21 grudnia 1970 roku w Białym Domu doszło do spotkania Richarda Nixona z Elvisem Presleyem. W jego trakcie prezydent USA starał się przekonać króla rock’n’rolla do stworzenia piosenki propagandowej, mającej stać się hymnem rozpoczynającej się wojny ze środkami odurzającymi. O tym, jak wyglądał początek akcji, która do dzisiaj kosztowała Amerykanów ponad bilion dolarów pisze w swojej książce Norman Ohler.
Im bardziej krwawa stawała się wojna w Wietnamie i im gwałtowniejszy przebieg miały reakcje sprzeciwu w Ameryce, tym ostrzejsze były represje państwowe. Więzienia się zapełniały.
Reklama
Największe zagrożenie
[Orędownik psychodelików, profesor] Timothy Leary został skazany na 30 [!] lat pozbawienia wolności za posiadanie niewielkiej ilości marihuany skonfiskowanej w majtkach jego żony przez funkcjonariuszy straży granicznej. Ludzi, którzy brali LSD, zamykano w miejscach o zaostrzonym rygorze.Z amerykańskich więzień do Alberta Hofmanna w Szwajcarii docierało coraz więcej listów. Jego niegdysiejszy cud od dawna już zmieniał się w kłopotliwe dziecko. Polityk z Waszyngtonu nazwał nawet LSD „największym zagrożeniem, wobec którego stoi ten kraj, bardziej niebezpiecznym niż wojna w Wietnamie”.
Do siania paniki przyłączył się także amerykański prezydent. „Te proszki i pigułki zagrażają zdrowiu, witalności i poczuciu własnej wartości naszego narodu”, oznajmił Lyndon B. Johnson Kongresowi w 1968 roku. Miał na myśli nie masowo sprzedawane przez apteki i drogerie leki psychotropowe, blokery lękowe i środki antydepresyjne wywołujące silne skutki uboczne, ale substancje psychodeliczne, których zażywanie zostało uznane za przestępstwo. Społeczeństwo amerykańskie w kwestii LSD było podzielone.
W tym całym zgiełku w listopadzie 1968 roku Richard Nixon został wybrany na prezydenta. Z biegiem czasu udowodnił, ile ma w sobie kryminalnej energii, włamując się do biur wyborczych swoich demokratycznych rywali, co doprowadziło do wybuchu afery Watergate i jego rezygnacji. Swoje poglądy na temat prawa i bezprawia podsumował w taki sposób: „Jeśli prezydent coś robi, to znaczy, że nie jest to nielegalne”.
„Wyeliminować, zakazać, uwięzić”
Kiedy w 1969 roku Timothy Leary ogłosił, że będzie się ubiegał o stanowisko gubernatora przeciwko urzędującemu gubernatorowi Kalifornii Ronaldowi Reaganowi, a John Lennon napisał mu hymn na kampanię wyborczą Come Together, Leary, któremu poprzedni wyrok uchylono z powodu błędów proceduralnych, został ponownie skazany za posiadanie nieznacznej ilości konopi indyjskich. Tym razem na 20 lat pozbawienia wolności, a stawienie się do odbycia tej kary definitywnie wykluczało go z wyborów.
W 1971 roku Nixon uczynił walkę państwa z narkotykami najwyższym priorytetem i kontynuując dzieło Anslingera, wymyślił dalekosiężny, egzekwowany na arenie międzynarodowej program rządu USA, zwany „wojną z narkotykami”. Wdrażając w życie koncepcję: „Wyeliminować, zakazać, uwięzić”, do dziś wydano na ten cel ponad bilion dolarów z pieniędzy podatników, a rezultatem są pełne więzienia, kwitnąca globalna mafia i rosnąca nieuregulowana konsumpcja narkotyków na całym świecie.
Reklama
John Ehrlichman, doradca Nixona ds. polityki wewnętrznej, po przejściu na emeryturę podsumował wysiłki prezydenta w następujący sposób:
Mieliśmy dwóch wrogów: ruch antywojenny i czarnych. Wiedzieliśmy, że nie możemy zakazać ani postaw antywojennych, ani bycia czarnym, ale skłaniając opinię publiczną do kojarzenia hipisów z marihuaną, a czarnych z heroiną, a następnie ścigając ich karnie z całą mocą, byliśmy w stanie niszczyć obie te grupy. Mogliśmy więzić ich przywódców, przeszukiwać ich domy, torpedować ich spotkania i oczerniać ich każdego wieczoru w mediach. Czy wiedzieliśmy, że kłamiemy w sprawie narkotyków? Oczywiście.
Elvis pisze list do Nixona
W kampanii antynarkotykowej Nixona wspierał nie kto inny jak sam Elvis Presley, który tuż przed Bożym Narodzeniem 1970 roku złożył niespodziewaną wizytę swemu „podziwianemu prezydentowi”. Kilka dni wcześniej w pierwszej klasie samolotu amerykańskich linii lotniczych pismem chwiejnym od nadużywania leków psychotropowych król rocka napisał list do Białego Domu.
Wyraził w nim swoją troskę o Amerykę ze względu na „kulturę narkotykową, elementy hipisowskie […], Black Panther”. W związku z tym wyrażał gotowość do pracy jako tajny policjant antynarkotykowy, o ile zostanie mianowany agentem federalnym (Federal Agent at Large).
Reklama
Aby podkreślić swoją przydatność jako federalny śledczy, zwracał uwagę na fakt, że odbył „gruntowne studia dotyczące nadużywania narkotyków”. Ponadto zna się na „komunistycznych technikach prania mózgu” i został wybrany jednym z „dziesięciu wybitnych młodych mężczyzn Ameryki” na nadchodzący rok z uwagi na swoją pracę w zakresie edukacji antynarkotykowej.
W postscriptum listu oznaczonego jako „prywatny i poufny” (ang. Private and Confidential) gwiazda rocka śpieszyła zapewnić prezydenta: „Uważam, że pan również jest Top Ten najwybitniejszych ludzi Ameryki”.
Nixonowi najwyraźniej to schlebiało, ponieważ przychylił się do prośby i zaprosił Elvisa do Gabinetu Owalnego. Uczynił to tym chętniej, że za takim spotkaniem opowiadali się też jego doradcy: „Ponieważ Prezydent pragnie poznawać inteligentnych młodych ludzi spoza rządu”. A wewnętrzna notatka Białego Domu podsumowywała: „Presley byłby idealnym kandydatem na początek”.
Inny doradca dodał do tego zdania odręcznie napisany komentarz: „Chyba żartujesz” (ang. You must be kidding). Z archiwów nie wynika, czy autor komentarza miał na myśli niezbyt młody wiek Presleya, wówczas 35 lat, czy też określenie „inteligentny”.
Reklama
Spotkanie prezydenta z Presleyem
To dziwne spotkanie rozpoczęło się 21 grudnia 1970 roku o godzinie 12.30. Elvis miał na sobie bursztynowe okulary przeciwsłoneczne typu aviator, purpurowy garnitur z szerokim złotym paskiem na okrągłym brzuchu i ciemną, welurową kurtkę. Jako upominek ofiarował prezydentowi Colta 45 z czasów drugiej wojny światowej, pamiątka umieszczona była w ręcznie rzeźbionym drewnianym pudełku.
Król rocka szybko przeszedł do rzeczy, wyrażając przekonanie, że Beatlesi „silnie wspierają antyamerykańskiego ducha”. W USA mieli „zarobić dużo pieniędzy, po czym wrócili do Anglii i głosili tam swoje antyamerykańskie tezy”.
Nixon patrzył na nabrzmiałą twarz podstarzałej gwiazdy i skinął głową.
– Ci, którzy zażywają narkotyki – potwierdzał prezydent USA – są także pionierami antyamerykańskich protestów. Przemoc, narkomania, nieporozumienia i protesty, wszystko to pochodzi od tej samej grupy młodych ludzi.
– Jestem po pańskiej stronie – zgodził się Elvis „w emocjonalny sposób”, jak to ujęto w protokole Białego Domu, podkreślając bezwarunkową gotowość piosenkarza do pomocy w przywracaniu szacunku dla amerykańskiej flagi. – Jestem tylko biednym chłopakiem z Tennessee. Dostałem wiele od mojego kraju i teraz chcę coś dać w zamian. Mogę pójść prosto do grupy hipisów, a gdy zostanę przez nich zaakceptowany, będę mógł pomóc w walce z narkotykami. Czy za tę pracę mogę otrzymać odznakę [Biura ds. Narkotyków Niebezpiecznych Leków]? Zbieram odznaki.
Reklama
Nixon spojrzał w zamyśleniu na Elvisa.
– Poproszę moich ludzi, żeby się tym zajęli – zapewnił. – Tylko proszę uważać, żeby nie stracił pan wiarygodności.
– Co pan przez to rozumie? – zapytał Elvis.
Propozycja nagrania piosenki
Zamiast odpowiedzieć, Nixon zasugerował mu nagranie piosenki antynarkotykowej. Tytuł mógłby brzmieć: Get High on Life (Narkotyzuj się życiem). Przed spotkaniem Nixon został poinformowany przez swoich współpracowników o potencjale takiej piosenki propagandowej, ponieważ „przeciętna amerykańska rodzina posiada cztery odbiorniki radiowe, (a) dziewięćdziesiąt osiem procent młodych ludzi w wieku od 12 do 17 lat słucha radia”.
Prezydent zasugerował, że Elvis mógłby nagrać taki utwór, mogący pomóc w sprowadzaniu młodzieży na właściwą drogę, w Lexington, na Farmie Narkotykowej – instytucji, w której osadzeni, w większości Afroamerykanie, zdegradowani zostali do roli królików doświadczalnych.
– Nie lekceważmy wpływu telewizji – powiedział Nixon do Elvisa.
W tej kwestii doradcy również go przygotowali: – Szacuje się, iż od narodzin do ukończenia szkoły średniej człowiek ogląda telewizję od 15 tysięcy do 20 tysięcy godzin. To mniej więcej tysiąc godzin rocznie, średnio trzy godziny dziennie. Więcej czasu, niż dziecko spędza w klasie. Od tego możemy zacząć.
Reklama
Elvis patrzył na Nixona ze wzruszeniem. Nie skomentował propozycji nagrania piosenki, ale „w zaskakującym, spontaniczny mgeście objął prezydenta lewym ramieniem i go uściskał”. Ponownie zapewnił:
– Naprawdę jestem wielkim zwolennikiem pańskiej pracy.
– Niech pan uważa na swoją wiarygodność – powtarzał Nixon raz po raz, uwalniając się od Elvisa i ściskając jego dłoń na pożegnanie.
Marny koniec króla rock’n’rolla
Zaledwie 6,5 roku później, w wieku zaledwie 42 lat, Elvis Presley zmarł podczas defekacji w swojej toalecie, w posiadłości Grace-land w Memphis w stanie Tennessee. Pomimo dwukrotnej kuracji odwykowej i leczenia metadonem silnie uzależniony od tabletek król rocka cierpiał na polipragmazję, czyli przyjmowanie zbyt wielu różnych leków.
W ciągu pierwszych 8 miesięcy 1977 roku jego lekarz, który stracił prawo wykonywania zawodu po śmierci wybitnego pacjenta, przepisał mu ponad 10 tysięcy dawek środków uspokajających, amfetaminy, leków przeciwdepresyjnych i opioidów, takich jak kodeina. Stanowiło to ponad czterdzieści tabletek dziennie. Sekcja zwłok Presleya wykazała obecność czternastu różnych substancji we krwi.
Leki psychotropowe przepisywane przez lata spowodowały u niego silne, chroniczne zaparcia. W konsekwencji wysiłek związany z defekacją fatalnie wpłynął na aortę brzuszną, powodując jej ściśnięcie i blokując dopływ krwi do serca. Wszystkie zażywane przez Presleya pigułki były legalnymi preparatami międzynarodowych firm farmaceutycznych.
Podczas dwóch kuracji odwykowych apatyczny pod koniec Elvis nigdy nie przeszedł terapii środkami psychodelicznymi w celu wyleczenia go z uzależnienia od tabletek, ponieważ środki te zostały zakazane przez Nixona. Stanowiły część kultury narkotykowej, z którą walczyć chciał sam Elvis, tracąc przy tym więcej niż tylko swoją wiarygodność.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Normana Ohlera pt. Odurzeni. Naziści, CIA i sekretna historia psychodelików. Jej polska edycja ukazała się w 2024 roku nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Przekład: Monika Kilis.
Nowa książka Normana Oghlera
WIDEO: Prędkość podróży w średniowieczu. Ile kilometrów na… dobę?