Obyczaje związane z pogrzebem przez tysiąc lat zmieniły się nie do poznania. Dzisiaj takie ceremonie są w krajach słowiańskich podniosłe i pełne smutku. We wczesnym średniowieczu nasi odlegli przodkowie postępowali jednak… o wiele bardziej swobodnie.
Względnie wczesne źródła, zwłaszcza wschodnie, ale też chociażby czeskie, wskazują, że pochówek zmarłego nie musiał być na Słowiańszczyźnie wydarzeniem posępnym czy nawet podniosłym. Wymagał za to zaskakującego – przynajmniej z obecnej perspektywy – wysiłku fizycznego.
Reklama
W Powieści minionych lat można wyczytać, że Słowianie wschodni odprawiali nad zmarłymi „tryznę”. Był to, jak się sądzi, rodzaj igrzysk i zapasów, które towarzyszyły pogrzebowi.
Być może iście sportowe konkurencje odbywały się ku czci zmarłego. Ale mogło być też tak, że zwyczaj zasadzał się na przekonaniach religijnych, służył symbolicznemu odegnaniu czy też prześcignięciu śmierci.
Taniec z maskami i wywoływanie cieni
Podobne ceremonie miały chyba, jak twierdziła Nina Ostoja-Zagórska na kartach Słownika starożytności słowiańskich, charakter ogólnosłowiański. W każdym razie w Czechach jeszcze u schyłku XI wieku jeden z książąt zwalczał tradycyjne obrządki pośmiertne, którym oddawali się „pół-poganie” zamieszkujący prowincję.
Wśród inkryminowanych praktyk znalazły się „korowody” i „bezbożne gry wyprawiane nad zmarłymi”, w ramach których ponoć „tańczono z nałożonymi na twarz maskami i wywoływano cienie zmarłych”.
Reklama
Strawa czyli (nie do końca) uczta pogrzebowa
Obok tryzny organizowano jeszcze „strawę”. W Polsce w ten sposób aż do XV wieku mówiło się o stypach. Wbrew nazwie o strawie wspominano jednak zwykle nie w kontekście uczty pogrzebowej, ale przede wszystkim pijaństwa towarzyszącego pochówkowi.
Już na początku VII wieku bizantyński autor Teofilakt Simokatta opowiadał o wodzu Słowian, którego zgubił fakt, że nie był w stanie stanąć do walki, ponieważ „był nieprzytomny po pijatyce”, którą wyprawiono w związku z pogrzebem jego brata.
Kronika z Rusi donosiła z kolei o tym, jak księżna Olga Kijowska w połowie X wieku rozmyślnie upiła swoich wrogów, słowiańskich Drewlan, miodem, właśnie podczas pogrzebu. Dzięki temu następnie mogła bez trudu zarządzić ich wymordowanie.
„Głośno objawiali radość i cieszyli się”
Zarówno podczas tryzny, jak i strawy nie wyczuwało się chyba zwykle smutku, przygnębienia stratą. Według arabskiej Relacji anonimowej Słowianie wręcz „głośno objawiali radość i cieszyli się przy paleniu zmarłego”, ponoć dlatego, że bóg, w którego wierzyli, „zmiłował się” nad tym, kto odszedł.
Reklama
Oczywiście nie sposób stwierdzić, czy było to podejście powszechne, czy też właściwe tylko dla określonych obszarów i grup.
W każdym razie w Relacji anonimowej pada jeszcze wzmianka o tym, że ucztę ponawiano w rocznicę zgonu. Wówczas krewni zmarłego brali dwadzieścia dzbanów miodu i udawali się na miejsce pochówku, gdzie „jedli i pili”.
****
Artykuł powstał na podstawie mojej nowej książki pt. Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To wnikliwe spojrzenie na początki Słowiańszczyzny, wykorzystujące najnowsze ustalenia naukowe. Poznaj życie codzienne, obyczaje i zagadkowe pochodzenie naszych przodków. Dowiedz się więcej na Empik.com.