Nowożytni księża, zakonnicy, teologowie nie raz i nie dwa występowali przeciwko najbardziej nieludzkim formom wyzyskiwania polskich chłopów. Czytając ich komentarze łatwo odnieść wrażenie, że cały Kościół stał w opozycji do pańszczyzny i szlacheckiej samowoli. To wniosek błędny.
Ostre uwagi na temat niedoli chłopów padały z ust kapłanów częściej niż z ust świeckich panów herbowych. Także w tym gronie stanowiły one jednak margines. Obrona mieszkańców wsi nie była poza tym wcale tak postępowa i humanitarna, jak zwykle się sądzi.
Reklama
Niemal żaden ksiądz z Rzeczpospolitej Obojga Narodów nie wzywał do faktycznego traktowania wieśniaków jak pełnoprawnych ludzi; do odgórnej, powszechnej reformy.
Jeśli z perspektywy stuleci odnosimy inne wrażenie, to głównie z tego względu, że autorzy szkolnych podręczników z chęcią przytaczają chwalebne uwagi, ale pomijają takie, które musiałyby wzbudzić oburzenie u dzisiejszego odbiorcy.
Prawdziwe oblicze Piotra Skargi
Za szczególnego krytyka kmiecej niedoli uchodzi chociażby XVI-wieczny kaznodzieja Piotr Skarga.
Chlipał on nad losem chłopów ciemiężonych, miażdżonych przez pańską zachłanność, krwawiących. Pisał o sadyzmie oraz „wielkich opresjach [poddanych], z których nikt ich wybawić i poratować nie może”. W efekcie w dziesiątkach polskich miast są ulice i szkoły imienia sławnego jezuity.
Reklama
Ale Skarga – syn wiejskiego młynarza – był jednocześnie apologetą szlacheckiej wyższości i wyjątkowości. Pisał, że „między pospólstwem mało jest [ludzi] mądrych”. I podkreślał, że „musi być [utrzymana] nierówność w Rzeczpospolitej. Bo przecież hardość jest wielka i głupstwo, gdy się wszyscy równymi sobie czynią”.
Jeszcze ostrzejsze sądy padały w stuleciach kolejnych, gdy chłopów nie dopuszczano już do karier kościelnych, a każdy hierarcha sam był z pochodzenia szlachcicem.
Kościół i pańszczyzna
Majątki kościelne stale, na olbrzymią skalę korzystały z pracy pańszczyźnianej. Arcybiskup gnieźnieński i biskup krakowski należeli do największych posiadaczy ziemskich w kraju, ale rozległe włości dzierżyli także wszyscy inni ordynariusze.
Pojedyncze wioski lub części osad podlegały poza tym plebanom, przedstawicielom szeregowego kleru. I oni byli więc zwierzchnikami feudalnymi, na tych samych zasadach, co właściciele prywatnych folwarków i starostowie.
Reklama
Sytuacja chłopów w dobrach kościelnych
W dobrach kościelnych sytuacja chłopów nie była najgorsza z możliwych. Po kryzysie XVII stulecia – którego kulminacją był niszczycielski potop szwedzki – poddanych bardziej ciemiężyła średnia szlachta.
Ale kurie i klasztory w żadnym razie nie znajdowały się też w forpoczcie reform. Na proboszczów natomiast nieraz narzekano, że sięgają po te same metody, ten sam dominialny tok myślenia, co dziedzice prywatnych realności.
Parobków wyzywali od złodziei i kundysów, kundli, natomiast rybałtów – kościelnych, zatrudnianych do prowadzenia śpiewu i dzwonienia – traktowali, jak każdego chłopa pańszczyźnianego.
Niewolnicy na plebanii
„Układaj snopy w stodole, idź grabić siano na pole, urąb drewna księdzu do pieca, jeśli nie chcesz utracić miejsca” – wyliczał swoje obowiązki jeden z nich w XVI stuleciu. Inny kantor, tym razem XVII-wieczny, żalił się koledze:
Dominiaszku powiem wam, nałajał mi ksiądz pleban. Prawie we mnie cisnął kubkiem od stołu. Ja pytam go, co śpiewać [w kościele], a on mi kazał z wami konopie polewać. Do tego nam kazał na pole z grabiami.
Autor tych słów, niejaki Stanisław, wyrażał obawę, że jeśli raz zgodzi się iść do fizycznej pracy, to ksiądz uzna, że harówka jest zwyczajem, nawet rybałtowskim obowiązkiem. Dominiaszek czuł już jednak, że sprawa została przegrana.
„Jeśli nie pójdziemy, pewnie kijem obydwaj od niego weźmiemy” – stwierdził zrezygnowany. A na pocieszenie dodał tylko, że chłopów ze wsi ksiądz traktuje nie lepiej, bo ci przecież muszą „mu barszcz, anyż, ba, i rydze [z lasu] nosić”. I że nieposłusznych, zamiast dawać im jałmużnę, też „kijem bije i w kostnicy ich zamyka, kiedy się upije”.
Reklama
Wiejska teologia strachu
„Kościół nie był ratunkiem, lecz takim samym oprawcą jak inni, wyposażonym na dodatek w »boski autorytet« sankcjonujący ten stan rzeczy” – komentuje historyk Bartłomiej Sienkiewicz.
Przedstawiciele kleru korzystali na pańszczyźnie, na ścisłym odcięciu warstwy chłopskiej od nobilitowanych. Odpowiadali też bezpośrednio za podbudowę, umacnianie panujących pojęć.
Na polskich wsiach praktykowano, by użyć określenia profesora Karola Górskiego, „teologię w klimacie lęku”. W każdym nieprzychylnym zdarzeniu ksiądz widział wpływy diabelskie, w każdym akcie nieposłuszeństwa wyraz nieprawości.
Przybysze z zagranicy, jak choćby Ślązak Johann Joseph Kausch, dziwili się, że „pojęcia religijne” polskich chłopów „rażą skrajnością”. Ale na tym właśnie zależało panom i plebanowi. Obawa przed grzechem stanowiła skuteczne narzędzie nacisku oraz kontroli. Celem było zwłaszcza przekonanie wieśniaków, że sprzeniewierzają się Bogu, ilekroć próbują zrobić coś przeciwko władzy folwarcznej.
***
O tym jak wyglądało życie na polskiej wsi, czym naprawdę była pańszczyzna i jak chłopi nad Wisłą stali się niewolnikami przeczytacie w mojej książce pt. Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa (Wydawnictwo Poznańskie 2021). Do kupienia na Empik.com.