnych przyczyn. W przytłaczającej większości przypadków komentarze wychodziły spod ręki duchownych.
Nie miały one wcale na celu opisania faktycznego obrazu społeczeństwa. Nie chodziło w nich o trafne zinterpretowanie rzeczywistości. Kolejni autorzy odwoływali się do takiego podziału w konkretnych, często doraźnych i osobistych interesach politycznych.
Hajmon nieprzypadkowo umieścił kler na miejscu, jakie według jego wywodu wcześniej zajmowali rzymscy senatorowie. Chciał w ten sposób pokazać, że warstwa, do której należy, powinna kierować pozostałymi, posiadać prymat w każdym obszarze życia, a nie tylko w sprawach wiary.
Ukryte przesłanie Adalberona
Co do Adalberona z Laon, był on potężnym biskupem, jednym z pierwszych ludzi w państwie. Jak wyjaśniał historyk Georges Duby, o podziale na laboratores, oratores i bellatores wspomniał w toku zażartego sporu z innym wpływowym hierarchą, opatem Cluny Odylonem.
Nie chodziło mu w ogóle o zarysowanie podziałów społecznych. Po prostu Odylon zaproponował, że świeccy zbrojni powinni zachowywać się w sposób podobny do mnichów, śpiewać psalmy i stosować się do tych samych rygorów moralnych.
Reklama
Adalberon bronił zaś odrębności kleru, pisał o ścisłych podziałach, bo nie chciał, by ktokolwiek próbował wkradać się bocznymi drzwiami do grupy modlących się. Jego zdaniem najważniejszej, najbliższej Bogu, ale też – ekskluzywnej.
Poza tym chodziło mu jeszcze o zwalczenie nowej mody, zgodnie z którą królowie zastępowali duchownych doradców ludźmi świeckimi. A przecież, w przekonaniu Adalberona, nikt nie nadawał się lepiej na zausznika korony od biskupa z nieodzownej grupy oratores.
Inny biskup aktywny w tym samym okresie, Gerard z Cambrai, też odwoływał się do trójpodziału głównie dlatego, że chciał pokazać, kto w bieżącej walce o stołki i profity powinien mieć pierwszeństwo, a kto cierpliwie czekać z tyłu na swą kolej.
Najbardziej neutralny mógłby się wydawać wywód Ælfrica z Eynsham, ale tylko dlatego, że zwykle cytuje się go wybiórczo. Autor wprawdzie pisał, że uszkodzenie którejkolwiek z trzech nóg tronu może przynieść straszne konsekwencje pozostałym, ale zarazem nie krył, że jeden z filarów jest bez porównania ważniejszy od pozostałych.
Jak stwierdził: „Praca sług Bożych jest większa od pracy wojowników, bo niewidzialni wrogowie są więksi od tych, których da się dostrzec”. To zaś miało uzasadniać uznawanie kleru za najważniejszą z podpór władzy.
Reklama
Nieprzypadkowo prosta wizja
Znajomość tego kontekstu pozwala zrozumieć aż absurdalną prostotę podziału na trzy stany. Wielokrotnie pisano, że był to porządek właściwy co najwyżej dla wczesnego średniowiecza, bo nie uwzględniał w ogóle takich grup, jak mieszczanie, kupcy czy artyści, a pracujących przedstawiał po prostu jako chłopów wylewających poty na roli, tak jakby nie istnieli na przykład jacykolwiek rzemieślnicy. Nie oddzielał też zbrojnych od elity urzędniczej i dworskiej, która mnożyła się wraz z upływem wieków.
Ale taka krytyka rozmija się z istotą rzeczy. Gerard, Adalberon czy Hajmon doskonale wiedzieli o istnieniu handlarzy, rzemieślników, mieszczan… i wszystkich innych ludzi, których nie dało się łatwo zakwalifikować do grona tych, którzy pracują w polu, walczą, albo się modlą. Ale przecież oni pisali traktaty polityczne i religijne, a nie roczniki statystyczne. Nie potrzebowali być precyzyjni.
Chłopstwo zawsze w nogach
Wizja trzech grup społeczeństwa znalazła pewne odbicie we francuskim ustroju, gdzie od XIV stulecia król zwoływał obrady przedstawicieli Stanów Generalnych – podzielonych odpowiednio na duchowieństwo, szlachtę i resztę ludności.
W innych krajach jej praktyczne znaczenie było jednak raczej znikome. Zbyt dobrze zdawano sobie sprawę z tego, o ile bardziej skomplikowana była w istocie organizacja ludzkiej aktywności. Wystarczy wspomnieć, że chociażby autor pewnego niemieckiego kazania powstałego około 1220 roku podzielił całą ludność na aż 28 różnych warstw. To już bardziej odpowiadało faktom niż układ zaledwie potrójny.
Reklama
O tym, jak faktycznie postrzegano społeczeństwo setki lat temu, więcej mówią alternatywne interpretacje. Wielu średniowiecznych mędrców uważało na przykład, że świat chrześcijański był jak gdyby… jednym wielkim ciałem, w którym każda grupa odpowiadała za konkretny narząd albo część organizmu.
Król mógł być więc uznawany za głowę, wojownicy za dłoń trzymającą miecz, a duchowni – za duszę, ale też chociażby za oczy. Szczegóły interpretowano na wiele sposobów, a złożoność ciała pozwalała uwzględniać w razie potrzeby różne poboczne warstwy. Jeden element schematu był w każdym razie właściwie niezmienny. Niziny społeczne, całe chłopstwo uwijające się na roli, zawsze utożsamiano z nogami.
Historia średniowiecza, jakiej jeszcze nie było
Powyższy artykuł powstał na podstawie najnowszej książki Kamila Janickiego pt. Średniowiecze w liczbach. Pozycja już dostępna w księgarniach. Dowiedz się więcej na Empik.com.