W 1741 roku uczestnicy Wielkiej Ekspedycji Północnej – jednej z najdroższych i najbardziej ambitnych wypraw naukowych w dziejach ludzkości, rozbili się na nieznanym dotąd, skutym lodem lądzie na wschód od Kamczatki: w miejscu, które w przyszłości zyska miano Wyspy Beringa. Na większość z nich czekała śmierć na skutek mrozu i szkorbutu. Ci, którzy przetrwali, zachowali jednak w pamięci innego, nieustępliwego przeciwnika. Na wyspie rozgorzała najprawdziwsza wojna gatunków.
Podczas drugiej nocy na lądzie zetknięto się po raz pierwszy z pewnym stworzeniem, które nie tylko potwierdzało teorię [uczestniczącego w wyprawie niemieckiego naturalisty, Georga] Stellera, iż miejscowe zwierzęta nie miały wcześniej kontaktu z ludźmi, lecz także miało naznaczyć ich zimę.
Reklama
Początek wojny
Był to lis niebieski, Vulpes beringensis, odmiana lisa polarnego. Zdawało się, że takich lisów jest tu nieskończenie wiele i nie były płochliwe. [Artysta Friedrich] Plenisner i [służący, Kozak Tomasz] Liepiechin z miejsca zastrzelili osiem, a Steller zanotował: „ich liczba i tłustość, podobnie jak fakt, że się nie boją, niezmiernie mnie zdumiały”.
Gdy we trzech usiedli przy niewielkim ognisku z kubkami herbaty w dłoniach, zjadłszy zupę z [kurowatego ptaka] pardwy, lis niebieski bezczelnie podszedł i capnął dwie pardwy „na naszych oczach”.
W ciągu kilku dni, od kiedy marynarze, powłócząc nogami, zdążali w stronę wydm, by przygotować obóz, wszyscy zaznajomili się blisko z tutejszymi lisami niebieskimi.
Kiedy uczestnicy ekspedycji zabrali się do budowy schronienia przed nadchodzącą zimą, powiększając szereg jam, Steller i [porucznik Sven] Waxell znaleźli w pobliżu wydm i rzeczki stado lisów; te zaczęły szarpać marynarzy za spodnie. Musieli odgonić je kopniakami i okrzykami.
Reklama
Starcie gatunków
Nie zdając sobie z tego sprawy, członkowie wyprawy wybrali na swój obóz problematyczne miejsce: wydmy były tymczasowymi bądź sezonowymi norami lisów.
Nie niepokojone przez całe wieki zwierzęta walczyły o swoje terytorium. Ostra walka gatunków przez kilka pierwszych tygodni była bardzo brutalna i bezlitosna, a ciągnęła się miesiącami.
Steller donosił później, że lisy mają także inne miejsca zamieszkania, a latem „szczególnie lubią urządzać sobie legowiska w górach i na ich skraju”. Jednak przez większą część listopada i grudnia ciągnęło je zwłaszcza do obozu ludzi wśród wydm piaskowych.
Zabili sześćdziesiąt lisów w trzy godziny
Marynarze wykopali i powiększyli jamy, a następnie zbili prymitywny szkielet z wyrzuconego na brzeg drzewa, do którego przytwierdzili lisie skóry i resztki podartych żagli. Ale praca szła powoli, ponieważ nawet ci, którzy byli w stanie się zbudzić, ledwie mogli ustać, nie wspominając o ciężkiej robocie.
Reklama
Śmierć stanowiła element rutyny, a w prowizorycznych schronieniach nie było miejsca na ciała.
Wokół obozu roiło się od lisów, które z pokrytych śniegiem wzgórz wabił zapach jedzenia. Zwierzęta, coraz agresywniejsze, kradły ubrania i koce, a także wlekły za sobą narzędzia i przybory.
Pewnego razu Steller i Plenisner przy pomocy noży i siekiery zabili w ciągu trzech godzin sześćdziesiąt lisów, po czym wykorzystali ich truchła do podparcia ścian chatynek.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Kradły wszystko, co zdołały porwać”
Lisy „wpychały się do naszych kwater i kradły wszystko, co zdołały porwać, w tym przedmioty, które były dla nich bezużyteczne, jak noże, kije, torby, buty, skarpety, czapki. […] Często zdarzało się, że gdy skórowaliśmy zwierzęta, musieliśmy zadźgać nożami dwa czy trzy kolejne, ponieważ chciały wydrzeć nam mięso z rąk”.
Lisy przychodziły także nocami, by zedrzeć ubrania z bezbronnych chorych i ciągnąć za ich buty; robiły to, dopóki się ich nie odegnało.
„Nikt nie mógł się załatwić bez kija w ręku”
Gdy jednej nocy pewien marynarz na klęczkach chciał oddać mocz pod chatką, lis chapnął go za nieosłoniętą część i pomimo okrzyków nie chciał szybko puścić.
Nikt nie mógł się załatwić bez kija w ręku, a one natychmiast pożerały ekskrementy równie skwapliwie, co świnie.
Reklama
Lisy zakradały się do obozu o każdej porze i oddawały kał bądź mocz na odzież lub prowiant, paskudząc je, tego samego próbowały także ze śpiącymi marynarzami.
W swej wstrząsającej relacji Waxell opisywał, jak to lisy „zjadały ręce i nogi ciał, zanim mieliśmy czas je pochować”.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Ta katastrofa mogła zmienić historię. Jeden z najsłynniejszych Polaków był o krok od śmierci„Ciągnęliśmy więźniów za ogony na egzekucję”
Aby ochronić siebie, marynarze zostali popchnięci do bezmyślnej rzezi. Wyrzynali zarówno młode, jak i dorosłe osobniki i torturowali je, gdy było to możliwe.
„Każdego ranka” – pisał Steller — „ciągnęliśmy za ogony naszych więźniów, których pojmaliśmy żywcem, na egzekucję przed koszarami, gdzie części ścinano głowy, a innym łamano nogi lub choć jedną, a potem odrąbywano ogony. Jednym wyłupialiśmy oczy, inne wieszaliśmy żywcem za łapy, żeby się wzajem zagryzły. Niektóre były przypalane, inne chłostane na śmierć kańczugami”.
Niemniej lisy miesiącami nie odpuszczały: powracały nawet po torturach, kuśtykając na trzech nogach za swymi towarzyszami, warcząc i ujadając tak samo głośno jak pozostałe.
Marynarze zdejmowali czasem skórę z martwego zwierzęcia i rzucali truchło do pobliskiego dołu, na co zbiegały się inne, by pożreć poległego w boju kompana, a potem samemu zginąć pod uderzeniami pałek.
„Cuchnące, wstrętne i znienawidzone”
Choć Steller był zwykle drobiazgowy i dokładny w swych spostrzeżeniach świata natury, gdy pojawia się kwestia dokuczliwych lisów niebieskich, do jego pisania zakrada się lekki ślad braku szacunku.
„Śmierdzą dużo bardziej od lisów rudych” — stwierdzał. – „W czasie rui spółkują dniem i nocą i jak psy gryzą się nawzajem okrutnie z zazdrości. Sama kopulacja odbywa się przy ciągłym akompaniamencie kociej muzyki”.
Reklama
Nie ośmielili się jednak ich wytępić, o ile w ogóle było to możliwe w ich opłakanym stanie, na wypadek gdyby trzeba było się nimi później posilać; wydry i foki mogły bowiem zniknąć. Wszyscy bali się „konieczności jedzenia cuchnących, wstrętnych i znienawidzonych lisów”.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Stephena R. Bowna pt. Wyspa niebieskich lisów. Legendarna wyprawa Beringa (Wydawnictwo Poznańskie 2020).
Polecamy
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
7 komentarzy