Trwające od stycznia do maja 1944 roku walki o Monte Cassino były najkrwawszą bitwą II wojny światowej na froncie zachodnim. Wzgórze z ruinami klasztoru udało się zająć dopiero 18 maja. Oto jaki widok ukazał się pierwszym polskim żołnierzom, którzy wkroczyli do tego, co zostało ze średniowiecznego opactwa.
Rozpoczynając na początku września 1943 roku inwazję na Półwysep Apeniński Amerykanie i Brytyjczycy liczyli, że ich wojska szybko zajmą całe Włochy. Szczególnie, że aliantom udało się porozumieć z władzami w Rzymie, które zdecydowały się przejść na ich stronę. Plan jednak się nie powiódł.
Reklama
Biała flaga nad Monte Cassino
Przewidując taki obrót spraw Niemcy rozpoczęli okupację kraju i przygotowali silnie ufortyfikowane pozycje obronne na tak zwanej Linii Gustawa, która blokowała aliantom drogę do Rzymu. Jej kluczowym punktem było miasteczko Cassino i górujące nad nim wzgórze ze słynnym klasztorem benedyktynów.
Walki o Monte Cassino rozpoczęły się w drugiej połowie stycznia 1944 roku i przeciągnęły się aż do maja. Podczas zakończonych niepowodzeniem trzech wielkich szturmów wzgórze próbowali zdobyć Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi, Nowozelandczycy, Marokańczycy, Algierczycy oraz Hindusi. W decydującej czwartej operacji o kryptonimie Honker kluczową rolę odegrał 2. Korpus Polski generała Andersa.
Szturm rozpoczął się 11 maja, jednak i tym razem Niemcy bronili się tak zaciekle, że następnego dnia atak został przerwany. Kolejną próbę podjęto 17 maja. Dopiero wówczas walki o Monte Cassino wreszcie zakończyły się dla aliantów powodzeniem.
Duży udział w polskim sukcesie miało przełamanie Linii Gustawa nad rzeką Rapido przez francuskie wojska kolonialne. Zmusiło to bowiem Niemców do wycofania się na północ. Jak czytamy w książce Matthew Parkera pt. Monte Cassino. Bitwa narodów II wojny światowej:
Reklama
Wczesnym rankiem 18 maja na ruinach klasztoru Monte Cassino zatknięto poszarpaną białą flagę. Pułkownik Łakiński, polski oficer artylerii, dostrzegł ją ze stanowiska obserwacyjnego i skontaktował się z dowódcą brygady dywizji karpackiej, żeby przekazać mu tę wiadomość.
„Początkowo nie chciał uwierzyć, że Niemcy się poddali — mówi Łakiński. — Gdy w końcu go przekonałem, poprosiłem, żeby wysłano do klasztoru patrol z naszą flagą narodową, ale powiedziano mi, że piechota jest zbyt wyczerpana. Więc skontaktowałem się z naszą brygadą kawalerii ( … ) i poprosiłem, żeby wysłali kogoś na Monte Cassino”.
Zostali tylko ranni
Do przeprowadzenia patrolu wyznaczono podporucznika Kazimierza Gurbiela z 1. Szwadronu 12. Pułku Ułanów Podolskich. Około godziny 8.00 wraz z dwunastką podkomendnych oficer rozpoczął wspinaczkę po stromym zboczu wzgórza. Po pokonaniu pól minowych Gurbiel pozostawił połowę swoich ludzi, aby go ubezpieczali i ruszył do samego klasztoru.
Na miejsce Polacy dotarli około 9.30. Po sforsowaniu zrujnowanych – w wyniku alianckiego nalotu i późniejszego ostrzału artyleryjskiego – murów klasztoru zaczęli wzywać po niemiecku obrońców do poddania się. Po chwili wyłoniło się kilkunastu spadochroniarzy. Cytowany przez Matthew Parkera podporucznik Gurbiel wspominał, że byli oni:
Reklama
(…) w bandażach i łachmanach, nie ogoleni, brudni. Gdy zauważyli na mundurach polskie orzełki, pobledli ze strachu. Powiedziałem im przez [znającego niemiecki sierżanta] Wadasa, żeby się nie bali. Wtedy jeden z moich ułanów powiedział: „Poruczniku, tu jest jakiś otwór”.
Wąskie przejście prowadziło do krypty świętego Benedykta, gdzie w czasie walk znajdował się punkt medyczny. To co zobaczył polski oficer zrobiło na nim wstrząsające wrażenie:
W pobliżu ołtarza — między skrzyniami ze zwłokami, na złotych ornatach — leżało trzech ciężko rannych młodych spadochroniarzy. Prawie chłopcy. (…) Towarzysze zostawili im chleb, wodę i puszki z jedzeniem.
„Nic wam się nie stanie”
W powietrzu unosił się trudny do wytrzymania odór. W krypcie znajdowało się bowiem wiele ciał, których w trakcie walk nie było jak pochować. Ranni Niemcy byli przerażeni, spodziewali się bowiem najgorszego. Ich obawy były jednak bezpodstawne.
Polski oficer zapewnił ich przez tłumacza: „Nie martwcie się, chłopcy, nic wam się nie stanie”. Jak czytamy dalej w książce Monte Cassino. Bitwa narodów II wojny światowej, „Gurbiel szybko opuścił kryptę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, i posłał żołnierza po noszowych, aby zabrać tych trzech rannych”.
Reklama
Nikt nie mógł znaleźć polskiej flagi, ale 09.50 Gurbiel wbił gałąź z proporcem 12. Pułku Ułanów Podolskich, pospiesznie zszytym z części flagi Czerwonego Krzyża i niebieskiej chustki do nosa. „Po tych wszystkich walkach przez wszystkie te miesiące — mówi — klasztor został zdobyty bez jednego wystrzału”. Wkrótce potem dowódca drużyny Czech zagrał na trąbce hejnał mariacki (…).
Dowódca drużyny Choma wspomina tę chwilę: „Coś ścisnęło mnie za gardło, gdy wśród pobrzmiewającego echem huku dział dobiegły z opactwa dźwięki hejnału. (…) Ci żołnierze, zahartowani w wielu bitwach, którzy aż za dobrze poznali wstrząsającą rozrzutność śmierci na zboczach Monte Cassino, płakali jak dzieci, gdy po latach tułaczki usłyszeli nie z radia, ale z dotąd niezwyciężonej niemieckiej twierdzy głos Polski, melodię hejnału”.
Bitwa narodów II wojny światowej
Bibliografia
- Matthew Parker, Monte Cassino. Bitwa narodów II wojny światowej, Dom Wydawniczy Rebis 2024.