Zbiorcza nazwa ciemnych czy też mrocznych wieków została już w nauce dawno odrzucona. Dzisiaj wiadomo, że średniowiecze było w rzeczywistości epoką zmiany, ale nie fundamentalnego upadku. Jeśli historycy jakąś część tych czasów nazywają nadal mrocznymi, to tylko pierwsze stulecia po upadku zachodniego cesarstwa rzymskiego. Regres miał być wówczas największy w dziedzinach kultury i wiedzy. Jak jednak wyjaśnia Peter Heather taki obraz rzeczy nie w pełni odpowiada faktom.
Tradycyjne historiograficzne stereotypy, tworzone głównie przez zniesmaczonych miłośników antyku, przedstawiają trzecią ćwierć pierwszego tysiąclecia (ok. 500–750) jako „wieki ciemne” Europy: czas, w którym rozum i klasyczna filozofia ustąpiły miejsca ignorancji i zabobonom.
Reklama
Księża i mnisi wciąż czytali Biblię, ale kopie, które mieli do dyspozycji, były pisane koszmarną łaciną, rojącą się od błędów gramatycznych. A owa garstka duchownych, którzy robili choć tyle, stanowiła wyjątek; reszta ludzi w ogóle nie potrafiła czytać. Jednak ten stereotyp nie jest pełnym – ani nawet połowicznym – obrazem.
Dlaczego teksty z wczesnego średniowiecza się nie zachowały?
Pod koniec VIII wieku zachodni skrybowie opracowali nowy rodzaj pisma i nowe metody kopiowania tekstów, które sprawiły, że wcześniejsze manuskrypty zapisane dawnymi stylami pisma zaczęły im się wydawać kompletnie archaiczne.
W efekcie dość ochoczo pozbywali się starszych rękopisów po ich skopiowaniu – co oznacza, że zachowało się bardzo niewiele tekstów pochodzących sprzed drugiej połowy VIII wieku. Ogromnie komplikuje to proces rekonstruowania kultury intelektualnej łacińskiej Europy w trzeciej ćwierci pierwszego tysiąclecia.
Wobec znikomej liczby zachowanych manuskryptów z tego okresu niezwykle trudno posłużyć się wprost ówczesnymi tekstami jako dowodem na to, że między VI a połową VIII wieku czytano i sporządzano kopie.
Reklama
Brak oryginalnych manuskryptów pochodzących z tego okresu był, rzecz jasna, głównym czynnikiem, który przyczynił się do nadania mu etykietki „wieków ciemnych”; jednak przynajmniej po części ów brak świadectw jest iluzoryczny, gdyż był konsekwencją zniszczeń towarzyszących odmiennym upodobaniom pisarskim późniejszych mnichów.
W efekcie argumentacja musi się często opierać na pośrednim wnioskowaniu, co utwory znanych nam autorów z tej epoki sugerują na temat ich lektur, a – jak okazało się w ostatnich dekadach – tradycyjna charakterystyka edukacji i nauki w tych stuleciach (a już na pewno uporczywie utrzymująca się etykietka „wieków ciemnych”) jest w dużej mierze nietrafna i myląca.
Czytanie i pisanie zupełnie inne niż dzisiaj
Ważnym intelektualnym krokiem naprzód było uświadomienie sobie, że „piśmienność”, choć jest rzeczownikiem w liczbie pojedynczej, tak naprawdę oznacza zjawisko złożone. Dziś zwykle wrzucamy czytanie i pisanie do jednego worka.
Jednakże w przednowożytnych realiach czytanie i komponowanie tekstu – sztuka tworzenia w rozmaitych gatunkach literackich różnej trudności – były częstokroć umiejętnościami odrębnymi, nabywanymi przez różne osoby i służącymi odmiennym celom.
Fizyczny akt pisania – praca z piórem, pergaminem i inkaustem (ten ostatni wymagał pewnych nieprzyjemnych ingrediencji pochodzenia ludzkiego) – był jeszcze inną sztuką, często o niższym statusie niż czytanie i komponowanie.
Reklama
W świecie rzymskim komponowanie polegało z reguły na dyktowaniu tekstu posłusznym skrybom i nawet czytano zazwyczaj na głos. Rzymski mąż stanu i filozof Cyceron skarżył się w jednym z listów, że ból gardła nie pozwala mu nawet czytać (choć najwyraźniej nie przeszkodził mu podyktować listu), a w czwartowiecznym Mediolanie jednym z popisowych numerów biskupa Ambrożego było czytanie w milczeniu na oczach ludzi – sztuka tak rzadka, że jego biograf zaszczycił ją komentarzem.
Znaczący przypadek Izydora z Sewilli
Rozważane na tle tych szerszych ram intelektualnych, gdy zwraca się znacznie większą uwagę na zachowane świadectwa, kultura edukacyjna i literacka zarówno postrzymskich duchownych, jak i społeczeństw, które ich wydały, okazują się bardziej dynamiczne, niż sugerowałaby to etykietka „wieków ciemnych”.
Intelektualne dokonania niektórych czołowych duchownych, takich jak Braulion – i może w jeszcze większej mierze jego nauczyciel, Izydor z Sewilli – były niezwykle bogate.
Urodzony około roku 560 w południowej Hiszpanii Izydor otrzymał klasyczne wykształcenie w zakresie języka i literatury łacińskiej pod kierunkiem swego brata Leandra, architekta trzeciego synodu w Toledo, który w 589 roku doprowadził Wizygotów do chrześcijaństwa nicejskiego i po którym Izydor około roku 600 przejął funkcję biskupa Sewilli.
Po śmierci Izydora w 636 roku Braulion sporządził wykaz jego dzieł. Jest to imponujący katalog: dwadzieścia ksiąg o gramatyce (edukacyjnych prac składających się na oparte na klasycznych wzorcach studium językowo-literackie) oraz mnóstwo innych, poświęconych dyscyplinie kościelnej, egzegezie biblijnej i historii.
Najsłynniejsze dzieło Izydora, Etymologie, jest często nazywane encyklopedią (i generalnie w takim właśnie charakterze było wykorzystywane w średniowieczu), tak naprawdę było jednak filozoficzną gramatyką opartą na założeniu, że etymologiczne źródło słowa daje wgląd w przyczynę (a zatem istotę) rzeczy, którą ono oznacza. (…)
Opracowanie Etymologii wymagało starannej analizy każdego ujętego w nich terminu, z licznymi przykładami zaczerpniętymi z obszernego korpusu literatury klasycznej (co jest powodem, dla którego dzieło to mogło później służyć jako encyklopedia). (…)
Reklama
Zapomniani uczeni najwcześniejszego średniowiecza
Nikt na wczesnośredniowiecznym Zachodzie nie mógł się równać z Izydorem pod względem płodności pisarskiej, ale w innych chrześcijańskich mikrokosmosach postrzymskiego Zachodu było wielu uczonych mężów, spod pióra których w rzekomych „wiekach ciemnych” wychodziła obfitość kazań, praw kanonicznych, liturgii, żywotów świętych i dzieł religijnych.
Po bliższym i życzliwszym zbadaniu także świeckie elity zachodnich państw powstałych po rozpadzie imperium rzymskiego okazują się bardziej wykształcone, niż wcześniej sądzono, choć ewidentnie w zróżnicowanej mierze.
Olbrzymia większość była biernie piśmienna: nauczona jeśli nie kompozycji, to przynajmniej czytania Biblii. Zwykle byli oni też funkcjonalnie piśmienni, gdyż musieli sobie radzić zarówno z dokumentami prawnymi (choć być może z pomocą specjalistów), jak i z własnymi, opartymi na rejestrach narzędziami administracyjnymi, które pozwalały im zarządzać majątkami ziemskimi stanowiącymi podstawę ich zamożności, nie mówiąc już o przekazywaniu tych majątków następnemu pokoleniu poprzez pisemne umowy małżeńskie i testamenty.
W ostatnich dekadach XX wieku w północno-środkowej Hiszpanii odkryto skarbnicę dokumentów spisanych na łupku i datowanych na okres od końca VI do połowy VIII stulecia – wiele z nich należy właśnie do tej administracyjno-prawnej kategorii.
Reklama
To nietypowo trwałe medium uchroniło przed zniszczeniem teksty, które na postrzymskim Zachodzie w większości zapewne spisywano masowo na bardziej ulotnych skrawkach papirusu lub pergaminu, a czasem nawet na drewnianych tabliczkach (jak słynne Tablettes Albertini z wandalskiej Afryki Północnej).
Upodobanie dla pisma i kultury słowa
Spora część postrzymskich świeckich elit posiadaczy ziemskich znacznie wykraczała poza ten rodzaj funkcjonalnej piśmienności. Byli to ludzie lepiej wykształceni, nauczeni doceniać, a czasem nawet komponować teksty tworzone zgodnie ze skomplikowanymi regułami łacińskich gatunków literackich.
Wiosną 566 roku na galijskie dwory wnuków króla Chlodwiga (państwo Franków było w owym czasie podzielone między trzech z nich) przybył klasycznie wykształcony poeta Wenancjusz Fortunat. Urodzony w północnej Italii między rokiem 530 a 540, dorastający w czasie odbijania tego regionu przez Justyniana, Wenancjusz otrzymał staranne klasyczne wykształcenie w zakresie języka i literatury łacińskiej zwieńczone studiami wyższymi w dawnej cesarskiej stolicy, Rawennie.
Udawszy się do frankijskiej Galii, krążył swobodnie między tamtejszymi dworami, zdobywając wielu świeckich i kościelnych patronów (jednym z nich był Grzegorz z Tours) i znajdując entuzjastycznych odbiorców swej poezji, tworzonej w szerokiej gamie gatunków i miar wierszowych.
Reklama
Część służyła czystej rozrywce: frankijscy arystokraci chętnie zapraszali Wenancjusza na koniec tygodnia i kazali mu śpiewać w zamian za poczęstunek. Ale tworzył on też bardziej znaczące dzieła – od politycznych komentarzy do ważnych wydarzeń państwowych po mowy na cześć wybitnych jednostek i poruszające wiersze żałobne. (…)
Owo upodobanie do literatury klasycznej przetrwało w zasadzie na wszystkich dworach postrzymskiego Zachodu, zwłaszcza na dworze ulubionego wizygockiego króla Izydora z Sewilli, Sisebuta (612–621).
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Petera Heathera pt. Chrześcijaństwo. Triumf religii. Ukazała się ona nakładem Domu Wydawniczego Rebis w 2024 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.