Pomysł małych poletek w mieście nie był przed II wojną światową żadną nowinką nad Wisłą. Polski Związek Działkowców podaje, że już w 1918 roku na terenie kraju istniało 19 miejskich ogrodów działkowych z 2064 działkami, o łącznej powierzchni ponad siedemdziesięciu hektarów. Ich liczba wzrastała z roku na rok i w przededniu kampanii wrześniowej była wprost imponująca.
Polacy cieszyli się wówczas 606 ogrodami w różnych miastach, z prawie 50 000 działek, które zajmowały ponad 3000 hektarów.
Reklama
Działkowcy ze Śląska chlubili się na łamach własnej prasy „łagodzącym oddziaływaniem środowisk pięknej przyrody ogródków działkowych”. Zarząd Towarzystwa Ogrodu Działkowego „Płaszów” z Krakowa sypał razem z innymi Polakami kopiec Marszałka Piłsudskiego. A działacze ruchu z Poznania gościli międzynarodowy oraz krajowy kongres działkowców.
Inicjatywa uprawy małych enklaw zieleni, dostarczających mieszkańcom miast własnych świeżych warzyw rozwijała się w II Rzeczpospolitej nad wyraz prężnie.
Niemieckie władze okupacyjne wobec polskich działkowców
Także okupant doskonale zdawał sobie sprawę z potencjału tkwiącego w działkownictwie. Już w kwietniu 1940 roku w jawnej prasie ukazała się informacja, że miejskie ośrodki zdrowia i opieki społecznej przyjmują zapisy na ogródki działkowe.
W gadzinówce „Nowy Kurier Warszawski” niemieckie władze okupacyjne informowały, że w Warszawie i okolicach przeznaczono pod uprawy w sumie 300 hektarów ziemi, podzielonych na ogródki o powierzchni 500 m2 każdy. Po jakimś czasie jeszcze je okrojono, do zaledwie 400 m2.
Reklama
Działka w walce z głodem
Co z takim spłachetkiem miał zrobić przeciętny mieszczuch? Oczywiście zacząć go uprawiać, by podreperować budżet swojej rodziny. Problem polegał na tym, że ogródki niekoniecznie trafiały w ręce przedwojennych działkowców. Częściej „zdobywały” je dobrze sytuowane, ale zupełnie zagubione damy.
Przed wybuchem wojny martwiły się wyłącznie o to, czy służąca uczciwie rozlicza się z nimi za zakupy. W tamtym życiu byłyby gotowe uwierzyć, że jarzyny rosną na straganie. Teraz miału z dnia na dzień stworzyć własną plantację. W sukurs zagubionym przyszli wydawcy nieocenionej Biblioteczki Życia Praktycznego.
W ramach tej serii ukazywały się niewielkie książeczki z poradami ułatwiającymi przeżycie w okupacyjnej rzeczywistości. Do ich napisania wydawca, czyli Obywatelski Komitet Pomocy, zaangażował wybitnych polskich naukowców, którzy nie mogli w latach wojny pracować w swoim zawodzie.
W zacnym gronie znalazł się między innymi botanik Stefan Ziobrowski. Na potrzeby Biblioteczki napisał on broszurkę Mały ogródek warzywny, która pod okupacją doczekała się kilku wydań. To właśnie ta książeczka krok po kroku tłumaczyła kompletnym nowicjuszom jak założyć ogródek, jak go pielęgnować, kiedy siać, oraz kiedy zbierać.
Reklama
Czy dało się wyżywić rodzinę z ogródka działkowego?
Oficjalne ogródki działkowe miały zazwyczaj po kilkaset metrów kwadratowych powierzchni. Zdaniem Ziobrowskiego, przy dobrym gospodarowaniu, taka powierzchnia powinna spokojnie wystarczyć do wyżywienia 4 – 5 osobowej rodziny.
Tylko ziemniaki na zimę gospodyni miała dokupić osobno. Uprawę należało zacząć od ustalenia, co i w jakiej ilości ma rosnąć na działce. Wybór był wbrew pozorom naprawdę spory. Po podjęciu decyzji gospodyni kierowała swoje kroki do sklepu z nasionami i narzędziami rolniczymi.
Autor Małego ogródka warzywnego polecał przy tym, by początkujący nabywali gotowe sadzonki niektórych roślin. Doświadczeni ogrodnicy produkują je niezmiennie także i dzisiaj, korzystając ze szklarni i inspektów. Nowicjusze, których do grzebania w ziemi zmusiły okupacyjne warunki, nie dysponowali takimi udogodnieniami i potrzebną wiedzą.
Ziemniaki na pierwsze, na drugie i trzecie
Najczęściej na działkach uprawiane były ziemniaki. Maria Kwiatkowska po latach wspominała: „kochane polskie ziemniaki, ile osób przeżyło dzięki nim!” Trudno kłócić się z tą opinią.
Reklama
Z 300 m2 uprawy obsadzonej 60 kilogramami ziemniaków można było uzyskać ich aż 900 kilogramów. Może i nie zapewniało to stuprocentowego pokrycia zapotrzebowania przeciętnej rodziny, jednak w połączeniu z żywnością przydziałową, oddalało widmo głodu.
Obok ziemniaków uprawiano także i inne warzywa. Gospodynie wybierały te, których używały na co dzień w kuchni. Na grządkach tuż przy kartoflisku rosły przede wszystkim kapusta, cebula, marchew, pietruszka, pomidory, ogórki, sałaty, fasola, rzodkiew, rzepa, buraki.
Znajdywano miejsce również na rośliny dzisiaj już nieco zapomniane i nieczęsto uprawiane w przydomowych ogródkach. Warto wymienić między innymi jarmuż, skorzonerę (zwaną wężymordem) i brukiew (zwaną także karpielą).
***
Fascynującą historię kobiecej sztuki przetrwania podczas II wojny światowej poznacie w książce Oli Zaprutko-Janickiej pt. Okupacja od kuchni. Powyższy tekst pochodzi właśnie z niej. Nowa edycja książki wreszcie jest dostępna w sprzedaży (Wydawnictwo Poznańskie 2024).