Przywódca Korei Północnej Kim Ir Sen poświęcił dziesiątki lat na umacnianie władzy oraz zaszczepianie w narodzie swojego kultu. Nie cofał się przed niczym, aby osiągnąć wyznaczone cele. Stworzył nawet własna doktrynę polityczna zwaną dżucze i wprowadził w kraju system kastowy.
Od połowy do końca lat pięćdziesiątych Kim nasilił kampanię, która miała mu zapewnić jednowładztwo Korei Północnej: dokonywał czystek potencjalnych rywali z powodu ich rzekomej „nielojalności” i usuwał wszelkie wzmianki o roli, jaką odegrali Chińscy Ochotnicy Ludowi w obronie jego reżimu, a jednocześnie skazywał prochińskich i proradzieckich urzędników na kary śmierci lub wygnanie.
Reklama
Bastion komunizmu w Azji Wschodniej
Wsparcie Józefa Stalina ułatwiło mu budowę systemu osobistej autokracji, gdy jednak nowy radziecki przywódca Nikita Chruszczow odżegnał się od kultu jednostki, rządów terroru i nieskutecznej polityki swojego poprzednika, zwiastowało to kłopoty również dla Kima.
Rosyjski badacz Andrei Lankov udokumentował, jak to w 1956 roku, podczas jedynej znaczącej wewnętrznej próby podważenia dyktatury, najważniejsi członkowie północnokoreańskiej partii komunistycznej sprzymierzyli się z poststalinowskim Związkiem Radzieckim i z Chinami, aby potępić Kima za jego żądzę władzy i oskarżyć o zaprzedanie wartości socjalistycznych dla osobistej korzyści.
Kim jednak kontynuował przetrzebianie szeregów opozycji, toteż Moskwa i Pekin znowu interweniowały, wysyłając do Pjongjangu delegację, która miała naciskać na odwołanie czystek i przywrócenie w rządzie opcji proradzieckiej i prochińskiej. To z kolei dało Kimowi pretekst, aby napiętnować swoich przeciwników jako frakcjonistów skażonych zagranicznymi wpływami.
Kim zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest uzależniony od wyrozumiałości Moskwy i Pekinu, toteż wyłgał się z kłopotów przymilnymi obietnicami poprawy, żeby udobruchać obu patronów. Jednocześnie jednak zdawał sobie sprawę, że ich obawy co do stabilności Korei Północnej, pozycja Pjongjangu jako bastionu komunizmu w Azji Wschodniej, doktrynalny rozłam w stosunkach chińskoradzieckich, do którego doszło w 1956 roku, oraz rozbieżne interesy geopolityczne obu potęg gwarantowały mu swobodę działania i szansę na potwierdzenie swojej autonomii.
Wiedziony egotyzmem, nacjonalizmem, paranoją i zjadliwym oportunizmem, Kim wykorzystał okazję, aby umocnić swoje rządy i nadać im specyficzny kierunek ideologiczny – profesor koreanistyki James Person określił go mianem „rodzimej wersji marksizmuleninizmu”.
Dżucze i suryonga
W 1955 roku podczas pewnego wystąpienia Kim zaprezentował swoją koncepcję socjalizmu w stylu koreańskim i zaczął wpajać ludowi ideę dżucze, oznaczającą mniej więcej tyle, co samodzielność. Miała ona służyć umocnieniu jego władzy. Kim posługiwał się tą doktryną, aby podkreślić swoją „koreańskość”, a także nieczystość opozycjonistów oraz ich rzekomą służalczość wobec zagranicznych potęg.
Reklama
Chciał też utwierdzić się na pozycji samozwańczego suryonga – przywódcy, pod którego rządami zjednoczy się cała Korea Północ na. Ponadto doktryna dżucze usprawiedliwiała wszelkie trudy i motywowała lud do pełnej zapału pracy na rzecz odbudowy państwa po wojnie – stanowiła zatem ujście dla północnokoreańskiego nacjonalizmu i ksenofobii, które przerabiała na kult Kima, uważanego za obrońcę narodowego stylu życia.
Z kolei w perspektywie zagranicznej deklaracja autonomii kraju – choć bez wyłamywania się z obozu socjalistycznego – pozwoliła Kimowi rozegrać przeciwko sobie Moskwę i Pekin. Nie przeszkadzało mu to jednak w schlebianiu i ustępowaniu potężnym sąsiadom, gdy potrzebna mu była ich pomoc.
W trakcie swojej ewolucji doktryny dżucze i suryonga zmieniły się niejako w amalgamat wielu istniejących wcześniej idei: chrześcijaństwa (Kim pochodził z chrześcijańskiej rodziny, co stanowiło rezultat obecności misjonarzy w Korei), cnót synowskich, konfucjańskiej hierarchii i stosunków rodzinnych oraz komunizmu (a w szczególności stalinizmu i kultu jednostki).
Jednocześnie zaś głęboko nacjonalistyczny wydźwięk dżucze świadczył o odrzuceniu stalinowskiego internacjonalizmu, a ubóstwienie pozycji suryonga miało pewne cechy wspólne z cesarskim kultem, który rozwinął się w Japonii podczas Restauracji Meiji na skutek odzyskania przez cesarza pełni władzy i stał się wyznacznikiem japońskiego nacjonalistycznego etosu przed wojną i w jej trakcie.
Reklama
Ideologiczno-instytucjonalny bastion
Obie te koncepcje odzwierciedlały marzenie Kima o stworzeniu ideologicznoinstytucyjnego bastionu, w którym wszelka interwencja z zewnątrz stałaby się wykluczona i który pozwoliłby mu na utrzymanie jednowładztwa. Biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich dorastał Kim Ir Sen, trudno się dziwić jego przekonaniu, iż świat to nieprzyjazne miejsce.
Kim urodził się w epoce imperializmu i nigdy nie posmakował ani życia w niepodległej, suwerennej Korei, ani też – z powodu wczesnej śmierci rodziców – stabilnego życia rodzinnego. Zaznał jedynie trudów i wyrzeczeń, strachu i niepewności. Podczas walki o przetrwanie kraju i swoje własne – a wartości te często mogły się wydawać sprzeczne – trudno było zgadnąć, komu można zaufać.
Chcąc mieć pewność, że pożyje dłużej niż sławniejsi od niego i lepiej wykształceni koreańscy nacjonaliści, Kim musiał się uciekać do przymusu, pochlebstwa, kradzieży i zabójstw, i to zarówno na militarnym, jak i politycznym polu walki.
Hołubił natomiast swoją garstkę partyzantów z Mandżurii, obsypując ich władzą i przywilejami – w ten sposób stworzył mocną politycznowojskową siatkę opartą na więzach lojalności, która miała jak najdłużej zapewnić mu dominację. A kiedy już zgromadził w swoim ręku całą władzę, zabrał się do przemiany struktury społeczeństwa i wszystkich zachodzących w nim relacji, aby zacieśnić relacje ludu z przywódcą.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Trzy kasty
Poczynając od późnych lat pięćdziesiątych, obsesja Kima na punkcie władzy i lojalności doprowadziła do kategoryzacji wszystkich obywateli wedle ich songbun, czyli przynależności kastowej. Podzielono ich na trzy główne kategorie – klasę „wierną”, „chwiejną” i „wrogą” – zależności od tego, czy byli lojalnymi rewolucjonistami (czyli „wiernymi”), czy też posiadaczami ziemskimi, kapitalistami albo japońskimi kolaborantami.
Owo przedsięwzięcie wymagało przeprowadzenia rządowego dochodzenia dla każdej jednostki – był to złożony proces 60 . Przynależność do danej klasy była dziedziczna – to ona przesądzała o tym, jakie przywileje komuś przysługują, a jakie będą mu odebrane. Kasta decydowała o tym, do jakiej szkoły pójdziesz, kogo możesz poślubić, gdzie będziesz pracować.
Reklama
Nierozważnie byłoby na przykład wejść w związek małżeński z kimś z niższej kategorii, ponieważ naraziłoby to na szwank reputację całej rodziny i ograniczyło możliwości potomstwa. Dlatego też w interesie jednostki leżało odłożenie osobistych pragnień na bok i okazywanie lojalności wobec Kima – inaczej niemożliwe było ani przetrwanie, ani życiowy sukces.
Szkoła kluczem do budowy kultu jednostki
Jednak mimo narzuconego obywatelom systemu sztywnej klasyfikacji Kim wierzył też, że edukacja to ważne narzędzie budowy stabilnego narodu oddanych mu zwolenników. Dlatego od samego początku starał się wykorzystać system edukacyjny do kształtowania narracji, która wynosiła na piedestał jego i jego popleczników, a jednocześnie wpajała masom właściwą socjalistyczną ideologię.
Z upływem czasu nacisk przeniósł się z idei komunistycznych na deifikację Kim Ir Sena, jego rodziny oraz gerylasów, którzy walczyli u jego boku. Stało się to szczególnie jaskrawe, kiedy na polityczną scenę wkroczył syn Kim Ir Sena, Dzong Il, który ochoczo uczestniczył w zaspokajaniu ojcowskiego głodu chwały i bardzo się przyczynił do umocnienia kultu rodu Kimów.
Zainteresowanie ojca narodu dziećmi i edukacją wyraźnie świadczy o świadomym dążeniu reżimu do wychowywania dobrych, lojalnych Koreańczyków z Północy. Jak zauważyła analityczka CIA HelenLouise Hunter, system edukacyjny Korei Północnej, wedle słów samego Kim Ir Sena, obliczono na to, aby „służył obecnemu systemowi społecznemu”. (…)
Reklama
Wiecznie w drodze
Hunter opisywała, jak to nieustanne podróże Kima po kraju, aby pokazać się jak największej liczbie osób – przejażdżki autobusami i metrem, wizyty w państwowych gospodarstwach rolnych, fabrykach i szkołach – świadczą o „jego wyjątkowym talencie do nawiązywania osobistej relacji ze swoim narodem” i uwodzenia go charyzmatyczną osobowością. W dokumencie CIA ze stycznia 1983 roku porównano walkę Kima o serca i umysły ludu z kampaniami wyborczymi amerykańskich polityków:
Korea Północna jest mniej więcej rozmiaru Pensylwanii: łatwo sobie wyobrazić, jak bliską relację ze swoimi obywatelami mógłby nawiązać charyzmatyczny gubernator takiego stanu w ciągu czterdziestu lat, gdyby co roku spędzał na objazdach od 150 do 200 dni.
Wysiłki te przyniosły efekty w postaci umocnienia kultu jednostki i trwałego poważania, jakim nawet uciekinierzy z Korei Północnej darzą założyciela swojego państwa. W Korei Północnej epoki Kim Ir Sena ważne było również przygotowanie dzieci do walki z wrogami zewnętrznymi.
Mali żołnierze Kim Ir Sena
[Uciekinier z Korei Północnej[ Kang [Cholhwan] wspomina, jak to wraz z resztą kolegów z klasy dołączył do Młodych Kadetów Czerwonej Gwardii. Dzieci ustawiały się w szeregi i maszerowały z replikami karabinów maszynowych. „Od początku czuliśmy się małymi żołnierzami Kim Ir Sena” – pisał. Dodał też, że szkolenie dla uczniów liceów było rzetelniejsze: „Uczyli się, co powinni robić w trakcie nalotu, jak się kryć i chronić przed nieprzyjacielskimi samolotami oraz jak prowadzić mieszkańców do najbliższego schronu”.Reklama
Victor Cha, były doradca do spraw Azji w administracji George’a Busha, zwrócił uwagę na to, iż północnokoreańskie dzieci uczą się koniugacji, recytując: „Zabijaliśmy Amerykanów”, „Zabijamy Amerykanów”, „Będziemy zabijać Amerykanów”, arytmetykę zaś ćwiczą, dodając lub odejmując liczby poległych Amerykanów. (…)
Socjalistyczny raj
Na Zachodzie edukacja ma na celu wykształcenie zdolności krytycznego myślenia, kształtowanie postaw obywatelskich oraz przygotowanie uczniów do tego, by stali się pożytecznymi pracownikami i członkami społeczeństwa. W Korei Północnej przeciwnie: edukacja ma wpajać doktrynę, niezmienną i nienaruszalną „prawdę” opartą na wizji rzeczywistości według Wielkiego Wodza.
To on stanowi jedyny autorytet moralny i jedyne źródło oświecenia. Tak było zarówno za czasów Kim Ir Sena, jak i dzisiaj – jego syn i wnuk opierają swoją legitymację i autorytet na więzach krwi łączących ich z założycielem kraju.
Reżim północnokoreański święcił triumfy i wmawiał masom, że żyją w socjalistycznym raju opierającym się na ich przedsiębiorczym duchu dżucze. Jednocześnie zaś, jak opisywał znawca Korei Północnej, Brian Reynolds Myers, Koreańczycy byli „narodem wyjątkowo delikatnych dzieci, którymi opiekował się Wielki Wódz”.
Oblężona twierdza
Właśnie ta ich dziecięca niewinność wymagała utrzymania systemu edukacji, który wpajał przekonanie o ustawicznym kryzysie – tylko to pozwalało zapanować nad niebezpiecznymi siłami zewnętrzny mi, które zanieczyściłyby naród. Obywatelom raz za razem z zapałem przypominano o partyzanckiej wojnie przeciwko japońskiemu okupantowi i wojnie totalnej, jaką był konflikt ze Stanami Zjednoczonymi.
Z drugiej strony niepodległości faktycznie nie należało przyjmować za pewnik – na horyzoncie wciąż majaczyła groźba z zewnątrz: amerykańskie oddziały stacjonowały zaledwie o kilka kilometrów dalej, wzdłuż Strefy Zdemilitaryzowanej oddzielającej dwie Koree.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Jung H. Pak pt. Kim Dzong Un. Historia dyktatora. Ukazała się ona w Polsce nakładem Wydawnictwa W.AB., w przekładzie Agi Zano i Agnieszki Walulik.
Książka ukazująca najbardziej tajemniczą dyktaturę na świecie
Tytuł, lead, tekst w nawiasie kwadratowym oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.