Bizantyńscy autorzy, którzy w połowie VI wieku jako pierwsi zaczęli opisywać wcześniej nieznaną społeczność Słowian, na każdym kroku podkreślali, że był to lud pogrążony w zamęcie, pozbawiony przywódców, a do tego niezdolny skutecznie sobą rządzić. Potem podobną perspektywę powielali autorzy z ziem Franków. Okazała się ona tak wpływowa i przekonująca, że do dzisiaj wielu historyków bezwiednie powtarza, że dopiero przybysz z zachodu, kupiec Samo, był pierwszym królem Słowian i twórcą najstarszego słowiańskiego państwa. To on, w VII wieku, miał zaszczepić u Słowian cywilizację.
Taka wizja wczesnej Słowiańszczyzny nie zrodziła się na bazie faktów, ale uprzedzeń oraz z góry przyjętych założeń. Nie ma ona wiele wspólnego z historyczną rzeczywistością.
Reklama
Bizantyńscy autorzy lubowali się w opisach zamętu cechującego ponoć wszystkie słowiańskie społeczeństwa. Zupełnie rozmyślnie starali się podważać status nowych sąsiadów, poprzez dowodzenie, że ci stanowią tylko wzburzoną, chaotyczną masę. I że siłą rzeczy zasługują na etykietę barbarzyńców.
Przyjęta postawa sprawiła, że w źródłach spisywanych w Konstantynopolu niewiele wspominano o organizacji Słowian i ich przywódcach. Nie wszystkie fakty udało się jednak przemilczeń i doszczętnie wymazać.
Kronikarze z ostatniej istniejącej części Cesarstwa Rzymskiego nie byli wcale tak konsekwentni i jednoznaczni, jak można by sądzić. Obok komentarzy o tym, że Słowianie nie mieli wodzów i nie podporządkowywali się nikomu, w źródłach powstałych w imperium wschodnim paradoksalnie padają też wzmianki o… konkretnych przywódcach. Niekiedy przytaczano nawet ich imiona. Warto o tym przypomnieć, bo wciąż pokutuje mylny pogląd, że pierwsi silni liderzy pojawili się u Słowian dopiero w VII stuleciu, za sprawą frankijskiej kupca Samona.
Archonci, hegemoni, wodzowie
Jordanes (autor jednego z najstarszych źródeł poświęconych Słowianom) twierdził w połowie VI stulecia, że Antowie, drugi obok Sklawenów wielki odłam ludów słowiańskich, mieli swojego „króla” Boza, którego otaczało aż siedemdziesięciu naczelników, niższych wodzów.
Reklama
Wielu historyków powątpiewa, czy akurat te informacje, o ile w ogóle były prawdziwe, faktycznie odnosiły się do struktur słowiańskich. Ale też inni autorzy odnotowywali istnienie rodzimych „archontów” albo „hegemonów” kierujących Słowianami.
Menander Protektor pisał przed końcem VI stulecia o przywódcy Sklawinów imieniem Daurentinus. W nieznacznie późniejszych zapiskach Teofilakta Simokatty można znaleźć już kilku różnych wodzów. Autor przedstawiał ich z grecka, choć usiłuje się też rekonstruować pierwotne, słowiańskie formy ich imion. Na przykład, gdy była mowa o Mousokiosie, chodziło być może o człowieka imieniem Mężyk. Z kolei Peiragastos mógł być Pirogastem.
Wszystko to byli, według historyków, naczelnicy różnych plemion. Ciekawe detale da się też odnaleźć w zbiorze cudów świętego Dymitra z początku VII stulecia. Autor pragnął podkreślić moc patrona i wartość sprawowanej przez niego opieki. Dlatego opowiedział, że atakiem Słowian na Tesalonikę kierował jeden zuchwały wódz o imieniu Chatzon. Miał on za sobą siły pięciu wspólnot, ale dzięki solennym modlitwom obrońców i tak nie osiągnął celu. Dostał się do niewoli i został ukamienowany.
Nie wiadomo oczywiście, jaki był charakter i zakres władzy tego człowieka. Także w odniesieniu do innych wymienionych wodzów nie da się stwierdzić, czy ich rządy były trwałe, czy też powoływano ich tylko na czas wypraw łupieżczych. Tak samo nie wiemy, czy kompetencje wodzów ograniczały się do spraw wojny, czy obejmowały też sfery prawa i porządku w okresie pokoju. Zapewne w różnych miejscach decydowano się na różne rozwiązania.
Co kryło się za rzekomą anarchią wczesnych Słowian?
W każdym razie uważna lektura bizantyńskich źródeł skłania do wniosku, że opisywano w nich nie tyle prawdziwą anarchię, co raczej rozdrobnienie polityczne i niestałość władzy.
Jeśli na przykład Pseudo-Cezariusz opowiadał o przywódcach Słowian mordowanych w podróży albo podczas uczty, to najwidoczniej był świadomy, że pojedynczych ludzi powoływano do rządów bądź przejmowali oni kontrolę siłą. Pseudo-Maurycy wypowiedział się nawet konkretniej. Stwierdził, że Słowianie mieli „wielu królików, pozostających ze sobą w niezgodzie”. Ten komentarz nie służył już jednak stylizacji.
Reklama
Był fragmentem konkretnych porad adresowanych do bizantyńskich dowódców wojskowych zmagających się z wrogą i nieznaną falą. Dlatego autor nie bruździł, lecz konkretnie instruował, że powinno się próbować zachęcać niektórych słowiańskich wodzów, zwłaszcza tych „siedzących blisko pogranicza”, do współpracy z użyciem „namowy i darów”.
Przestrzegał poza tym, że najgorszym rozwiązaniem byłoby wypowiedzenie walnej wojny wszystkim Słowianom. Taki krok mógłby bowiem „zaprowadzić u nich jedność, a nawet jedynowładztwo”.
Jak widać, kiedy chodziło nie o straszenie i obrzydzanie wroga, ale o stawianie poważnych diagnoz, zdawano sobie sprawę, że Słowianie jak najbardziej byli zdolni do kooperacji. Tyle że okoliczności polityczne zwykle nie zmuszały ich do jedności.
Zafałszowany obraz rzeczywistości
Uprzedzenia sprawiały, że o wczesnych słowiańskich przywódcach pisano zdawkowo i w sposób tendencyjny. Niekiedy wręcz celowo kamuflowano szczegóły, by wzmocnić oczekiwany obraz zacofania. Rzecz nie dotyczy tylko źródeł bizantyńskich, ale i zachodnich.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Do myślenia daje przypadek Pawła Diakona – mnicha z klasztoru na Monte Cassino, który w drugiej połowie VIII wieku spisał Historię Longobardów. Skryba pochodził z rodziny, która miała dość wyjątkowe doświadczenia w kontakcie ze Słowianami.
Jego prapradziadek został ponoć schwytany przez Awarów, ale zdołał uciec i ostatkiem sił dowlókł się do słowiańskiej wioski. Tam nie tylko nie został uwięziony, ale znalazł wsparcie. Jakaś uczynna kobieta przyjęła go do swego domu, zapewniła mu wyżywienie i pielęgnowała go tak długo, aż wrócił do sił i mógł podjąć dalszą podróż.
Reklama
Paweł Diakon nie ukrywał tej historii. Ale mimo to pisał o ogóle Słowian, że to bandyci, ukrywał, że dzielą się oni na grupy i wspólnoty o odrębnych nazwach, a poza tym nie wspominał o jakichkolwiek słowiańskich władcach w regionie graniczącym z Italią, choć wiadomo z całą pewnością, że tacy istnieli już za jego czasów.
Wszystkie te szczegóły nie pasowały jednak do stereotypowego obrazu zanarchizowanych zastępów „zuchwałych” i „upartych” barbarzyńców.
****
Artykuł powstał na podstawie mojej książki pt. Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To wnikliwe spojrzenie na początki Słowiańszczyzny, wykorzystujące najnowsze ustalenia naukowe. Poznaj życie codzienne, obyczaje i zagadkowe pochodzenie naszych przodków. Dowiedz się więcej na Empik.com.