17 września 1944 roku tysiące angielskich i amerykańskich spadochroniarzy zostało zrzuconych nad Holandią. Tak zaczęła się największa operacja z udziałem wojsk powietrznodesantowych w czasie II wojny światowej, której nadano kryptonim „Market Garden”. Jednym z kluczowych zadań alianckich spadochroniarzy było zajęcie przeprawy kołowej w Arnhem. Ta sztuka im się jednak nie udała. O tym, jak Niemcy powstrzymali atak angielskich żołnierzy pisze Anthony Tucker-Jones w książce Most diabła. Arnhem 1944.
Rankiem 17 września [dowódca 9. Dywizji Pancernej SS] SS-Obersturmbannführer [Walther] Harzer przebywał w koszarach Hoenderloo na północ od Arnhem i Deelen, gdzie dokonywał przeglądu niedobitków z jego dywizji. „Był słoneczny dzień – wspominał – typowo cicha i spokojna niedziela”. (…)
Reklama
Dwie kluczowe szosy
Harzer cieszył się perspektywą powrotu do domu, zamierzał bowiem właśnie tam świętować swoje urodziny. SS-Oberführer Harmel miał tej nocy wrócić z Niemiec. „Kiedy żołnierze rozeszli się do swoich kwater, udałem się z oficerami do kasyna na obiad – wspominał Harzer. – Zobaczyliśmy wtedy na niebie Arnhem pierwsze brytyjskie spadochrony”.
Widok ten nie zaniepokoił zbytnio Harzera i nie zamierzał on z tego powodu zmieniać swoich planów. Doszedł do wniosku, że „na tym etapie nie można było ocenić, czy to zakrojona na większą skalę operacja, więc spokojnie zasiedliśmy do obiadu”. (…)
Niebawem jednak zatelefonował [SS-Obergruppenführer Wilhelm] Bittrich, nakazując mu przenieść stanowisko dowodzenia do budynku szkoły na północnym przedmieściu Arnhem. Harzer szybko uznał, że dla utrzymania miasta kluczowe znaczenie miało kontrolowanie dwóch szos prowadzących do niego od zachodu: Utrecht–Arnhem i Ede–Arnhem.
Jeśli zdoła okrakiem zaryglować obie te arterie, to brytyjskie wojska powietrznodesantowe nie dotrą do miasta. Popełnił jednak błąd, nie dostrzegając znaczenia jeszcze jednej drogi, biegnącej wzdłuż rzeki. To właśnie tamtędy Brytyjczycy mieli podejść do mostu drogowego w Arnhem.
Rozkazy dla artylerzystów
Harzer wiedział, że dla powstrzymania ataku przeciwnika musi jak najszybciej przerzucić swoich ludzi do Oosterbeek. Problemem jednak był stan pojazdów, których ponowne doprowadzenie do stanu używalności po celowym demontażu elementów jezdnych musiało potrwać wiele godzin. Musiał działać natychmiast, dlatego wezwał przebywającego na północny wschód od Arnhem dowódcę artylerii dywizyjnej, SS-Obersturmbannführera Ludwiga Spindlera, i rozkazał mu zająć pozycje obronne pomiędzy Dolnym Renem a dworcem kolejowym w Arnhem.
Spindler miał objąć dowództwo nad swoimi artylerzystami oraz grenadierami pancernymi z obu dywizyjnych pułków. SS-Hauptsturmführer Hans Möller, dowódca batalionu saperów, otrzymał podobne rozkazy i miał bronić obszaru na wschód od parku Den Brink w pobliżu dworca. Linia kolejowa przebiegała łukiem wokół zachodnich przedmieść, stanowiąc dogodne oparcie dla obrońców. Park Den Brink górował nad terenem położonym za nią.
Reklama
Następnie Harzer skontaktował się z SS-Hauptsturmführerem Klausem von Allwordenem, dowodzącym tym, co jeszcze pozostało z dywizyjnego batalionu niszczycieli czołgów w Apeldoorn na północny wschód od Hoenderloo. Von Allworden zameldował, że ma około 120 żołnierzy, kilka dział samobieżnych i parę holowanych armat przeciwpancernych kal. 75 mm. Harzer rozkazał mu zająć pozycje na północ od Arnhem. (…)
Powrót trwający ponad 11 godzin
Harmel przebywał w Bad Saarnow pod Berlinem u SS-Brigadeführera Hansa Jüttnera, szefa Głównego Urzędu Waffen SS, kiedy przyszła depesza od Bittricha wzywająca go do natychmiastowego powrotu. Wybiegł na zewnątrz i wskoczył do samochodu. „Wracamy do Arnhem! Jedź jak szatan” – rozkazał swojemu kierowcy SS-Rottenführerowi Seppowi Hinterholzerowi.
Ku jego irytacji jazda potrwała jedenaście i pół godziny. Pod nieobecność Harmela SS-Standartenführer Paetsch usiłował działać, podnosząc alarm w 10. DPanc SS. Najlepszym pododdziałem, jaki miał do dyspozycji, był batalion rozpoznawczy SS-Sturmbannführera Brinkmanna.
Pododdział ten miał do Arnhem najdalej ze wszystkich elementów II KPanc SS. Ludzie Brinkmanna stacjonowali na wschód od kwatery głównej Harmela w Ruurlo, w wioskach Borculo i Eibergen. Ze zrozumiałych powodów Paetscha niepokoiła także sytuacja na obszarze na wschód od Arnhem i rozkazał Brinkmannowi skierować część jego ludzi do zabezpieczenia miejscowości Emmerich i Wesel. Na skutek tego do działań w obszarze na zachód od Arnhem mogła zostać przeznaczona tylko jedna kompania pod dowództwem Karla Ziebrechta.
Reklama
Generał von Tettau umieścił swoje stanowisko dowodzenia w Grebbebrgu, ok. 16 kilometrów na zachód od Arnhem. Otrzymywał sprzeczne meldunki o miejscach desantu, ale z powodu manekinów spadochroniarzy zrzuconych na południowy wschód od Utrechtu wydawało się, że nieprzyjacielowi nie chodzi o Arnhem.
Morale katastrofalnie spadło
Kiedy w Hadze SS-Obergruppenführer Rauter odebrał wiadomość o desantach, postanowił wesprzeć von Tettaua. Natychmiast zatelefonował do SS-Haupsturmführera Hellego, dowodzącego batalionem wartowniczym holenderskiego SS w obozie koncentracyjnym Amersfoort.
Helle w tym czasie przebywał w towarzystwie swojej kochanki pochodzącej z holenderskiej Jawy i nie życzył sobie, aby mu przeszkadzano. Kiedy SS-Obersturmführer Naumann odebrał telefon, Rauter rozkazał przekazać Hellemu, że ma się on natychmiast zameldować. Helle niechętnie pożegnał kochankę i skontaktował się z kwaterą główną von Tettaua.
Otrzymał rozkaz dotarcia ze swoim batalionem do Ede na północny zachód od Oosterbeek. Kiedy ludzie Hellego dowiedzieli się, że czeka ich bój, morale natychmiast katastrofalnie spadło. W czasie przemarszu wielu esesmanów zdezerterowało.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
O 16.20 Tettau porozumiał się z SS-Sturmbannführerem Krafftem zabezpieczającym rejon na zachód od Oosterbeek i poinformował go, że przeciwnik rzekomo desantował się w Driel i Nijmegen. Krafft zwrotnie zameldował o sytuacji w Wolfheze i prosił o przysłanie wsparcia.
Von Tettau zapewnił go, że organizuje je sztab Christiansena dysponujący Grupą Bojową „Eberwein” złożoną z pułku szkolno-zapasowego „Hermann Göring” i kadry Szkoły SS, podlegającej szefowi SD Rauterowi. Był jednak poważny problem – żadna z tych grup nie była w stanie dotrzeć do Kraffta wcześniej niż rankiem następnego dnia.
Reklama
Kursanci na odciecz
Również SS-Standartenführer Hans Lippert miał się zameldować u von Tettaua w Grebbenburgu. Jego szkoła podoficerska została rozbudowana do rozmiarów pułku, czyli co najmniej trzech batalionów. Na skutek chaotycznych meldunków o alianckich desantach w Utrechcie, Veendaal, Dortrechcie i Tiel von Tettau do końca dnia nie wydał Lippertowi żadnych rozkazów.
Lippert był weteranem 9. DPanc SS, a większość jego kursantów miała już za sobą rok służby. Dla wielu z nich były to doświadczenia z walk na froncie wschodnim. Oznaczało to, że potrafią walczyć. SS-Hauptscharführer Erwin Heck służył od 1938 roku, a z powodu rany odniesionej w latem w Rosji trochę utykał.
Heck i większość jego kursantów usłyszeli o alianckich desantach, będąc na holenderskim wybrzeżu. Około 17.00 Harzer przyjechał do majora Schleifenbauma, który pod nieobecność generała majora Kussina usiłował zorganizować obronę mostu w Arnhem. Brytyjczycy na razie się nie pokazali w mieście. Zdecydowano, że wszystkie jednostki będące w rejonie dworca kolejowego, czy dopiero przybyłe, czy czekające na transport, mają wziąć udział w boju.
Absolutnie wszyscy musieli być uzbrojeni i otrzymać przydział liniowy. Byli wśród nich SS-Unterscharführer Alfred Ringsdorf, który właśnie przyjechał do Arnhem, i sierżant sztabowy Emil Petersen ze Służby Pracy Rzeszy (Reichsarbeitsdienst) czekający na pociąg do Niemiec. Petersen i jego 35 podwładnych nie jadło nic od 25 godzin. Bittrich również pojawił się w Arnhem, inspekcjonując stanowisko dowodzenia SS-Hauptsturmführera Möllera w rejonie Den Brink.
Reklama
W mieście panowało zamieszanie
Dworca i linii kolejowych strzegły karabiny maszynowe i strzelcy wyborowi. Drogi wylotowe były patrolowane przez samochody pancerne. Obrona robiła wrażenie solidnie zorganizowanej. W tym czasie mechanicy Harzera harowali całe popołudnie, aby doprowadzić do gotowości częściowo rozebrane do transportu wozy bojowe.
Około 18.30 czterdzieści pojazdów z batalionu rozpoznawczego SS-Hauptsturmführera Gräbnera było gotowych ruszać z Hoenderloo na południe. Ich zadaniem było przeprowadzenie rozpoznania w stronę Nijmegen i dostarczenie informacji o działaniach nieprzyjaciela. Gräbner przejechał przez prawie wymarłe Arnhem i tuż przed 19.00 jego kolumna przekroczyła rzekę mostem drogowym. Półtora kilometra dalej Gräbner meldował do sztabu dywizji: „Nieprzyjaciela nie napotkano. Nie ma żadnych spadochroniarzy”.
Jednak w Arnhem panowało zamieszanie. Major Schleifenbaum nie był w stanie ostrzec wszystkich niemieckich jednostek zmierzających do miasta. Skutki można było przewidzieć. Jednostka artylerii przeciwlotniczej Luftwaffe – 80 żołnierzy obsługujących armaty kalibru 20 mm i 88 mm – zaraz przy wkroczeniu do Arnhem dostała się pod ostrzał Brytyjczyków.
Przeciwlotnicy wyskoczyli z pojazdów i z miejsca podjęli walkę ogniową. W innym miejscu niemieccy saperzy szturmowi jadący czterema ciężarówkami, wśród nich SS-Oberschütze Dombrowski, ze zdumieniem dostrzegli pociski smugowe przelatujące nad drogą. „Idioci! – pomyślał Dombrowski. – Urządzili sobie ćwiczenia!”. Nagle zza drogi dobiegł go wściekły ryk jakiegoś majora: „To ostra amunicja – Angole wylądowali!”. Dombrowski z kolegami wyskakiwali pospiesznie z ciężarówek i włączali się do walki.
Reklama
Zdobycie przez Brytyjczyków przuczółka
Sierżant Petersen i jego podwładni otrzymali przydział do kompanii liczącej ok. 250 ludzi. Był jednak jeden problem – nie wszyscy byli uzbrojeni. Tylko Petersen i jego czterej ludzie mieli pistolety maszynowe. W koszarach SS wydano im wiekowe karabiny. Nawet uzbrojeni nie byli jednak zachwyceni perspektywą walki u boku Waffen SS.
O zmierzchu maszerowali już przez Arnhem, docierając na odległość 250 metrów od mostu. Nagle zorientowali się, że obok idą brytyjscy spadochroniarze. Gdy wszyscy dostrzegli pomyłkę, z obu stron padły strzały. Petersen, czołgając się, ukrył się w małym parku, gdzie napotkał większość ludzi ze swojego plutonu. Brytyjczycy obsadzili budynki po obu stronach parku i niemiecka kompania znalazła się w silnym ogniu krzyżowym.
Gräbner nie otrzymał szczegółowych rozkazów i nie wzmocnił straży na moście drogowym w Arnhem. Miał tylko karabin maszynowy w umocnionym stanowisku osłaniany przez jeden samochód pancerny. Niecałe pół godziny po przejeździe kolumny Gräbnera Brytyjczycy opanowali północny przyczółek mostu. Szybko zlikwidowali obsługę kaemu w schronie. Stanowiący jego załogę młodzi esesmani byli żółtodziobami i nawet nie patrolowali przedpola. Czuli się bezpieczni w schronie, tak przynajmniej myśleli. (…)
Dlaczego spadochroniarze nie zajęli mostu?
Paradoksalnie, utrata bunkra okazała się korzystna dla przebiegu niemieckiej obrony. W chwili gdy Brytyjczycy zamierzali przejść po moście, od południowego przyczółka nadjechały cztery ciężarówki wypełnione grenadierami pancernymi. Kierowca pierwszej z nich, widząc pożar, zwolnił, aby zorientować się w sytuacji, i znalazł się pod ogniem Brytyjczyków. Po kilku chwilach wszystkie ciężarówki płonęły, a wielu grenadierów skakało z krzykiem z mostu do rzeki.
Reklama
Pozostali, ciągle oszołomieni, zostali wzięci do niewoli. Płonące ciężarówki na nowo oświetliły most i ta iluminacja w połączeniu z wysoką temperaturą skutecznie powstrzymała Brytyjczyków przed próbą opanowania południowego przyczółka.
W wir zamieszania w Arnhem dostały się także inne jednostki. Był to między nimi batalion SS-Hauptsturmführera Karla-Heinza Eulinga z 10. DPanc SS, który miał wzmocnić garnizon w Nijmegen. Na północnym przyczółku mostu jego awangarda dostała się pod silny ostrzał. Do mostu maszerowała także kompania z 21. pułku grenadierów pancernych SS, również z 10. DPanc SS. Służący w nim SS-Rottenführer Rudolf Trapp razem z wieloma kolegami pedałował energicznie z Deventer do Arnhem na „zarekwirowanym” rowerze.
Kiedy dotarli do przedmieść Arnhem, zostawili rowery i pieszo ruszyli w stronę mostu. „Było chyba koło ósmej wieczorem – wspominał Trapp – bo już zapadał zmierzch”. Ich zadaniem było oczyszczenie domów położonych pod wiaduktem mostowym. Wkrótce zaczęli padać pierwsi zabici i ranni.
Trappowi i kolegom brakowało broni i musieli korzystać z karabinów poległych i rannych Brytyjczyków „Później dostaliśmy trochę pancerfaustów i amunicji”. Było jasne, że Brytyjczycy zorganizowali silną obronę północnego przyczółka mostu opartą na pobliskich budynkach.
Reklama
Szukanie winnego
Na miejscu walki zjawiła się także kompania z 10. batalionu rozpoznawczego SS, dowodzona przez Karla Ziebrechta. Jej zadaniem było rozpoznanie podejść do mostu. Gdy tylko samochody pancerne ruszyły naprzód, zostały ostrzelane i było jasne, że Brytyjczycy mocno trzymają okolicę. Kaemy Ziebrechta odpowiedziały ogniem, ale kompania była zbyt słaba, aby dokonać czegoś więcej. Jej dowódca zameldował przez radio Paetschowi o swoich ustaleniach. (…)
Opanowanie przez Brytyjczyków północnego przyczółka mostu oznaczało, że Harmel był zmuszony poszukiwać innej drogi przedostania się ze swoimi ludźmi przez rzekę. Uważał, że za tę sytuację odpowiedzialność ponosi Gräbner. „Gdyby tylko zostawił kilku żołnierzy dla wzmocnienia ochrony mostu – narzekał – wszystko potoczyłoby się inaczej” .
Jednak to Harzer rozkazał Gräbnerowi skupić uwagę na sytuacji w Nijmegen. Prawdziwym winowajcą był Kussin, którego nie było w sztabie obrony akurat w chwili, gdy był tam najbardziej potrzebny. W rezultacie bój o most toczono w całkowitej improwizacji i nikt nie sprawował ogólnego dowództwa.
Schleifenbaum był tylko majorem, więc nie mógł sobie podporządkować wszystkich niemieckich jednostek w pobliżu. Oznaczało to, że po stronie niemieckiej nie ma jednolitego dowodzenia nad wszystkimi formacjami, które akurat znajdowały się w mieście.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Anthony’ego Tuckera-Jonesa pt. Most diabła. Arnhem 1944. Jej polskie wydanie ukazało się w 2023 roku nakładem wydawnictwa Bellona.