Arcybiskup gnieźnieński Ignacy Krasicki

Najpotężniejszy człowiek w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Miał władzę większą chyba nawet od króla

Strona główna » Nowożytność » Najpotężniejszy człowiek w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Miał władzę większą chyba nawet od króla

Podczas posiedzeń senatu, wyrosłego z dawnej rady monarszej, bezpośrednio przy królu zasiadali biskupi, z urzędu należący do tego szacownego grona. Zupełnie najbliżej, zresztą nie tylko wówczas, znajdował się zaś prymas – symboliczny zwierzchnik episkopatu i arcybiskup gnieźnieński. Można nawet zaryzykować komentarz, że jego ranga honorowa była bliższa tej królewskiej niż czysto senatorskiej. I nie tylko honorowa…

Poniższy tekst pochodzi z najnowszej książki Kamila Janickiego pt. „Dziesięcina”.

Gdy przywódca episkopatu wchodził na obrady senatu, nawet sam król był zobowiązany ściągnąć czapkę czy kapelusz i lekko schylić przed nim odkrytą głowę. Z kolei wszyscy inni senatorowie wstawali wówczas z miejsc. I nic dziwnego. Prymas był pierwszy po królu nie tylko rytualnie, ale też w polskim ustroju.


Reklama


Miał faktyczną rangę przewodniczącego czy też, jak wolą pisać niektórzy historycy, prezesa senatu. Z kolei kronikarz Marcin Kromer w XVI stuleciu nazwał go wprost „księciem” izby parlamentu. W tej roli prymas mógł, jak komentował jeden ze znawców tematu, „praktycznie dysponować instancjami ustawodawczymi”.

Strażnik praw Rzeczpospolitej Obojga Narodów

Gdyby król zaniechał zwołania sejmu w obowiązkowym terminie, prymasowi wolno było to zrobić za niego (i wbrew niemu!). Mógł też pod nieobecność monarchy wzywać na spotkania sam senat. Raz zdarzyło się nawet, że to prymas zwołał do walki pospolite ruszenie. Wreszcie to on był realizatorem jedynego przepisu, który pozwalał legalnie obalić polskiego króla.

Prymas Władysław Łubieński
Prymas Władysław Łubieński

Każdy władca elekcyjny był zobowiązany, jeszcze przed przyjęciem korony, zaprzysiąc serię zobowiązań nazywanych artykułami henrykowskimi. Ich ostatni punkt zawierał zgodę monarchy na to, by poddani wypowiedzieli mu posłuszeństwo, jeśli naruszy „prawa, wolności, artykuły i kondycje” albo „czegoś nie wypełni”. Konstytucja sejmowa z początku XVII wieku precyzowała konkretną procedurę.

To prymas miał oceniać, czy doszło do naruszeń. Następnie on, w pojedynkę, upominał króla. Potem, jeśli nie nastąpiła poprawa, miał ponowić upomnienie już wespół z senatorami. Gdy i to nie pomogło, rzecz przekazywano sejmowi, a efektem mógł być jawny rokosz. Bez udziału prymasa de facto nic nie dało się jednak legalnie zrobić.


Reklama


„Dla narodu naszego jest w arcybiskupie gnieźnieńskim skuteczna i pewna obrona przeciwko niemocy i nieprawości królów” – zanotowano u schyłku XVI stulecia. Czy też konkretnie – zanotował z nieskrywaną dumą jeden z prymasów, Stanisław Karnkowski.

Zastępca króla

Już w średniowieczu ukształtowała się także zasada, że to właśnie przywódca episkopatu stanowi naturalnego zastępcę władcy, namiestnika państwa pod jego nieobecność.

Kiedy Władysław Jagiełło ruszał pod Grunwald, pozostawił Wawel, swoją rodzinę i sprawy państwa pod nadzorem arcybiskupa. Podobnie uczynił Jan Olbracht, gdy stanął na czele ekspedycji do Mołdawii (gdzie, jak mówi porzekadło, „za króla Olbrachta wyginęła szlachta”), i król Aleksander w czasie dłuższego pobytu na Litwie.

Tekst pochodzi z najnowszej książki Kamila Janickiego pt. Dziesięcina. Prawdziwa historia kleru w dawnej Polsce (Wydawnictwo Poznańskie 2025).

Także Zygmunt III Waza wyznaczył arcybiskupa na swojego namiestnika, kiedy zdecydował się płynąć do Szwecji i przyjąć po ojcu tamtejszą koronę. Tradycja była żywa aż do XVIII stulecia – jeszcze August II i III, przykładający większą wagę do tronu Saksonii niż Rzeczpospolitej, bardzo często oddawali doraźny zarząd państwem w ręce prymasów. Taki mechanizm – zakładający podporządkowanie wszystkich świeckich panów przywódcy Kościoła – nie budził wcale, jak ktoś mógłby sądzić, walnego oporu rzesz szlachty.

Bywało nawet odwrotnie, już od XVII wieku pojawiały się projekty zakładające umocnienie władzy prymasa, uczynienie z niego, jak pisze historyk Kościoła ksiądz Kazimierz Śmigiel, „głównego arbitra politycznego w państwie”, stałego rozjemcy, rozstrzygającego spory pomiędzy szlachtą i dworem królewskim. Rzecz nigdy nie doszła do skutku, ale przez całą niemal historię nowożytną szlachta i tak honorowo określała prymasów „wicekrólami”.


Reklama


Jak wyjaśniał sekretarz jednego z monarchów, był to wręcz „pospolity sposób mówienia” wśród przedstawicieli elit. Po części stanowił oczywiście owoc rozmyślnych, i niezmiernie kosztownych, starań samych arcybiskupów. Chociażby nuncjusz apostolski Giulio Ruggieri pisał w roku 1565, że polscy prymasi „zwykli byli zjeżdżać na sejm w tysiąc koni, przywozili i utrzymywali swoim kosztem uboższych senatorów, miewali na swym dworze wiele młodzieży szlacheckiej, przez co mieli sobie posłusznych posłów ziemskich”.

Zachowywali się w życiu politycznym jak najpotężniejsi świeccy magnaci, budowali własne partie czy stronnictwa. I w praktyce właśnie jako możnowładcy – a nie duszpasterze – byli postrzegani przez szlachtę.

Apogeum władzy po śmierci króla

Na ich obraz wpływało poza tym jeszcze jedno kluczowe uprawnienie. Wprawdzie prymas nie był według prawa wicekrólem, ale za to nadano mu, od czasu pierwszej wolnej elekcji w latach 70. XVI wieku, oficjalną rangę międzykróla, interreksa.

Pole elekcyjne na XVIII-wiecznym malowidle.
Pole elekcyjne na XVIII-wiecznym malowidle.

Zawsze po śmierci władcy to arcybiskup gnieźnieński przejmował tymczasowo najważniejsze monarsze obowiązki. Odpowiadał za organizację nowych wyborów, bronił ładu wewnętrznego, a w międzyczasie kierował państwem i reprezentował je w kontaktach z zagranicą.

Swoją drogą, wbrew temu, co się niekiedy pisze, nie było to całkiem nowe i zaskakujące uprawnienie, jakiś ustrojowy sukces Kościoła, wyszarpnięty w chaotycznych miesiącach wielkiego bezkrólewia po zgonie Zygmunta Augusta. Już wcześniej, za czasów dynastii Jagiellonów, arcybiskupi gnieźnieńscy pełnili podobną funkcję. Po prostu wówczas nie wymagała ona ścisłego, formalnego obwarowania, w sytuacji gdy wybór monarchów zasadniczo ograniczał się do członków jednego rodu i zwykle nie nastręczał problemów.


Reklama


Gdy tysięczne rzesze szlachty zbierały się na wolną elekcję nowego króla, to prymas otwierał ją, intonując hymn do ducha świętego – Veni Creator Spiritus. Ten sam, który kardynałowie śpiewali w Kaplicy Sykstyńskiej na konklawe, wyborach papieża. Dzięki swej randze arcybiskup był często w stanie wpływać na przebieg elekcji, potem sam objeżdżał pole, zbierając głosy. Wreszcie właśnie on ogłaszał zwycięzcę i nominował go na króla.

Najgroźniejsi wrogowie, najbliżsi doradcy

Prymasi często czuli się tak pewnie, że albo wprost kwestionowali legalność tych decyzji sejmów, z którymi się nie zgadzali, albo też otwarcie występowali przeciw królom na forum publicznym. Ten sam Karnkowski, gdy Batorego zastąpił na tronie Zygmunt III Waza, poważył się wprost rzucić do króla na sejmie: „Chcesz li Wasza Królewska Mość mieć pokój, pokutuj serdecznie za [swój] grzech!”.

Arcybiskup gnieźnieński Ignacy Krasicki
Arcybiskup gnieźnieński Ignacy Krasicki

Konfrontacja była jednak tylko jednym z możliwych sposobów ułożenia relacji między monarchami a arcybiskupami. Częściej zdarzało się, że prymas był faktycznym proboszczem rodziny królewskiej, że robił za strażnika sumienia monarchy, a nawet że stawał się jego poufnym, najbliższym doradcą.

I tak chociaż z Karnkowskim Zygmunt III nigdy się nie dogadał, to już na przykład z urzędującym później Wawrzyńcem Gembickim, którego sam wyniósł na tron arcybiskupi, miał relację wyjątkowo bliską. Z zachowanej prywatnej korespondencji wiadomo, że monarcha wysyłał prymasowi do zaopiniowania ważne dokumenty, listy dyplomatyczne, często nawet zdawał się na niego, po prostu prosząc, by Gembicki przygotował wszystko wedle własnego rozeznania i decyzji.


Reklama


Nawet gdy w jakiejś sprawie król omieszkał poradzić się arcybiskupa, ten i tak nie mógł zostać pominięty. Kancelaria królewska była obsadzona przez ludzi Gembickiego. W efekcie, jak pisał historyk Janusz Tazbir, „właściwie żadna sprawa państwowa nie uchodziła jego uwagi, a w wielu wypadkach zależała od jego opinii”.

Inny badacz, specjalista od dawnych urzędów Rzeczpospolitej i ich uprawnień Zbigniew Góralski, skwitował temat arcybiskupów gnieźnieńskich doby nowożytnej: „Kto wie, czy ich władza nie była większa niż panującego”, króla.

Książka dzięki której zrozumiesz dawną Polskę

Powyższy tekst pochodzi z najnowszej książki Kamila Janickiego pt. Dziesięcina. Prawdziwa historia kleru w dawnej Polsce (Wydawnictwo Poznańskie 2025).

Autor
Kamil Janicki

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka to Życie w chłopskiej chacie (2024). Strona autora: KamilJanicki.pl.

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.