Zamek na Wawelu nie został zdobyty siłą przez zewnętrznego agresora ani za czasów dynastii Piastów, ani w epoce Jagiellonów. Po raz pierwszy stało się to dopiero w stuleciu XVII. Pomimo nikłych szans obrońcy stawili niezwykle zaciekły opór.
Szybkość erozji władzy w Polsce podczas niesławnego potopu szwedzkiego zaskoczyła wszystkich. Karol Gustaw wkroczył na obszar Rzeczpospolitej w lipcu 1655 roku, a już we wrześniu Jan Kazimierz Waza, zepchnięty do Krakowa, podjął decyzję o opuszczeniu kraju. Sam zamek królewski na Wawelu nie został jednak poddany bez walki. Bronił się zacieklej od niemal całej reszty kraju.
Reklama
Zamek królewski na Wawelu przedstawiał dość ponury widok, jeszcze zanim dosięgły go wrogie kule armatnie. W dniu 18 stycznia 1649 roku, nazajutrz po koronacji Jana Kazimierza, w rezydencji wybuchł kolejny z jakże licznych pożarów.
Nowy król akurat zasiadł do wieczerzy, gdy doniesiono mu, że pali się „wieża pięknej struktury, przylegająca do pokoju sypialnego”, a więc wieża Zygmunta III Wazy. Ogień, tradycyjnie, zaczął się od uszkodzonego lub źle wykonanego komina. I nie dało się go gasić, bo topiące się od gorąca miedziane pokrycie dachu „wzbraniało przystępu”. Zniszczenia zapewne wyszły poza wieżę, łącznie szacowano je na 20 000 florenów, a więc jakieś dwa i pół miliona dzisiejszych złotych.
Wobec trwającej już wojny kozackiej trudno było myśleć o inwestowaniu tak wielkiej kwoty w nieużywaną rezydencję. Prace naprawcze prowadzono, jak należy sądzić, w ograniczonej skali, a po przeszło sześciu latach dom królewski wciąż nosił ślady pożogi.
Nowa linia umocnień Wawelu
Przynajmniej umocnienia wzgórza były w znacznie lepszym stanie niż za czasów któregokolwiek z Zygmuntów. Starszy brat Jana Kazimierza, Władysław IV Waza, nie przewidział wielkiej rebelii kozackiej i nie zadbał wystarczająco o podniesienie potencjału obronnego kraju. Zamiast myśleć o ryzyku wrogich najazdów, wolał snuć absurdalne wizje krucjaty przeciw Turkom i wyzwolenia Konstantynopola lub nawet Jerozolimy. Nie było jednak tak, że król zupełnie zignorował niepokojące sygnały.
Napięcia w kraju i za granicą sprawiły, że w latach czterdziestych XVII wieku Władysław włożył wiele wysiłku oraz pieniędzy w umocnienie Wawelu. Wzgórze, dotąd niebezpiecznie odsłonięte, wreszcie otrzymało nowoczesną linię fortyfikacji od strony południowej.
Reklama
Stanowiły ją nowe, obmurowane cegłą wały na zewnątrz murów, a przede wszystkim dwa wysunięte bastiony, przystosowane do użycia artylerii. Te kluczowe punkty obrony umieszczono bezpośrednio pod wieżami Sandomierską i Lubranką (Senatorską), skąd w razie ataku miał być prowadzony ostrzał przeciwnika.
Wawel nie stał się może na powrót twierdzą z prawdziwego zdarzenia, jaką był u schyłku średniowiecza, ale nie był też dłużej tylko wygodnym domem, odpowiadającym epoce prosperity i względnego spokoju. Można było przewidywać, że wzgórze zdoła przez kilka tygodni opierać się przeciwnikowi.
Wobec beznadziejnej sytuacji w kraju oraz niedoboru obrońców, zapasów i przede wszystkim sojuszników, chętnych pospieszyć z pomocą polskiemu królowi, rezultat walki mógł być jednak tylko jeden.
Wawel porzucony
W dniu 24 września zorganizowano na Wawelu nocną naradę dygnitarzy z udziałem monarchy. W toku gorączkowych dyskusji zapadła decyzja o dalszej ucieczce dworu Jana Kazimierza Wazy. Nie tylko z miasta, ale też z kraju.
Zawartość skarbca koronnego, a zwłaszcza insygnia konieczne do wyniesienia na tron kolejnego władcy, postanowiono wywieźć na Spisz. Królowa wraz z częścią dworu wyjechała na Śląsk. Król obiecywał, że będzie jeszcze próbować gromadzić posiłki, ale spodziewano się, że i on rychło zrejteruje na ziemie podległe cesarstwu.
Jan Kazimierz porzucił rezydencję przodków 25 września, a już nazajutrz pod Wawelem stanęły wojska Karola X Gustawa. Brama dolna zamku – przebudowana na początku XVII wieku na modłę barokową i z tego względu nazywana obecnie bramą Wazów – nie czekała otworem na najeźdźców. Podobnie nie rozwarto przed nimi bram miejskich.
Straceńcza misja Stefana Czarnieckiego
Monarcha chciał przynajmniej opóźnić postępy przeciwnika. Na dowódcę obrony i doraźnego gubernatora miasta oraz zamku wawelskiego wyznaczono Stefana Czarnieckiego.
Reklama
Przyszły regimentarz i hetman, a w opisywanym czasie kasztelan kijowski, miał za sobą liczne walki z Kozakami, Tatarami i Rosjanami. Nie znał się na oblężeniach, ale zdążył zasłynąć z wyjątkowego ryzykanctwa. A czy można było wyobrazić sobie misję bardziej ryzykowną niż straceńcza walka o jak najdłuższe utrzymanie tradycyjnej stolicy w polskich rękach?
Na mury zamkowe posłano regiment królewski pod dowództwem Fromholda Wolffa. W obronie brały udział również czeladź burgrabiowska oraz oddziały podległe staroście krakowskiemu. Wraz z milicją złożoną z mieszczan siły garnizonu miasta oraz zamku można szacować na maksymalnie trzy tysiące osób.
Oblężenie zaczęło się natychmiast. Wprawdzie Czarniecki zawczasu nakazał opróżnić z ludzi i spalić nieobwarowane przedmieścia Krakowa – Kleparz, Biskupie oraz Garbary – lecz nie poważył się podnieść ręki na budowle kościelne.
Już w pierwszym dniu walk, 26 września, Szwedzi zajęli położoną obok Wawelu wysoką świątynię Bernardynów, z której podjęto intensywny ostrzał. Efektem był pożar Lubranki oraz okolicznych zabudowań.
Reklama
W toku bitwy o Wawel kule armatnie wpadały też do pokojów pałacu, a sam dowódca został ciężko postrzelony w twarz. Głównym celem Skandynawów nie było jednak szybkie zajęcie korzystnie położonego wzgórza. Karol X Gustaw starał się raczej sforsować jedną z bram miejskich, wedrzeć się na ulice Krakowa i w ten sposób odciąć zamek od zaopatrzenia.
Niknąca nadzieja
Pomimo przytłaczającej przewagi najeźdźcy nie zdołali wykonać żadnego wyłomu w liniach obronnych. Impet natarcia słabł, ale tak samo z dnia na dzień coraz bardziej podupadało morale załogi. W pierwszym tygodniu walk Czarniecki był jeszcze w stanie, jak sam pisał, „animować” podkomendnych zapewnieniami o „prędkim przybyciu wojsk przy boku Jego Królewskiej Mości”.
W tygodniu drugim nadzieje ustąpiły pod naporem zwątpienia. W mieście mnożyły się rabunki i napady dokonywane przez członków garnizonu, a krakowscy rajcy otwarcie wzywali do poddania się Szwedom. Czarniecki nie miał innego wyjścia, jak tylko wreszcie zgodzić się na kapitulację, o ile ta odbędzie się z zachowaniem „honoru wojskowego”.
Pertraktacje z wrogiem trwały od 15 października. Dwa dni później podpisano warunki poddania miasta oraz Wawelu, a gubernator, wraz z 1800 żołnierzami, wyszedł poza mury i ruszył w kierunku Śląska. Żołnierzy nie rozbrojono ani nie pojmano. Ci w zamian zobowiązali się, że przez kolejny miesiąc nie będą brać udziału w walkach po żadnej stronie.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Pierwszy taki przypadek od sześciu stuleci
Jak wyjaśniał jeden z najlepszych znawców potopu profesor Adam Kersten, król szwedzki był w pełni przekonany, że nic nie ryzykuje, puszczając wrogów wolno. Dla niego wojna była skończona. Należało tylko jeszcze nakłonić Jana Kazimierza do abdykacji i zagarnąć polski tron.
Obrona Krakowa i Wawelu trwała łącznie trzy tygodnie. Dziewiętnastego października na Wawel wkroczyły oddziały szwedzkie pod dowództwem marszałka Arvida Wittenberga. Tego samego dnia po południu wzgórze odwiedził również zwycięzca oblężenia, Karol X Gustaw.
Reklama
„Po raz pierwszy w dziejach stopa najeźdźcy stanęła wówczas na Wawelu” – komentuje profesor Ryszard Skowron. Nie jest to do końca prawda.
Skała całożercy wielokrotnie przechodziła z rąk do rąk, zwłaszcza w dobie rozbicia dzielnicowego. Po raz pierwszy od przeszło sześciuset lat (i po raz pierwszy w ogóle, odkąd na Wawelu wzniesiono murowany zamek) zdarzyło się jednak, że wzgórze zostało zbrojnie zdobyte przez wroga zewnętrznego, a nie jednego z polskich dynastów. Chodziło w każdym razie o wypadek prawdziwie epokowy.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.