Dzisiaj karp na świątecznych stołach to pozycja niemal obowiązkowa, choć jeszcze niedawno zamożniejsi Polacy z pogardą patrzyli na tę „mało szlachetną” rybę. Jak karp pojawił się wśród wigilijnych potraw i czy naprawdę zawdzięczamy to tylko komunistycznej propagandzie?
Trudno sobie wyobrazić wigilijny stół w Polsce bez karpia. Choć zarówno liczba jego wielbicieli, jak i przeciwników jest zbliżona, ten gatunek ryby mimo wszystko króluje jednak w świątecznym jadłospisie. I nawet ci, którzy uważają, że jego mięso cuchnie szlamem, z reguły nie odmawiają skosztowania niewielkiej porcji, by tradycji stało się jednak zadość.
Reklama
Ryba dla mniej zamożnych
Wbrew ugruntowanej opinii karp wcale nie pojawił się na wigilijnym stole w Polsce dopiero po II wojnie światowej jako komunistyczny substytut szlachetnych gatunków ryb niedostępnych wówczas na rynku. Potrawy z karpia były już bowiem bardzo popularne w okresie międzywojennym – inna sprawa, że z reguły na inteligenckich czy robotniczych stołach.
Ziemiaństwo preferowało jednak szlachetniejsze gatunki ryb. „Karp był ulubionym przysmakiem polskich domów” w miastach, do tego – w mniej zamożnych. Rywalizował zresztą z bałtyckim śledziem.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Najbardziej pechowa data koronacji polskich królów. Czy naprawdę unikali jej jak ognia?Z »rybką« tradycyjną będzie nie też tak obficie – narzekał reporter tygodnika „Światowid” w grudniu 1931 roku – jak u przodków naszych. Ciężkie czasy. Te grubsze ryby oglądnie sobie [człowiek] z daleka, przez szybkę wystawową albo w ministerstwach i radach nadzorczych. I to w wielu wypadkach musi wystarczyć.
Za to gremialnie poprzemy naszego polskiego śledzia bałtyckiego. Tańszy – a więc dostępny nawet dla urzędnika z okrojoną aż do ostatniego obrąbeczka pensją – i swój. Całkiem swój, ze swego morza, złowiony przez swojego rybaka.
Karpie złote, białe i szaroniebieskie
Śledź rywalizował więc z karpiem. Inna sprawa, że redakcja „Expresu Zagłębia” z Sosnowca miała chyba niewielkie pojęcie o środowisku, w jakim żyła ta ryba.
Na Boże Narodzenie 1927 roku zamieszczono bowiem na łamach gazety zdjęcie rybaka z dorodną sztuką, wyjaśniając, iż „okazały karp z głębin dalekiego morza znajdzie się dzisiaj na niejednym wigilijnym stole”…
Reklama
Oczywiście w sprzedaży dominowały karpie pochodzące z hodowli, a nie „z głębokiego morza” czy nawet jezior lub rzek. Zresztą ryba ta zaczynała być coraz bardziej popularna na terenie całego kraju, a jej hodowla szybko się rozwijała.
W byłej Kongresówce są to przeważnie karpie złote – pisała Elżbieta Kiewnarska na łamach „Życia Praktycznego” – królewskie, o ładnych, w deseń poukładanych łuskach. Ostatnimi czasy coraz częściej spotykamy w handlu karpie białe lub szaroniebieskie, zwane karpiami węgierskimi.
Nie wszystkie one jednak z Węgier pochodzą. Na Śląsku i na Polesiu niektóre hodowle ryb sprowadziły sobie kroczki [młoda ryba, otrzymywana w drugim roku hodowli – red.] tego gatunku z Węgier i dochowały się ładnych egzemplarzy. Karp ten jest bardzo tłusty, ma mięso równie delikatne, jak królewski, i mniejszą od niego główkę, czyli więcej użytecznego mięsa.
W szarym sosie
Przed Bożym Narodzeniem w wielu gazetach można było znaleźć – dzisiaj już zapomniane – przepisy na potrawy z karpia. Popularny był karp po francusku (z winnym octem, cebulą i goździkami) oraz po polsku (z octem, ciemnym piwem i warzywami).
Reklama
Jednak rekordy popularności bił przepis na rybę w szarym sosie, którą uznawano za tradycyjną potrawę wigilijną. Ugotowany we włoszczyźnie karp był następnie duszony w sosie z mąki, rodzynek, migdałów, masła (lub oliwy), soku z cytryny i czerwonego wina. Oczywiście swoich wielbicieli miała także ryba smażona lub pieczona, a także jej wersja na zimno – w galarecie.
„Karp na każdym wigilijnym stole”
Jednak masowa popularność tego gatunku w naszym kraju rozpoczęła się dopiero po II wojnie światowej. Nie było szans, by jak przed wojną wśród wigilijnych potraw ponownie dominował szczupak, a brak floty rybackiej uniemożliwiał zaopatrzenie sklepów w ryby morskie.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Centralnie sterowana gospodarka nie była w stanie zapewnić zaopatrzenia rynku i w tej sytuacji minister przemysłu i handlu Hilary Minc rzucił hasło „karp na każdym wigilijnym stole”. Aparatczyk był pochodzenia żydowskiego, zatem z rodzinnego domu doskonale znał smak tej ryby, gdzie od pokoleń była popularna, szczególnie w wersji faszerowanej i z dodatkiem słodkiej galarety.
Minc doskonale wiedział, że jest to gatunek stosunkowo łatwy w hodowli i na jego polecenie rozpoczęto masową akcję zarybiania stawów. Niebawem karp faktycznie zagościł na stołach Polaków, a wpływ na to miały także jego przystępna cena oraz dystrybucja ryb poprzez zakłady pracy.
Karp szybko stał się popularny – inna sprawa, że konsumenci nie mieli właściwie alternatywy. Nie oznaczało to jednak, że każdy bez problemów mógł nabyć karpia na Wigilię.
Polowanie na karpia
Ci, którzy nie mieli okazji kupić przydziałowej ryby, musieli stać w tasiemcowych kolejkach bez żadnej gwarancji, że akurat danego dnia uda się zdobyć towar. Dlatego też polowanie na karpia rozpoczynano już na kilka, a nawet kilkanaście dni przed Wigilią.
<strong>Przeczytaj też:</strong> To jedno z najważniejszych świąt kościelnych. Powstało 1000 lat później niż myśliszRyby przywożono do sklepów żywe, takie też sprzedawano klientom – wówczas nikt jeszcze nie słyszał o patroszeniu czy też mrożeniu karpia. Z konieczności narodził się zwyczaj przechowywania żywych ryb w domowych wannach, co znacznie utrudniało codzienną higienę.
Inna sprawa, że chlorowana woda specjalnie karpiom nie szkodziła, a byli też tacy, którzy twierdzili, że właśnie dzięki temu ich mięso pozbywa się błotnistego posmaku. Karpie zabijano najczęściej w Wigilię rano – zapewne właśnie tego dnia odbywała się największa rzeź w dziejach gatunku.
Reklama
Przy okazji pojawił się obyczaj wkładania do portfela łusek zabitej ryby, by zapewnić sobie pomyślność finansową na przyszły rok.
Wprawdzie obecnie wiele się zmieniło w dystrybucji ryb na świąteczne stoły, jednak karp wciąż uważany jest za jedno z głównych dań wigilijnych. Obecnie jednak już mało kto kupuje żywego karpia, a zapewne jeszcze mniej osób przetrzymuje go w domowej wannie…
Pozostałości dawnego zwyczaju pobrzmiewają w corocznej piosence autorstwa dziennikarzy radiowej Trójki. Kolejne wersje specjalnego utworu (Przyjaciele karpia) nagranego po raz pierwszy przed Bożym Narodzeniem w 2000 roku zawsze cieszą się ogromnym powodzeniem. Tym bardziej że dochód z ich sprzedaży przeznaczany jest na cele charytatywne.
Herbata z kapustą?
Inną dziwną tradycją świąteczną epoki PRL-u było oczekiwanie na owoce cytrusowe, których dostawy pojawiały się w sklepach akurat tuż przed Bożym Narodzeniem. W tamtych latach zaopatrzenie w żywność było sprawą polityczną, a na co dzień powiew egzotyki zapewniały grejpfruty uważane za owoce pośledniejszego gatunku.
Reklama
Wielkim przeciwnikiem cytrusów był jednak Władysław Gomułka, który uważał, że zapotrzebowanie na witaminę C w zupełności pokrywa kiszona kapusta. Zmienił zdanie, gdy na polecenie premiera Józefa Cyrankiewicza podano mu herbatę wraz ze spodkiem wypełnionym kapustą…
Mimo to pomarańcze, cytryny, banany czy mandarynki były w czasach PRL-u dobrem luksusowym. Przed Bożym Narodzeniem do portu w Gdyni zmierzał statek handlowy (jeden!) z ładunkiem cytrusów, a krajowe media podawały informacje o jego rejsie jako jedną z najważniejszych wiadomości.
Gdy wreszcie ogłaszano, że jednostka dotarła do celu, a portowcy rozpoczęli rozładunek, w większości polskich domów atmosfera robiła się wyjątkowo gorąca. Wprawdzie owoce niebawem miały trafić do sklepów w całym kraju, ale wiadomo było, że nie wystarczy ich dla wszystkich, nawet jeżeli przy jednorazowym zakupie obowiązywały ograniczenia ilościowe.
Czujność obywatelska wzrastała – i gdy nagle tworzyła się nadprogramowa kolejka, natychmiast należało się do niej przyłączyć. Nie bez powodu przez wiele lat symbolem luksusowych owoców były w naszym kraju właśnie banany…
Poznaj niezwykłą historię polskich świąt, opowiedzianą przez bestsellerowego autora.
Nowa książka Sławomira Kopra
Źródło
Tekst stanowi fragment nowej książki Sławomira Kopra Święta po polsku. Tradycje i skandale, wydanej nakładem Wydawnictwa Fronda (2019). Znajdziecie ją w atrakcyjnej cenie w księgarni Wydawcy.
Tytuł, wstęp, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
Ilustracja tytułowa: wieczerza wigilijna na obrazie Carla Larssona, ok. 1904 roku (domena publiczna).