Rozpoczynając 28 października 1940 roku inwazję na Grecję Benito Mussolini był przekonany o tym, że zwycięstwo włoskiej armii jest tylko formalnością. Na papierze wojska znad Tybru posiadały miażdżącą przewagę. Szybko jednak okazało się, że dyktator zupełnie nie docenił przeciwnika.
Włoska ekspansja na Bałkanach rozpoczęła się jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Już w kwietniu 1939 roku Mussolini najechał Albanię, zajmując bez problemu jej terytorium. Jak podkreśla Olivier Wieviorka w książce pt. Totalna historia II wojny światowej:
Reklama
Führer usiłował temperować zapał swego sojusznika i 18 kwietnia 1940 roku wezwał go do powstrzymania wszelkich działań na Bałkanach, aby uniknąć reakcji ZSRS.
Mussolini na to przystał. W październiku 1940 roku zrezygnował z interwencji w Jugosławii, ale przygotował się do uderzenia na Grecję, co miało być — jak sądził — czystą formalnością.
Zlekceważył Greków
Podczas rozmów obu dyktatorów ustalono 4 października, że atak nastąpi dopiero po tym, jak walczące w Egipcie włoskie wojska zdobędą miasto Marsa Matruh. Duce nie zamierzał jednak czekać i rozpoczął inwazję 28 października. W teorii włoska armia posiadała miażdżącą przewagę. Jak podkreśla Olivier Wieviorka:
W 1939 roku Grecja dysponowała tylko 14 dywizjami piechoty i jedną dywizją kawalerii. Nie miała żadnej broni pancernej, bardzo mało ciężkiej artylerii, a jej lotnictwo posiadało tylko 44 myśliwce i 46 bombowców — skromne to były siły.
Reklama
Mussolini kompletnie zlekceważył przeciwnika i siły inwazyjne liczyły zaledwie około 100 tysięcy żołnierzy. O jego pewności siebie najlepiej świadczą słowa, które pisał do gubernatora Dodekanezu, Cesara de Vecchiego:
Te greckie wieprze zostaną potraktowane, jak na to zasługują. (…) Bez wątpienia nastąpi jakaś reakcja angielskiej floty i lotnictwa. A więc niech się pojawią! Jesteśmy gotowi na ich przyjęcie. Co do Morza Egejskiego, jestem spokojny. Jest pan tam ze swymi znakomitymi żołnierzami.
Szybko okazało się jednak, że jesienna pogoda oraz trudne warunki terenowe grają na niekorzyść najeźdźcy. Już 3 listopada opór Greków zatrzymał ofensywę. Przeprowadzona zaś przez Ateny mobilizacja pozwoliła powołać pod broń ponad 190 tysięcy żołnierzy, których wspierało blisko 500 dział.
Bolesna klęska Włochów
W wyniku rozpoczętej 14 listopada kontrofensywy Grekom udało się odepchnąć agresora na 50-70 kilometrów w głąb albańskiego terytorium. Jednak z powodu „braku ciężarówek, czołgów i dział (…) nie mogli już wejść głębiej”. Dla Rzymu sytuacja zdecydowanie nie prezentowała się pomyślnie. Jak czytamy w Totalnej historii II wojny światowej:
Reklama
11 listopada 21 brytyjskich maszyn wzbiło się w powietrze z pokładu lotniskowca Illustrious, aby w dwóch falach uderzyć we włoskie jednostki zacumowane na redzie w Tarencie. Pancerniki Conte di Cavour, Caio Duilio i Littorio zostały poważnie uszkodzone.
Tylko dwa swordfishe zostały stracone w tym zuchwałym rajdzie, który potwierdził znaczenie sił powietrznych w wojnie na morzu i dowiódł, że torpedy wypuszczone nawet w niegłębokich wodach mogą trafić w swój cel.
Między 29 grudnia 1940 roku a 23 lutego 1941 roku Grecy utrzymywali presję, nie odnosząc jednak zwycięstwa. Co prawda musieli teraz stawić opór wojskom liczącym 500 000 żołnierzy i dysponującym 13 000 pojazdów.
Rzucenie przez Duce na front nowych sił nie na wiele się zdało. Grecy w tym czasie wzmocnili bowiem swoje wojska do 300 tysięcy żołnierzy, w efekcie kolejna włoska ofensywa rozpoczęta 9 marca zakończył się całkowitą klęską.
Reklama
O skali kompromitacji Rzymu najlepiej świadczą straty jakie w pięć miesięcy poniosła armia z Półwyspu Apenińskiego. Wyniosły one aż „180 000 żołnierzy (zabitych, rannych i zaginionych) wobec od 60 000 do 80 000 ze strony Greków”.
Sytuacja na froncie odwróciła się dopiero po niemieckiej interwencji. 6 kwietnia do walki włączył się Wehrmacht. Już 17 dni później doszło do kapitulacji greckiej armii.
Bibliografia
- Oliviera Wieviorki, Totalna historia II wojny światowej, Wydawnictwo Poznańskie 2025.