To rekwizyt, który można zobaczyć w dziesiątkach filmów: czerwony telefon stojący na biurku prezydenta Stanów Zjednoczonych, pozwalających na natychmiastowe połączenie z przywódcą Związku Sowieckiego. Ale to też wymysł. Takiego czerwonego aparatu nigdy nie było. W rzeczywistości istniał nie telefon, ale dalekopis, który drukował wiadomości na papierze jak faks. I oczywiście nie stał on w Gabinecie Owalnym ani nie był obsługiwany przez samego prezydenta.
Poniższy tekst stanowi fragment książki George’a Stephanopoulosa i Lisy Dickey pt. Situation Room. Pokój, w którym ważą się losy świata (Prószyński i S-ka 2025).
Historia tej linii – nazywanej też w skrócie MOLINK [Moscow Link, czyli „łącze z Moskwą”] – jest niezwykle barwna. 20 marca 1960 roku redaktor naczelny czasopisma „Parade”, Jess Gorkin, opublikował całostronicowy list otwarty do prezydenta Eisenhowera i pierwszego sekretarza Nikity Chruszczowa.
Reklama
Dziś „Parade” jest internetowym tabloidem, lecz przez dziesięciolecia był niedzielnym dodatkiem popularnej gazety i miał w kraju dziesiątki tysięcy czytelników. Gorkin, weteran drugiej wojny światowej, który służył w Biurze Informacji Wojennej, był głęboko zaniepokojony niebezpieczeństwem przypadkowego wybuchu wojny jądrowej.
„Dotyczy: przypadkowej wojny”
W swoim liście otwartym, zatytułowanym „Dotyczy: przypadkowej wojny”, namawiał obydwu przywódców do założenia gorącej linii czynnej dwadzieścia cztery godziny na dobę:
Do wojny mogłyby przypadkowo doprowadzić awaria mechaniczna, ludzki błąd albo zwykłe niezrozumienie rozkazów czy ignorancja. […] Dziś kontakt między wami, nawet w najpilniejszych kwestiach, musi zaczekać, aż umożliwi go powolna i ociężała machina dyplomacji, która zupełnie nie pasuje do palących potrzeb ery kosmicznej, wymagającej błyskawicznego działania. […]
Czy świat jest skazany na zgubę tylko dlatego, że nie odbyła się jedna rozmowa telefoniczna?
Mniej więcej w tym samym czasie dyrektor sztabu planowania polityki Departamentu Stanu, Gerard Smith, napisał notatkę wyrażającą podobną opinię i projekt zaczął zyskiwać przychylność w Waszyngtonie. Dopiero podczas kubańskiego kryzysu rakietowego, gdy kontakt prezydenta Kennedy’ego z Nikitą Chruszczowem opóźniła konieczność korzystania z kanałów dyplomatycznych, w trybie przyspieszonym utworzono gorącą linię.
Reklama
Skaczący lis i zachód słońca w Moskwie
Bezpośrednie Łącze Komunikacyjne Waszyngton – Moskwa, klekoczące głośno urządzenie przypominające maszynę do pisania, połączone z Moskwą tysiącami kilometrów podziemnych kabli, zaczęło funkcjonować 30 sierpnia 1963 roku, a pierwsza wysłana za jego pośrednictwem wiadomość była dobrze znana każdemu, kto uczył się bezwzrokowej metody maszynopisania po angielsku.
Amerykańscy operatorzy wysłali następujące zdanie: „THE QUICK BROWN FOX JUMPED OVER THE LAZY DOG’S BACK 1234567890” – w którym używa się wszystkich liter alfabetu i cyfr. Krótko potem Sowieci zakasowali Amerykanów pierwszym przesłanym tekstem, odą do pięknego zachodu słońca w Moskwie.
Dwadzieścia cztery wiadomości dziennie
Odtąd każda ze stron wysyłała dwanaście tekstowych wiadomości dziennie, by sprawdzić, czy gorąca linia działa. Zgodnie z czasem uniwersalnym Sowieci nadawali o godzinach nieparzystych, Amerykanie natomiast o parzystych. Gorąca linia stała się „rodzajem minikulturalnej wymiany”, jak w rozmowie z „New York Timesem” w 1973 roku powiedział podpułkownik June Crutchfield.
Każda ze stron wybierała fragment tekstu literackiego i przesyłała swoim odpowiednikom. Sowieci wysyłali urywki z Turgieniewa i Czechowa, podczas gdy Amerykanie unikali potencjalnie drażliwych treści, takich jak na przykład fragmenty Kubusia Puchatka, w obawie, by ustęp o milutkim misiu bez spodni nie uraził kraju, którego maskotką był niedźwiedź.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki George’a Stephanopoulosa i Lisy Dickey pt. Situation Room. Pokój, w którym ważą się losy świata (Prószyński i S-ka 2025).