Powódź z 1813 roku należała w tysiącletnich dziejach Wisły do wydarzeń najbardziej dramatycznych w skutkach dla ludzi i środowiska naturalnego. Okazała się najpoważniejszym wyzwaniem, jakie rzeka dotychczas rzuciła człowiekowi. Zaznaczyła swoją obecność na całej długości. Mieszkańcy miejscowości nadwiślańskich wspominali ją jeszcze w sto lat później, gdyż nie była jednym z wielu wylewów, jak powodzie wówczas nazywano, lecz wielką katastrofą.
Późna wiosna 1813 roku była dżdżysta. Obfite deszcze nawiedziły prawie całą Europę od Petersburga po Alpy i Pireneje, doprowadzając do licznych powodzi, o czym informowała polska prasa. Ale dziennikarze pocieszali zaniepokojonych czytelników, że deszcze i burze nie dotrą do ziem polskich i nie jest to nasz problem.
Reklama
Wielka woda zalewa kraj
Lecz w miesiącach letnich deszcz nadal padał, i to bardzo obficie. W Karpatach odnotowano oberwanie chmur. W ciągu kilku dni sierpnia ruszyły z wielką siłą potężne, od lat niewidziane wody karpackich dopływów Wisły.
Przybór wody następował w niezwykłym tempie, z godziny na godzinę. Zaczął się od górnej Wisły, ale „wielka woda” płynęła dalej, wszędzie czyniąc spustoszenia. W Krakowie osiągnęła aż 970 centymetrów. Znakiem tego jest sztych przedstawiający tłumy ludzi chroniących się na wawelskim wzgórzu.
W Sandomierzu woda uderzyła i zalała przedmieścia, ale ocalała jego historyczna część, gdyż znajdowała się na skarpie. Kajetan Koźmian wspominał w Pamiętnikach, że nagle usłyszano:
(…) ryk wody, podobny do wystrzału kilkunastu armat. Zapieniona i rycząca Wisła niosła domy, młyny pochwycone wraz z ludźmi, którzy próżno wyciągali ręce po ratunek, niosła drzewa z korzeniami wyrwane, stogi i kopy siana i zboża, a na nich zwierzęta, szczególnie zające, zgoła widzieliśmy prawdziwy potop.
Reklama
Skojarzenia z potopem były bardzo częste, widocznie same się nasuwały. Wysoka fala wody płynęła dalej. W Zawichoście podmyła ruiny zamku, które runęły do wody. Bezbronne były siedliska ludzkie na nizinach dolnej i środkowej Wisły. Pod Gdańskiem rzeka zatopiła 162 wsie, gdyż fala przerwała wały pod Tczewem dzielące Wisłę i Nogat. Ale nie tylko w tym rejonie woda zalewała miasta, miasteczka, wsie, pastwiska i pola orne.
Trudne od oszacowania straty
W Warszawie i Toruniu sięgała do drugiego, trzeciego piętra kamienic i aż po szczyty dachów. Przerażeni ludzie koczowali na dachach z nadzieją, że woda już się wyżej nie podniesie, a ich dom nie ulegnie zagładzie. W Warszawie mieszkańcy, uciekając przed „wielką wodą”, chronili się na wiślanej skarpie.
„Ścisk był wielki na tarasie zamkowym. Rzeka wezbrała do niesłychanej wysokości. Cała Praga zalana, dachy i kominy tylko z domów widać było, na których mieszkańcy wołali …o ratunek. Cała okolica nadwiślańska, jak okiem zajrzeć, zniknęła, tylko woda z białą pianą po niej szumiała” — zanotował Władysław Wójcicki w pracy Warszawa i jej społeczność w początkach naszego stulecia.
Obiekty mieszkalne i gospodarcze rozsypywały się jak domki z kart, porywając ze sobą przedmioty i topiąc ludzi. Na niektórych odcinkach Wisła płynęła szerokością kilku kilometrów, tak że z jednego brzegu nie było widać drugiego nawet z wież kościelnych, i zabierała w swoją dalszą podróż wszystko to, co napotkała na drodze.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Już po opadnięciu wody okazało się, że liczne drewniane domy zostały porwane przez nurt, natomiast w budynkach z cegły i kamienia popękały mury, wymyta została wapienna, cementowa lub gliniana zaprawa, a przy tym tak były nasycone wilgocią, że nie nadawały się już do ponownego zamieszkania. Prawie wszystkie mosty zostały uszkodzone albo zniszczone, tak samo młyny i przystanie. Straty były trudne do oszacowania. Wolno goiły się rany. (…)
W 1813 i w kolejnych latach opublikowano szereg wierszy, opowiadań, tekstów dramaturgicznych i dziennikarskich reportaży. Mimo iż nie mają one większej wartości literackiej, warto je przywołać jako cenne świadectwo ludzkich zachowań w obliczu nieszczęścia.
Reklama
Oto jedna z takich poetyckich prób — wiersz zamieszczony w 1813 roku w „Gazecie Korrespondenta Warszawskiego i Zagranicznego” pod kryptonimem F.B.
Wisła tysiącem paszcz zionie
Zgubne nad powierzchnią tonie.
Cokolwiek się w jej pędzie gwałtownym opiera,
Wszystko niszczy i w strasznych odmętach pożera
[…]
Któż dostatecznie wyobrazić zdoła
Trwogę mężów, krzyk niewiast, płacz dzieci, ryk zwierza.
Poruszająca historia ocalonego dwulatka
Wartościowsze pod względem artystycznym były plastyczne świadectwa dramatu. Dobrym tego przykładem jest obraz Elwira Michała Andriollego Powódź na Wiśle, przedstawiający chwile grozy w Warszawie 1813 roku. Znajduje się na nim między innymi płynąca wodą kołyska z dwuletnim dzieckiem i pieskiem.
Dziecko ocalało, natomiast jego rodziców pochłonęły fale. Historia ta tak silnie poruszyła mieszkańców Warszawy, że zamawiali wotywne nabożeństwa w kościołach z podziękowaniami za cud. Ocalenie dwulatka stało się jednym z symboli tego czasu, podobnie jak uratowanie młynarki z małym dzieckiem, której młyn porwała rzeka. Z takich zdarzeń utkana była pamięć warszawskich świadków sierpniowej tragedii.
Do współczesności przetrwały kapliczki przydrożne przypominające o ofiarach powodzi, a w kościołach tablice epitafijne upamiętniające tych, którzy wówczas się potopili, lub zawierające słowa podziękowania Bogu i Matce Boskiej za cudowne ocalenie.
Reklama
Zachowane opisy wcześniejszych i późniejszych wylewów, choć nie tak dotkliwych jak ten z 1813 roku, są do siebie podobne i łatwe do zobrazowania. Dlatego darujmy czytelnikowi dalszych, a bardzo zbliżonych do siebie, opisów tego samego w istocie kataklizmu, tylko o nieco innym przebiegu i mniejszej skali zniszczeń materialnych oraz strat ludzkich.
Pokłosie powodzi
„Wielka woda” roku 1813 skłoniła władze państwowe do rozpoczęcia systematycznej obserwacji stanu rzeki, gdyż we wcześniejszych dziesięcioleciach czyniono to nieregularnie lub nie podejmowano takich działań wcale.
Austriackie Centralne Biuro Hydrograficzne przystąpiło do prac jeszcze w tym samym roku. Biuro wykorzystało między innymi pierwsze zdjęcia topograficzne wykonane w rejonie górnej Wisły w latach 1772–1804, nazywane józefińskimi.
Z kolei w zaborze pruskim obserwacje tego rodzaju prowadzono już nieco wcześniej, natomiast po 1813 roku zaczęto publikować dokładne dane na temat zachowania się rzeki, w tym o szybkości przesuwania się fali oraz wysokości lustra wody. Zbliżone badania podjęły władze w Królestwie Polskim po 1815 roku, posiłkując się także coraz liczniejszymi wodowskazami, które instalowano głównie przy mostach.
Reklama
W Warszawie pierwszy wodowskaz zainstalowano w 1798 roku z inicjatywy Antoniego Magiery, a od kolejnego roku prowadzono notowania, podając dane w łokciach i calach. Od 1813 roku opisy powodzi są coraz dokładniejsze, dzięki czemu stało się możliwe planowanie ochrony przed żywiołem.
Coraz doskonalsze były opisy warunków atmosferycznych, hydrologicznych i hydraulicznych, których przygotowywaniem zajmowały się instytucje państwowe. Rok 1813 stał się punktem odniesienia dla wielu inicjatyw związanych z zabezpieczeniem przed powodziami i regulacją biegu rzeki.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Andrzeja Chwalby pt. Wisła. Biografia rzeki. Ukazała się ona w 2023 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego.