Kapsuła czasu (nie mylić z wehikułem czasu!) to przedmiot, w którym zamykamy ważne przedmioty, dokumenty, informacje, przydatne do przekazania wiedzy o naszym świecie przyszłym pokoleniom. Książka Otylii Toboły Lutyńskie tango i inne historie wojenne z Zaolzia, której wznowienia doczekaliśmy się wreszcie w tym roku, to właśnie taka kapsuła czasu. Przekazana przez naszych przodków za pośrednictwem autorki. Otwieramy ją, aby czerpać wiedzę o ich świecie z pierwszej dekady lat czterdziestych minionego stulecia. A nie był to wcale dobry świat.
Reprezentuję to pokolenie (prawdopodobnie ostatnie!), które o doświadczeniach z czasu drugiej wojny światowej mogło dowiedzieć się z ustnych przekazów. Tym większy więc żal, że byłem wówczas zbyt młody i głupi, aby skorzystać z tego przywileju tak, jakbym chciał skorzystać z niego teraz.
Reklama
Przypomnienie dramatu wojny
Obecnie w wiek dorosły wchodzą ludzie, dla których doświadczenie pokolenia moich dziadków jest tak odległe w czasie, jak dla mnie realia pierwszej wojny światowej. Prehistoria, o której można dowiedzieć się ze szczątków nagrań, fotografii, książek. Na szczęście jednak mamy książki – takie jak Lutyńskie tango właśnie!
Jej treść może być całkiem zaskakująca dla osób, którzy historię regionu znają dość pobieżnie. A druga wojna światowa kojarzy się im (tu nie zarzut – tylko stwierdzenie faktu!) z pojedynczymi hasłami, fotografiami, scenami, konkretnymi wydarzeniami. Tymczasem dramatu wojennego doświadczali wszyscy mieszkańcy kontynentu (ze szczególnym wyróżnieniem Europy środkowej i wschodniej), próbując funkcjonować w świecie, w którym z pewnością nie mieli ochoty żyć.
Przeciętny konsument współczesnej popkultury poznaje tamtejsze realia głównie poprzez wysokobudżetowe obrazy batalistyczne, modne seriale, filmy szpiegowskie. Utożsamiając się z ich bohaterami powinniśmy jednak pamiętać, że podobne doświadczenia dotyczyły zwykłych ludzi. Również tych, mieszkających na Zaolziu.
Książka Otylii Toboły Lutyńskie tango i inne historie wojenne z Zaolzia doskonale o tym przypomina. Rzecz jest z pewnością doskonała pod względem warsztatowym – gołym okiem widać, że autorka spędziła nad pracą lata. Nie są modne obecnie reportaże napisane naprędce, palcem na telefonie, z wydawcą za uszami, który nieustająco przypomina o dedlajnach. Całość jest odpowiednio udokumentowana, wsparta badaniami czeskiego historyka, wybitnego znawcy tematu Mečislava Boráka.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Podróż po Zaolziu z czasów II wojny
Autorka dotarła do setek świadków, ich rodzin, sąsiadów, bliskich, umiejętnie wplatając ich wspomnienia w fascynującą i zarazem przerażającą historię, którą przekazuje nam w książce. Jej lektura jest z pewnością jeszcze bardziej wstrząsająca dla mieszkańców naszego regionu – myślę tu o bliskości bohaterów i miejsca akcji. Co rusz pojawiają się tu swojsko brzmiące nazwiska. Kluz, Sikora, Sztefek, Opioła, Niedoba, Pszczółka, Cieślar, Heczko, Ryłko. Ojcowie, dziadkowie, ciotki, babcie osób, które znamy, z którymi się przyjaźnimy, pracujemy.
Miejsce akcji jest nam również nieobce. Wraz z autorką i bohaterami przemieszczamy się od Nawsia, poprzez Jabłonków, Cieszyn, Zebrzydowice, aż po Suchą Górną, Żywocice, Cierlicko i Lutynię. Krążymy po Zaolziu, poznając kolejnych bohaterów – zwykłych ludzi, wplątanych (często bezwiednie) w wojenną zawieruchę.
Reklama
Z tej książki możemy dowiedzieć się, jak ogromne piętno odcisnęła tragedia drugiej wojny światowej na mieszkańców naszego regionu. Naszych przodków, sąsiadów. A przede wszystkim dowiemy się, że wojna to nie kolejny atrakcyjny film sensacyjny, zakończony zazwyczaj happy endem. Lutyńskie tango przesiąknięte jest bowiem tragedią jednostek. Przesiąknięte jest prawdą o tamtym świecie i tamtym czasie.
Nie tylko dla mieszkańców Śląska Cieszyńskiego
Książka Otylii Toboły ma swoją, logicznie uzasadnioną, chronologię. Po doskonałym wstępie wspomnianego już Mečislava Boráka, reportaże zostały podzielone na cztery części. Wrześniowe historie to zbiór tekstów, które doskonale obrazują szok i zaskoczenie, związane z nadejściem wojennej apokalipsy. Oraz zdumienie miejscowej ludności brutalnością, bezwzględnością, bestialstwem i barbarzyństwem najeźdźców.
Po części, poświęconej wydarzeniom z Zaolzia, powędrujemy wraz z autorką poza jego granice. Tragiczny los rzucał bowiem nieszczęsnych polskich mieszkańców Zaolzia w miejsca, o których istnieniu nie mieli przed wojną zapewne pojęcia. Lotnicy w Wielkiej Brytanii, żołnierze szturmujący klasztor na wzgórzu Monte Cassino, więźniowie sowieckich obozów na wschodzie – wszędzie tam byli ludzie z Zaolzia.
Lutyńskie tango i inne historie wojenne z Zaolzia jest więc lekturą ważną nie tylko dla samych mieszkańców Śląska Cieszyńskiego. Ma szansę zainteresować polskiego czytelnika z głębi kraju, ponieważ losy jej bohaterów są arcypolskie i silnie sprzężone z losami rodaków, mieszkających w granicach Rzeczypospolitej.
Doskonała literacko-dziennikarska praca
Z pierwszej części książki, mającej akcje głównie na terenie Zaolzia, każdy czytelnik wywnioskuje, że to Polak był obywatelem najniższej kategorii i za konsekwentne trwanie w Polskości można było zapłacić najwyższą cenę.
Druga jej część udowania, że wspomniane wyżej uczestnictwo w bitwie o Wielką Brytanię, szturmowanie Monte Cassino czy śmierć w katyńskich dołach dotyczyło również tych Polaków, którzy mieszkali na Śląsku Cieszyńskim, po drugiej stronie rzeki Olzy. Dzięki tej lekturze (być może!) mniej przyjeżdżających tu Polaków dziwić się będzie dwujęzycznym napisom w Czeskim Cieszynie, czy polskim komunikatom na dworcach. Mniej osób zada pytanie: “skąd się tu wzięli jacyś Polacy?”
Lutyńskie tango to nie tylko doskonała literacko-dziennikarska praca. To przede wszystkim głos pokolenia, które odchodzi z tego świata i tak bardzo chcę podzielić się z nami swoimi tragicznymi doświadczeniami. To zamknięty na prawie pięciuset stronach kawał historii naszego regionu. Opisanej w sposób profesjonalny, ale i atrakcyjny oraz przystępny.