Ogrody, a przynajmniej ogródki monarsze, istniały na Wawelu zapewne już w średniowieczu. Ich tradycję kontynuowano za czasów Zygmunta Starego, o czym doskonale świadczy list, jaki król wysłał do swojej pierwszej żony Barbary Zápolyi w roku 1515. Zaniepokojony słabym zdrowiem małżonki Jagiellon zalecał, by ta podczas pobytu na Wawelu „dla odpoczynku ducha i ćwiczenia cielesnego przechadzała się w naszym ogrodzie”.
Nie znamy podobnych porad z okresu związku Zygmunta Starego z Boną Sforzą – najsłynniejszą mieszkanką zamku na Wawelu w dobie renesansu. Nic dziwnego.
Reklama
Z jednej strony, zaradna i samodzielna Włoszka nie potrzebowała, żeby ktokolwiek dawał jej życiowe instrukcje. Z drugiej – wielka przebudowa pałacu, którą prowadzono za jej czasów, wymusiła tymczasową likwidację monarszych ogrodów, usytuowanych na wschód od zabudowań zamku górnego, między murem głównym a przedmurzem.
Zniszczone ogrody
Bona dysponowała zieloną przestrzenią pod Wawelem, poza tym pielęgnowała piękny, reprezentacyjny ogród w podkrakowskim Łobzowie. Jednak na samym wzgórzu wawelskim dawniej obsadzony i pielęgnowany obszar trzeba było na wiele lat oddać do dyspozycji ekip budowlanych. Trzymano tam między innymi wapno i piasek.
Dopiero na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych XVI wieku dało się przystąpić do porządkowania zaplecza rezydencji. Ogrody królewskie powróciły na obszar usytuowany teraz na tyłach tak zwanego trzeciego pałacu – ostatniego z przebudowanych skrzydeł zamkowych, położonego po stronie wschodniej.
Składały się z dwóch głównych części: górnej i dolnej, dzisiaj opowiem jednak tylko o tej pierwszej.
Ogród na górnym tarasie
Taras górny znajdował się bezpośrednio przy rezydencji, na zbliżonym do prostokąta obszarze o powierzchni około 300 m2. Od zachodu zamykały go ściany pałacu, od północy znajdowała się wieża Duńska, od południa zaś Jordanka – baszta ukośnie wtopiona w bryłę zamku na Wawelu. Wschodnią granicę tarasu stanowiło średniowieczne przedmurze.
Reklama
Badania archeologiczne prowadzone na przełomie XX i XXI wieku pozwoliły dość dobrze poznać renesansową formę tej części ogrodów.
Wychodziło się do niej z pałacu aż na trzy sposoby. Ganek z kamiennymi schodkami łączył taras z główną sienią schodową skrzydła wschodniego. Obok wieży Jordanki zbudowano też dodatkowe kręcone schodki, prowadzące bezpośrednio do pokojów młodego króla, Zygmunta Augusta. Wreszcie były jeszcze trzecie drzwi, pozwalające dostać się do zamkowej studni, wykorzystywanej zapewne w celu podlewania upraw.
Sam ogród otrzymał formę regularnej kratownicy, odpowiadał więc tak charakterystycznemu dla epoki zamiłowaniu do symetrii i regularności. Spod ziemi odkopano ślady ścieżek wyłożonych cegłą, krzyżujących się pod kątem prostym. Pomiędzy nimi w czasach Bony Sforzy znajdowało się co najmniej dwanaście prostokątnych kwater.
Dalsze szczegóły zdradzają rachunki dworskie. Dzięki tym dokumentom wiadomo, że w kwaterach były ustawiane drewniane skrzynie, wypełnione czarnoziemem przetransportowanym na Wawel na wielu wozach.
Reklama
W ogrodzie górnym stanęły ponadto ławki oraz niewielka altana, zapewne od strony północnej. Ten budyneczek wypoczynkowy zniknął w pomroce dziejów. Ogólny układ górnego ogrodu został natomiast odtworzony na początku XXI stulecia. Dzisiaj znów znajdują się tam podniesione rabaty, rozdzielone ceglanymi chodnikami.
Prywatna przestrzeń królowej
Ogród, choć przylegał do skrzydła wschodniego, przeznaczonego dla następcy tronu, był domeną najjaśniejszej pani. Zachowała się wzmianka o nim jako o „małym ogrodzie królowej” – w odróżnieniu od tych wielkich, ulokowanych poza Wawelem.
Założenie miało charakter ozdobny, cieszyło oczy zarówno z bliska, jak i z okien rezydencji. Poza tym było to także herbarium monarchini. Rachunki pozwalają sądzić, że na polecenie Bony uprawiano między innymi bazylię, marzankę, majeranek czy rozmaryn.
„Miłośniczka roślin trujących”?
Doktor Jerzy Firlet przypomina, że pochodząca z Włoch władczyni była „uznaną miłośniczką roślin leczniczych i… trujących”. Pierwszy szczegół nie ulega wątpliwości, co innego drugi.
Bona wywodziła się oczywiście z rodu słynącego z biegłości w sztuce skrytobójstwa. Krążyło również wiele plotek na temat mordów, jakich dokonała osobiście lub rękami najętych zbirów. Paszkwile kolportowane przez wrogów monarchini niewiele mają jednak wspólnego z historyczną rzeczywistością.
Bonie nie da się udowodnić żadnego zamachu. Albo więc królowa była bardziej ostrożna od krewniaków, albo też wolała stawiać na takie środki nacisku, które nie wymagały ścierania krwi i kopania grobów.
Reklama
Duże nadzieje na to, że uda się wskazać, co faktycznie żona Zygmunta Starego uprawiała na górnym tarasie, wiązano z badaniem gleby i zachowanych w niej pyłków. Wnioski płynące z analiz botanicznych okazały się jednak rozczarowujące.
Jak wyjaśnia profesor Dorota Nalepka, udało się potwierdzić, że ziemia w grządkach Bony została przywieziona spoza Wawelu, z terenów podmokłych. Nie odkryto natomiast śladów po konkretnych ziołach, zwłaszcza tych „tajemniczych, jak głoszą legendy”.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.