W średniowiecznej Europie nie było ani granic, ani państw w takim rozumieniu co dzisiaj. Ówczesny system władzy funkcjonował w sposób bardzo odmienny i trudny do zinterpretowania. Wielu badaczy stara się zamykać go terminem „feudalizm”. Dzisiaj to już jednak słowo niezwykle kontrowersyjne i problematyczne.
Różne definicje tego, czym jest, a czym nie jest państwo, można by wymieniać niemal bez końca. W większości tych, które są szeroko akceptowane, wskazuje się jednak dwa kluczowe, nieodzowne aspekty.
Reklama
Czym jest państwo?
Za państwo jest uznawany byt polityczny istniejący niezależnie od konkretnej postaci, rodziny, grupy ludzi żyjących w jednym momencie. Państwo nie przestaje istnieć ani w razie wymarcia dynastii panującej, ani kiedy prezydent dozna zawału serca, ani gdy zostaną zgubione korony, laski czy berła symbolizujące zwierzchność.
To instytucja trwała, niepersonalna, w znacznym stopniu abstrakcyjna. Co więcej, państwo jest organizmem suwerennym i scentralizowanym. Takim, w którym jeden ośrodek władzy ma – by odwołać się do klasycznych wywodów Maksa Webera – „monopol na legalną przemoc” na danym obszarze. A mówiąc szerzej, posiada też monopol ogółem: sprawuje kontrolę nad ludnością, ściąga podatki, wyznacza i egzekwuje prawa jako naczelna instancja, niepodległa jakiejkolwiek innej.
Dla takiego rozumienia państwa kluczowe znaczenie mają przestrzeń oraz granice. Państwo sięga bowiem tak daleko, jak sięga jego władza. A ponieważ państwo to, w myśl definicji, byt w pełni niezależny i suwerenny, na jednym obszarze nie mogą realnie istnieć i funkcjonować dwa państwa.
Nawet jeśli różne organizmy polityczne wysuwają pretensje do tego samego kawałka ziemi, tylko jeden może faktycznie nad nim panować. Tylko jeden ma więc swoją plamę na danym fragmencie mapy i ciągłą kreskę oddzielającą go od sąsiadów. Tak jest w każdym razie dzisiaj. W średniowieczu władzę rozumiano inaczej.
Reklama
Decydujące kryterium
Przed wiekami kryterium personalne miało najwyższe znaczenie. Z kolei pełna suwerenność wówczas nie istniała, a bez szybkich środków komunikacji i złożonego aparatu urzędniczego, który na dobre zrodzi się dopiero w dobie nowożytnej, nawet nie mogła istnieć.
Po prostu żadnym większym organizmem politycznym nie dało się spójnie zarządzać z jednego miejsca i na bazie woli tylko jednego decydenta.
Niebezpieczne słowo na „f”
Osobliwą specyfikę średniowiecznej polityki długo wyrażano konkretnym słowem: feudalizm. Dzisiaj ten termin wydaje się już jednak bardzo kontrowersyjny, a zdaniem wielu specjalistów jest on wprost skompromitowany.
Jak żartobliwie komentuje Philip Daileader, każdy, kto chciałby zobaczyć, jak stateczni badacze średniowiecza przeobrażają się w niekontrolowanych furiatów, powinien zakraść się na dowolną konferencję naukową mediewistów i głośno wypowiedzieć zdanie pochwalające albo krytykujące użycie słowa na „f”. I tylko taki śmiałek musi się liczyć z tym, że ktoś zaraz rzuci mu się do gardła i zacznie go dusić z czystą nienawiścią…
Dowcipy dowcipami. Faktem jest, że feudalizm to termin, który nie był znany ludziom średniowiecza i który nie ma żadnego ścisłego znaczenia. W epoce używano tylko słowa feudum, po łacinie lenno, oznaczającego ziemię przekazywaną w użytek przez właściciela, seniora, innej osobie, która stawała się w efekcie wasalem i w zamian za grunt brała na siebie określone zobowiązania.
Od wielu dekad naukowcy podważają już jednak prostą wizję, w myśl której stosunki wasalne były powszechne i rządziły się spójnymi zasadami. Zresztą gdy historycy pisali lub piszą o feudalizmie, rzadko mają na myśli tylko ten jeden rodzaj powiązań.
Sprzeczne definicje feudalizmu
Dla Françoisa Ganshofa feudalizm oznaczał w pierwszej kolejności system wojskowy oraz zbiór zasad, jakim rządziła się arystokracja. Marc Bloch widział w nim tkankę całego społeczeństwa, do samych nadań lennych przywiązywał zaś ograniczone znaczenie. Wreszcie w nauce marksistowskiej feudalizm stanowił formację gospodarczą, przeciwstawianą kapitalizmowi oraz komunizmowi. Istnieje też całe mrowie innych ujęć problemu.
Reklama
Ogółem feudalizm stał się stopniowo określeniem tak mglistym i wszechogarniającym, że nie tylko w powszechnym odczuciu, ale nawet wśród wielu naukowców, zaczęto go intepretować po prostu jako synonim takich słów, jak „tradycyjny”, „dawny” i „średniowieczny”.
Nie miejsce tutaj, by roztrząsać, czy rację mają ci, którzy wciąż ochoczo piszą o feudalizmie, czy też specjaliści, których zdaniem jest to hasło bezużyteczne albo wprost szkodliwe i zaburzające obraz średniowiecza. Niezależnie od tego, jaką terminologię się przyjmie, pewne aspekty dawnej rzeczywistości trudno podważać.
Świat relacji pionowych
Dzisiejsze społeczeństwo opiera się przede wszystkim na relacjach poziomych, równorzędnych. Ogół ludności jest obdarzony, przynajmniej w teorii, tymi samymi prawami i ciążą na nim takie same przywileje. W społeczeństwie średniowiecznym, jak przekonywał chociażby wspomniany Marc Bloch, zdecydowanie przeważały jednak relacje pionowe.
Zasadniczym rysem ówczesnego porządku były zwierzchność oraz podległość. Obraz rzeczy niekoniecznie da się wtłoczyć w podział na seniorów i wasali. W każdym razie potężnym panom podlegali ci mniej majętni i wpływowi. Od nich zaś byli często zależni kolejni możni, ci zaś mieli jeszcze swych poddanych, od których oczekiwali robocizn i podatków i dla których byli źródłem prawa.
Formy zależności zmieniały się zależnie od czasu, lokalnych uwarunkowań i pozycji konkretnych jednostek. Niektórzy możnowładcy mieli dalece ograniczoną swobodę, traktowano ich tylko jako realizatorów woli zwierzchniego pana. W innych przypadkach książę, baron czy kasztelan faktycznie nie musiał się niemal w ogóle liczyć ze zdaniem swego suwerena.
Reklama
Nie brakowało nawet przypadków, gdy człowiek oficjalnie zależny od innego, miał realnie większy majątek i silniejszą pozycję niż zwierzchnik, ale akceptował jego symboliczny prymat. Wszystko to tworzyło nawet nie prostą drabinę, hierarchię, ale raczej sieć zależności.
Jeden wasal mógł bowiem jednocześnie podlegać różnym suwerenom, każdemu w odmiennym zakresie albo w związku z dzierżeniem różnych terytoriów. A stopień jego zależności mógł rosnąć bądź spadać z upływem lat.
Państwo czyli biznes rodzinny
Cały ten system podlegał dodatkowo ciągłym przetasowaniom w związku ze śmiercią kolejnych prominentów i z wynoszeniem do władzy nowych osób. Idea państwa jako bytu istniejącego niezależnie od jego przywódców miała w średniowieczu dalece ograniczony oddźwięk.
Dominował raczej pogląd, w myśl którego źródłem władzy byli konkretni ludzie i konkretne rodziny. Przykładowo w cesarstwie niemieckim (czy też Świętym Cesarstwie Rzymskim, by użyć terminu stosowanego od XIII stulecia) tron imperialny był wprawdzie elekcyjny, ale w praktyce mogli się o niego starać wyłącznie ludzie, których uważano za potomków pierwszego cesarza odrodzonej Rzeszy Ottona Wielkiego.
Także w gronie świeckich elektorów znajdowali się w pełnym i późnym średniowieczu tylko przedstawiciele rodzin pochodzących od Ludolfingów. Ogółem cesarstwo pozostawało, jak dosadnie komentuje mediewista John M. Jeep, „biznesem rodzinnym”.
Reklama
Gdzie indziej same struktury władzy były nierozłącznie splecione z konkretnymi liderami. Gdy na przykład w 1037 roku znad Wisły przegnano księcia Kazimierza Odnowiciela, jego władztwo realnie przestało istnieć, natychmiast rozpadło się na nowe, skłócone wodzostwa.
Realnie nie było to bowiem państwo w dzisiejszym rozumieniu, ale personalny twór, trzymany w garści przez księcia, jego otoczenie oraz zbrojną drużynę. Personalność polityki sprawiała, że podziały władzy zmieniały się też w każdym pokoleniu, zależnie od liczby męskich potomków monarchy i relacji między nimi.
Historia średniowiecza, jakiej jeszcze nie było
Powyższy artykuł powstał na podstawie najnowszej książki Kamila Janickiego pt. Średniowiecze w liczbach. Dowiedz się więcej na Empik.com.