Leopold i Maria Henrietta pobrali się w młodym wieku. Stając 23 sierpnia 1853 roku na ślubnym kobiercu następca belgijskiego tronu miał 18 lat, a arcyksiężniczka niespełna 17. Para była kompletnie niedobrana. Już ich podróż poślubna okazała się całkowitym fiaskiem. Później było tylko gorzej.
W 1853 roku, gdy Leopold skończył osiemnaście lat, ojciec wziął go do Wiednia i, chcąc związać się z Cesarstwem Austro-Węgier, zaręczył go z młodą Habsburżanką na wydaniu, arcyksiężniczką Marią Henriettą.
Reklama
Nienawiść od pierwszego wejrzenia
Trudno wyobrazić sobie gorzej dobrane małżeństwo. Szesnastoletnia panna młoda znana była ze swojego zamiłowania do jeździectwa oraz bardzo niekrólewskiego, hałaśliwego śmiechu. Leopold miał wyraźną skłonność do spadania z koni i nie okazywał żadnej wesołości.
Był niezgrabnym, wyniosłym młodym mężczyzną, którego kuzynka, królowa Wiktoria, określiła jako „bardzo osobliwego”, mającego w zwyczaju „mówić ludziom nieprzyjemne rzeczy”.
Leopold, książę Brabantu – bo pod takim imieniem był wówczas znany – był pedantycznie oddany sprawom handlu, co wprawiało wszystkich w zakłopotanie. Pewna wiedeńska dama zauważyła, że ta zdumiewająca para przypominała zaręczyny „stajennego i zakonnicy, a kiedy mówię o zakonnicy, mam na myśli księcia Brabantu”.
Leopold i Maria Henrietta znienawidzili się od pierwszego wejrzenia i wszystko wskazuje na to, że uczucie to nigdy nie uległo zmianie. Zaślubiny poszły tak źle, jak to tylko było możliwe. Leopold zapadł na szkarlatynę.
Reklama
Łkająca panna młoda
Pociąg, mający dowieźć królewską świtę na drobiazgowo zaplanowaną ceremonię powitania Marii Henrietty na granicy belgijskiej, spóźnił się pół godziny, ponieważ nastoletni telegrafista opuścił swoje stanowisko, chcąc posłuchać orkiestry grającej z okazji tego święta. Głośny śmiech Marii Henrietty płoszył ludzi na spotkaniach w całej Belgii.
Podczas ich podróży poślubnej do Wenecji panna młoda łkała na oczach wszystkich, gdy Leopold nie pozwolił jej popłynąć w gondoli – wcześniej wynajętej, wraz z orkiestrą. Leopold potrafił całymi dniami się do niej nie odzywać. „Jeśli Bóg usłyszy moje prośby – pisała do przyjaciółki miesiąc po ślubie – nie pozwoli mi już długo żyć.
Porady łóżkowe od królowej Wiktorii
Jak wielu ówczesnym młodym parom, seks jawił się nowożeńcom jako coś przerażającego i tajemniczego. Zostali jednak, jako jedni z nielicznych, oświeceni przez kobietę, która dała nazwę całej epoce. Po ich wizycie w Anglii u kuzynki Wiktorii królowa – w liście do ojca Leopolda – delikatnie wyraziła wątpliwość, czy małżeństwo zostało skonsumowane.
Wziąwszy Marię Henriettę na bok, wyjaśniła jej, czego się od niej oczekuje, a jej mąż, książę Albert, przeprowadził podobną rozmowę z osiemnastoletnim następcą tronu. Był to prawdopodobnie pierwszy raz, gdy ktoś zadał sobie trud i to zrobił, a gdy kilka lat później Maria Henrietta zaszła w ciążę, Leopold napisał do Alberta: „mądra i praktyczna rada, którą mi dałeś, (…) wydała owoc”.
Reklama
Małżeństwo pozostało jednak nieszczęśliwe. Maria Henrietta zaszyła się w zamku królewskim Laeken, by tam niemal codziennie jeździć konno. Leopold szukał rozładowania frustracji w działaniach na znacznie większą skalę. (…)
Śmierć jedynego syna
Gdy w 1865 roku [Leopold] objął tron (…) w domu sprawy ze złych zmieniły się na jeszcze gorsze. W 1869 roku dziewięcioletni syn króla wpadł do stawu, dostał zapalenia płuc i zmarł. Na pogrzebie Leopold jedyny raz w swoim życiu załamał się publicznie, padając na kolana i szlochając bez opamiętania.
Zachował jednak na tyle przytomności umysłu, by zażądać od parlamentu ustawy, która pokryłaby koszty pogrzebu z państwowej kasy. Utrata syna była dla niego tym bardziej dotkliwa, że głęboko wierzył w to, iż tylko mężczyźni mogą dziedziczyć koronę i królewski majątek.
Królowa Maria Henrietta dała mu jeszcze trzy córki: Luizę, Stefanię i Klementynę, ale już ani jednego syna. Gdy narodziła się ostatnia córka, Klementyna, król – twierdziła Luiza – „był wściekły i od tamtego momentu nie chciał mieć nic wspólnego ze swoją godną podziwu małżonką”.
Od samego początku „król nie poświęcał wiele uwagi ani mnie, ani moim siostrom” – pisała. Leopold bezskutecznie próbował uczynić siebie wyjątkiem względem belgijskiego prawa, które nakazywało zostawiać spadek dzieciom. Maria Henrietta odnalazła ukojenie w swoich ukochanych koniach, które osobiście trenowała.
Na polecenie matki księżniczka Luiza musiała obejrzeć, jak koń wszedł do zamku Laeken, doszedł schodami do pokoi królowej, a następnie zszedł z powrotem. Maria Henrietta zaprzyjaźniła się z ministrem wojny, który – ku zdumieniu attaché wojskowych – zapraszał królową do prowadzenia szarży kawalerii w czasie manewrów.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Adama Hochschilda pt. Duch króla Leopolda Jej polskie wydanie ukazało się nakładem wydawnictwa Świat Książki.