Spośród wszystkich przedstawicieli kleru w dawnej Polsce największą, niezrównaną władzę mieli arcybiskupi gnieźnieńscy. Historykom zdarza się nawet twierdzić, że nasi prymasi byli potężniejsi od królów. Ale z podporządkowanymi sobie mniej więcej 14 miastami i 320 wioskami wcale nie byli oni też najbogatsi wśród wysokiego kleru. W tej dziedzinie prymat wiedli stale zwierzchnicy innej diecezji.
W przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze łączne wpływy arcybiskupa gnieźnieńskiego u schyłku Rzeczpospolitej Obojga Narodów odpowiadały przeszło 50 milionom złotych rocznie. Ta zawrotna kwota, w zgodnej opinii znawców tematu, nie była jednak rekordem.
Reklama
Chyba już od pierwszej połowy XVII wieku to nie prymasi dysponowali najbardziej dochodowym beneficjum – majątkiem przeznaczonym na ich własne, prywatne, nie zaś ściśle kościelne potrzeby. O wiele wyższe roczne wpływy uzyskiwali biskupi krakowscy. To zresztą stało, jak się sądzi, u podstaw kilku decyzji, gdy zwierzchnicy małopolskiej diecezji odrzucali propozycję awansu na prymasa. Woleli mniej szacowny, ale jednak intratniejszy stołek.
W skład beneficjum biskupów krakowskich wchodziło za czasów dynastii Wazów 12 miast i 260 wsi. W przybliżeniu połowa dóbr leżała w województwie sandomierskim, reszta głównie w krakowskim, ale biskupi kupili też sobie, już w XV stuleciu, dodatkowe włości na Śląsku, poza granicami Polski. Z tego tytułu oficjalnie – a nie jak arcybiskupi gnieźnieńscy poprzez samowolę – byli książętami, konkretnie siewierskimi.
W późniejszym okresie liczba miast wchodzących w skład „dóbr stołowych” ordynariuszy krakowskich wzrosła do 15, z kolei liczba wsi nieznacznie spadła. Sama ta statystyka, nie tak wysoka jak w przypadku latyfundium prymasowskiego, nie mówi jednak wszystkiego.
Przemysłowe zagłębie krakowskich biskupów
Panowie katedry krakowskiej, tak jak inni hierarchowie polskiego Kościoła, zarabiali krocie na masowym spławie i eksporcie zboża. Ale dobra tych konkretnych dostojników, poza gruntami rolnymi, obejmowały też imponującą infrastrukturę przemysłową. W XVII stuleciu działało w nich jakieś 57 kuźnic, gdzie produkowano żelazo. Dla porównania w całej Koronie takich warsztatów było 188 – tak więc 30% wszystkich znajdowało się pod kontrolą jednego duchownego.
Reklama
Fragmentaryczne dane, jakie się zachowały, sugerują, że udział dóbr biskupów krakowskich w całym polskim eksporcie żelaza mógł być w szczytowych okresach nawet wyższy. Poza tym biskupi mieli liczne kopalnie rud i huty, dostarczające na rynek między innymi miedź, ołów i szkło. Bywały to zakłady naprawdę duże, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że działały na wiele dekad czy nawet kilka stuleci przed rewolucją przemysłową. Na przykład o tylko jednej hucie, jaka w połowie XVII wieku funkcjonowała w Niewachlowie (dzisiaj to część Kielc), historyczka Jadwiga Muszyńska pisała:
Posiadała osiem pieców, w tym trzy do wytapiania ołowiu i miedzi, jeden do odciągania ołowiu i srebra oraz cztery piece gwareckie. Przy trzech piecach podstawowych pracowało sześć miechów poruszanych za pomocą trzech kół wodnych.
Z kolei, znów tylko dla przykładu, z zaledwie dwóch hut szkła w podobnym czasie biskup otrzymywał rocznie na swoje potrzeby (albo dalszy handel) w ramach „czynszu” między innymi 1500 szyb, 129 kieliszków i równowartość 60 000 złotych w dzisiejszych pieniądzach.
Sama kwota może nie była zawrotna, ale szyby stanowiły wówczas jeden z najbardziej kosztownych, luksusowych i pożądanych materiałów budowlanych. Nawet najpotężniejsi magnaci i królowie nieraz rezygnowali z wypełniania nimi okien, stawiając na przykład na tańsze… arkusze papieru nasączonego tłuszczem. Biskupi krakowscy na brak szyb nigdy jednak nie narzekali.
Tylko w jednym, kieleckim, kluczu ich dóbr takich hut było dziesięć. W kolejnym jeszcze kilka. Poza tym biskupi kontrolowali na przykład ponad 100 karczem (które przynosiły im równowartość kilkuset tysięcy dzisiejszych złotych czystego zysku rocznie), około 25 gorzelni, ponad 30 browarów.
Gorzałka i dziesięcina
Swoją drogą, na obszarze całej diecezji krakowskiej już w XV wieku, gdy latyfundia kościelne nie były nawet ostatecznie uformowane, aż 40% wszystkich istniejących karczem znajdowało się w rękach Kościoła. 8% ogółu kontrolował zaś sam biskup. Dziesiątki tysięcy ludzi, zwłaszcza chłopów, piły więc tylko księże piwo i wódkę, sprzedawane przez karczmarzy służących Kościołowi.
Reklama
Kolejne elementy majątku i dodatkowe źródła dochodu można by wymieniać długo, ale ograniczmy się już tylko do jednego. Biskupi krakowscy na dużą skalę korzystali też z dziesięcin – a więc pobierali bezpośrednio do swojego skarbu 10% plonów, zwłaszcza zboża, od wszystkich gospodarzy z ponad 1400 wsi, które wcale nie wchodziły bezpośrednio w skład ich beneficjum.
Ile łącznie zarabiali biskupi krakowscy?
Na temat łącznych dochodów ordynariuszy krakowskich brakuje uśrednionych wyliczeń. Są znane tylko wycinkowe fakty – uzysk z konkretnych, często niezwyczajnych lat. Przykładowo wspomniana wcześniej Jadwiga Muszyńska badała kondycję „dóbr stołowych” w kryzysowym okresie bezpośrednio po potopie szwedzkim.
Wtedy siłą rzeczy nie przynosiły one oczekiwanej, jak dawniej mawiano, „intraty”. Jak jednak rzecz wyglądała we względnie zwyczajnym czasie? W 1545 roku, według wiarygodnej, bo czysto wewnętrznej księgi rachunkowej, łączne wpływy beneficjum oszacowano na 18 640 złotych polskich. Kwota ta odpowiada w przybliżeniu 18 milionom złotych z 2025 roku.
Dwa stulecia później, u schyłku Rzeczpospolitej Obojga Narodów, przychód był bez wątpienia znacznie wyższy. Niestety, dokładnie wyliczono tylko to, ile wynosiły wpływy z włości biskupich w samym województwie sandomierskim. W latach 80. XVIII wieku „intrata” kształtowała się tam na poziomie nieco ponad 500 000 złotych polskich, co da się przeliczyć na 25 milionów w dzisiejszych pieniądzach.
Reklama
Przynajmniej drugie tyle musiał wynosić uzysk z dóbr w województwie krakowskim i na Śląsku. Razem więc tylko z głównego beneficjum biskupi krakowscy wyciągali zapewne milion złotych polskich lub więcej.
Wprawdzie z racji organizowania przemysłu mieli też wyższe koszty od prymasów, ale przecież na jednym latyfundium ich majątek się nie kończył. Razem z dodatkowymi beneficjami, przypisanymi do innych urzędów, biskupi krakowscy musieli mieć przychody przekraczające znacznie 50 milionów naszych złotych rocznie.
Szczere spojrzenie na historię polskiego kleru
Tekst pochodzi z najnowszej książki Kamila Janickiego pt. Dziesięcina. Prawdziwa historia kleru w dawnej Polsce (Wydawnictwo Poznańskie 2025).