Ponad dziewięćset osób straciło życie na polecenie przywódcy zbrodniczej sekty. Jak Jim Jones przekonał swoich wyznawców do tego, by odebrali sobie życie? Czy w ogóle było to masowe samobójstwo czy raczej – masowe morderstwo?
Strażnicy, wszyscy ze strzelbami lub karabinami, strzegli pawilonu i ogrodzenia obozu. To była nowość. Zauważyło ją wiele osób już będących w pawilonie — spodziewali się, że lada moment pojawi się Jones i wyjaśni, o co chodzi. Ale przywódca gorączkowo rozmawiał teraz z Marią Katsaris, która coś szeptała mu na ucho.
Reklama
„Zróbcie coś, żeby lepiej smakowało”
Carter zauważył, że Jones się skrzywił, i podsłuchał, jak pyta: „Można zrobić tak, żeby to nie było takie gorzkie?”. Maria potrząsnęła głową. Gdzieś w Jonestown ludzki królik doświadczalny spróbował już napoju z trucizną.
Jones spytał Katsaris: „Działa szybko?”. Odpowiedziała: „Tak, bardzo szybko, i nic nie boli”. Jones kiwnął głową i powiedział: „Dobrze, zróbcie coś, żeby lepiej smakowało”.
Larry Schacht od miesięcy udoskonalał mieszaninę napoju w proszku, środków uspokajających i cyjanku potasu. Jeszcze teraz, w ostatniej chwili, Jones oczekiwał od wiernego lekarza-chemika, że poprawi smak mikstury.
„Tak bardzo starałem dać wam dobre życie”
Opóźnienie w pojawieniu się Jonesa niepokoiło tłum. Najpierw ci wartownicy, a teraz to – co się dzieje? Narastającego napięcia nie wytrzymała Shirley Smith. Wskoczyła na podest i zaczęła wykrzykiwać raz za razem, coraz głośniej: „Uuuu, będę bojownikiem o wolność”.
Reklama
Czasem podczas zgromadzeń, kiedy Jones rozgrzewał słuchaczy do szaleństwa, niektórzy nie wytrzymywali z emocji, podskakiwali i krzyczeli. Zawsze takie osoby odprowadzano na bok i uspokajano. Nie tym razem. (…)
[Jones] wreszcie wszedł na podwyższenie. (…) Świątynia Ludu nagrywała prawie wszystkie kazania i wystąpienia ze zgromadzeń, uwiecznione więc też zostało i to ostatnie.„Tak bardzo starałem się — zaczął Jones — dać wam dobre życie”. Jego glos był wyraźny, pełen rezygnacji. Wyjaśnił, że samolot kongresmena Leo Ryana [który przyjechał do Gujany by skontrolować co dzieje się w ośrodku sekty Jonesa] ulegnie katastrofie: „Jeden z naszych jest na pokładzie, zastrzeli pilota i samolot rozbije się w dżungli”.
Nie ma w tym żadnej winy nikogo z Jonestown, ciągnął Jones — „Nie planowałem tego, ale wiedziałem, że kiedyś nastąpi” . Ale inni będą ich winić. Wkrótce wrogowie spadną na nich na spadochronach.
„Musimy zatroszczyć się o dzieci”
Jones zaproponował wyjście z sytuacji, które uchroni dzieci z Jonestown przed zniewoleniem, a osoby starsze przed okrutną śmiercią.
Moim zdaniem musimy zatroszczyć się o dzieci i zatroszczyć o naszych starszych, podać im eliksir, jak robili to w starożytnej Grecji, pomóc im odejść spokojnie, ponieważ nie popełniamy samobójstwa. To akt rewolucyjny.
Reklama
Nie możemy wrócić. Oni nie zostawią nas w spokoju. Teraz wrócą tu i opowiedzą kolejne kłamstwa, będzie więcej kongresmenów. I nie ma możliwości żadnej, że przetrwamy.
Część słuchaczy była przekonana, że Ojciec znów ich sprawdza, chce ich postawić na krawędzi. Na pewno znów się wycofa w ostatniej chwili, jak wiele razy dotąd. Inni nie byli tacy pewni. (…)
„Za późno, żeby jechać do Rosji?”
Christine Miller, niegdyś doskonała agentka nieruchomości z Kalifornii, spytała: „Za późno już, żeby jechać do Rosji?”.
Kiedy Jones potwierdził, Miller zarzuciła go pytaniami. A pytał Rosjan? Jaki sens ma śmierć tysiąca dwustu osób w reakcji na ucieczkę kilku z nich? Jones przypomniał jej o katastrofie samolotu, a Miller odpowiedziała, że ona mówi o innym samolocie, o takim, który zabierze wszystkich z Jonestown do Rosji.
Jones spytał, czy jej zdaniem naprawdę „Rosja będzie chciała wszystkich przyjąć z takim piętnem” – piętnem śmierci Ryana. Odpowiedziała: „Mam inne zdanie. Myślę, że póki życia, póty nadziei. To jest moja wiara”.
Jones zawsze nauczał wiernych, że zawsze jest nadzieja, nigdy nie jest tak źle, żeby lepsze życie nie było możliwe. Teraz, chcąc zyskać ich przychylność wobec własnej śmierci, i nawet w tych ostatnich chwilach świetnie wyczuwając nie tylko nastrój, ale też potencjał całej publiczności, zgrabnie obrócił słowa Miller na własną korzyść:
Reklama
Cóż, pewnego dnia wszyscy umrą, przychodzi ten moment, kiedy ginie nadzieja, bo wszyscy umierają. Nie widziałem dotąd nikogo, kto by nie umarł. A ja, dla odmiany, chciałbym sobie wybrać śmierć. Jestem zmęczony tym cholernym nękaniem, tak – jestem już tym zmęczony.
Większość zgromadzonych krzyknęła z aprobatą. (…)
„Myślę, że to humanitarne”
Jones wygłosił oficjalny komunikat: „To koniec. Kongresmen został zamordowany”. Z boku podwyższenia pojawił się Schacht z pielęgniarkami. Przynieśli paczki z napełnionymi strzykawkami. Przyszedł czas.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Jones chciał, żeby na pierwszy rzut poszły niemowlęta, a później mniejsze i starsze dzieci.
„To proste, to proste — uspokajał rodziców. — Weźcie to proszę, zanim będzie za późno. Zaraz tu będą SOG [Siły Obrony Gujany], mówię wam. Pośpieszcie się”.
Niektórzy rodzice nie podchodzili tak szybko, jak wymagał Jones. Ostrzegł ich: „Będą tu torturować nasze dzieci”. Część wartowników wystąpiła naprzód. Nikomu nie pozostawiono wyboru.
Jones powiedział mężczyznom z bronią, żeby pozwolili rodzicom, którzy chcą umrzeć razem z dziećmi, ustawić się razem z nimi w kolejce. „Kto chce iść razem z dzieckiem, ma takie prawo… Myślę, że to humanitarne”.
Nie ma nic humanitarnego w śmierci od cyjanku. Jego jedyną zaletą jako metody samobójstwa jest absolutna śmiertelność przy zażyciu dostatecznej dawki. Cyjanek pozbawia komórki organizmu zdolności do wchłaniania tlenu z krwi. Dochodzi do uduszenia — powolnego uduszenia.
W Poisoner’s Handbook Deborah Blum pisze: „Ostatnie minuty śmierci od cyjanku są straszne, naznaczone konwulsjami, rozpaczliwymi próbami zaczerpnięcia powietrza, wzbierającymi odruchami wymiotnymi krwistą śliną, w końcu następuje błogosławiona ulga: utrata przytomności” .
Reklama
Kiedy pielęgniarki strzykawkami podawały najmniejszym dzieciom truciznę prosto do ust, wielu rodziców stojących obok z dziećmi zaczęło się wahać, szczególnie gdy maluchy zaczęły krztusić się pianą i trząść w konwulsjach.
„Myślę, że wcześniej musieliśmy zostać czymś lekko odurzeni”
Mikrofon na scenie przejął Jim McElvane, żeby Jones mógł chwilę odetchnąć i obserwować proces podawania trucizny.
Gdy McElvane zaczął entuzjastycznie opisywać przyjemność śmierci — „Jest dobrze… Nigdy dotąd nie czuliście się tak dobrze” – Tim Carter podchodził do Jonesa. Przed chwilą widział, jak pielęgniarka Sharon Cobb wstrzykiwała truciznę w usta jego piętnastomiesięcznego syna.
Gloria stała tuż obok niego, miała być następna, widziałem to i mam ogromne poczucie winy, że ich nie uratowałem. Tego ostatniego dnia czułem się, jakbym brodził w psychicznym bagnie.
Reklama
Myślę, że wcześniej musieliśmy zostać czymś lekko odurzeni, może podczas posiłku. Oni zawsze uspokajali Gene’a Chaikina, podając mu leki w kanapkach z serem, a tego dnia wszyscy w Jonestown dostaliśmy kanapki z serem.
Na pytanie dlaczego nie zbiegł z podwyższenia i po prostu nie przewrócił beczki z trucizną, odparł: — Nie było jeszcze żadnej beczki, tylko strzykawki.
„Wszyscy byli już świadomi, że otaczają ich uzbrojeni ludzie”
Carter podszedł do Jonesa i spytał, czy mogą pojechać z pieniędzmi ciężarówką do głównej drogi. Jones powiedział: „To nie jest dobry pomysł”. Wyciągnął rękę, chwycił Cartera za ramię i dodał: „Przykro mi, że to musiało się tak skończyć. Kocham cię”.
Carter mu się wyrwał. Znalazł Glorię i Malcolma jakieś dziesięć metrów dalej. Wokół leżały inne matki z dziećmi. Wszystkim z ust toczyła się piana. Część spazmatycznie się rzucała. Gloria trzymała Malcolma. Chłopczyk już nie żył.
Reklama
Gloria miała pianę na ustach, po twarzy spływały jej łzy, nie mogła mówić. Carter przykląkł, objął ją i dziecko i powtarzał: „Tak bardzo was kocham”, dopóki ona również nie umarła. Wartownicy zaczęli popędzać pozostałe dzieci, niektóre z rodzicami, w stronę pielęgniarek ze strzykawkami.
Wiele dzieci płakało z przerażenia, krzyczeli też niektórzy dorośli, ale mikrofon na scenie skierowany był w drugą stronę i tych krzyków nie słychać na taśmie. Wartownicy popychali każdego, kto nie chciał przesuwać się naprzód.
– Wtedy wszyscy w pawilonie — opowiada Carter — byli już świadomi, że otaczają ich uzbrojeni ludzie i że mają tylko dwa wyjścia: walczyć, zostać obalonym na ziemię i dostać truciznę silą, i wiem, że były takie przypadki, albo pomyśleć: „Przyszedł na mnie czas”, pójść i zażyć truciznę.
„Nie ma się czym martwić”
Maria Katsaris wróciła z Domu Zachodniego, wzięła mikrofon od McElvane’a i próbowała uspokoić ludzi: „Nie ma się czym martwić. Proszę wszystkich o spokój, starajcie się uciszyć dzieci”.
Reklama
Chwilę później, wsłuchując się w zawodzenie umierających dzieci, dodała: „To nie jest krzyk bólu. Tylko ta mikstura jest trochę gorzka”.
Jones wrócił na przód sceny i powiedział: „Musicie podchodzić szybciej”.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Jeffa Guinna pt. Co się stało w Jonestown? Sekta Jima Jonesa i największe zbiorowe samobójstwo (Wydawnictwo Poznańskie 2020).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce korektorskiej.