Wcześni Słowianie mieli swój własny, osobliwy rodzaj pieniędzy. Nie cenili złota i srebra w takim stopniu, co inne ludy, sięgali więc po „walutę” praktyczną, oddolną i zgodną z formą ich samowystarczalnej kultury. Pewne jej formy były w użytku nawet do XIV stulecia.
W typowych wioskach słowiańskich przez długi czas nie potrzebowano pieniędzy. Małe osady były samowystarczalne, a jeśli chciano zdobyć jakiś towar, to w zamian oferowano inny, na zasadach barteru.
Reklama
Na przykład gospodarz, który miał większy zapas sukna, mógł oddać je sąsiadowi, o ile ten przekazał mu chociażby nadwyżkę zboża albo kilka koszy owoców. W takim systemie nie istniały ceny, każda transakcja wymagała osobnych negocjacji, nie można też było mieć pewności, że znajdzie się osobę skłonną odkupić akurat te zapasy, które się posiadało.
Gdy nasilały się kontakty między różnymi osadami albo między wioskami a pobliskim grodem, w naturalny sposób zaczynano szukać wygodniejszych rozwiązań. Pewne przedmioty i surowce – względnie lekkie, łatwe w transporcie, niepsujące się i powszechnie uważane za wartościowe – stopniowo zyskiwały szczególne uznanie w handlu. Wymieniano się na nie, nawet gdy samemu ich nie potrzebowano, bo można było sądzić, że potem łatwo odsprzeda się je komuś innemu.
Za rzeczy o niewątpliwej wartości uchodziły na przykład sól albo wosk. Niektóre z takich ekwiwalentów z czasem zaczęły być traktowane wprost jak pieniądze: wyrażano w nich wartość innych dóbr i niemal każdy akceptował je przy transakcji.
Srebro, złoto i Słowianie
W świecie śródziemnomorskim już w czasach antyku podstawowym narzędziem wymiany stały się krążki wybijane z cenionych kruszców, zwłaszcza srebra i złota. Z takim pieniądzem bardzo wcześnie zetknęli się także Słowianie, ale początkowo nie wydał im się on chyba zbyt atrakcyjny.
Reklama
Charakterystyczna rzecz, że monety docierały w sporej ilości na południowe wybrzeża Bałtyku za czasów rzymskich i u zarania średniowiecza. Ten napływ ustał jednak nagle na początku VI wieku – a więc w czasie, gdy na tych terenach zaczęła się rozwijać wyraźnie odrębna i czytelna kultura słowiańska.
Archeolog Paul M. Barford domyśla się, że wcześni Słowianie nieszczególnie cenili kruszce, nie starali się ich importować i nie przyjmowali ich w zamian za własne towary.
W efekcie władze Imperium Bizantyńskiego były zdolne przekupywać srebrem albo złotem na przykład Awarów, ale w odniesieniu do Słowian podobne zabiegi długo nie wchodziły w rachubę. Dla tych bowiem, jak twierdzi brytyjski archeolog, „miarą bogactwa najwidoczniej było coś innego niż gromadzenie drogich metali”.
Słowiański pieniądz
Kruszec zaczęto bardziej cenić na Słowiańszczyźnie dopiero w obliczu rozwoju handlu dalekosiężnego, zwłaszcza od stulecia IX. Jego przydatność i praktyczność nadal nie była jednak oczywista.
Należy podkreślić, że we wczesnym średniowieczu w Europie Środkowej i Wschodniej nie działała jeszcze ani jedna kopalnia srebra lub złota, nie znano też ogółem jakichkolwiek złóż tych metali. Kruszce mogły napływać do regionu tylko z zewnątrz, w ilości, której nie dało się kontrolować. Lokalna tradycja wciąż zaś nie uzasadniała podejścia, zgodnie z którym akurat błyszczące się, lecz względnie miękkie i nieprzydatne w gospodarstwie srebro czy złoto powinno być traktowane jak coś wyznaczającego wartość wszystkiego innego.
Albo jeszcze zanim w handlu zaczęto używać srebra, albo wspólnie z nim, w regionie były stosowane inne środki pieniężne. Dla odróżnienia od pieniądza z kruszcu nazywa się je płacidłami. Według tradycyjnych opinii były to środki bardziej prymitywne i niedoskonałe, musiały więc z czasem ustąpić miejsca pieniądzom lepszym, bo metalowym. Taki tok rozumowania nie brzmi już dzisiaj zbyt przekonująco.
W rzeczywistości pieniądze słowiańskie pod pewnymi względami wręcz przewyższały monety. W regionie przyjęło się kilka rozwiązań, ale wszystkie, o których wiemy coś więcej, wiązały się z użyciem surowców, które nie tylko wyglądały na wartościowe, ale były autentycznie użyteczne. Można było nimi płacić, ale można też było wykorzystać je w domu i wiosce.
Reklama
Poza tym płacidła ze Słowiańszczyzny były jak gdyby pieniądzem oddolnym. Często dało się je wytwarzać samemu, w chałupniczych warunkach. Żadna władza nie była w stanie manipulować ich wartością ani kontrolować dostępu do nich. Był to więc pieniądz zdecentralizowany; taki, o którym także dzisiaj marzy wiele osób.
Chustki zamiast monet
Wśród Słowian zachodnich znany był pieniądz płócienny. Jacek Adamczyk, najlepszy polski ekspert od płacideł, ocenia, że mógł on wejść do użytku już na przełomie VIII i IX stulecia. Szczegóły na jego temat przekazują jednak źródła sporo późniejsze.
W połowie wieku X Ibrahim ibn Jakub donosił z zaskoczeniem, że na ziemiach czeskich wyrabiano na dużą skalę „lekkie chusteczki o nader cienkiej tkaninie na kształt siatki”. Miejscowi posiadali ich „całe naczynia”, a chustki „stanowiły u nich majątek” oraz wyrażano w nich „cenę wszelkich przedmiotów”. Za kawałki materiału dało się nabyć „pszenicę, mąkę, konie, złoto, srebro i wszelkie przedmioty”.
Podróżnik podał nawet przybliżoną wartość płacidła. Na podstawie jego relacji można się domyślać, że jedna chustka pozwalała zakupić żywność dla małej rodziny na jeden dzień.
Sam Ibrahim ibn Jakub utrzymywał, że tkaniny nie służyły do niczego poza płatnościami, a nawet – do niczego „nie były zdatne”. Badacze tematu raczej nie zgadzają się z taką oceną. Przybysz z Iberii, nieznający lokalnych stosunków i przyzwyczajony do posługiwania się srebrnymi monetami, zapewne nie rozumiał, że pieniądz może jednocześnie być surowcem.
Reklama
Z dzisiejszych interpretacji wynika, że w Kotlinie Czeskiej płacono zgrzebnym płótnem. Były to kawałki prostej tkaniny, jaką dało się wytwarzać w niemal dowolnej ziemiance. Ale tkaniny zdecydowanie użytecznej. Za walutę służył półprodukt niemal gotowy do wykorzystania.
Płaty wystarczyło zszyć, by uzyskać z nich chociażby worki, niezbędne w obejściu, albo koce, zapewniające większy komfort i ciepłotę podczas nocnego odpoczynku. Z „pieniężnej” tkaniny robiono pewnie nawet ubrania. Wartość takiego płacidła regulował rynek: oceniano ją według ilości pracy, jaką należało włożyć w wykonanie materiału oraz według zapotrzebowania na tekstylia, zawsze wysokiego w tradycyjnych społecznościach.
Czy na ziemiach polskich też płacono płóciennym pieniądzem?
O pieniądzu z płótna informuje także XII-wieczna kronika Helmolda, proboszcza z holsztyńskiego Bosau czy też Bozowa. Zgodnie z nią wśród słowiańskich mieszkańców Rugii w codziennych transakcjach używano nie złota czy srebra, przydatnych co najwyżej na ozdoby albo dary dla pogańskich bogów, ale „płatów lnianego płótna”. Kawałki materii pozwalały nabyć „cokolwiek byś chciał na rynku”. I znów chodziło zapewne o fragmenty najprostszego materiału wyrabianego domowymi metodami.
Pośrednie źródła sugerują, że płótnem być może płacono także gdzie indziej na Pomorzu, w tym na obszarze obecnie wchodzącym w skład Polski.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Poza tym badacze chętnie przytaczają argument językowy. Dość powszechnie przyjmuje się, że czasownik „płacić” wziął się od płatów płótna. Występuje on w takiej lub podobnej formie we wszystkich językach słowiańskich. To zaś pozwala sądzić, że pomysł płacenia tekstyliami rodził się w różnych regionach Słowiańszczyzny i długo pozostawał popularny.
Drugi rodzaj słowiańskich płacideł
Inny rodzaj płacideł upowszechnił się na wschodzie, nie tylko u Słowian, lecz także wśród Bułgarów Wołżańskich, Chazarów czy kupców wareskich. Mowa o pieniądzu futrzanym. Pod względem formy nie był on bardzo odmienny od rozwiązań znanych Czechom czy Pomorzanom.
Reklama
Także w tym wypadku za odpowiednik monet służyły kawałki materiału: tyle że skórzanego, a nie płóciennego. Odmienna była natomiast geneza zjawiska. Chustki stały się środkiem płatniczym oddolnie, w odpowiedzi na lokalne potrzeby. Posługiwano się nimi niezależnie od srebrnych monet, a przybysze z zewnątrz niewiele o tym zwyczaju wiedzieli. Dla porównania pieniądz futrzany wykształcił się wprost pod wpływem handlu dalekosiężnego i od początku miał związek z kruszcem.
Futra małych zwierząt leśnych, zwłaszcza wiewiórek i kun, ale też między innymi lisów oraz bobrów, stanowiły obok niewolników główny towar eksportowy wschodniej Europy. Wywożono je do świata muzułmańskiego, w zamian uzyskując między innymi srebro. A ponieważ handlarze arabscy kupowali futerka chętnie i niemal w dowolnej ilości, szybko zaczęto przypisywać im konkretną, względnie stałą wartość także na rynkach lokalnych, między innymi w słowiańskich grodach i osadach.
Proces miał swój początek w wieku VIII, a w stuleciach IX i X na Wschodzie chyba już dość powszechnie traktowano skórki kunie i wiewiórcze jako płacidło.
„Za te skórki kupują wszystkie rzeczy, od niewolnic aż do złota”
Pieniądz futrzany okazał się wprost imponująco trwały. Stał się swoistą walutą Rusi już u jej zarania i pozostał nią przez stulecia, stopniowo zyskując sankcję państwa. Różne odniesienia do niego można znaleźć na gramotach brzozowych, wczesnych zabytkach pisma ze wschodu.
Także inne źródła średniowieczne nazywają pieniądze i opłaty tak, jakby była mowa o drobnych zwierzętach. Obok wzmianek o srebrze występują więc też te o kunach, biełkach albo wiewiericach. Nie brakuje poza tym konkretnych opisów pozostawionych przez gości z zagranicy. Abū Hāmid al-Gharnātī, który odwiedził Kijów w połowie XII wieku, opowiadał:
Reklama
Za każdą skórkę [wiewiórczą] można u nich kupić bochenek znakomitego chleba, który wystarczy silnemu mężowi na jeden dzień. Za te skórki kupują wszystkie rzeczy, od niewolnic i niewolników aż do złota, srebra, bobrowych futer i innych potrzebnych towarów.
O użyciu takich skórek we Włodzimierzu Wołyńskim jeszcze w wieku XIV informowało źródło krzyżackie. Dopiero wtedy, w czasach, gdy nad Wisłą rządził Kazimierz Wielki, na Rusi zaczęto po raz pierwszy na dużą skalę emitować lokalne monety, które wreszcie mogły wyprzeć skórki zwierząt.
Ale w północnej części regionu futrami płacono nawet i stulecie później, a na obszarze wschodniej Rzeczpospolitej na dobre przyjęło się używanie słowa „kuna” w znaczeniu pieniędzy lub opłat. Relikty takiego zwyczaju były notowane nawet w wieku XIX.
Dlaczego słowiańskie pieniądze się nie zachowały?
Na codzienne potrzeby futerka i płaty tkanin były wystarczająco wytrzymałe. Dało się je przechowywać nawet przez lata albo dekady. Ale jednak nie przez stulecia. A już na pewno nie miały one dużych szans przetrwać tak długo zakopane w ziemi, narażone na wilgoć i procesy gnilne. W efekcie choć płacidła te są dobrze znane ze źródeł pisanych, to nie zachowały się w namacalnej postaci.
Co najwyżej o pojedynczych takich przedmiotach, na przykład wyciąganych z grobów, naukowcy piszą, że mogły pierwotnie służyć za pieniądz. Przykładów jest jednak bardzo niewiele, są dalece zniszczałe i budzą poważne wątpliwości.
****
Artykuł powstał na podstawie mojej nowej książki pt. Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To wnikliwe spojrzenie na początki Słowiańszczyzny, wykorzystujące najnowsze ustalenia naukowe. Poznaj życie codzienne, obyczaje i zagadkowe pochodzenie naszych przodków. Pozycja już dostępna w sprzedaży.